Blady strach padł na rosyjskich urzędników, wojskowych i biznesmenów. Zbliża się sezon wyborczy, gospodarka nie może wyjść z dołka, a za granicą czyha wróg – zatem zgodnie z logiką autorytarnej władzy Putin zaostrza represje, żeby przetrwać kryzys. Ruszyło polowanie na "wrogów ludu".
W tej wojnie nie ma nietykalnych – o takie wrażenie dbają siłowicy, którzy prowadzą antykorupcyjną krucjatę, i proreżimowe media przedstawiające kolejne zatrzymania. Śledztwa, dymisje i areszty dotykają generałów, członków rządu, gubernatorów i merów. Zdarzeniem bez precedensu w historii rosyjskiego wojska stało się wyrzucenie całej wierchuszki Floty Bałtyckiej. Nie ma litości nawet dla tak wpływowych postaci jak Siergiej Fiedotow, szef zajmującego się ochroną praw autorskich Stowarzyszenia Autorów Rosyjskich. Przyjaciela samego Nikity Michałkowa, który z kolei jest przyjacielem Putina, podejrzewa się o defraudację ponad 7,5 mln dolarów.
W rosyjskiej publicystyce coraz częściej porównuje się obecną sytuację do Wielkiego Terroru 1937 r. Na pierwszy rzut oka snucie takich analogii jest absurdalne, bo stalinowska czystka pochłonęła miliony istnień ludzkich. Trudno jednak nie zauważyć pewnych cech wspólnych.
Po pierwsze, strach. Strach podsycany przez władze. Strach przed chcącymi zniszczyć Rosję zewnętrznymi wrogami. W drugiej połowie lat 30. ub. wieku były to Niemcy i Japonia, dziś mamy Stany Zjednoczone i NATO. Po drugie, wszechobecna podejrzliwość. Za Stalina donosiło się na "wrogów ludu", dziś wszędzie szuka się "piątej kolumny" finansowanej przez CIA. Posługując się strachem i podejrzliwością, szerzonymi przez aparat propagandy, reżim przeprowadza w kraju czystki służące umocnieniu jego władzy. Trzecia cecha wspólna dla 1937 i 2016 r. to rola aparatu bezpieczeństwa przeprowadzającego czystki. Za Stalina była to jedna wszechpotężna służba NKWD. Teraz zaś mamy – jak to określa prof. Mark Galeotti – "hydrę Putina", czyli kilka potężnych służb specjalnych wyrastających z jednego tułowia: kasty byłych kagiebistów.
Dura lex. Coraz bardziej
Podsycaniu atmosfery strachu i podejrzliwości oraz zwiększaniu i tak dużych uprawnień aparatu bezpieczeństwa służy zaostrzanie prawa. 24 czerwca Duma przyjęła nowe tzw. ustawy antyterrorystyczne, które zaostrzają kary za większość przestępstw związanych z ekstremizmem. Obniżają próg odpowiedzialności karnej za te czyny z 16 do 14 lat, wprowadzają m.in. nowy rodzaj przestępstwa – "akt terroryzmu międzynarodowego", popełniony poza granicami Rosji, a zagrażający jej obywatelom (15-20 lat więzienia lub dożywocie).
Za finansowanie aktów terroryzmu międzynarodowego i werbowanie wspólników kara wyniesie 5-10 lat więzienia. Za publiczne wezwania do terroryzmu w internecie, a także jego publiczne usprawiedliwianie od 5 do 7 lat (dotychczasowe przepisy nie określały dolnego progu). Nowe prawo przewiduje dla operatorów sieci komórkowej i portali społecznościowych obowiązek przechowywania informacji o rozmowach i korespondencji użytkowników. Informację o połączeniach, SMS-ach, zdjęciach oraz plikach dźwiękowych i wideo operatorzy będą musieli przechowywać przez trzy lata, natomiast treść rozmów i korespondencji – przez pół roku. Dotyczy to też komunikatorów internetowych i portali społecznościowych, choć z krótszymi okresami przechowywania. Ten, kto dodatkowo koduje informacje, będzie musiał przekazać FSB klucze do kodów.
