Kreml boi się ich bardziej niż broni „made in USA” w Donbasie, choć uzbrojeni są tylko w pióro i doświadczenie. Gruzini, którzy zmienili kiedyś swój kraj, dziś są trzonem zespołu reform w Kijowie. Ukraina po Majdanie próbuje, jak dekadę temu Gruzja, wydostać się z postsowieckiej przestrzeni – nie w sensie geograficznym, rzecz jasna, ale systemowym. Dlaczego w Moskwie tak bardzo się tego boją?
Kilka dni temu, w wywiadzie dla "Politico" Micheil Saakaszwili otwarcie zadeklarował: tak, chcę być premierem Ukrainy. Dzień wcześniej z Kijowa przyszła informacja, że Chatia Dekanoidze, współpracowniczka byłego prezydenta Gruzji, została mianowana szefową ukraińskiej policji.
Reformatorzy z importu
Chciałbym wziąć udział w wielkich przemianach i reformach i bez względu na to, w jakim charakterze, mogę to zrobić, mogę to zrobić.
Micheil Saakaszwili
Saakaszwili i Dekanoidze należą do sporej grupy byłych urzędników i ekspertów z Gruzji, pracujących teraz dla rządu Ukrainy. Wszyscy pracowali wcześniej w administracji Saakaszwilego, gdy ten był prezydentem Gruzji (2004-2012). Sprawili, że ten niewielki kaukaski kraj stał się najszybciej i najskuteczniej przekształcającym się państwem Europy wschodniej, trafiając wręcz do światowej czołówki reform.
Nieformalny lider tego "gangu Gruzina", jak mówi się o nich w Kijowie z przymrużeniem oka, od pół roku jest gubernatorem Odessy. Dekanoidze była zaś dotąd doradcą szefa MSW Ukrainy Arsena Awakowa, przygotowując z nim i jego zastępczynią, także Gruzinką, Eką Zguladze, cały pakiet reform.
"Import" cudzoziemców mających pomóc w reformach nie jest niczym nowym w byłym ZSRR. Taki choćby Mart Laar, były premier Estonii i ojciec wolnorynkowych reform po odzyskaniu przez ten kraj niepodległości, w latach 2006-2008 był doradcą prezydent Gruzji, a w 2010 r. doradcą rządu Mołdawii.
Także prezydent Petro Poroszenko i premier Arsenij Jaceniuk zaprosili na stanowiska rządowe dużą liczbę zagranicznych ekspertów z zadaniem przeprowadzania reform. Ich główną zaletą, obok doświadczenia, ma być niezależność od lokalnych układów polityczno-biznesowych. Trzon tej ekipy stanowią Gruzini, którzy głównie trafili do wymiaru sprawiedliwości i organów siłowych, choć nie tylko tam.
Matka chrzestna policji i gruziński Cattani
Posadziliśmy jakieś 1000 skorumpowanych policjantów, około 300 prokuratorów, około 50 sędziów i 7-8 ministrów. Po tym wszyscy zrozumieli, że za złamanie prawa obowiązkowo będzie wyrok skazujący.
Eka Zguladze
Jekaterina (Eka) Zguladze-Glucksmann została 1. zastępcą ministra spraw wewnętrznych. Taką samą funkcję pełniła w Gruzji w latach 2006-2012, nadzorując reformę policji – jedno z największych osiągnięć przemian w tym kraju. W nowej ojczyźnie (konieczne było przyjęcie obywatelstwa ukraińskiego) Zguladze ma zreorganizować najbardziej skorumpowane drogówkę i milicję miejską.
W jednym z pierwszych wywiadów dla ukraińskich mediów chwaliła się skutecznością gruzińskiego modelu walki z korupcją: "Posadziliśmy jakieś 1000 skorumpowanych policjantów, około 300 prokuratorów, około 50 sędziów i 7-8 ministrów. Po tym wszyscy zrozumieli, że za złamanie prawa obowiązkowo będzie wyrok skazujący".
To Zguladze stoi za utworzeniem zupełnie nowej formacji – policji, która stopniowo zastępuje na ulicach ukraińskich miast skompromitowaną milicję. Zguladze po prostu skopiowała model gruziński, m.in. bardzo podnosząc płace. I zastosowała też stare metody. Na przykład 7 lipca zwolniła jednym ruchem całą drogówkę w obwodzie donieckim – 625 osób. Tydzień wcześniej tak samo zrobiła w obwodzie mikołajowskim. W obu przypadkach chodziło o totalną korupcję w tej służbie. Byli milicjanci mają jednak szansę służby w policji – jeśli poddadzą się lustracji.
