To był czarny czwartek dla ponad pół miliona polskich rodzin.
15 stycznia szwajcarski bank centralny niespodziewanie uwolnił
kurs franka i sprawił, że jego kurs wystrzelił.
„Ida” w reżyserii Pawła Pawlikowskiego została pierwszym polskim obrazem w historii, który nagrodzono Oscarem w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Z sukcesu „Idy” nie wszyscy się jednak cieszyli.
Mariusz Kamiński został skazany na trzy lata więzienia, jednak zaledwie pół roku później triumfalnie wrócił do świata polityki. Wyrok był nieprawomocny, jednak prezydent na wszelki wypadek postanowił ułaskawić ministra, wywołując tym samym olbrzymie kontrowersje.
Długo wydawało się, że te wybory nie przyniosą niespodzianek, a Bronisław Komorowski reelekcję ma w kieszeni. Po zwycięstwie Andrzeja Dudy w pierwszej turze sztab Komorowskiego już nie otrząsnął się z szoku. Zaskoczeniem okazał się także dobry wynik Pawła Kukiza.
Wieści o tajemniczym niemieckim pociągu pancernym z czasów II wojny światowej, który miał zostać ukryty w Wałbrzychu, obiegły świat. Szybko został połączony z zaginionymi na początku 1945 roku skarbami Breslau i zyskał miano „złotego”. Wybuchła prawdziwa gorączka złota.
Kraje Południa od dawna domagały się pomocy od pozostałej części Unii Europejskiej. Dopiero w tym roku jednak UE udało się przełożyć apele o solidarność na konkretne działania. Podział uchodźców pomiędzy poszczególne kraje stał się w Polsce gorącym tematem kampanii wyborczej.
Rewolucja na scenie politycznej. Wybory parlamentarne
Najpopularniejszym hasłem tegorocznej kampanii była „zmiana”. Wyborcy zdecydowali, że najbardziej odpowiada im ta zaproponowana przez PiS. Na tym jednak się nie skończyło: w Sejmie znalazły się dwie debiutujące formacje, zabrakło natomiast miejsca dla lewicy.
Ścigany od niemal 40 lat. Polska nie wydała Polańskiego
Roman Polański jest ścigany przez amerykański wymiar sprawiedliwości za gwałt na nieletniej od niemal 40 lat. Na początku roku wniosek o ekstradycję Polańskiego trafił do Polski. W październiku krakowski sąd uznał jednak, że jest ona niedopuszczalna.
To był dziwny sezon Agnieszki Radwańskiej. Od stycznia szukała formy,
zmieniała trenerów, odbijała się od ściany. Żegnała się z czołową
dziesiątką tenisistek i witała na nowo.
Mariusz Kamiński został skazany na trzy lata więzienia, jednak zaledwie pół roku później triumfalnie wrócił do świata polityki. Wyrok był nieprawomocny, jednak prezydent na wszelki wypadek postanowił ułaskawić ministra, wywołując tym samym olbrzymie kontrowersje.
Pierwsza poważna batalia pomiędzy partią rządzącą a opozycją stoczyła się o Trybunał Konstytucyjny. Na swoich pozycjach okopali się jednak nie tylko politycy, ale i obywatele, którzy wyszli na ulice, by zademonstrować sprzeciw wobec działań nowej władzy lub poparcie dla niej.
Zbrodnia, która wstrząsnęła Polską. Wyrok ws. zabójstwa w Rakowiskach
Pod koniec zeszłego roku 18-letni Zuzanna M. i Kamil N. z zimną krwią zamordowali rodziców chłopaka. Wyjątkowo bezwzględna, dokonana z premedytacją zbrodnia wstrząsnęła całą Polską. W grudniu zapadł wyrok.
Tytuł: Zamachowcy odpowiedzialni za ataki na Europejczyków
Źródło: tvn24.pl
Podziel się
Islamiści twierdzą, że to Koran każe im zabijać niewiernych w imię Allaha. Fala przemocy, zamachów i terroru od długich lat gnębi bliskowschodnie niestabilne państwa. Jednak tzw. Państwo Islamskie przeniosło ideę świętej wojny na nowy poziom, a przemoc wylała się poza Bliski Wschód. Tylko w 2015 r. w zamachach terrorystycznych zginęło blisko pół tysiąca Europejczyków. Dżihadyści zapowiadają kolejne ataki.
