Garimpeiros wrócili po złoto. W rozległym dorzeczu Amazonii, na niedostępnych terytoriach - królestwie indiańskich plemion - rozgrywa się dzisiaj kolejna odsłona konfliktu: bezwzględna chciwość staje naprzeciw przyzwoitości i troski o przyrodę. A biały człowiek, oprócz zniszczenia, niesie śmierć. 15-letni chłopiec z plemienia Janomamów, z małej wioski położonej pośrodku dżungli, umiera na COVID-19. Jest pierwszą, ale nie jedyną ofiarą "ducha epidemii", który właśnie powrócił do indiańskiej krainy.
"Świat musi usłyszeć wołanie Ziemi, która prosi o pomoc. Jeżeli będziecie dalej zabijać ludzi i niszczyć naturę, wydobywać całe złoża ropy, minerałów i drewna, nasza planeta zachoruje i wszyscy umrzemy"
~ Szaman Davi Kopenawa z plemienia Janomamów
Patrząc na amazońską dżunglę z lotu ptaka, można dostrzec gdzieniegdzie ukryte w zielonej gęstwinie jasne okręgi. To osady Janomamów - jednego z ostatnich dzikich plemion w tej części świata. Zamieszkuje ono rozległe tereny po obu stronach brazylijsko-wenezuelskiej granicy. W samej Brazylii ich rezerwat ma powierzchnię zbliżoną do Portugalii. Dziś plemię liczy około 40 tysięcy członków, rozproszonych w kilkuset wioskach.
Janomami nazywani są "strażnikami Amazonii".
Żyją w osadach, które kształtem przypominają wielkie pierścienie. Każda wioska otoczona jest ogromną chatą zwaną "shapono", wykonaną z drewna, liści palmowych i strzechy. Chata stanowi dom dla kilkudziesięciu rodzin. Każda ma wydzielone własne ognisko, na którym gotuje i wokół którego śpi. Centrum osady, gdzie odbywają się rytuały i wspólne biesiadowanie, znajduje się pod gołym niebem. Struktura wiosek Janomamów odzwierciedla ich sposób życia. W tych swoistych komunach panuje całkowity egalitaryzm. Plemię wierzy bowiem w równość wszystkich członków społeczności. Nie ma wodzów, decyzje podejmowane są na zasadzie konsensusu.
Role społeczne u Janomamów wyznacza płeć. Mężczyźni zajmują się łowieniem ryb oraz polowaniem na tapiry, jelenie, małpy. Używają do tego między innymi drewnianych rurek, z których wydmuchują zatrute strzałki. Myśliwy nigdy nie spożywa zwierzyny, którą upoluje. Swoją zdobyczą dzieli się z resztą plemienia. W zamian otrzymuje mięso od innego łowcy. Kobiety hodują dziesiątki rodzajów roślin, które stanowią podstawę diety Janomamów, zbierają też orzechy, skorupiaki, larwy.
Członkowie plemienia malują swoje ciała czarną i czerwoną farbą i ozdabiają je leśną biżuterią, wykonaną z drewna oraz kości i kłów zwierząt. Można ich rozpoznać po cienkich słomkach, które wbijają w kąciki ust, brodę oraz nozdrza.
Janomamowie przez tysiące lat zamieszkiwali gęste lasy deszczowe, koegzystując w harmonii z ich fauną i florą. Oddawali cześć i szacunek owocom ziemi, które pozwalały im przetrwać. Wierzą bowiem, że każde zwierzę, kamień, drzewo i góra mają swoją duszę. Świat nadprzyrodzony jest ważną częścią rzeczywistości Janomamów. Ich szamani pełnią funkcję uzdrowicieli, kosmologów, tłumaczy snów i strażników wiedzy botanicznej. Kieruje nimi mądrość ich przodków oraz duchy zwane xapiripe. Tylko szamani mogą je zobaczyć. Wyglądają jak ludzie, ale są malutkie jak drobinki iskrzącego się pyłu i jasne jak światło. By obcować z xapiripe, trzeba przekroczyć fizyczne ograniczenia ciała oraz granice ludzkiej świadomości.
Szamanom pomaga w tym specjalny taniec oraz halucynogenny proszek z drzewa yakoana. Gdy osiągną stan uniesienia, duchy zaczynają gromadzić się wokół nich, przybywając ze wszystkich stron. Najpierw szamana dochodzą ciche jak szelest liści radosne okrzyki i pieśni, potem pojawiają się migocące światła, drżące wysoko na niebie. Xapiripe stopniowo się ujawniają, przybierając swoją ostateczną postać.
