"Przechodzieńka" raczej nie przejdzie, ale może doczekamy czasów, kiedy w ciążę zachodzić będą nauczycielki, a nie nauczyciele. To babskie gadanie czy męska logika?
– Język polski nie jest kobietą. Język polski do cna podszyty jest antykobiecym sentymentem! I jest na to mnóstwo dowodów – twierdzi Anna Kowalczyk, autorka książki "Brakująca połowa dziejów. Krótka historia kobiet na ziemiach polskich".
W książce, do której ilustracje zrobiła Marta Frej, Anna Kowalczyk skupia się na nieobecności kobiet w oficjalnej historii Polski i podręcznikach. Okazuje się, że spośród wszystkich bohaterów i bohaterek wymienionych imiennie w 28 podręcznikach do gimnazjum, mężczyźni stanowią, w zależności od książki, między 90 a 96 procent.*
Dlaczego tak się dzieje? Jest kilka powodów. Jednym z nich jest to, że przez wieki historyczne źródła tworzyli przede wszystkim wykształceni mężczyźni, elita. Historia spisana była przez mężczyzn dla mężczyzn.
Inny ważny – zdaniem autorki – powód nieobecności kobiet w historii to nasz język.
Niewidzialność językowa kobiet
Przyglądając się językowi, w którym przecież uczymy historii, zauważymy, że większość tekstów jest konstruowana tak, jakby dotyczyła wyłącznie mężczyzn. Albo tylko do nich była adresowana. I to właśnie przykład "niewidzialności językowej kobiet", o której mówią językoznawcy. Ha! Jak widać, właśnie przed chwilą powieliłam schemat. Napisałam o "językoznawcach", podczas gdy językoznawczyń jest bardzo dużo. Ale język polski po prostu zwykle preferuje mężczyzn i męskość. Winna temu jest tzw. gatunkowość rzeczowników męskoosobowych.
Chodzi o to, że gdy mówimy o grupie stu fizyczek, do której dołączył jeden fizyk, używamy słowa "fizycy". Kobiety giną. Jeden mężczyzna nadaje ton opowieści o grupie kobiet. Kiedy czytamy o powstańcach, naukowcach, Polakach, nie pamiętamy o tym, że wśród nich są też kobiety.
"Sama polszczyzna, jak widać, nie ułatwia oddania Polkom dziejowej sprawiedliwości, skoro już na poziomie konstrukcji gramatycznych uniemożliwia właściwe odnotowanie oczywistego faktu, że każde niemal wydarzenie i proces historyczny angażowało przedstawicieli obojga płci” – pisze Kowalczyk w "Brakującej połowie dziejów".
Czy jest na to rada?
– Nawet jeżeli uznamy, że odróżnienie form męskoosobowych („Nauczyciele pili”) i niemęskoosobowych („Nauczycielki piły” oraz „Zwierzęta, dzieci piły”) jest przejawem dyskryminacji kobiet w języku, to nic z tym nie zrobimy – wyjaśnia dr hab. Katarzyna Kłosińska, językoznawczyni, członkini Rady Języka Polskiego PAN. – Nie da się ustanowić przepisów, które mogłyby to zmienić. Nie można językiem sterować. Takie działania, narzucanie jakiś form często przynoszą odwrotny skutek. Ludzie czują się opresyjnie traktowani, nie lubią, gdy im się coś każe
Mimo to Anna Kowalczyk ma nadzieję, że ustawodawcy, a także nowe przepisy pozwolą zmniejszyć dyskryminację kobiet w języku. Chodzi jej o żeńskie nazwy zawodów i żeńską ich końcówkę, tzw. feminatyw.
– Liczę na Unię Europejską. Wyobrażam sobie, że zadba o to, byśmy przyzwyczajali się do mówienia o politykach i polityczkach, naukowcach i naukowczyniach. By to było zawarte w przepisach unijnych, które z czasem będziemy wdrażali w krajach członkowskich. Wtedy znikną takie koszmarki, które są wciąż w polskich ustawach, mówiące o "nauczycielu w ciąży" czy "nauczycielu na urlopie macierzyńskim" – wyjaśnia Kowalczyk.
I dodaje: – To wcale nie jest błaha sprawa i ma poważne konsekwencje. Odpowiedni język (czyli mówienie np. architekci i architektki, zamiast samo architekci) może uświadomić osobom zazwyczaj pomijanym, czyli kobietom i dziewczynkom, że to jest o nich, że dana kwestia dotyczy również ich.
Racja ministry Muchy
Trudno zapomnieć burzę, którą wywołała Joanna Mucha w 2012 roku, kiedy uparcie przedstawiała się jako ministra, a nie minister sportu. Doszło nawet do tego, że głos zabrała Rada Języka Polskiego. Napisano wtedy między innymi:
"Zastosowanie końcówki -a do tworzenia rzeczownikowych nazw zawodów nie ma tradycji w polszczyźnie, ale jej użycie w proponowanych formach typu ministra, premiera czy profesora bierze się zapewne stąd, że potencjalne formy ministerka, premierka, profesorka są odczuwane jako nacechowane potocznością (np. profesorka)".