Jeśli ktoś może mieć obawy o swą wolność i majątek, to nie rozbita i nieliczna opozycja, lecz spora część elit, zarówno politycznych, jak i biznesowych. Nie dziwią więc doniesienia na przykład o tym, że holding Onexim szuka chętnych na zakup jego aktywów w Rosji. Oligarcha Michaił Prochorow chce sprzedać niemal wszystko, co ma w kraju – ze światowym gigantem w produkcji aluminium RusAlem na czele. W kwietniu agenci FSB przeszukali biura Oneximu w Moskwie w związku z dochodzeniem ws. podatkowych nadużyć. W maju wszczęto zaś śledztwo wobec grupy medialnej RBK, także należącej do Prochorowa.
Kirow Putina
24 czerwca, czyli w dniu, w którym Duma uchwaliła nowe prawo, agenci FSB zatrzymali gubernatora obwodu kirowskiego Nikitę Biełycha. Termin nieprzypadkowy także dlatego, że rozpoczyna się kampania przed wrześniowymi wyborami do Dumy. Biełych to wymarzony cel. Z poglądów liberał i "kosmopolita", były opozycjonista, który przyjął propozycję Kremla i od 2008 r. jest gubernatorem – zresztą w mieście, które nazwę wzięło od zamordowanego w 1934 r. "ulubieńca partii", Siergieja Kirowa. Tamto zabójstwo, zlecone przez Stalina, posłużyło za pretekst do wieloletniej czystki, której apogeum był Wielki Terror 1937 r.
Biełycha z Kirowem łączy na pewno popularność. Ten pierwszy w wyborach w 2013 r. dostał prawie 70 proc. głosów. Kiedyś był liderem opozycyjnego Sojuszu Sił Prawicowych, a jego dawny szef, były gubernator Permu Oleg Czirkunow żyje dziś na emigracji we Francji. Co gorsze dla Biełycha, swego czasu zatrudniał on jako doradcę Aleksieja Nawalnego, a jego zastępczynią była Maria Gajdar, dziś bliska współpracowniczka zażartego wroga Kremla, Micheila Saakaszwilego w Odessie. Na dodatek wakacje Biełych zwykł spędzać na Zachodzie, w jego gabinecie nigdy nie brakowało w rolach gości zagranicznych dyplomatów.
Nic dziwnego, że z zatrzymania zrobiono publiczne show. Komitet Śledczy opublikował kilka starannie zaaranżowanych zdjęć. Na jednym z nich zdezorientowany Biełych siedzi w pomieszczeniu przypominającym restaurację, przy stole, na którym znajdują się butelka wina, kielich i kupki banknotów. Żeby nie było wątpliwości co do podłości "wroga ludu", nie ruble to, tylko euro. Według Komitetu Śledczego Biełych został zatrzymany na gorącym uczynku podczas przyjmowania kolejnej raty łapówki. Mowa jest o łącznej sumie 400 tys. euro, grozi za to do 15 lat więzienia. Biełych nie przyznaje się do winy.
Najważniejsze pytanie brzmi: czy to sam Putin kazał uderzyć w Biełycha? Szef prezydenckiej administracji Siergiej Iwanow zapewnił, że nie wiedział nic o planach aresztowania gubernatora. Znów więc ma zadziałać zakorzeniona w rosyjskim społeczeństwie wiara w "dobrego cara i złych bojarów". Jak w czasach Wielkiego Terroru, gdy prowadzeni na egzekucję komuniści do końca wierzyli, że padli ofiarą pomyłki, a Stalin nie wie, co się dzieje w kraju.
Dekapitacja Floty Bałtyckiej
Karząca ręka władzy spada nie tylko na cywilów – co jest czymś nowym w putinowskiej Rosji. 29 czerwca okazało się, że minister obrony Siergiej Szojgu zwolnił z Floty Bałtyckiej wiceadmirała Wiktora Krawczuka i szefa jego sztabu, wiceadmirała Siergieja Popowa, a był to tylko wierzchołek góry lodowej. Wyrzucono jeszcze 50 wojskowych: oficerów sztabu Floty, dowódców eskadr, brygad i jednostek wojskowych – za korupcję i nieudolność. Media piszą o "operacji bez znieczulenia" i "dekapitacji" Floty. To wydarzenie bez precedensu, bo dotychczas usunięcie dowódcy ze stanowiska było tłumaczone jako odejście z powodu stanu zdrowia lub podeszłego wieku, o skali czystki nie wspominając.