"Gdyby xapiripe nie istniały, już by nas nie było. Złe duchy pochłonęłyby nas dawno temu. Znają choroby, które nas dotykają. Wyrzucają je daleko w zaświaty, w ten sposób nas lecząc. (...) My, szamani, pracujemy również dla was, białych. Wiemy, że nasza planeta się zmienia. Wiemy, w jakim stanie jest Amazonia. Mamy świadomość, że nadwyrężanie natury jest niebezpieczne, że niszcząc lasy deszczowe, przecinamy tętnice przyszłości, powodując, że siła świata odpływa. Niebo nad nami jest pełne dymu, bo nasze lasy są wycinane i palone. Deszcze przychodzą późno, Słońce zachowuje się dziwnie. Płuca Ziemi są zanieczyszczone. Świat jest chory. Las umrze, jeśli dalej będzie niszczony. Dokąd pójdziemy, jeśli biali zniszczą nasz świat?"
Szaman Davi Kopenawa
Biali weszli z butami
Plemię długo miało swój własny świat, odizolowany od innych cywilizacji. Styczność z podbijającym glob białym człowiekiem była jednak tylko kwestią czasu. Pierwszy odnotowany kontakt z "obcymi" nawiązali dopiero w latach 40. ubiegłego wieku. Brazylijski rząd wysłał wtedy do dżungli swoje oddziały wojskowe w celu zabezpieczenia granicy z Wenezuelą, biegnącej przez gęsto zalesione, górzyste tereny. Wkrótce w ślady żołnierzy poszli kolejni "biali", wchodząc z butami do domu rdzennych mieszkańców Amazonii. Misjonarze, badacze, inwestorzy, podróżnicy.
Zachodnia cywilizacja docierała coraz dalej w głąb dziewiczych lasów deszczowych, na zawsze zmieniając świat miejscowych Indian. Jeszcze kilka dekad temu Janomamowie chodzili nadzy, dziś wielu z nich nosi szorty i kolorowe koszulki z nadrukami. Oprócz westernizacji kulturowej biały człowiek przyniósł ze sobą coś więcej – choroby i zniszczenie.
W latach 70. brazylijska junta wojskowa zainicjowała projekty rozwojowe, które miały ucywilizować Amazonię. Rozpoczęto masową wycinkę drzew pod budowę Transamazoniki – autostrady łączącej wybrzeże Oceanu Atlantyckiego z miastem Pucallpa nad rzeką Ukajali w Peru. Droga miała przebiegać wzdłuż północnej granicy kraju, przecinając ziemie Janomamów. Ogromne buldożery bez zapowiedzi wjechały do ukrytych w dżungli indiańskich wiosek. Autostrada stała się przekleństwem dla ich mieszkańców. Otworzyła bramy Amazonii dla przybyszów, których celem było rabowanie jej bogactw naturalnych. Wkrótce odkryto, że prawdziwy skarb lasów deszczowych kryje się pod powierzchnią Ziemi.
Amazońska gorączka złota
W kolejnej dekadzie Brazylię ogarnęła prawdziwa gorączka złota. Do Amazonii zjechały się tysiące poszukiwaczy cennego kruszcu. Miejscowi nazywają ich garimpeiros (z portugalskiego "poszukiwacze"). Jak grzyby po deszczu wzdłuż rzeki Branco zaczęły powstawać setki tajnych pasów startowych, na których lądowały samoloty ze sprzętem i kolejnymi rękami do pracy. Te same maszyny wracały potem wypełnione złotem. W połowie lat 80. w stanie Roraima na północy Brazylii liczbę poszukiwaczy "króla metali" szacowano na 30-40 tysięcy – tj. pięciokrotnie więcej niż stanowiła miejscowa ludność tubylcza. To była istna inwazja na ziemie Janomamów. Nieproszeni goście nie tylko rabowali ich dom, ale także niszczyli wioski, przywlekli śmiertelne dla nich choroby i mordowali tych, którzy ośmielili się stanąć im na drodze do bogactwa. Ołowiane kule niemal zawsze wygrywały z drewnianymi strzałami.
Gorączka złota w ciągu zaledwie siedmiu lat kosztowała życie 20 procent ówczesnej populacji Janomamów. Na ustach aktywistów i obrońców praw człowieka coraz częściej zaczęło pojawiać się słowo "ludobójstwo".