Davit Sakwarelidze jest zastępcą prokuratora generalnego Ukrainy od lutego 2015 r. W latach 2008-2012 taką samą funkcję pełnił w Gruzji, kierując też prokuraturą w Tbilisi. Odniósł wielkie sukcesy w walce ze skorumpowanymi urzędnikami i przestępczością zorganizowaną (dostał nawet przydomek Komisarz Cattani, jak bohater znanego włoskiego serialu "Ośmiornica"). W Kijowie Gruzin ma zrobić porządek w prokuraturze generalnej (reorganizacja, zmiany personalne, nowe praktyki). I szybko przekonał się, że to być może najbardziej zanieczyszczona stajnia Augiasza na Ukrainie.
Na początku lipca głośno było o konflikcie Gruzina z prokuratorem generalnym Wiktorem Szokinem. Ludzie Sakwarelidzego zatrzymali dwóch wysokich rangą prokuratorów za branie łapówek. Szokin chciał wyciszyć aferę. Interweniował Poroszenko, którego przyjacielem jest Szokin. Skończyło się na zwolnieniu wspomnianych prokuratorów, ale Sakwarelidze dobitnie przekonał się, że póki jego szefem jest Szokin, na większe zmiany nie ma szans.
Minister, doradcy, gubernator
Pierwszym obywatelem Gruzji, który wszedł do ukraińskiego rządu, był Aleksandre Kwitaszwili. - Wszystko wydarzyło się w ciągu 36 godzin – opowiadał. Przyleciał 1 grudnia 2014 do Kijowa, porozmawiał 30-40 minut w sprawie pracy z prezydentem, premierem i przewodniczącym parlamentu, następnego dnia złożył wniosek o ukraińskie obywatelstwo, a po paru godzinach został nominowany na ministra.
Kwitaszwili był w Gruzji ministrem zdrowia (2008-2010), takie samo stanowisko dostał na Ukrainie. Zadanie? Reforma pozostającej w fatalnym stanie służby zdrowia. W swoim kraju rozwiązał to radykalnie – drogą jak najdalej idącej prywatyzacji. Ale wielka Ukraina to nie parumilionowa Gruzja. W efekcie reformy toczą się bardzo powoli, a i sam minister nie jest już takim optymistą, jak blisko rok temu. W lipcu Kwitaszwili składał już nawet dymisję, ale ostatecznie pozostał.
Ministrem sprawiedliwości w Gruzji był Zurab Adeiszwili, podobno główny architekt antykorupcyjnej, udanej krucjaty Saakaszwilego. Dziś jest "tylko" doradcą ukraińskiego rządu. Podobnie jak były minister rozwoju gospodarczego Gruzji Giorgi Arweładze oraz były wiceminister sprawiedliwości Gruzji Giorgi Cchakaja. Takie samo stanowisko w Tbilisi zajmował Gia Getsadze – dziś zastępca ministra sprawiedliwości Ukrainy. Zajmuje się reformą systemu sądownictwa. Odpowiada też za działania antykorupcyjne w ministerstwie. Pracuje z nim mała grupa doradców gruzińskich pod nadzorem ministra Pawła Petrenki.
Nieformalnym przywódcą całej tej grupy (to tylko najbardziej znani, dziesiątki Gruzinów pracuje na nieco niższych stanowiskach) jest oczywiście były prezydent Gruzji, który opierał się na niej także w ojczystym kraju.
Micheil Saakaszwili od lutego br. był szefem rady zagranicznych doradców Poroszenki. 30 maja został gubernatorem Odessy, ale pozostaje przewodniczącym Międzynarodowej Rady Doradczej ws. Reform na Ukrainie. Co więcej, 12 czerwca minister rozwoju gospodarczego Aivaras Abromavicius (naturalizowany niedawno Litwin) mianował Saakaszwilego na szefa nowo utworzonej Rady Nadzoru Przedsiębiorstw Państwowych (przeznaczonych do prywatyzacji).
Odeski poligon
Poroszenko dał Saakaszwilemu wolną rękę w umeblowaniu lokalnej prokuratury. Szefem został Sakvarelidze. Także za zgodą prezydenta, nowym szefem milicji w obwodzie został Gia Lortkipanidze, kiedyś generał gruzińskiej policji i wiceminister spraw wewnętrznych Gruzji za prezydentury Saakaszwilego. Były major gruzińskiej policji Kote Mchedliszwili został natomiast szefem wydziału bezpieczeństwa wewnętrznego w obwodzie odeskim.
Zmiany, które Saakaszwili zaczął wprowadzać w ważnym przemysłowym i turystycznym regionie nad Morzem Czarnym, mają być przykładem dla całej Ukrainy.
