Nie będziemy świadkami krwawej walki o tron. Nie te czasy. Czy będziemy oglądać upadek brytyjskiej monarchii? Królewski wnuk przyznaje: Nikt nie chce zakładać korony. Bo ta nie daje władzy, nakłada za to ciasny gorset obowiązków. Przeciwnicy dworu zacierają ręce.
O śmierci królowej Elżbiety II jako pierwszy dowiaduje się jej osobisty sekretarz, sir Christopher Edward Wollaston MacKenzie Geidt. To jemu przypada smutny obowiązek poinformowania brytyjskiego premiera. Przez telefon mówi: "London Bridge is down" ("Most Londyński runął" – red.). Brytyjski rząd przekazuje wiadomość dalej – do kilkudziesięciu krajów, dla których Elżbieta II formalnie bądź symbolicznie jest głową państwa. Dziewięć dni po jej śmierci odbędzie się pogrzeb.
Pałac Buckingham i rząd zakładają, że królowa prawdopodobnie odejdzie po krótkiej chorobie. Opinia publiczna dowie się o śmierci z BBC i agencji prasowych, które chwilę później będą cytowane przez media na całym świecie. Na bramie Pałacu Buckingham pojawi się oficjalny nekrolog. Brytyjskie gazety najpewniej mają w zanadrzu dziesiątki artykułów wspominających królową. "The Times" ma niemal gotowe wydania na jedenaście dni. Telewizje BBC i Sky News od dawna przeprowadzają próby specjalnych wydań programów na czas żałoby. Podczas nich prowadzący, na razie, o Elżbiecie II mówią per "pani Robinson".
Po śmierci królowej uwaga skupi się na następcy tronu. Królewski pierworodny, książę Karol, kilka lub kilkanaście godzin po ogłoszeniu smutnej wiadomości zostanie koronowany na króla Wielkiej Brytanii. Wygłosi mowę żałobną i uda się w podróż po królestwie. Żona króla Karola, Camilla, przedstawiona zostanie światu jako nowa królowa.
Tajne przygotowania i scenariusz działań, na czas, który z pewnością nadejdzie, opisał "The Guardian".
Książę obnaża duszę, w świat idzie: "Na co komu tron?"
To w przyszłości. Wróćmy jednak do tego, co dzieje się tu i teraz. O ile Brytyjczycy kochają Elżbietę II, to za następcą tronu niespecjalnie przepadają. W sondażu Opinion Poll z 2016 roku 73 procent ankietowanych wolałoby zamiast księcia Karola widzieć na tronie jego pierworodnego syna. Książę William jest drugi w kolejce dziedziczenia, mimo że Karol nie jest jedynakiem. Ale reguła jest prosta: pierwszy jest pierworodny królowej, jego rodzeństwo schodzi na dalszy plan, bo następne w kolejce są dzieci pierworodnego.
I tak jak Brytyjczycy nie widzą korony na głowie Karola, tak i on niespecjalnie pali się do nowej roli. Podobnie zresztą, jak się wydaje, pozostała część rodziny królewskiej.
Czy jest ktoś w rodzinie królewskiej, kto chciałby zasiąść na tronie? - Nie wydaje mi się, ale wypełnimy naszą służbę w odpowiednim czasie – oznajmił niedawno w wywiadzie dla "Newsweeka" drugi syn Karola, książę Harry - piąty w kolejce do tronu.
Choć Harry miał dobre intencje, a całość wywiadu dotyczyła modernizacji monarchii i poczucia misji rodziny królewskiej, to w świat poszła wiadomość: nikt w rodzinie królewskiej nie chce być królem czy królową. Królowa Elżbieta II, która nigdy nie udziela wywiadów, poradziła ponoć wnukowi, by zaprzestał publicznego "obnażania swojej duszy", bo jego słowa momentalnie zaczęli wykorzystywać przeciwnicy monarchii.
Jeśli to, co mówi książę Harry, jest prawdą, to potrzebujemy narodowej dyskusji o zakończeniu monarchii. Potrzebujemy głowy państwa, która przejawia wolę rządzenia.
Republic
Świetnie, "nie potrzebujemy ich utrzymywać"
"Jeśli to, co mówi książę Harry jest prawdą, to potrzebujemy narodowej dyskusji o zakończeniu monarchii. Potrzebujemy głowy państwa, która przejawia wolę rządzenia" – w odpowiedzi na rewelacje księcia napisali w odezwie Republikanie (Republic), organizacja, która od lat domaga się zmiany ustroju Wielkiej Brytanii, Chcą, by głowa państwa była wybierana w demokratycznych wyborach.
Szef Republikanów Graham Smith dodał: - Ciężko będzie rodzinie królewskiej odejść i popatrzeć na rzeczywistość obiektywnie, ale nie potrzebujemy ich dłużej utrzymywać.
