O tym, że politycy w ich kraju są nieprzyzwoicie bogaci, Ukraińcy widzieli od dawna. Nie zdawali sobie jednak sprawy, jaka jest skala ich majątków. Do czasu. Wybrańcy narodu zostali teraz zmuszeni do złożenia oświadczeń majątkowych. Ludzie są w szoku.
Kiedy w Kijowie rozeszła się wieść, że polski minister transportu Sławomir Nowak (obecnie szef Państwowej Agencji Dróg Ukrainy) zakończył karierę z powodu zegarka, wielu tamtejszych ekspertów nie kryło zdumienia. Zegarka, którego wartość polscy rzeczoznawcy oszacowali na 11-15 tys. złotych, Nowak nie uwzględnił w oświadczeniu majątkowym. Miało to daleko idące konsekwencje: poseł Platformy Obywatelskiej stracił stanowisko w rządzie i zrezygnował z członkostwa w klubie parlamentarnym. "Polacy są zabawni" – napisał na Facebooku Denys Denysenko, szef Centrum Politycznych Konsultacji w Kijowie, odnosząc się do afery w Polsce.
Zdumienie ekspertów w Kijowie było uzasadnione. W porównaniu bowiem z tym, co na ręce nosił ówczesny prezydent Wiktor Janukowycz (obalony w wyniku protestów w 2014 r.), zegarek Nowaka można byłoby uznać za zwykłą tandetę. Wartość szwajcarskiego czasomierza firmy Vacheron Constantin Patrimony Contemporaine, którego zdjęcie opublikował we wrześniu 2012 r. ukraiński fotograf Władysław Sodel, była szacowana na 30 tys. dolarów. A Janukowycz w tej kwestii wcale nie był rekordzistą. Doniecki oligarcha i były deputowany parlamentu Rinat Achmetow miał na nadgarstku fortunę o wartości 700 tys. dolarów (Patek Phillippe z białego złota). Z kolei były już mer Kijowa Leonid Czernowecki nosił Sky Moon Tourbillon za ponad pół miliona dolarów.
Ukraińcy dowiadywali się z prasy nie tylko o zegarkach wartych setki tysięcy dolarów. Przed wyborami parlamentarnymi w 2012 r. dziennikarze telewizji 1+1 ujawnili, że politycy Partii Regionów Wiktora Janukowycza płacą po kilka milionów dolarów za miejsce na liście wyborczej – miejsce, które gwarantowało, że zostaną deputowanymi Rady Najwyższej.
Po takich doniesieniach wydawać by się mogło, że opinii publicznej na Ukrainie nic już nie zdziwi. Jednak wybrańcy narodu zostali niedawno zmuszeni do złożenia oświadczeń majątkowych. Skala posiadanych przez nich majątków zbulwersowała Ukraińców i zaskoczyła nie tylko zwykłych ludzi, ale także ekspertów i dziennikarzy, którzy wielokrotnie pisali o posiadanych przez polityków luksusach.
W ramach walki z korupcją
Do 30 października przedstawiciele władz różnego szczebla, posłowie parlamentu i urzędnicy na Ukrainie mieli obowiązek złożyć elektroniczną deklarację podatkową. Na stronie Narodowej Agencji ds. Zwalczania Korupcji wypełniali odpowiednie rubryki z pytaniami o to, czy mają nieruchomości, samochody, papiery wartościowe, pieniądze, cenne przedmioty. Urzędnicy byli także pytani, czy są właścicielami firm i czy zaciągali kredyty. Oświadczenia złożyło ponad 120 tys. osób. Po raz pierwszy w historii niepodległego kraju przedstawiciele władz zostali zmuszeni także do ujawnienia tego, co posiadają ich rodziny.
Eksperci w Kijowie oszacowali, że posłowie parlamentu zadeklarowali łącznie ponad 12 mld hrywien (ok. 1,9 mld złotych), w tym ponad 7 mld hrywien w gotówce. Dla finansistów było to dość nietypowe zjawisko. Stwierdzili, że wybrańcy narodu nie ufają ojczystym bankom i wolą trzymać pieniądze pod materacem. Bankowcy krytykowali także rządzących za to, że nie ufają oni ojczystej walucie. Jedną z takich osób jest… szefowa ukraińskiego Banku Centralnego Wałerija Hontarewa, która zadeklarowała, że na rachunku w jednym z ukraińskich banków przechowuje ok. 2 mln dolarów.
Gotówkę w domu trzyma także prezydent Petro Poroszenko (ok. miliona hrywien, czyli ok. 160 tys. złotych, i ponad 60 tys. dolarów). Z deklaracji głowy państwa wynika, że jest on właścicielem licznych spółek. W oświadczeniu majątkowym Poroszenko wpisał ponadto, że trzyma 26 mln dolarów w Międzynarodowym Banku Inwestycyjnym, którego jest akcjonariuszem. Pieniądze to jednak nie wszystko. Prezydent zadeklarował, że posiada pięć szwajcarskich zegarków, siedem samochodów i łódź. Rodzina Poroszenki ma kilka działek i domów. Prezydent tłumaczył, że dorobił się majątku, zanim został głową państwa.