Problem w tym, że Saakaszwili w Odessie nie ma tych wszystkich narzędzi, które miał w Gruzji. Władzy wykonawczej prezydenta, lojalnego wykształconego na Zachodzie zespołu współpracowników, scentralizowanej administracji państwowej, stabilnej większości parlamentarnej, dwóch pełnych kadencji, władzy absolutnej nad budżetem, wsparcia kanałów telewizyjnych, prozachodnich nastrojów ludności oraz zreformowanych i lojalnych w pełni organów prawa i porządku.
Tymczasem w Odessie i całym obwodzie wiele urzędów i instytucji jest podzielonych według podziałów partyjnych i oligarchicznych. Gubernator nie może dymisjonować, nominować ani wydawać poleceń urzędnikom służby celnej, podatkowej, transportu i paru innych, nie wspominając o prokuratorach. Wszyscy ci urzędnicy są podporządkowani różnymi ministerstwom i centralnym instytucjom w Kijowie, wraz z ich różnymi politycznymi i partyjnymi zabarwieniami. Jako gubernator Saakaszwili nie ma też kontroli nad lokalnych organami pochodzącymi z wyboru (np. rada obwodowa) ani nad administracją miejską Odessy.
To uniemożliwia wprowadzenie tak radykalnych i szybkich reform, jak w Gruzji. Tym bardziej, że ani Saakaszwili w Odessie, ani Gruzini w Kijowie nie mają mandatu społecznego. Nie ludzie ich wybrali na stanowiska, a zdecydowali politycy ukraińscy.
Strach kleptokratów
Dlaczego więc, mimo tych wszystkich trudności, obecność gruzińskich reformatorów w ukraińskich władzach niepokoi Kreml? Bo już raz pokazali oni, że można skutecznie zmienić postsowiecki kraj – w czasach rządów Saakaszwilego w Gruzji. Więc jest szansa (dla Rosji zagrożenie), że zrobią to po raz drugi, tylko na dużo większą skalę.
Znany rosyjski politolog Andriej Piontkowski tłumaczył zaangażowanie Moskwy na Ukrainie i – w jego opinii – wymuszenie na Janukowyczu twardego kursu wobec Majdanu (a wcześniej rezygnacji z umowy z UE) strachem Kremla nie tyle przed instytucjonalnym zbliżeniem Ukrainy do Zachodu, co perspektywą realnych reform ukraińskiego państwa. Bliska współpraca z Zachodem nie musi bowiem oznaczać zachodnich reform w danym kraju – przykładów jest dużo. Co innego, gdy ten kraj postanawia – jak dwie dekady temu republiki bałtyckie, w ubiegłej dekadzie Gruzja, a dziś Ukraina – pozbyć się postsowieckiego balastu.
Moskwa od momentu upadku ZSRR dbała o to, by w innych republikach panował stan polityczno-gospodarczo-społeczny nie odbiegający zbytnio od kleptokratycznych wzorców rosyjskich. Rosja napadła na Gruzję w 2008 r. nie tylko za jej dążenie do integracji ze światem euroatlantyckim, tym bardziej, że kilka miesięcy wcześniej na szczycie NATO w Bukareszcie Putin upewnił się, iż Sojusz nie zamierza przyjmować Gruzji. Agresja była też karą za udane reformy, jakie wprowadził w kraju Saakaszwili i jego ekipa. Okazało się bowiem, że można zrzucić większość postsowieckiego balastu i wprowadzić wiele zachodnich, demokratycznych rozwiązań. I że to działa (choćby niebywały skok Gruzji w światowych rankingach dotyczących walki z korupcją czy stopnia swobody gospodarczej). Biedna dotychczas, tkwiąca gdzieś na marginesie kaukaska republika pokazała całemu światu postsowieckiemu, iż prawdziwa zmiana jest możliwa, że byłe republiki sowieckie nie są skazane na system, który wymusza utrzymywanie sojuszniczych relacji z Moskwą.
Wróćmy do Piontkowskiego, który w rozmowie z litewskim portalem LRT w lutym 2014 r., jeszcze przed ucieczką Janukowycza z Ukrainy, tak interpretował sytuację: "Przecież w ukraińskim społeczeństwie było porozumienie w sprawie podpisania umowy o stowarzyszeniu z UE. Ta umowa pozwoliłaby zrezygnować z modelu kryminalnego kapitalizmu, kleptokracji i stworzyć nowe reguły gry (…) Ale to było całkowicie nie do przyjęcia dla Putina. Ponieważ jeśli tak bliski kraj jak Ukraina wybierze model wolnej gospodarki, na rosyjskie społeczeństwo będzie wywierany duży wpływ. I model bandyckiego kapitalizmu, funkcjonujący na postsowieckim obszarze długo by nie przetrwał".