Ich słowa odbiły się szerokim echem, mimo że jeszcze w 2015 roku w sondażu YouGov 68 procent zapytanych poddanych królowej stwierdziło: monarchia jest dobra dla naszego kraju.
Królowej się nie kłania
Jednak najbardziej znanym zwolennikiem zniesienia monarchii na Wyspach jest Jeremy Corbyn. I daje temu wyraz na każdym kroku. Szef Partii Pracy, która niedawno o włos przegrała wybory, podczas inauguracji nowego parlamentu nie wykonał tradycyjnego ukłonu przed Elżbietą II. Ten gest, a w zasadzie jego brak, podzielił Brytyjczyków. Jedni uważają to za afront w stosunku do całego narodu, druga strona przypomina, że Corbyn od lat jest antymonarchistą, który odmawia nawet odśpiewania hymnu. W końcu pada w nim zwrot: "God, save the Queen" ("Boże, chroń Królową").
Corbynowi, poza bizantyjskim stylem życia rodziny królewskiej, przeszkadza też to, że królowa, przynajmniej w teorii, może zezwolić szefowi brytyjskiego rządu na uwikłanie się w wojnę bez zgody parlamentu. Bo poza tym uprawnienia głównego lokatora Pałacu Buckingham są symboliczne - monarsze przysługuje tak zwana zasada trzech praw: prawo udzielania rady, prawo zachęcania oraz prawo ostrzegania. Za resztę de facto odpowiada demokratycznie wybrany rząd.
To znaczy, że brytyjska monarchia może, a nawet powinna móc przetrwać bez królowej. Czy aby na pewno?
Na to pytanie, nie bez rozterek, próbuje odpowiedzieć jej zwolennik - John Lloyd, współzałożyciel Reuters Institute for the Study of Journalism na Uniwersytecie Oksfordzkim.
- Zmniejszenie roli Wielkiej Brytanii po odejściu Elżbiety II będzie trudne do uniknięcia. Z pewnością kraj będzie przyduszony, bez względu na to, kto obejmie tron. Nową energię będzie mogło wnieść tylko wprowadzenie republiki. To oczywiście antymonarchistyczna propaganda. Ale kto wie, może to faktycznie by zadziałało? - retorycznie pyta Lloyd.
Władca bez władzy. To koniec?
Wśród swoich poddanych królowa brytyjska najwięcej krytyków ma poza Wielką Brytanią. Elżbieta II jest formalnie głową 16 państw należących do Wspólnoty Narodów (Commonwealth). Dziś jej członkami są w pełni niepodległe demokratyczne kraje z całego świata, których obywatele postrzegają jako anachronizm oddawanie hołdu zamorskiemu władcy bez władzy.
Sondaż New Zealand Republic z września 2016 roku pokazuje, że 59 procent obywateli Nowej Zelandii chce zmiany politycznego systemu swojego kraju i wprowadzenia wyborów, które wyłaniałyby głowę ich państwa. Podobne żądania wysuwa 53 procent ankietowanych mieszkańców Kanady (sondaż Ipsos z grudnia 2016 r.). Aż 73 procent kanadyjskich respondentów chce, by śmierć królowej Elżbiety II była pretekstem do zerwania pępowiny łączącej Ottawę i Londyn. Najwięcej przeciwników monarchia ma w kanadyjskiej prowincji Quebec. To akurat zrozumiałe, bo to była francuska kolonia, w której antybrytyjskość przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. Dla kanadyjskich zwolenników republiki prawdziwym prezentem była niefortunna wypowiedź księcia Harry'ego o nastrojach panujących w rodzinie królewskiej.
Od dawna wiadomo, że oni niechętnie podchodzą do kwestii objęcia tronu. W Kanadzie staramy się nie sprowadzać debaty o monarchii do personaliów, ale słowa księcia Harry'ego pokazują, że tak naprawdę tu nie chodzi o konkretne osoby, a o nas, Kanadyjczyków. I o to, na czym nam naprawdę zależy.
Tom Freda
- Od dawna wiadomo, że oni niechętnie podchodzą do kwestii objęcia tronu. W Kanadzie staramy się nie sprowadzać debaty o monarchii do personaliów, ale słowa księcia Harry'ego pokazują, że tak naprawdę tu nie chodzi o konkretne osoby, a o nas, Kanadyjczyków. I o to, na czym nam naprawdę zależy – stwierdził Tom Freda, szef ruchu Obywatele na rzecz Republiki Kanady (tłum. Citizens for a Canadian Republic).
Niewykluczone, że po śmierci Elżbiety II w Kanadzie i innych krajach Commonwealthu odbędą się referenda, w których poddani brytyjskiej Korony zdecydują, czy nadal chcą związków z Londynem.
