Rosja wydaje się robić, co może, aby wywoływać niepokój wśród sąsiadów. Wielkie ćwiczenia Zapad '17 zaplanowano tak, żeby nie trzeba było ich pokazywać zagranicznym obserwatorom. Zaproszono ich tylko na nic nieznaczące zainscenizowane pokazy. To, co najważniejsze, będzie działo się gdzie indziej. Oddziały elitarnej armii pancernej ruszą na zachód.
Rosja wydaje się robić, co może, aby wywoływać niepokój wśród sąsiadów. Wielkie ćwiczenia Zapad '17 zaplanowano tak, żeby nie trzeba było ich pokazywać zagranicznym obserwatorom. Zaproszono ich tylko na nic nieznaczące zainscenizowane pokazy. To, co najważniejsze, będzie działo się gdzie indziej. Oddziały elitarnej armii pancernej ruszą na zachód.
W wielkich ćwiczeniach takich jak Zapad '17, które rozpoczną się 14 września, nie chodzi o widowiskowe natarcia czołgów strzelających do celów z dykty. Nie sprawdza się tego, jak celnie bombowce zrzucą bomby na wymalowane białe okręgi. Ewentualne poprawienie umiejętności czołgistów czy pilotów to efekt drugorzędny.
Najważniejsze jest to, czego nie pokazuje się przed kamerami - pracę sztabów, organizację ruchów wojsk, koordynację, zapewnienie wsparcia i testy nowych rozwiązań. To ćwiczenia w skali strategicznej. Sztabowcy sprawdzają, na ile skutecznie podległe im siły będą w stanie egzekwować plany na wypadek wojny czy kryzysu.
Pokaz dla kamer
Wiedząc to, wiele mówi fakt, że Rosjanie chcą pokazywać obserwatorom to pierwsze. Zagraniczni goście będą mogli oglądać między innymi strzelanie do celów z dykty na poligonie Ługa pod Sankt Petersburgiem. Białorusini zaprosili na pięć podobnych pokazów dla VIP-ów. Rzeczniczka NATO Oana Lungescu przyznała, że trzej wysłannicy Sojuszu wezmą jedynie udział w "dniach otwartych". Nie ma mowy o zapoznaniu się z dokładnym scenariuszem ćwiczeń czy rozkazami dla jednostek.
Wszystko za sprawą tego, że Rosjanie nieprzypadkowo ustalili liczbę ćwiczących żołnierzy na akurat 12,7 tysiąca. Zgodnie z podpisanym przez Moskwę w 2011 roku Dokumentem Wiedeńskim Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), musieliby zaprosić obserwatorów do prawdziwego obserwowania ćwiczeń, gdyby angażowano 13 tysięcy ludzi lub więcej. Wówczas to porozumienie międzynarodowe narzuciłoby im, że muszą pokazać zagranicy znacznie pełniejszy obraz Zapad '17. Jednak ponieważ w wygodny sposób ma ćwiczyć 300 żołnierzy mniej, niż przewiduje limit, to obserwatorzy są zapraszani na warunkach rosyjskich - oglądać nic nieznaczące pokazy dla VIP-ów.
- To nie jest nowy zabieg rosyjskiego ministerstwa obrony. Stosują go od ćwiczenia Zapad ’09 i ma on na celu ograniczenie możliwości obserwowania niektórych etapów ćwiczeń - stwierdza generał Jarosław Stróżyk, który służył jako zastępca szefa Zarządu Wywiadu Międzynarodowego Sztabu Wojskowego NATO, ekspert fundacji Stratpoints.
Podczas niedawnej wizyty w Polsce szef NATO Jens Stoltenberg wezwał do zmodyfikowania Dokumentu Wiedeńskiego, ponieważ Rosjanie systematycznie wykorzystują luki w nim na podobnej zasadzie, jak robią to podczas ćwiczeń Zapad '17. Organizują "niezapowiedziane sprawdziany gotowości" czy równolegle szereg ćwiczeń niesięgających oddzielnie limitu 13 tysięcy ludzi, unikając dokładniejszego nadzoru międzynarodowego.