Dotychczas dżihad salafistycznych ugrupowań działających na Bliskim Wschodzie skupiał się przede wszystkim na atakach na meczety, hotele, zatłoczone ulice i bazary oraz inne cele cywilne w krajach muzułmańskich. Ataki poza regionem należały do rzadkości.
W 2015 r. bojownicy przeprowadzili pięć dużych zamachów, których celem byli Europejczycy: dwa w Paryżu, dwa w Tunezji i jeden w Egipcie. Tzw. Państwo Islamskie udowodniło, że potrafi tak samo skutecznie koordynować krwawe zamachy, jak i do nich inspirować. Bo poza brutalnymi atakami z dziesiątkami ofiar doszło także do zamachów na mniejszą skalę, m.in.w Danii, Francji i Londynie. One także były motywowane islamistyczną ideologią.
W 2015 r. z rąk dżihadystów zginęło niemal 500 Europejczyków. Oto najbardziej krwawe z nich.
Zaraz po Nowym Roku Europę sparaliżował strach po serii zamachów w stolicy Francji. Trzej napastnicy w kilku skoordynowanych atakach zastrzelili w sumie 17 osób. Najwięcej ofiar zginęło w ataku na redakcję magazynu satyrycznego "Charlie Hebdo".
Ten francuski tygodnik satyryczny znajdował się na celowniku islamistów od 2006 r., kiedy to w geście solidarności przedrukował karykatury proroka Mahometa z duńskiego dziennika "Jyllands-Posten" oraz dodał swoje własne rysunki. W 2011 r. siedziba magazynu doszczętnie spłonęła, a dyrektor wydawnictwa Stephane "Charb" Charbonnier wielokrotnie otrzymywał pogróżki z powodu publikowanych na łamach czasopisma prześmiewczych rysunków Mahometa.
W środę 7 stycznia 2015 r. ukazał się kolejny numer "Charlie Hebdo" z karykaturą proroka na okładce. Około południa dwaj zamaskowani i uzbrojeni w karabiny automatyczne napastnicy wkroczyli do paryskiej redakcji magazynu i otworzyli ogień do znajdujących się w środku dziennikarzy i rysowników. Zginęło 11 osób, 11 innych zostało rannych. W czasie masakry napastnicy mieli krzyczeć po francusku "Allah Akbar" i "Prorok został pomszczony". Ubrani na czarno zabójcy Cherif i Said Kouachi zbiegli i ukryli się.
W nocy policja wydała list gończy za braćmi i 18-letnim szwagrem jednego z nich, który – jak wówczas sądziła policja – miał być kierowcą zamachowców. Jednak mężczyzna następnego dnia zgłosił się na policję i po 50 godzinach przesłuchań został zwolniony. W czasie ataku na redakcję magazynu znajdował się w szkole, co potwierdzili jego koledzy.
Policja bezskutecznie poszukiwała braci przez niemal dwie doby. Pojawiały się sprzeczne sygnały z całego kraju, w których ludzie informowali, że ich widzieli. Antyterroryści namierzyli braci Kouachich dopiero wtedy, kiedy zabarykadowali się oni w podparyskiej drukarni reklamowej w Dammartin-en-Goele. Pojawili się tam ok. godz. 9.30 i spotkali właściciela. Jak relacjonował mężczyzna, przy powitaniu uścisnął dłonie ubranych w wojskowe stroje mężczyzn, którzy przedstawili się jako policjanci i kazali mu uciekać. "Idź stąd. Nie zabijamy cywilów" – miał oświadczyć jeden z Kouachich. Pracownik drukarni opatrzył ranę na szyi jednego z terrorystów i zrobił im kawę, a po godzinie został puszczony wolno. W kompleksie przez kilka godzin ukrywał się 26-letni grafik, ale napastnicy o nim nie wiedzieli.
Po trwającej ponad osiem godzin obławie żandarmeria przystąpiła do szturmu. Ze śmigłowca spuszczono na dach antyterrorystów z elitarnej jednostki GIGN, słychać było co najmniej trzy duże eksplozje. Bracia Kouachi zostali zastrzeleni, kiedy wybiegli przed budynek i otworzyli ogień do funkcjonariuszy.
Operacja w Dammartin została zakończona po trwającej ponad osiem godzin obławie.
"Jestem Malijczykiem i muzułmaninem"
Drugą serię zamachów w Paryżu przeprowadził Amedy Coulibaly, 34-letni Francuz malijskiego pochodzenia. Mężczyzna dokonał trzech ataków 7, 8 i 9 stycznia, otwierając ogień z samochodu. 7 stycznia wieczorem postrzelił z kałasznikowa biegacza w podparyskim Fontenay-aux-Roses. 8 stycznia w Mountrouge zabił nieuzbrojoną policjantkę i postrzelił w twarz pracownika służb porządkowych.