Dużą sumę pieniędzy w domu ma także premier Wołodymyr Hrojsman (ok. 4 mln hrywien, 460 tys. euro i ponad 1 mln dolarów). Szef rządu również wykazuje słabość do luksusowych zegarków: ma 12 czasomierzy szwajcarskich firm. Ich wartość jest szacowana na kilkaset tysięcy dolarów. Żona premiera ma biżuterię z brylantów. Oboje są także właścicielami czterech działek i dwóch domów.
– Jeśli urzędnicy są skłonni do ujawniania informacji o posiadaniu milionów hrywien w gotówce, to możemy sobie wyobrazić, jakie bogactwa dyskretnie przechowują w solidnych bankach zagranicznych – komentował ukraiński finansista Iwan Kompan.
Premier Hrojsman, pytany przez dziennikarzy, dlaczego wielu posłów i urzędników trzyma w domu gotówkę, odpowiedział. - To była tendencja ogólnokrajowa, gdy ukraiński system bankowy był w kryzysie. Ale dzisiaj możemy powiedzieć, że system bankowy jest dość stabilny. To pozytywny sygnał.
Cerkiew i święte relikwie na własność
Miliony w gotówce i w bankach, luksusowe zegarki, brylanty, futra (żona szefa MSW Arsena Awakowa ma cztery), samochody, działki i domy to nie wszystko. W oświadczeniu podatkowym Anatolij Matwijenko, deputowany prezydenckiego Bloku Petra Poroszenki i były premier zaanektowanego przez Rosję Krymu, napisał, że jest właścicielem cerkwi prawosławnej w wiosce Byrłiwka w obwodzie winnickim. Tamtejsi duchowni tłumaczą, że pomógł ją zbudować na własnej działce.
Matwijenko obiecał, że przekażę świątynię radzie wiejskiej Byrłiwki, pod warunkiem jednak, że będą z niej korzystać prawosławni Moskiewskiego Patriarchatu. Sprawa ta wywołała kolejną falę oburzenia. Zwolennicy patriarchatu podległego Kijowowi zarzucili Matwijence, że zamierza sponsorować "cerkiew okupantów". Matwijenko także należy do tych, którzy trzymają gotówkę w domu (1,8 mln hrywien).
Andrij Łozowyj, pochodzący z Równego na zachodzie Ukrainy zastępca przywódcy Partii Radykalnej, zadeklarował z kolei, że posiada 72 ikony i krzyż ze świętymi relikwiami pochodzącymi z XIII wieku. Wykazujący słabość do religii Łozowyj ma także kolekcję win (186 butelek) oraz broni białej.
Warto też wspomnieć o samym przywódcy Partii Radykalnej. Ołeh Liaszko najwyraźniej postanowił zadrwić z obowiązku składania oświadczeń majątkowych i wpisał w deklaracji, że jest właścicielem… wideł. Oprócz tego wiejskiego sprzętu Liaszko, który zbił kapitał polityczny m.in. dzięki wizytom w strefie walk z prorosyjskimi separatystami w Donbasie, ma także 740 tys. dolarów, 90 tys. euro i ok. 900 tys. hrywien w gotówce. W bankach Liaszko przechowuje ok. 2 mln hrywien.
Dowcipem postanowił popisać się również były dowódca ukraińskiego batalionu ochotniczego Ajdar, obecnie deputowany Rady Najwyższej Serhij Melnyczuk, który ujawnił, że trzyma w domu… trylion hrywien w gotówce. Melnyczuk tłumaczył, że specjalnie napisał te "bzdury", by zwrócić uwagę społeczności międzynarodowej na zaistniały problem. Jego zdaniem deklarowanie majątków jest sposobem zalegalizowania pieniędzy pochodzących z korupcji.
"Największą kpiną jest jednak to, że słudzy narodu posiadający niezliczone bogactwa nadal okradają zwykłych ludzi" – napisał portal donbass.ua. Nawiązał do sprawy Jewhenija Murajewa, ekonomisty i prawnika z obwodu charkowskiego, który trafił do parlamentu z listy Bloku Opozycyjnego (powstał po rozpadzie Partii Regionów obalonego prezydenta Wiktora Janukowycza). Murajew zadeklarował, że ma 18 mln hrywien, 2 mln dolarów i 1 mln euro w gotówce. Napisał również, że skorzystał z pomocy socjalnej (ponad 167 tys. hrywien), którą przeznaczył na wynajem mieszkania.
Takie zjawisko na Ukrainie jak składanie oświadczeń majątkowych można opisać jako walkę populistów z cynikami. Jedni deklarują, że są biedni jak myszy kościelne. Inni otwarcie przyznają, że są miliarderami i tego wcale się nie wstydzą
Rusłan Bortnyk
W sondażu przeprowadzonym przez agencję UNIAN, który dotyczył oświadczeń majątkowych, ta sprawa rozdrażniła Ukraińców najbardziej. Ponad 37 proc. badanych odpowiedziało, że posłowie, którzy dysponują milionami hrywien i proszą o pomoc socjalną, irytują ich nade wszystko. 27 proc. ankietowanych odpowiedziało, że najbardziej irytujące jest to, że politycy trzymają miliony hrywien w gotówce. 12 proc. wymieniło święte relikwie, 8 proc. – cerkiew Anatolija Matwijenki. W sondażu wzięło udział 1200 osób.
