Miliony ludzi uciekających przed żarem słońca, niszczycielskimi huraganami i śmiercionośnymi powodziami, bratobójcze wojny o wodę i pożywienie, miasta pochłonięte przez ocean – to nie scenariusz filmu science fiction, ale realna groźba tego, jak za kilkadziesiąt lat może wyglądać życie na Ziemi. Może – jeśli niczego nie zrobimy.
Tegoroczny luty był najcieplejszym lutym w historii pomiarów. Odnotowano najwyższą globalną średnią temperatur od 1880 r., czyli od 136 lat. Średnia temperatura na powierzchni Ziemi i oceanów wyniosła 12,1 st. C, czyli aż o 1,2 st. więcej od każdej średniej dla lutego od momentu rozpoczęcia pomiarów. Co więcej, ten luty był dziesiątym miesiącem z rzędu, w którym notowano nowy rekord ciepła.
Coraz cieplej
Średnia temperatura w całym 2015 r. była najwyższa w historii i pobiła rekord z roku wcześniejszego. Kolejne rekordy ciepła dowodzą, że globalne ocieplenie naszej planety nabiera prędkości.
Zdaniem fizyka atmosfery dr Aleksandry Kardaś w najbliższych miesiącach możemy spodziewać się nowych rekordów ciepła. Badaczka wyjaśnia, że przyczyną tego zjawiska jest zaburzenie bilansu energetycznego Ziemi. Ludzkość wypuszcza do atmosfery potężne ilości dwutlenku węgla.
– A to gaz cieplarniany utrudniający naszej planecie wypromieniowanie energii w kosmos – mówi dr Kardaś i dodaje, że Ziemia nie zdążyła jeszcze przystosować swojej średniej temperatury do aktualnej koncentracji gazów cieplarnianych. A my co roku emitujemy kolejne ich porcje. – Temperatura będzie więc rosnąć – wyjaśnia badaczka.
Naukowcy niemal na całym świecie są zgodni, że globalny wzrost temperatur wynika głównie z działalności człowieka, czyli emisji gazów cieplarnianych.
– To niestety stały trend, który powoli prowadzi nas ku katastrofie – uważa Katarzyna Guzek, rzeczniczka organizacji proekologicznej Greenpace. Jej zdaniem niebagatelną rolę w procesie globalnego ocieplenia odgrywa też masowa wycinka lasów deszczowych. – Drzewa pochłaniały dwutlenek węgla, utrzymując nasz klimat w równowadze – uważa Guzek.
Nic dobrego
Eksperci nie mają wątpliwości, że ocieplenie klimatu jest niezwykle niebezpiecznym zjawiskiem, które w przyszłości będzie zagrażać życiu milionów ludzi. Prof. Piotr Skubała z Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Śląskiego podkreśla, że temat bywa lekceważony. Przyznaje, że często spotyka się z głosami, że w Polsce nie ma co przejmować się globalnym ociepleniem, bo jak będzie u nas kilka stopni więcej, to nawet lepiej.
Wiele osób uważa, że Bałtyk zamieni się w ciepłe Morze Śródziemne i dzięki temu będzie więcej turystów, a rolnicy będą zajmować się produkcją wina
Prof. Piotr Skubała
– Wiele osób uważa, że Bałtyk zamieni się w ciepłe Morze Śródziemne i dzięki temu będzie więcej turystów, a rolnicy będą zajmować się produkcją wina – mówi prof. Skubała.
– Jednak w skali globalnej wzrost temperatur będzie ogromną tragedią, bo nawet jeśli u nas będzie cieplej, to miliardy ludzi na naszej planecie będą cierpieć i uciekać z regionów, gdzie nie będzie dawało się żyć – dodaje.
Ostrzeżenie
O wielu groźnych skutkach ocieplenia klimatu raportował chociażby Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC). W potężnym raporcie na ponad 1700 stron ostrzega, że w wielu miejscach na świecie ze względu na częste upały i susze niszczące rolnictwo, wzrost narażenia na przegrzanie, rozprzestrzenianie się chorób tropikalnych czy wyższy poziom mórz po prostu nie będzie można żyć.
Aleksandra Kardaś przypomina, że wzrost poziomu morza nie zachodzi jednolicie na całym świecie. Najszybszy jest w rejonie Azji południowo-wschodniej i Oceanii (nawet 10 mm rocznie, gdy globalna średnia to ok. 3,4 mm rocznie).
– Mieszkańcy tych rejonów mają szczególnie trudną sytuację. Nie dość, że ocean regularnie zabiera kolejne metry plaży, to podczas huraganu lub tsunami wbija się w ląd głębiej niż gdyby ocieplenia nie było. Dodatkowym skutkiem takich zdarzeń jest zasolenie gleby i zanieczyszczanie źródeł wody pitnej. Jakby tego było mało, dopóki w górach są jeszcze lodowce, ich nasilone topnienie zwiększa zagrożenie powodziami w dolinach rzecznych. W Europie wzrost poziomu morza zagraża przede wszystkim krajom Beneluksu, ale też polskiemu wybrzeżu, np. Trójmiastu – wyjaśnia dr Kardaś i dodaje, że w związku ze zmianami w rytmie opadów dużo częstsze powodzie czekają oprócz Azji także tropikalne rejony Afryki i Ameryki Południowej. – To, co dziś nazywamy "powodzą stulecia", pod koniec XXI wieku będzie tam występować co kilkanaście, a może i kilka lat – wyjaśnia.