9 stycznia Amedy Coulibaly zabarykadował się w sklepie Hypercacher z koszerną żywnością w Porte de Vincennes we wschodnim Paryżu. Wkroczył tam z bronią, strzelając do klientów robiących zakupy. W czasie wielogodzinnej obławy domagał się puszczenia wolno braci Kouachich, którzy w tym czasie zabarykadowali się w drukarni w Dammartin. – Jestem Amedy Coulibaly, jestem Malijczykiem i muzułmaninem. Przynależę do Państwa Islamskiego – miał oświadczyć zakładnikom więzionym w markecie.
Został zabity przez antyterrorystów po kilkugodzinnej obławie. Coulibaly w Hypercacher zabił cztery osoby. W jego samochodzie znaleziono mapy z zaznaczonymi żydowskimi szkołami w Paryżu.
"Żołnierz kalifatu" i bojownicy Al-Kaidy
Troje paryskich zamachowców skoordynowało swoje ataki. W ich planowaniu miała pomagać żona Coulibaly'ego, która na krótko przed zamachami wyjechała do Syrii. Sam Coulibaly na nagraniu zamieszczonym w sieci twierdził, że seria ataków była odwetem za zaangażowanie Paryża w wojnę z tzw. Państwem Islamskim na Bliskim Wschodzie. – Atakujesz kalifat, atakujesz Państwo Islamskie, my atakujemy ciebie – deklarował Coulibaly.
Bracia Kouachi – jak twierdzili – przynależeli do rywalizującej z IS organizacji Al-Kaida Półwyspu Arabskiego.
"Je suis Charlie"
Styczniowe zamachy w Paryżu były szokiem dla Europy, uważanej do tej pory za ostoję bezpieczeństwa. Powstało po nich hasło "Je suis Charlie", który był formą wyrażania solidarności z zamordowanymi oraz poparciem dla wolności słowa i prasy.
W niedzielę 11 stycznia prezydent Francji Francois Hollande zorganizował Marsz Jedności, który przeszedł ulicami Paryża. Wzięło w nim udział ok. 50 światowych przywódców, którzy szli na czele pochodu, trzymając się pod ramiona. Wśród nich byli m.in. kanclerz Niemiec Angela Merkel, premierzy: Polski Ewa Kopacz, Włoch Matteo Renzi i Wielkiej Brytanii David Cameron, prezydent Ukrainy Petro Poroszenko, a także premier Izraela Benjamin Netanjahu i przywódca Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas oraz przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk i szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker.
W Marszu Jedności wzięło udział ok. 1,5 mln ludzi z całego świata.
Tunezja. Giną Polacy
Miejsce: Tunis, Muzeum Bardo
Data: 18 marca 2015 r.
Liczba ofiar: 22
Liczba zamachowców: 3
Tunis – to tam rozpoczęła się tzw. Arabska Wiosna, czyli seria protestów społecznych z 2011 r. wymierzonych w autorytarne reżimy w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie. Tunezyjczycy obalili prezydenta Zina el-Abidina Ben Alego, ale w przeciwieństwie do Libii, Egiptu czy Syrii kraj w wyniku rewolucji nie pogrążył się w odmętach chaosu, wręcz przeciwnie – wkroczył na drogę demokracji. Uchwalono nową konstytucję i przeprowadzono demokratyczne wybory, które wygrała świecka partia. Co więcej, Tunezja jako pierwsze państwo arabskie od 40 lat została zaklasyfikowana przez Freedom House jako kraj "wolny".
To jedyny przykład demokratycznej transformacji po Arabskiej Wiośnie, choć dużym problemem pozostaje tam terroryzm. To właśnie Tunezyjczycy stanowią największy zagraniczny "kontyngent" tzw. Państwa Islamskiego. Szacuje się, że w Syrii i Iraku walczy ponad 3 tys. tunezyjskich bojowników, z których wielu wróciło do kraju. Zamach na konwój prezydencki sprzed kilku tygodni świadczy o tym, że sunniccy ekstremiści nadal stanowią poważny problem.