Najważniejsze informacje będą niedostępne
Dla porównania, kiedy Polska w 2016 roku zorganizowała największe w III RP ćwiczenia Anakonda '16, w których brało udział 31 tysięcy żołnierzy NATO, obserwatorów zaproszono na zasadach OBWE. 11 z 46 państw zdecydowało się przysłać swoich oficerów, w tym Białoruś, ale nie Rosja. Spędzili w Polsce tydzień, wizytując różne oddziały biorące udział w ćwiczeniach, dowództwa i sztaby.
- Standardem jest zapoznanie się ze szczegółowymi dokumentami sztabowymi czy rozkazami dla jednostek. Oczywiście pokazuje się je gościom tylko na tyle, żeby być wiarygodnym - mówi generał Bolesław Balcerowicz, były szef Akademii Obrony Narodowej, który w latach 80. wyjeżdżał obserwować ćwiczenia NATO w RFN. Nie ma mowy o pełnym wglądzie we wszystkie dokumenty. Chodzi o przekonanie gości, że jest się transparentnym i szczerym, a nie o całkowite odkrywanie kart. - Coś tam zawsze można próbować ukryć, ale uważny obserwator się zorientuje - dodaje wojskowy.
- W sztabach można obserwować organizację systemów łączności czy jej automatyzację. To były największe bolączki rosyjskiego wojska podczas wojny gruzińskiej - mówi generał Stróżyk. Dodaje, że Rosjanie mogą też chcieć ukryć testy wykorzystywania nowych robotów lądowych czy bezzałogowych samolotów.
Jak mówi generał Balcerowicz, stanie później na trybunie dla gości i oglądanie symulowanego natarcia czołgów czy innego zainscenizowanego wydarzenia nie ma już większego znaczenia. - Może o tyle, że zauważy się jakiś nowy sprzęt - stwierdza.
"To nie są przerażające liczby"
Rosjanie oficjalnie twierdzą, że cały Zapad '17 to 12,7 tysiąca żołnierzy - 7,2 tysiąca białoruskich i 5,5 tysiąca rosyjskich, z których na terytorium Białorusi mają wkroczyć trzy tysiące. Łącznie na białoruskich poligonach ma zostać wykorzystane 70 samolotów i śmigłowców, 250 czołgów, 200 sztuk artylerii i kilkaset innych pojazdów. To dość odległe dane od pojawiających się mediach informacjach o stu czy nawet dwustu tysiącach żołnierzy. Pochodzą one w znacznej mierze z Kijowa.
- Tego typu doniesienia należy traktować jako próbę mobilizacji zachodniego wsparcia dla Ukrainy. Za zdecydowanie bliższe rzeczywistości należy uznać oficjalne dane rosyjskie, choć celowo zmniejszone do poziomu poniżej 13 tysięcy żołnierzy - stwierdza ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich Andrzej Wilk.
Owe nominalne 12,7 tysiąca żołnierzy to wbrew pozorom nie jest wiele. - To nie są przerażające liczby. Przecież kiedyś ja sam wyprowadzałem 13 tysięcy ludzi na poligon - mówi generał Balcerowicz, który dowodził między innymi 12. Dywizją Zmechanizowaną. - Co z tym można zrobić? Przecież to nawet nie jest dywizja - dodaje.
Na pewno są to siły niewystarczające do inwazji na Polskę czy kraje bałtyckie. Dla porównania wspomniane ćwiczenia Anakonda '16 zgromadziły 31 tysięcy żołnierzy. Nadchodzące ćwiczenia Dragon '17, zaplanowane na koniec września, to 17 tysięcy ludzi i niemal siedem tysięcy sztuk sprzętu. Równocześnie z Zapad '17 w Szwecji będą się odbywać największe od 20 lat ćwiczenia w tym kraju - Aurora '17. Weźmie w nich udział 19 tysięcy żołnierzy, w tym część gościnnie z państw NATO.