Przecież w ukraińskim społeczeństwie było porozumienie ws. podpisania umowy o stowarzyszeniu z UE. Ta umowa pozwoliłaby zrezygnować z modelu kryminalnego kapitalizmu, kleptokracji i stworzyć nowe reguły gry (…) Ale to było całkowicie nie do przyjęcia dla Putina. Ponieważ jeśli tak bliski kraj jak Ukraina wybierze model wolnej gospodarki, na rosyjskie społeczeństwo będzie wywierany duży wpływ. I model bandyckiego kapitalizmu, funkcjonujący na postsowieckim obszarze długo by nie przetrwał.
Andriej Piontkowski
Stąd te histeryczne reakcje w Rosji na nominację na zastępczynię Saakaszwilego Marii Gajdar, córki byłego premierem Jegora Gajdara. Maria w obwodzie odeskim odpowiada za walkę z korupcją i wprowadzanie reform socjalnych. - Rosjanie nienawidzą samej idei, że jeśli w Odessie się uda, to będzie to miało wielki wpływ na rosyjską psychikę. Odessa jest ważną częścią tego, co oni uważają za rosyjską tożsamość – mówił Saakaszwili.
Gruziński sukces można było bagatelizować w Moskwie, choćby podkreślając, że to mały kraj, więc i reformy łatwiej przeprowadzić. Ale europejska Ukraina – nie w sensie przynależności do tej czy innej organizacji, ale panujących w niej reguł – to już śmiertelne zagrożenie dla rosyjskiego reżimu. Bo Rosjanie mogliby coraz częściej zastanawiać się: skoro Ukraińcom się udało, to może i u nas się da. A stąd już krótka droga do rewolucji – pod murami Kremla.
Gruzin premierem?
Ale żeby tak się stało, muszą się udać reformy na Ukrainie. To zaś wcale nie jest przesądzone, zwłaszcza że za całkiem niedługo miną dwa lata od zwycięstwa rewolucji. W jednych obszarach reformy idą szybko, w innych niemal nic się nie zmieniło. Wyżej wspomniano o problemach, na jakie napotykają gruzińscy reformatorzy. Najczęściej przegrywają w starciu z ukraińskimi pryncypałami (najczęściej stosowany model jest taki, że szef instytucji to ukraiński polityk, zaś Gruzin jest jego zastępcą).
Na Poroszenkę spada coraz więcej krytyki za wolne tempo reform. Niektórzy zarzucają mu wręcz zdradę. Na pewno trudno wytłumaczyć przywiązanie prezydenta do pewnych urzędników symbolizujących opór wobec reform (jak np. prokurator generalny Szokin) czy ciche wsparcie dla ludzi byłego reżimu w Odessie przeciwko reformatorom Saakaszwilego. Może to wynikać z uwikłania Poroszenki w układy polityczne. Prezydent musi bowiem lawirować zarówno między oligarchami, jak też zagranicznymi mocarstwami. Do tego wciąż nad Ukrainą wisi jakmiecz Damoklesa groźba wznowienia wojny w Donbasie.
Zakładając, że Poroszenko jest szczerym zwolennikiem reform, a nie tylko coś pozoruje pod presją Amerykanów i protegowanej przez USA ekipy Saakaszwilego, to najlepszym wyjściem może się okazać ucieczka do przodu. A więc, po pierwsze, przetrącenie politycznego kręgosłupa najgroźniejszym oligarchom, zarówno tym "nowym", jaki i tym związanym z byłym reżimem (o tym może świadczyć akcja przeciwko ludziom Ihora Kołomojskiego oraz zatrzymanie byłej minister sprawiedliwości u Wiktora Janukowycza). Po drugie zaś, zmiana rządu i przyspieszenie zmian w kraju.
Mówi się o dwojgu kandydatów na następcę niepopularnego Jaceniuka. To Saakaszwili i minister finansów Natalia Jaresko. Oboje mają autorytet i na Ukrainie, i na Zachodzie. Nie stanowią też i nie będą stanowić konkurencji dla Poroszenki – są spoza ukraińskich układów politycznych. Saakaszwili to "import" z Gruzji via USA, zaś Jaresko – bezpośrednio z USA. A poza tym nie będą mogli startować na prezydenta – niedawno dopiero dostali obywatelstwo. Wybory samorządowe 25 października pokazały, że Poroszenko, jeśli chce uniknąć przedterminowych wyborów i zahamować spadek poparcia dla niego samego, powinien doprowadzić do przesilenia.