Wiceadmirał Krawczuk służył jako zastępca dowódcy Floty Bałtyckiej od 2009 r., a od 2012 r. był dowódcą. To człowiek byłego dowódcy rosyjskiej floty admirała Wiktora Czirkowa. Wśród znajomych, przyjaciół i wspólników Krawczuka jest m.in. Wiktor Bogdan, poszukiwany międzynarodowym listem gończym "bursztynowy baron", który miał sprzedawać kradzione paliwo z Floty Bałtyckiej i kontrolować przemyt bursztynu do Polski.
Czystka była bezpośrednią konsekwencją inspekcji przeprowadzonej we Flocie przez Sztab Generalny od 11 maja do 10 czerwca. Moskwa robi tu porządek, bo nie może pozwolić sobie w tym wysuniętym na zachód bastionie na korupcję i nieudolność, które wciąż są w rosyjskim wojsku powszechnym zjawiskiem. W krótkiej perspektywie czystka poważnie osłabia zdolności bojowe Floty Bałtyckiej, ale długoterminowo ją wzmocni.
Oprycznicy z FSB
Stalinowski Wielki Terror nie oszczędzał też samych wykonawców czystek, czyli NKWD. Obecnie w rosyjskim aparacie bezpieczeństwa również trudno mówić o stabilizacji. Putin wymienia szefów i kierownictwa kolejnych służb. Na początku lipca przyszedł też czas na FSB, w której kadrowe trzęsienie ziemi dotknęło bardzo ważną Służbę Bezpieczeństwa Ekonomicznego (SEB FSB), czyli kontrwywiad gospodarczy, monitorujący biznes i finanse w Rosji.
Jeszcze w maju, po kontroli w SEB, odejść musiał Wiktor Woronin, szef Zarządu K, który zajmuje się kontrwywiadowczym zabezpieczeniem sfery kredytowo-finansowej. Był zamieszany w afery przemytnicze. Odejście na emeryturę sugerowano wówczas także szefowi całej Służby Bezpieczeństwa Ekonomicznego, ale Jurij Jakowlew odmówił. Znów pojawili się zatem kontrolerzy z Zarządu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (USB FSB), czyli wewnętrznego kontrwywiadu. Tym razem byli bardziej przekonujący. Jakowlew odszedł, a wraz z nim zastępcy oraz szefowie kluczowych zarządów, oprócz wspomnianego Woronina (Zarząd K), naczelnicy Zarządu P (kontrwywiadowcze zabezpieczenie firm przemysłowych) i Zarządu T (kontrwywiadowcze zabezpieczenie transportu).
Kto ich zastępuje? Ci, którzy kontrolowali.
Nowym szefem Służby Bezpieczeństwa Ekonomicznego został dotychczas kierujący Zarządem Bezpieczeństwa Wewnętrznego Siergiej Koroliew – człowiek z Sankt Petersburga, jak Putin. To ludzie Koroliewa w ostatnich miesiącach popisywali się kolejnymi antykorupcyjnymi uderzeniami (m.in. sprawy b. gubernatora Sachalinu, lidera Komi, mera Władywostoku, byłego szefa Zarządu Bezpieczeństwa Ekonomicznego i Przeciwdziałania Korupcji MSW Denisa Sugrobowa, wreszcie Biełycha).
Najbardziej wykazał się w tych działaniach szef 6. Służby USB FSB Iwan Tkaczew i to on pewnie będzie kierował Zarządem K kontrwywiadu ekonomicznego. Elitarna 6. Służba powstała dopiero w 2008 r. W jej skład wchodzi zaledwie 35 osób, utajnione są jej zadania, pełnomocnictwa i cele. To właśnie 6. Służba i Tkaczew zatrzymali w 2014 r. szefa i wiceszefa antykorupcyjnej struktury MSW, Sugrobowa i Borysa Kolesnikowa. Oskarżono ich o korupcję. Kolesnikow po przesłuchaniu wypadł z balkonu w siedzibie Komitetu Śledczego. Zginął na miejscu.
Śledczy za kratkami
Na efekty tych zmian nie trzeba było czekać długo. 19 lipca grupa funkcjonariuszy FSB wkroczyła do siedziby moskiewskiego Komitetu Śledczego, kolejnej instytucji siłowej. To ważny precedens: dotychczas to agenci FSB wspólnie ze śledczymi z Komitetu dokonywali zatrzymań podejrzanych o korupcję funkcjonariuszy innych służb oraz urzędników. Teraz po raz pierwszy sama FSB przeprowadziła antykorupcyjną akcję w Komitecie Śledczym.