Jednak 18 marca 2015 r. to zagraniczni turyści znaleźli się na celowniku bojowników dżihadu. Dwaj mężczyźni uzbrojeni w kałasznikowy około południa podjechali pod Muzeum Bardo w Tunisie. Wykorzystali moment, kiedy ochrona obiektu znajdowała się na przerwie kawowej, więc bez problemu dostali się na parking przed muzeum. Otworzyli ogień do turystów wsiadających do autokarów. Część ludzi w panice szukała schronienia w budynku, ale bojownicy podążyli ich śladem i zabarykadowali się w muzeum, biorąc ich za zakładników. Na filmie z monitoringu udostępnionym przez MSW Tunezji widać, jak ubrani na czarno mężczyźni biegają po kompleksie i na schodach spotykają mężczyznę w czapce z daszkiem, jednak puszczają go wolno.
Tego dnia w znajdującym się po sąsiedzku parlamencie debatowano nad zaostrzeniem prawa antyterrorystycznego, więc część ekspertów sądzi, że to deputowani byli prawdziwym celem ataku. Prace parlamentu wstrzymano, kiedy rozległy się strzały.
Po około trzech godzinach obławy tunezyjskie służby zdecydowały się na szturm. Udało się ewakuować turystów i zabić dwóch napastników. W czasie operacji zastrzelony został policjant.
Większość ofiar (13) zmarła w budynku muzeum, na parkingu zginęło ośmioro turystów. W sumie ofiarami zamachu terrorystycznego padło 19 zagranicznych turystów z Włoch, Francji, Japonii, Hiszpanii, Kolumbii, Rosji, Wielkiej Brytanii i Polski. Zmarło także dwóch Tunezyjczyków: policjant i cywil.
22. ofiara zamachów to Francuzka, która zmarła w szpitalu 10 dni później.
Zamachowiec na wolności?
Dwaj napastnicy, którzy zaatakowali bezbronnych turystów, to obywatele Tunezji Yassine Labidi i Saber Khachnaoui. Pierwszy z nich był znany krajowym służbom, choć żadnego z nich nie podejrzewano o działalność terrorystyczną. Obaj mieli przejść szkolenie militarne w libijskiej Darnie i w grudniu 2014 r. niezauważeni przeniknąć przez granicę z powrotem do Tunezji.
Na wolności pozostaje "trzeci zamachowiec" – jak twierdzą tunezyjskie władze – który przywiózł napastników na miejsce masakry.
Po ataku internauci powiązani z tzw. Państwem Islamskim cieszyli się z "operacji" i wzywali Tunezyjczyków do "podążenia śladami braci".
Tunezja. Zamach na plaży
Miejsce: Susa
Data: 26 czerwca 2015 r.
Liczba ofiar: 38
Liczba zamachowców: 1
Zaledwie trzy miesiące po ataku w Muzeum Bardo Tunezją znów wstrząsnął zamach terrorystyczny. Ponownie na celowniku tzw. Państwa Islamskiego znaleźli się zagraniczni turyści, tym razem wypoczywający nad Morzem Śródziemnym w Susie. Zaatakowane zostały dwa nadmorskie hotele Riu Imperial Marhaba i Soviva położone w turystycznej dzielnicy Marsa al-Kantawi.
W piątek 26 czerwca około południa ubrany jak turysta napastnik z kałasznikowem ukrytym w parasolu pojawił się na plaży i otworzył ogień do ludzi wypoczywających na plaży. Część osób, szukając schronienia, uciekała z plaży w stronę hotelu. Wiele z nich właśnie wtedy dosięgły kule terrorysty.
Z relacji świadków wynika, że pracujący na plaży Tunezyjczycy próbowali powstrzymać napastnika i rzucali w niego różnymi przedmiotami, ale on miał oświadczyć, że przyszedł zabijać wyłącznie obcokrajowców. Po masakrze na plaży i spenetrowaniu terenu hotelu mężczyzna miał wrócić na plażę i podbiec do morza. Następnie skręcił w wąską uliczkę między hotelami, gdzie został zastrzelony przez służby bezpieczeństwa.
Operacja terrorysty trwała zaledwie 50 minut. Zginęło 38 zagranicznych turystów, w tym 30 Brytyjczyków, troje Irlandczyków, dwóch Niemców oraz obywatele Belgii, Rosji i Portugalii.
Tunezyjskie służby obarczyły odpowiedzialnością za atak lokalnych dżihadystów z organizacji Ansar al-Sharia, ale do jego przeprowadzenia przyznało się tzw. Państwo Islamskie. "Nasz brat, żołnierz kalifatu Abu Yihya al-Kairouni, osiągnął swój cel, hotel Imperial, mimo środków bezpieczeństwa" - napisano na jednym z kont na Twitterze powiązanym z tzw. Państwem Islamskim.