Szkopuł w tym, że podawana przez Rosjan liczba uczestników manewrów nie opisuje pełni obrazu. Poprzednie ćwiczenia Zapad w roku 2013 też miały liczyć kilkanaście tysięcy żołnierzy. Jednak równocześnie zarządzono cały szereg "niezapowiedzianych sprawdzianów gotowości bojowej" i innych ćwiczeń, w wyniku czego na terenie całej Rosji w tym samym czasie trenowało około 80 tysięcy ludzi. Formalnie nie miało to związku z Zapad '13, jednak wszystkim zarządzało dowództwo centralne w Moskwie, które miało okazję dobrze sprawdzić swoją zdolność do koordynowania operacji na dużym obszarze i w wykonaniu różnych wojsk.
Finał po wielkich przygotowaniach
W tego rodzaju wielkich ćwiczeniach właśnie to jest bardzo istotne. - To, co najważniejsze, tak naprawdę rozgrywa się przed nimi - mówi generał Balcerowicz. Nagrania strzelających czołgów czy widowiskowych przelotów śmigłowców, które trafiają później do mediów, to tak naprawdę tylko zainscenizowane fajerwerki. - Amatorzy rozprawiają o taktyce, profesjonaliści o logistyce - stwierdził w latach 80. generał Robert H. Barrow, dowódca Korpusu Piechoty Morskiej i weteran wojen w Korei oraz Wietnamie. To dobrze wyjaśnia, co jest najważniejsze.
Ta logistyka, o której mówił amerykański generał, to w większości nieefektowne i mało emocjonujące przygotowania przed samymi manewrami. W ciągu lata specjalne rosyjskie jednostki ćwiczyły układanie rurociągów dostarczających paliwo na poligony. Wojska kolejowe i inżynieryjne trenowały szybkie stawianie przepraw dla pociągów wiozących ciężki sprzęt na zachód. Inne oddziały inżynieryjne stawiały prowizoryczne obozowiska i centra łączności. Wszystko to trzeba zaplanować i przygotować.
- Począwszy od wiosny na poligonach Białorusi oraz Zachodniego Okręgu Wojskowego Federacji Rosyjskiej przeprowadzonych zostało co najmniej kilkadziesiąt przedsięwzięć z zakresu mobilizacji i podnoszenia stanów gotowości, zmian dyslokacji, przegrupowania i przemarszów wojsk czy ćwiczeń taktycznych na poligonach - wylicza Wilk.
Zapad ’17 jest zwieńczeniem tej całej aktywności. Teraz sprawdzone zostanie działanie mechanizmów w skali najwyższej - strategicznej, choć na poligony wyjdzie mniej żołnierzy niż podczas wszystkich tych wcześniejszych mniejszych ćwiczeń razem wziętych. Wszystko ma jeden cel: dopracowanie jak najszybszego i jak najsprawniejszego przerzucenia na zachód tysięcy ludzi i sztuk sprzętu, a potem skoordynowanie ich działania i zapewnienie odpowiednich zapasów do walki.
- Rosjanie testują topografię terenu, która jest zbliżona do Polski i państw bałtyckich. Z pewnością badają również morale i stan wyszkolenia swojego sojusznika, jego gotowość do działania. Na wyższym poziomie sprawdzają działanie wspólnego systemu obrony przeciwlotniczej oraz zdolności lotnictwa transportowego do szybkiego przerzucenia wybranych jednostek wojsk powietrznodesantowych - mówi generał Stróżyk, według którego "współdziałanie" jest tym, co ma największe znaczenie podczas Zapad '17.
Kierunek jest jeden: zachód
W tym kontekście bardzo istotny jest udział w Zapad ’17 elementów elitarnej 1. Gwardyjskiej Armii Pancernej, która jest najsilniejszą formacją Zachodniego Okręgu Wojskowego Rosji. Kierowane są do niej najnowsze czołgi i ma wysoki poziom gotowości. Gdyby Kreml kiedykolwiek zdecydował się na wojnę z NATO, to właśnie ta armia byłaby pancerną pięścią uderzenia. Odtworzono ją w 2014 roku, 16 lat po rozwiązaniu w 1998 roku. Do tej pory nie miała okazji ćwiczyć przerzutu w kierunku zachodnim w ramach takich dużych strategicznych manewrów. Zapad ostatni raz miał miejsce w 2013 roku.