"Walka populistów z cynikami"
W komentarzach na temat oświadczeń majątkowych krążą opinie, że niektórzy politycy potraktowali tę sprawę jako sposób zalegalizowania pieniędzy.
– Ci, którzy złożyli oświadczenia, liczą także na to, że jeszcze bardziej się wzbogacą w przyszłości. Później będą mogli tłumaczyć, że wszystkie ich wydatki zostały dokonane z zadeklarowanych wcześniej pieniędzy – powiedział politolog Ołeksij Jakubin.
Zdaniem szefa ukraińskiego Instytutu Analizy i Zarządzania Polityką, Rusłana Bortnyka duże ilości gotówki są dowodem na to, że urzędnicy planują spore wydatki przed następnym składaniem oświadczeń, którego termin upływa w kwietniu 2017 r. – Większa część pieniędzy zapewne nie została zadeklarowana. To, co zostało ujawnione, można uznać za legalizację korupcyjnych dochodów, a także korupcyjne planowanie dochodów w przyszłości. Wyobrażam sobie, jakie podejście do Ukrainy będzie miał teraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Po co nam w ogóle kredyty? Przecież mogą nas finansować właśni urzędnicy – komentował Rusłan Bortnyk.
I dodał: – Takie zjawisko na Ukrainie jak składanie oświadczeń majątkowych można opisać jako walkę populistów z cynikami. Jedni deklarują, że są biedni, jak myszy kościelne. Inni otwarcie przyznają, że są miliarderami i tego wcale się nie wstydzą.
– Kiedy władze w Kijowie mówią, że 60 proc. ukraińskiej gospodarki znajduje się w szarej strefie, to można to wyjaśnić ilością gotówki zadeklarowanej przez przedstawicieli władz, urzędników i posłów. Sytuacja ta jest odbiciem stanu naszego społeczeństwa – ocenił Taras Kaczka, szef ukraińskiego oddziału Fundacji Sorosa.
"Reforma antykorupcyjna na Ukrainie, która zobowiązała urzędników, by zadeklarowali swoje majątki, pokazała ogromną różnicę między bogactwem polityków i tych, których oni reprezentują. Jedni zadeklarowali miliony dolarów w gotówce, inni – osobistą flotę drogich samochodów, kolekcję szwajcarskich zegarków i diamentów. To odkrycie może jeszcze bardziej osłabić zaufanie do władz Ukraińców, których średnia płaca wynosi 200 dolarów miesięcznie" – oceniła agencja Reutera.
Nie przypominam sobie, by urzędnicy chcieli nam pomagać. Nigdy nie spotkaliśmy tych, którzy zadeklarowali, że trzymają w domach tony gotówki
Roman Sinicyn
– Społeczeństwo ukraińskie jest oburzone tym, w jaki sposób politycy zademonstrowali swoje bogactwo. To wszystko miało miejsce na tle wojny w Donbasie i zubożenia ludzi – mówi portalowi tvn24.pl ukraiński politolog Jarosław Makitra. Jego zdaniem z tego powodu Ukraińcy mogą wyjść na ulice. Politolog twierdzi, że deklaracje urzędników uderzyły w prestiż polityczny Ukrainy.
Roman Sinicyn jest twórcą Narodowego Zaplecza, największej organizacji na Ukrainie, która skupiała wolontariuszy i wspierała ukraińskich żołnierzy walczących z prorosyjskimi rebeliantami w Donbasie. – Nie przypominam sobie, by urzędnicy chcieli nam pomagać. Nigdy nie spotkaliśmy tych, którzy zadeklarowali, że trzymają w domach tony gotówki. Pamiętam jednak dobrze babcię, która przyniosła do naszego kijowskiego biura 20 hrywien i kilogram jabłek. I która przepraszała, że więcej dla nas nic nie ma – wspominał w rozmowie z tvn24.pl Sinicyn. – Gdyby 15-20 deputowanych ukraińskiego parlamentu się zrzuciło, zostałby całkowicie rozwiązany problem z transportem dla żołnierzy w Donbasie – podkreślił.
Wolontariusz jest zdania, że składanie elektronicznych deklaracji majątkowych, mimo wszystko, było dużym krokiem naprzód. Podobnego zdania są także ekonomiści w Kijowie, który twierdzą, że dzięki temu Ukraina wzmocni pozycję w międzynarodowych rankingach dotyczących prowadzenia biznesu.
Prokuratura generalna w Kijowie zapowiedziała, że zbada, czy urzędnicy i parlamentarzyści zapłacili podatki od zadeklarowanych pieniędzy. Sprawdzaniem oświadczeń majątkowych zajęło się także Narodowe Biuro Antykorupcyjne.