Abu Yihya al-Kairouni to jednak tylko partyzancki przydomek przyjęty przez tego bojownika. W rzeczywistości zamachowiec z Susy nazywał się Saifedin Rezgui, miał 23 lata i był studentem elektrotechniki na Uniwersytecie w Kairuan. Tunezyjskie służby ustaliły, że przeszedł szkolenie paramilitarne w Libii razem z zamachowcami z Muzeum Bardo i w styczniu wrócił do kraju.
Dwa zamachy na zagranicznych turystów w ciągu trzech miesięcy były poważnym ciosem dla tunezyjskiej gospodarki, której duży segment stanowi turystyka.
Susa to jednak nie jedyne miasto, jakie znalazło się na celowniku tzw. Państwa Islamskiego 26 października. Tego dnia Francuz w Lyonie zabił swojego szefa, obciął mu głowę i umieścił zdjęcie w sieci. Obok ciała pozostawił czarną flagę - symbol tzw. Państwa Islamskiego.
O godz. 5.50 lokalnego czasu Airbus A321 czarterowych linii Kogalymavia (Metrojet) z 224 osobami na pokładzie wzbił się nad lotnisko Szarm el-Szejk w Egipcie. Niemal wszyscy pasażerowie wracali do Sankt Petersburga w Rosji po wczasach w egipskim kurorcie nad Morzem Czerwonym. 23 minuty po starcie załoga powinna była skontaktować się z cypryjską kontrolą ruchu powietrznego, ale tego nie zrobiła. Maszyna zniknęła z radarów, znajdując się na wysokości 9500 m.
Jak ustalili śledczy, 18-letni airbus o godz. 6.13 runął na pustynię. Kiedy egipskie służby dotarły na miejsce katastrofy, okazało się, że samolot jest całkowicie zniszczony, a wszyscy pasażerowie zginęli. Szczątki rozrzucone były na powierzchni 20 km kwadratowych, a dziób znajdował się odległości ok. 5 km od ogona. Oznaczało to jedno: samolot rozpadł się w powietrzu.
Grupa tzw. Państwa Islamskiego w Egipcie szybko oznajmiła na Twitterze, że to ona zestrzeliła samolot. Miał to być odwet za zaangażowanie Rosji w konflikt zbrojny w Syrii. "Żołnierze kalifatu zdołali w prowincji Synaj zestrzelić rosyjski samolot przewożący ponad 220 krzyżowców, wszyscy zginęli" – głosił wpis.
Początkowo bagatelizowano tę deklarację i brano pod uwagę katastrofę z przyczyn technicznych. Jednak już trzy dni po katastrofie Amerykanie poinformowali, że ich satelita wojskowy zarejestrował cieplny rozbłysk w momencie katastrofy, co miało świadczyć o wybuchu bomby. Potem wersję tę jako wiodącą w śledztwie potwierdzili Rosjanie.
W grudniu Egipt przedstawił raport, w którym stwierdził, że komitet śledczy "nie wykrył niczego, co mogłoby wskazywać na aktywność niezgodną z prawem lub działalność terrorystyczną". Następnego dnia do rosyjskiej prasy przedostały się przecieki ze śledztwa prowadzonego przez Federalną Służbę Bezpieczeństwa. Jak poinformowano, Rosjanie ustalili, że przyczyną katastrofy była bomba domowej roboty o małej mocy, ukryta pod jednym z siedzeń na końcu samolotu. "Eksperci twierdzą, że eksplozja utworzyła otwór w kadłubie samolotu o średnicy około metra. W wyniku tego doszło do rozszczelnienia, co doprowadziło do katastrofy" – pisał dziennik "Kommiersant".
Państwo Islamskie pokazuje, jak to zrobiło
W grudniowym numerze magazynu dżihadystów "Dabiq" bojownicy opublikowali artykuł, w którym opisali, jak przeprowadzili atak na rosyjski samolot pasażerski. Pokazali także wykonane przed zamachem zdjęcie rzekomego ładunku, wyglądającego z zewnątrz jak puszka z napojem, oraz detonatora. Ponadto dołączyli zdjęcia paszportów, które miały należeć do pasażerów airbusa.