Księcia uwiera gorset
Po krytyce księcia Harry'ego w obronę wzięli go liczni historycy i biografowie rodziny królewskiej, którzy tłumaczą, że wnuk Elżbiety II nie miał nic złego na myśli. Bo ostatecznie, kto chciałby dobrowolnie być otoczony ochroną od momentu porannej pobudki aż do śmierci.
- To był cały Harry. On zawsze był trochę narwańcem, zawsze mówi czy robi rzeczy, które mimo dobrych intencji pakują go w problemy – wyjaśniała Penny Junor, autorka wydanej w 2014 roku biografii księcia "Prince Harry: Brother, Soldier, Son" ("Książę Harry: brat, żołnierz, syn").
I dalej: - On był po prostu szczery. Każdy, kto wie, jakie życie prowadzą członkowie rodziny królewskiej, zdaje sobie sprawę z tego, że nikt w niej nie rozpycha się łokciami, żeby zdobyć tron.
- Ostatnią osobą, która naprawdę cieszyła się z objęcia tronu, była królowa Wiktoria w 1837 roku. Kolejni monarchowie już nie wykazywali takiego entuzjazmu, kiedy zdali sobie sprawę z całej masy wyrzeczeń, które wiążą się z królewską rolą - mówi Carol Harris, historyczka, autorka książki "Raising Royalty:1,000 Years of Royal Parenting" ("Wychowywanie królów: tysiąc lat królewskiego rodzicielstwa" - tłum. red.).
Harris dodaje, że Elżbieta II musiała dla tronu porzucić życie statecznej żony marynarza, czyli księcia Filipa.
Całą instytucję współczesnej monarchii bierze w obronę Akhilesh Pillalamarri z międzynarodowego magazynu "The Diplomat". Tłumaczy, że obecnie główną rolą Elżbiety II i innych współczesnych koronowanych głów jest bycie bezpieczną przystanią dla poddanych. Czyli w mniejszym stopniu rządzenie, a bardziej scalanie społeczeństw i zakopywanie podziałów wewnątrz nich. Bo monarchowie mogą wznosić się ponad polityczne podziały w sposób, na jaki nie stać demokratycznie wybranych głów państw. Nie są w żaden sposób uzależnieni od czyichś pieniędzy, od mediów czy zaplecza politycznego - przekonuje Pillalamarri.
- Monarchie chronią przed rządami ekstremistów. Nawet jeśli faktyczna władza spoczywa w ich rękach, to sama obecność monarchy powstrzymuje ich przed wykonywaniem skrajnie radykalnych ruchów. Obecność królów w Kambodży, Jordanii czy Maroku powstrzymuje szaleństwo najgorszych i najbardziej skrajnych polityków – wylicza publicysta.
W jego opinii monarchie stabilizują, bo zachęcają do powolnych, racjonalnych zmian w przeciwieństwie do reżimów, które dokonują zmian gwałtownych. - Monarchie w krajach arabskich to dużo bardziej stabilne społeczeństwa od tych, które przeżyły prawdziwe trzęsienie ziemi w czasie tak zwanej Arabskiej Wiosny – ocenia Pillalamarri.
Ostatnią osobą, która naprawdę cieszyła się z objęcia tronu, była królowa Wiktoria w 1837 roku. Kolejni monarchowie już nie wykazywali takiego entuzjazmu, kiedy zdali sobie sprawę z całej masy wyrzeczeń, które wiążą się z królewską rolą.
Carol Harris
Po co komu król?
Idąc tym tropem, warto przypomnieć monarchów, którzy byli gwarantami przy bezkrwawym przeprowadzaniu zasadniczych, koniecznych i (jak się wcześniej wydawało) niemal niemożliwych do wprowadzenia zmian.
Król Juan Carlos osobiście ręczył za pokojową przemianę Hiszpanii z państwa autorytarnego na demokratyczne. Dziś większość Hiszpanów chce, by jego syn Filip VI bardziej angażował się w życie publiczne i był rozjemcą w politycznych sporach.
Pod koniec II wojny światowej japoński cesarz Hirohito powstrzymał dążenie rodaków do dalszej walki i ocalił niezliczoną liczbę ludzkich istnień, ogłaszając kapitulację Japonii.
Współczesny świat zna też niestety monarchów, którzy nad dobro poddanych stawiają swoje. Najsmutniejsze jest to, że dla niepoznaki swoich państw nie nazywają królestwami. Ale jak inaczej nazwać Syrię Baszara al-Asada, Kubę Raula Castro czy Koreę Kim Dzong Una, gdzie władza przekazywana jest tylko w kręgu jednej rodziny.
Autor jest dziennikarzem „Faktów z Zagranicy” w TVN24BIS