"Górnicy zaatakowali nasze rezerwaty, przybyli do naszych społeczności, udając przyjaciół. Okłamali nas Indian, a my daliśmy się oszukać. Potem ich liczba wzrosła. Przybyło wielu innych i zaczęli sprowadzać maszyny zanieczyszczające naszą wodę. Zanieczyszczenia zabiły ryby i krewetki, wszystko, co żyło w naszych rzekach".
~ Davi Kopenawa dla Magazynu
Janomamowie w końcu przerwali milczenie. Rzecznikiem plemienia na świecie stał się szaman Davi Kopenawa, który nauczył się języka portugalskiego od chrześcijańskich misjonarzy. "Dalajlama lasów deszczowych" przez wiele lat walczył o przyznanie jego ludziom praw do ziemi, na której żyli od tysięcy lat. Jego starania zakończyły się sukcesem w 1992 roku. Rząd Brazylii utworzył wówczas na północy kraju rezerwat Janomamów, wypędzając stamtąd poszukiwaczy złota. W jego granicach znalazł się obszar Amazonii dwukrotnie większy od Szwajcarii.
Od tej pory ta część lasów tropikalnych znalazła się pod szczególną ochroną państwa. Przełomowy dla Indian prezydencki dekret zakładał, że górnictwo i inne formy eksploatacji rdzennych terenów będą dozwolone tylko "za zgodą Kongresu Narodowego (Brazylii - red.), po wysłuchaniu wszystkich zainteresowanych społeczności".
Ale garimpeiros wkrótce powrócili, rządni złota za wszelką cenę.
Ludobójstwo
Rok po utworzeniu rezerwatu grupa 22 uzbrojonych górników wkroczyła do wioski Haximu, położonej przy granicy z Wenezuelą, dokonując masakry na mieszkających tam Janomamach. Kobiety, dzieci oraz starcy schronili się w dużej owalnej chacie. Gdy najeźdźcy otworzyli ogień, drewno i liście nie zdołały uchronić ich od kul. Według relacji ocalałych, którzy ukryli się w dżungli, garimpeiros z zimną krwią poćwiartowali maczetą niemowlę, pozostawione przez matkę na hamaku. Na zwieńczenie swojej zbrodni podpalili wioskę, całkowicie zrównując ją z ziemią.
Kilka lat później sprawcy masakry stanęli przed sądem. Zostali oskarżeni o zamordowanie pięciu mężczyzn, trzech kobiet oraz ośmiorga dzieci. Tyle ciał znaleziono, ale możliwe, że ofiar było znacznie więcej. Wyrok zapadł 19 grudnia 1996 roku. Pięciu górników uznano winnymi zbrodni ludobójstwa i skazano na 20 lat więzienia. Za kratki trafiło jednak tylko dwóch, pozostali zbiegli z Brazylii. To najgłośniejsza, ale nie jedyna zbrodnia dokonana na Janomamach. Plemię, które samo uchodzi za wojownicze, wielokrotnie ścierało się z obcymi, którzy najeżdżali ich ziemię. Zwykle starcia kończyły się dla nich tragicznie.
Z czasem, za sprawą działań brazylijskich władz i organizacji międzynarodowych, gorączka złota w Amazonii na pewien czas osłabła. W rezerwatach rozmieszczono wojsko, które miało zapewnić bezpieczeństwo rdzennej ludności i uniemożliwić powstawanie nielegalnych kopalń złota.
Nic jednak nie było w stanie powstrzymać ludzkiej chciwości.
Powrót garimpeiros
W ostatnich latach cena złota stale rosła na światowych rynkach. W kwietniu bieżącego roku osiągnęła najwyższą wartość w historii. Pikujące słupki na giełdach zadziałały na garimpeiros niczym płachta na byka. Armia poszukiwaczy złota ponownie ruszyła do Amazonii.
Agencja Reutera przy współpracy grupy Earthrise Media, która zajmuje się analizą zdjęć satelitarnych, przyjrzała się trwającej ekspansji nielegalnego górnictwa w Brazylii. Z ich badań wynika, że w ciągu ostatnich pięciu lat liczba kopalń złota w rezerwacie Janomamów zwiększyła się dwudziestokrotnie. Łącznie tereny wydobywcze zajmują tam obszar wielkości blisko tysiąca boisk piłkarskich. Dziś poszukiwacze złota szukają go głównie wzdłuż dwóch rzek, które wpływają później do Amazonki - Uraricoera oraz Mucajai. Woda jest bowiem kluczowym elementem w procesie wydobycia metali szlachetnych.