Dalej rada unikała zajęcia jednoznacznego stanowiska wobec formy "ministra", przyznając jednak, że "formy żeńskie nazw zawodów i tytułów są systemowo dopuszczalne".
– Osobiście nie lubię używania końcówki "-a" do tworzenia żeńskich nazw zawodów. Nie mówimy przecież "lekara" czy "dziennikara" – mówi dr hab. Kłosińska. – Ale zdecydowanie lubię używać żeńskich nazw zawodów. I staram się to robić zawsze, kiedy jest to możliwe. Czasem formy żeńskie, pomijając kwestie światopoglądowe, są po prostu wygodne. Łatwiej jest powiedzieć "Poradziła mi to dobra psycholożka" niż "Poradziła mi to dobra psycholog".
Już 10 lat temu w tekście dla "Polityki" dr Kłosińska zauważyła, że najwyższy czas "zdjąć odium z żeńskich nazw zawodów i uznać, że nie ma nic złego w ministerkach czy prezydentkach". Dalej ostrzegała jednak:
"Mimo że dysponujemy całkiem dobrymi narzędziami słowotwórczymi, to nie każdą nazwę męską możemy przekształcić w żeńską. Nie dalibyśmy sobie rady jedynie z żeńskim 'przechodniem' – nie powiemy przecież 'Przechodnia zatrzymała się na środku jezdni' czy (jeszcze gorzej) 'Przechodzieńka zatrzymała się na środku jezdni'. Tu musimy stosować umowne formy typu 'kobieta przechodząca przez ulicę'".
Kilka dni temu, kiedy Aleksandra Dulkiewicz wygrała w Gdańsku wybory, część użytkowniczek internetu napisało w social mediach: "Gdańsk ma nową prezydentkę". Formy tej nie użył jednak żaden duży portal ani gazeta.
Tak więc może uda się z czasem wprowadzić pewne zmiany w języku polskim, ale na zmiany w związkach frazeologicznych i przysłowiach pewnie nie ma co liczyć. Te wydają się nieśmiertelne.
Seksistowskie przysłowia i frazeologia
Cechy pożądane, godne pochwały i naśladowania przypisuje się we frazeologii głównie mężczyznom.
Przykłady Kowalczyk:
Mamy "męską rozmowę" – poważną, konkretną, wartościową – versus błahe, niepoważne i jałowe "babskie gadanie”.
"Chłopska logika" (albo rozum) – prosta, trzeźwa i niepodważalnie słuszna jest w opozycji do „logiki babskiej”, która w domyśle jest pokrętna, złudna i prowadzi na manowce.
"Po męsku" to zwykle po prostu dobrze i solidnie. "Po babsku" (czy w wersji łagodniejszej "po kobiecemu") – przeciwnie, to nie tak jak należy, słabiej, gorzej.
Wykazanie się męstwem przysparza kobiecie chwały i godności.
Kobieta w polskich przysłowiach jest słaba, płaczliwa i niestała (Łaska pańska, gust kobiet, pogody jesienne – wszystko to odmienne). Jednocześnie kobieta jest podstępna i przebiegła (Nie wierzcie żadnej niewieście, choćby miała lat dwieście). Poza tym jest uparta, kłótliwa i zacietrzewiona (Łatwiej wroga pokonać niż kobietę przekonać).
Z przysłów polskich wyzierają też podwójne standardy w ocenianiu obu płci (Kobieta ma tyle lat, na ile wygląda, mężczyzna tyle, na ile się czuje). Przykłady można mnożyć.
– W języku odbijają się postawy, schematy i stereotypy dotyczące wielu rzeczy, również płci. Jeśli zestaw cech pożądanych u kobiet przez wieki składał się przede wszystkim z łagodności, pokory, urody, troskliwości i opiekuńczości, to trudno się dziwić, że mamy takie przysłowia, jakie mamy – mówi Kowalczyk.
Dr Kłosińska dodaje: – Ja staram się po prostu nie używać takich antykobiecych związków frazeologicznych. Podobnie, jak powiedzeń o Żydach, Cyganach, mniejszościach. One rzeczywiście utrwalają negatywne stereotypy.
To, jak mówimy, ma znacznie. Wpisuje się w powolną zmianę języka. Jeżeli nie podoba nam się mówienie o kobietach przy użyciu męskich form, można to powoli zacząć zmieniać, używając form żeńskich.
– Jeśli chcemy, by te formy weszły do języka, to ich po prostu używajmy, ale nie róbmy wokół tego szumu, bo jest to odbierane jako „majstrowanie” przy języku, a takie działania zawsze budzą podejrzenia – zauważa dr hab. Kłosińska.
*Badanie obecności kobiet w podręcznikach historii przeprowadziły Edyta Głowacka-Sobiech, Iwona Chmura-Rutkowska i Izabela Skórzyńska z poznańskiego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Efekty kilku lat pracy badaczek zostały przedstawione w książce "Niegodne historii? O nieobecności i stereotypowych wizerunkach kobiet w świetle podręcznikowej narracji".