Masowa ucieczka
Prof. Skubała podkreśla, że przez zmiany klimatu oraz coraz częstsze i silniejsze ekstremalne zjawiska pogodowe, czyli np. powodzie i huragany, wiele rejonów świata stanie się nieprzyjaznymi dla życia. – Efektem będą migracje ludzi – uważa prof. Skubała.
Przed masowymi migracjami ludności oraz wywołanymi przez nie konfliktami społecznymi, a nawet zbrojnymi ostrzegają specjaliści z IPCC. Ich słowa już teraz mają potwierdzenie w rzeczywistości. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego udowodnili bowiem, że czteroletnia susza na Bliskim Wschodzie pośrednio doprowadziła do wybuchu rewolucji w Syrii.
Przez długotrwałą i potężną suszę rolnictwo w tym kraju niemal upadło. Żyzne przez wieki tereny zaczęły wysychać i być coraz mniej wydajne, bo emisja gazów cieplarnianych doprowadziła do znacznego zmniejszenia opadów deszczu oraz spadku poziomu wód gruntowych. To z kolei spowodowało ucieczkę za pracą i chlebem setek tysięcy ludzi ze wsi do miast. A właściwie ubogich przedmieść, gdzie i tak o zatrudnienie było niezwykle trudno, bo wcześniej pojawiło się tam około miliona uchodźców z Iraku.
W takiej sytuacji nietrudno o napięcia społeczne i konflikty. Fala antyrządowych protestów z czasem przerodziła się w wojnę domową, w której zginęło dotąd ponad 270 tys. ludzi. Wojna zniszczyła wiele miast. Nic więc dziwnego, że setki tysięcy osób postanowiły porzucić dotychczasowe, pełne strachu przed spadającymi bombami życie i postawić wszystko na jedną kartę, uciekając do Europy. To fala uchodźców, z którą dziś zmaga się Stary Kontynent.
Coraz częściej
Zdaniem prof. Skubały takie sytuacje będą się powtarzać, bo ludzie zawsze będą uciekać tam, gdzie ich zdaniem jest bezpieczniej i gdzie mogą prowadzić normalne życie. Według niego fala migracji, z którą teraz zmaga się Europa, jest tylko przedsmakiem tego, co wydarzy się za kilkadziesiąt lat.
Za obecną falą migracji nie stoją tajemnicze siły, ale w dużej mierze coś bardziej prozaicznego: długotrwała susza wywołana ociepleniem klimatu. Jeśli nic nie zmienimy, to pewne jest, że do Europy oraz po prostu bezpieczniejszych miejsc, gdzie da się żyć, będzie chciało uciec coraz więcej ludzi
Prof. Piotr Skubała
– Za obecną falą migracji nie stoją tajemnicze siły, ale w dużej mierze coś bardziej prozaicznego: długotrwała susza wywołana ociepleniem klimatu. Jeśli nic nie zmienimy, to pewne jest, że do Europy oraz po prostu bezpieczniejszych miejsc, gdzie da się żyć, będzie chciało uciec coraz więcej ludzi – mówi prof. Skubała.
– Zmiany klimatyczne mogą powodować konflikty społeczne, a nawet wojny, bo kiedy zaczyna brakować pokarmu i wody, to wielu z nas jest zdolnych do najgorszych czynów. Liczy się bowiem przetrwanie. Susze i powodzie będą niszczyły plony, więc w wielu rejonach świata możemy spodziewać się konfliktów i wojen – dodaje prof. Skubała.
Także w Polsce
Ekstremalne zjawiska pogodowe obserwujemy też w Polsce. W zeszłym roku zmagaliśmy się z suszą, która zniszczyła uprawy rolników, oraz upałami, przez które elektrownie musiały ograniczyć dostawy prądu. – Nie tak dawno nad Polską przechodziły trąby powietrzne – przypomina prof. Skubała. – Oczywiście nie jest to jeszcze taka skala jak w Stanach Zjednoczonych, ale trzeba pamiętać, że ten proces będzie się nasilał. Szkody będą większe i częstsze – dodaje.
Jeśli wizja masowych migracji i wojen klimatycznych o wodę i tereny uprawne, która jeszcze niedawno wydawała się idealnym scenariuszem dla filmów science fiction, nie wszystkich przekonuje, to być może przemówi do nich fakt, że globalne ocieplenie może doprowadzić nie tylko do śmierci milionów osób, ale również do potężnego krachu o skali Wielkiego Kryzysu lat 20. i wieloletniego zadławienia się światowej gospodarki. Zatem na własnej kieszeni zmiany klimatyczne odczują także najbogatsi, którzy nie muszą walczyć o pożywienie i wodę.