Earthrise udokumentowała dokładny kształt, rozmiar i położenie kopalń, jak również datę, kiedy po raz pierwszy zostały uchwycone na zdjęciach satelitarnych. - Średnio miały one rozmiar dwóch boisk piłkarskich – powiedział Agencji Reutera Edward Boyda, współzałożyciel grupy.
Jak szacują eksperci, gorączka złota na dobre ponownie wybuchła około pięć lat temu. Ze zdjęć satelitarnych wynika, że, w latach 2015-2016 na ziemiach Janomamów znajdowało się co najmniej 10 kopalń. Trzy lata później było ich już 207. W tym czasie powierzchnia eksploatowana przez poszukiwaczy złota zwiększyła się 32-krotnie. Według organizacji Greenpeace ponad 70 procent wszystkich nielegalnych kopalń szlachetnego metalu w Amazonii zostało utworzonych na ziemiach autochtonicznych lub innych obszarach chronionych.
Jak wynika z danych rządowych, złoto stało się głównym towarem eksportowym najbardziej wysuniętego na północ stanu Brazylii – Roraima. Najwięcej kruszcu w tym regionie nadal znajduje się na terenie rezerwatu Janomamów – swoistym El Dorado Amazonii. Większość złota z Roraimy trafia do Indii. Tylko w 2019 roku było to 486 kilogramów, o blisko 450 kilogramów więcej niż rok wcześniej.
Nielegalni poszukiwacze złota zostali także ośmieleni wyborem w 2018 roku prezydenta Jaira Bolsonaro - skrajnie prawicowego polityka, dla którego zmiany klimatu to bujda, a ochrona środowiska to hamulec rozwoju państwa. Przywódca Brazylii od objęcia urzędu zapowiadał otwarcie Amazonii na inwestycje i wykorzystanie jej bogactw naturalnych. Wielokrotnie powtarzał, że chce zalegalizować bezprawne górnictwo, prowadzone na terenach autochtonicznych.
Bolsonaro nazywa troskę o lasy deszczowe i ich mieszkańców "ekologiczną psychozą". - Nie chcę niszczyć środowiska, chcę ocalić Brazylię – przekonuje jej prezydent. I dodaje: - Amazonia jest nasza.
Zabójcze złoto
Chociaż nielegalne wydobycie złota w Amazonii odbywa się na niewielką skalę w porównaniu z masowym wyrębem lasów oraz ekspansją wielkoobszarowego rolnictwa, ma równie destruktywny wpływ na środowisko. Niszczone są drzewa i siedliska zwierząt. Do wód i gleby uwalniane są także wysokie stężenia trującej rtęci, która jest wykorzystywana do ługowania złotonośnych piasków rzecznych. Metodę tę, która jest znana od czasów starożytnych, przestano stosować na szeroką skalę w latach 60. ubiegłego wieku. Jednak dziś dalej jest ona wykorzystywana w działających nielegalnie, małych kopalniach.
Górnicy mieszają złoto z rtęcią, by usunąć naturalne zanieczyszczenia. Z tego połączenia powstaje rozgrzany amalgamat. Po odparowaniu rtęci uzyskiwany jest czysty kruszec. W trakcie tego procesu uwalniane są szkodliwe opary, a resztki trującego pierwiastka przedostają się do gleby i wód. Według danych waszyngtońskiej organizacji Carnegie Institution for Science, co roku do rzek i jezior w regionie Amazonii przedostają się dziesiątki ton rtęci. Ta stanowi śmiertelne zagrożenie nie tylko dla zwierząt i roślin, ale także dla rdzennej ludności.
Opary rtęci są wchłaniane przez drogi oddechowe. Z płuc trujący metal dostaje się do krwi. Pewne jego ilości wnikają do mózgu, powodując jego uszkodzenia. W przypadku ciężarnych kobiet pierwiastek przenika także do krwi płodu. Rtęć jest następnie wydalana z moczem oraz kałem. Kumuluje się w nerkach, poważnie je uszkadzając. Ma także negatywny wpływ na układ nerwowy. Ostre zatrucie oparami tego metalu może prowadzić do śmiertelnej niewydolności oddechowej, a także do krwotocznego zapalenia jelit oraz niewydolności krążenia. Spożycie związków rtęci powoduje ślinotok, wymioty, krwawą biegunkę oraz martwicę błony śluzowej jelit. Pojawia się również pieczenie w przełyku.
Bardzo szkodliwe jest także wystawienie na przewlekłe działanie małych ilości rtęci. Początkowo wywołuje ono objawy takie jak ból głowy, kończyn oraz osłabienie. W dłuższej perspektywie może powodować raka oraz uszkodzenie ośrodkowego układu nerwowego.