W artykule twierdzili, że przemycili bombę na pokład rosyjskiego samolotu po wykryciu luk w systemie bezpieczeństwa na lotnisku Szarm el-Szejk.
Francja. Gdzie jest ósmy zamachowiec?
Miejsce: Paryż, Saint Denis
Data: 13 listopada 2015 r.
Liczba ofiar: 130
Liczba zamachowców: 8
W Paryżu wszystko zaczęło się od połączenia telefonicznego, które odebrał jeden z zamachowców. Potem wyrzucił telefon do śmietnika i wysadził się przed stadionem narodowym w Saint Denis na przedmieściach Paryża, gdzie trwał mecz Francja – Niemcy. Był 13 listopada 2015 r., godzina 21.20.
Eksplozja przed Stade de France była sygnałem dla dwóch pozostałych komand terrorystów do rozpoczęcia ataków.
Trzy komanda, sześć ataków
Zadaniem pierwszej grupy złożonej z trzech terrorystów wyposażonych w pasy szahida (materiały wybuchowe przytwierdzone do ciała) było wejście na stadion i wysadzenie się wśród kibiców piłki nożnej. Nie mieli jednak biletów, więc nie zostali wpuszczeni na teren obiektu przez ochronę. Dwóch terrorystów wysadziło się w pobliżu bramek bezpieczeństwa, trzeci przy oddalonej o kilkaset metrów restauracji. Pierwszy zamachowiec, wysadzając się, zabił przypadkowego przechodnia. Dwaj pozostali zdetonowali swoje kamizelki w odosobnieniu, nie powodując ofiar śmiertelnych ani nikogo nie raniąc.
Pięć minut po pierwszej eksplozji do ataku ruszyło drugie komando terrorystów. Napastnicy otworzyli ogień do paryżan siedzących przed kawiarniami w centrum miasta. Poruszali się z północy na południe, ostrzeliwując restauracje: Le Petit Cambodge, Le Carillon, Cafe Bonne Biere, La Casa Nostra i La Belle Equipe. Od ich kul zginęło w sumie 39 osób. Kierujący samochodem i do dzisiaj nieuchwytny Saleh Abdeslam na koniec wysadził swojego brata, Ibrahima, przy Boulevard Voltaire. Młodszy Abdeslam po kilku minutach zdetonował swój samobójczy pas, nikogo nie raniąc.
Około godz. 21.40 ostatnia grupa terrorystów złożona z trzech napastników wtargnęła do sali koncertowej Le Bataclan i zaczęła strzelać do widzów koncertu kalifornijskiej grupy Eagles of Death Metal. Terroryści zabarykadowali się w środku i w czasie ponad dwugodzinnej masakry zabili 89 osób, głównie Francuzów. Po północy antyterroryści zdecydowali się na szturm budynku. Dwaj napastnicy wysadzili się, ładunki wybuchowe trzeciego najprawdopodobniej zawiodły i został on zastrzelony przez policję.
W serii skoordynowanych ataków w Paryżu zginęło w sumie 130 osób z 26 krajów (jedna osoba zmarła w szpitalu w wyniku odniesionych ran).
Tzw. Państwo Islamskie po zamachach mówiło o "ośmiu męczennikach", choć na miejscu znaleziono siedem ciał. Zidentyfikowani zamachowcy to: Bilal Hadfi, Ahmad al-Mohammed i Ahmad Almohammad (wszyscy trzej wysadzili się przed Stade de France), Omar Ismail Mostefai, Samy Amimour i Foued Mohamed-Aggad, którzy dokonali masakry w Bataclan, oraz bracia Saleh i Ibrahim Abdeslam, którzy zaatakowali paryskie restauracje.
Francuskie służby podejrzewają jednak, że napastników mogło być więcej. Wiadomo, że na wolności nadal jest Saleh Abdeslam, kierowca czarnego seata, z którego strzelano do paryżan. Terrorysta rozpłynął się po tym, jak w nocy po zamachach wrócił do Brukseli. Jest poszukiwany międzynarodowym listem gończym.
"Polowanie" na europejskich dżihadystów
Po serii zamachów we Francji wprowadzono stan wyjątkowy i rozpoczęto zakrojoną na szeroką skalę operację antyterrorystyczną.
Według danych rządowych na mocy ustawy władze dokonały do połowy grudnia ponad 2,7 tys. obław i w 360 przypadkach zarządziły areszt domowy. 51 ludzi umieszczono w aresztach, przede wszystkim w związku z nielegalnym posiadaniem broni lub obrotem narkotykami.