Zatrzymano wiceszefa moskiewskiego Komitetu Śledczego Denisa Nikandrowa, szefa wydziału wewnętrznego Michaiła Maksimienkę i jego zastępcę Aleksandra Łamonowa. Są podejrzani o przyjęcie łapówki w wysokości 1 mln dolarów od znanego gangstera Zacharija Kałaszowa, ps. Młody Szakro. Sąd nakazał aresztowanie śledczych. Rosyjskie media spekulują, że choć szefa Komitetu Śledczego, Aleksandra Bastrykina poinformowano wcześniej o akcji, może to być początek końca lub przynajmniej poważne osłabienie siłowika uważanego ostatnio za jednego z najpotężniejszych ludzi w Rosji. Bastrykin stawiał na Nikandrowa, który był jednym z najbardziej znanych śledczych.
"Goryl" na Kremlu
Podczas gdy wrze w innych strukturach siłowych, od FSB przez MSW po Komitet Śledczy, Putin ciągle wzmacnia te służby, które uznaje za najlepszą gwarancję zachowania władzy, i awansuje w nich najbardziej zaufanych ludzi. Szefem Federalnej Służby Ochrony (FSO), czyli odpowiednika polskiego BOR, tyle że ze znacznie większymi uprawnieniami, został były osobisty ochroniarz prezydenta Dmitrij Koczniew. To kolejny przykład błyskawicznej kariery w bliskim otoczeniu Putina. W czerwcu ub.r. został szefem Służby Bezpieczeństwa Prezydenta (SBP), superelitarnej jednostki zajmującej się osobistą ochroną głowy państwa, wchodzącej na zasadach autonomii w skład FSO. Szef SBP jest z automatu zastępcą szefa FSO, teraz po Koczniewie stanowisko to zajął Aleksiej Rubieżnoj.
Zmiana na czele FSO jest ważna z dwóch powodów. Po pierwsze, odszedł Jewgienij Murow, najdłużej za czasów Putina piastujący stanowisko szefa służby specjalnej (od 2000 r.). Przejście na emeryturę starego współpracownika obecnego prezydenta (znali się jeszcze w St. Petersburgu) oznacza też duże zmiany kadrowe w FSO, bardzo wpływowej dziś służbie. I to jest ten drugi powód. Licząca ok. 20 tys. funkcjonariuszy FSO oficjalnie zajmuje się przede wszystkim ochroną polityków i obiektów rządowych. Jednak de facto monitoruje też inne służby na polecenie prezydenta. Jest najlepiej wyposażona, finansowana i obsadzona. Prowadzi też wywiad elektroniczny.
Zmiany w FSO to kolejny sukces jej byłego wiceszefa Wiktora Zołotowa, który wyrósł na najpotężniejszego siłowika w Rosji. Koczniew uważany jest za jego protegowanego. Podobnie jak Dmitrij Mironow, który z FSO poszedł do MSW i już jest tam zastępcą ministra. Coraz wyżej awansują też inni "wychodźcy" z ochrony prezydenckiej. Jedni obsadzają kluczowe stanowiska w kremlowskiej administracji, inni lądują w różnych instytucjach siłowych, a taki na przykład Aleksiej Diumin rządzi obwodem tulskim, czekając na kolejny awans (wcześniej był zastępcą szefa MSW, typowanym na szefa GRU).
KARIERA WIKTORA ZOŁOTOWA – czytaj więcej
Oczywiście najbardziej imponuje kariera samego Zołotowa. Były ochroniarz Putina, potem kolejno szef SBP i dowódca Wojsk Wewnętrznych, dziś stoi na czele powołanej na ich bazie Rosgwardii (gwardii narodowej) – bezpośrednio podległej prezydentowi, liczącej kilkaset tysięcy ludzi formacji, która ma obronić Putina przed buntem elit i społeczną rewolucją.
Radykalne zmiany w ostatnim tygodniu – od dymisji szefa służby celnej poczynając, a na gubernatorskich awansach byłych oficerów FSB kończąc – pokazują, że karuzela się rozpędza. Zgodnie z logiką autorytarnego reżimu: po krótkich okresach "odwilży" następuje jeszcze mocniejsze przykręcenie śruby.