Badanie, którego wyniki opublikowano w 2018 roku w magazynie naukowym "International Journal of Environmental Research and Publick Health" wykazało, że w niektórych wioskach Janomamów na zatrucie rtęcią cierpiało 92 procent mieszkańców. Opublikowany w zeszłym roku raport ONZ stwierdza, że kopalnie złota były odpowiedzialne za 83 procent emisji rtęci w całej Ameryce Południowej w 2015 roku.
Jednak "wodne srebro" nie jest jedynym narzędziem zbrodni w rękach poszukiwaczy złota.
Powrót złego ducha
Jest noc, 9 kwietnia. W lokalnym szpitalu w niewielkiej miejscowości w stanie Roraima umiera 15-letni chłopiec. Ma na imię Alvaney Xiraxana, pochodzi z plemienia Janomamów, z małej wioski, położonej pośrodku amazońskiej dżungli. Informacja o jego śmierci trafia na pierwsze strony brazylijskich gazet. Szybko obiega świat.
Pierwsze niepokojące objawy wystąpiły u nastolatka w połowie marca. Już wcześniej cierpiał na malarię, ale teraz pojawiły się kaszel i duszności. Tradycyjne metody leczenia nie przynoszą rezultatów. Zapada decyzja, by zabrać go do najbliższego lekarza. W ciągu 21 dni ląduje w szpitalu cztery razy. Za każdym jest odsyłany z niewłaściwą diagnozą. Trzy dni przed śmiercią chłopak zostaje poddany testowi na koronawirusa. Wynik okazuje się dodatni. Alvaney oficjalnie zostaje uznany za pierwszą ofiarę śmiertelną COVID-19 wśród Janomamów.
Xawariri – "duch epidemii" – powrócił do Amazonii.
- To poszukiwacze złota przynoszą tego śmiertelnego wirusa do naszych społeczności - twierdzi Dario Yawarioma, wiceprezes Hutukara Yanomami Association, organizacji założonej przez Daviego Kopenawę. Według Janomamów na ich ziemiach przebywa obecnie około 20 tysięcy nielegalnych górników.
Nie istnieją oficjalne statystyki dotyczące przypadków koronawirusa wśród brazylijskich Indian. Miesiąc temu grupa Rede de Pesquisadores Yanomami - zrzeszająca badaczy, antropologów i lekarzy - informowała o 168 potwierdzonych infekcjach wśród Janomamów oraz pięciu ofiarach śmiertelnych. Te liczby mogą być jednak mocno zaniżone, bo rdzenna ludność prawie w ogóle nie jest badana. Wiele odizolowanych społeczności nie ma dostępu do opieki medycznej. Biorąc pod uwagę, że Brazylia - z blisko 3 milionami zakażonych - jest drugim najbardziej dotkniętym pandemią krajem świata, rdzenni mieszkańcy tego kraju mają czego się obawiać. Szczególnie że ich odporność na choroby zakaźne, z uwagi na ograniczony kontakt ze światem zewnętrznym, jest znacznie osłabiona.
Pandemia nie dała wytchnienia Płucom Ziemi. Szalejący koronawirus nie wstrzymał operacji wydobywczych i deforestacji, nie odstraszył poszukiwaczy złota. Obserwowana jest nawet intensyfikacja eksploatacji lasów deszczowych. W pierwszych trzech miesiącach tego roku wycięto o połowę więcej drzew niż w analogicznym okresie roku 2019. Ta postępująca ofensywa ma katastrofalne skutki dla wszystkich, dla których Amazonia jest domem.
Janomamowie zwrócili się w czerwcu z apelem do brazylijskich władz. Zażądali wydalenia z ich ziemi niechcianych intruzów, którzy przynoszą ze sobą śmiertelnego wirusa. Na początku lipca brazylijski sąd federalny nakazał rządowi podjęcie konkretnych działań w celu ochrony ludności tubylczej. Swoje zaniepokojenie sytuacją wyraziła także komisja praw człowieka przy Organizacji Państw Amerykańskich.
W odpowiedzi Jair Bolsonaro wysłał do dżungli wojsko. Czy oddziałom żołnierzy i pielęgniarek uzbrojonych w maski ochronne i testy na koronawiursa uda się ochronić "strażników Amazonii" przed kolejną epidemią? Dla plemienia, które kilka dekad temu dziesiątkowały choroby, takie jak malaria, odra czy grypa, COVID-19 - na który nie ma leku nawet zachodni świat - stanowi dziś egzystencjalne zagrożenie.