Wzywaniem dla społeczeństw i decydentów jest fakt, iż ewentualne nakłady musimy ponosić obecnie, podczas gdy ich efekty odczujemy w drugiej połowie XXI wieku i później. Poważniejsze skutki zmian klimatu zaczniemy bowiem odczuwać dopiero w połowie wieku. To, z czym mamy do czynienia teraz, czyli niewielkie wzrosty temperatury czy częstsze i dłuższe opady oraz susze, a także huragany i tornada, to dopiero początek
dr Maciej Cygler
Przed takim scenariuszem ostrzega ekonomista sir Nicholas Stern, którego 700-stronicowy raport wykonany na zlecenie rządu Wielkiej Brytanii mówi jasno: jeśli ludzkość nie zrobi nic, to światowa gospodarka załamie się i skurczy nawet o jedną piątą. Oczywiście rozkład geograficzny strat nie będzie równomierny. Najmocniej ucierpią kraje rozwijające się, głównie Afryka.
Ekonomista poza wyłożeniem zagrożeń, jakie czekają ludzkość wskutek zmian klimatu, przedstawił również wyliczenia, z których wynika, że powinniśmy zainwestować w ochronę przed ociepleniem klimatu 1 proc. światowego PKB, aby ustrzec się przed utratą wspomnianych 20 proc. PKB.
Dr Maciej Cygler ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie przypomina, że raport Sterna pokazuje, że koszty polityki ochrony klimatu mogą być o wiele niższe niż potencjalne straty.
– Wzywaniem dla społeczeństw i decydentów jest fakt, iż ewentualne nakłady musimy ponosić obecnie, podczas gdy ich efekty odczujemy w drugiej połowie XXI wieku i później. Poważniejsze skutki zmian klimatu zaczniemy bowiem odczuwać dopiero w połowie wieku. To, z czym mamy do czynienia teraz, czyli niewielkie wzrosty temperatury czy częstsze i dłuższe opady oraz susze, a także huragany i tornada, to dopiero początek – uważa dr Cygler.
Co zrobić?
Stern podkreśla w raporcie, że zmiany klimatyczne stanowiące poważne zagrożenie w skali całego świata wymagają pilnej globalnej reakcji. "Mamy jeszcze czas, by uniknąć najgorszych konsekwencji zmian klimatycznych – jeśli natychmiast podejmiemy zdecydowane działania" – pisze.
O jakich działaniach mowa? Katarzyna Guzek z Greenpeace podkreśla, że jeśli ludzkość chce zatrzymać wzrost temperatur na poziomie 1,5-2 st. C i zapobiec najbardziej katastrofalnym skutkom zmian klimatycznych, to musi zredukować emisję gazów cieplarnianych co najmniej o 80 proc. do połowy stulecia.
Podczas ostatniego Szczytu Klimatycznego w Paryżu międzynarodowa społeczność zobowiązała się, że dołoży wszelkich starań, by powstrzymać wzrost średniej globalnej temperatury na tym poziomie. Aby tego dokonać, konieczny jest wspólny wysiłek bez oglądania się na inne gospodarki
Katarzyna Guzek, Greenpeace
– Podczas ostatniego Szczytu Klimatycznego w Paryżu międzynarodowa społeczność zobowiązała się, że dołoży wszelkich starań, by powstrzymać wzrost średniej globalnej temperatury na tym poziomie. Aby tego dokonać, konieczny jest wspólny wysiłek bez oglądania się na inne gospodarki – mówi Guzek. Dodaje, że pierwsze kroki już zostały podjęte.
– Chiny redukują zużycie węgla. Na całym świecie rozwija się też energetyka oparta na odnawialnych źródłach energii, które nie emitują ani gazów cieplarnianych, ani szkodliwych dla zdrowia gazów, pyłów i metali ciężkich. W rozwiązaniu problemu globalnego ocieplenia pomóc może jedynie szeroko zakrojona transformacja sektora energetycznego – z tego opartego na spalaniu paliw kopalnych w nowoczesny, rozproszony system produkcji energii ze źródeł odnawialnych, w którym kluczową rolę powinna odegrać energetyka obywatelska. Chodzi tu o rozwój przydomowych instalacji OZE, które z powodzeniem mogą działać również w Polsce, o ile rząd podejmie decyzję o wsparciu tej gałęzi gospodarki – podkreśla Guzek.
Według prof. Piotra Skubały należy przeprowadzić zmiany w światowym modelu gospodarczym. – Żyjemy na planecie o ograniczonych zasobach. Nie możemy bez końca czerpać. Stworzyliśmy model gospodarczy, który opiera się wyłącznie na wzroście, na gospodarce wydobywczej. Ale ten wzrost jest oparty na wyczerpywanych źródłach surowców. Musimy zrozumieć, że zarówno model gospodarczy, jak i sposób pozyskiwania energii musi się diametralnie zmienić – uważa prof. Skubała.
Czy uda nam się to osiągnąć? – Posłużę się cytatem Paula Gildinga z książki "The Great Disruption": "Albo pozwolimy, aby załamanie starego systemu nas sparaliżowało, albo stworzymy nowy, zrównoważony model ekonomiczny. Być może nie jesteśmy zbyt bystrzy, ale nie jesteśmy aż tak głupi".