Według scenariusza ćwiczeń Zapad ’17 elementy elitarnej armii zostały wysłane na Białoruś, gdzie będą symulować zatrzymanie atakującego przeciwnika, po czym przejdą do kontruderzenia w celu wyrzucenia za granicę tych "złych" nadchodzących z zachodu i wspieranych przez nich dywersantów. Wszystko w teorii będzie działaniem defensywnym.
W ćwiczeniach wezmą też udział elementy 76. Gwardyjskiej Dywizji Powietrznodesantowej z Pskowa. To również elitarna jednostka, jedna z najsilniejszych na zachodzie Rosji, która w ostatnich latach przeszła istotną modernizację i wzmocnienie. Zadanie "desantników" będzie podobne co czołgistów - ustabilizować sytuację, odeprzeć atak i kontratakować.
Na tym przykładzie dobrze widać: czy Rosjanie formalnie będą ćwiczyć obronę, czy atak ma znaczenie drugorzędne. W obu przypadkach przetrenują ten sam kluczowy scenariusz - szybkie i sprawne przerzucenie elementów elitarnych oddziałów na Białoruś, zapewnienie im paliwa, amunicji i bazy oraz skierowanie do walki przy wsparciu różnych dodatkowych jednostek. W ten sposób sprawdza się działanie całego systemu na wypadek prawdziwej wojny czy kryzysu.
Budowanie odpowiedniego wizerunku
Wszystko to dobrze wie NATO. Stąd tak częste wyrazy zaniepokojenia ćwiczeniami Zapad ’17 ze strony różnych rządów i przedstawicieli samego Sojuszu. Nie ma bowiem wątpliwości, że choć siły skierowane na manewry nie są wystarczające do jakiejś prawdziwej ofensywy na zachód, to sprawdzane jest działanie systemu tworzonego na wypadek konfliktu na zachodniej granicy. Zwłaszcza że Rosja w ostatnich latach znacznie zwiększyła potencjał Zachodniego Okręgu Wojskowego.
Podobnie NATO też ćwiczy przerzut wojsk na wschód i działanie na tym kierunku. Rosjanie nie starają się jednak przy tym rozwiewać obaw i napięć. Robią to tylko pozornie, organizując konferencje prasowe i powtarzając w mediach, że będą ćwiczyć obronę, a Zachód przesadza. Jednocześnie nie wpuścili jednak obserwatorów na przejrzystych zasadach, a mają tradycję mijania się z prawdą, jeśli chodzi o skalę manewrów i towarzyszących im wydarzeń.
Choć historia zna liczne przykłady rozpoczęcia prawdziwych konfliktów pod przykrywką ćwiczeń (choćby inwazja na Czechosłowację w 1968 roku czy niedawno wojna z Gruzją w 2008 roku), to w wypadku Zapad ’17 szansa na to jest nikła.
- Pamiętajmy, że realnie może ćwiczyć do stu tysięcy żołnierzy. W sumie jednak nie należy się bać jakiejś otwartej agresji na Ukrainę czy państwa bałtyckie - stwierdza generał Stróżyk. - W obecnej sytuacji warunki do rozpoczęcia przez Rosję kolejnej operacji militarnej nie zostały spełnione - twierdzi w swojej analizie Wilk. Jego zdaniem Zapad ’17 to "wojna (na razie) informacyjna".
Ćwiczenia są intensywnie relacjonowane w mediach państw NATO, ukraińskich i rosyjskich. Wyłania się z nich wizja jakiegoś potężnego pokazu siły rosyjskiego wojska. O to chodzi Kremlowi. Nie dość, że sprawdza działanie swojego znacznie wzmocnionego w ostatnich latach Zachodniego Okręgu Wojskowego, ale też przekonuje wszystkich wokół, jak i swoich obywateli, o potędze rosyjskiego oręża.