Wszyscy lub niemal wszyscy lekarze są częścią spisku, który truje nasze dzieci ciężkimi metalami/rtęcią/autyzmem. Znamy straszliwe skutki szczepionek, więc trudno zrozumieć brak reakcji władz i dziwny upór, z jakim kolejne rządy utrzymują program obowiązkowych szczepień. Jak to możliwe, że lekarze, naukowcy i władze nie dopuszczają do siebie prawdy, którą dzięki internetowi tak łatwo poznać?
* * *
Nazywam się Marcin Napiórkowski. Wykładam w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego i zajmuję się badaniem współczesnych mitów. Na łamach Magazynu TVN24 będę teraz regularnie śledził światowe zmowy w serii #tospisek!. Niech drżą reptilianie, masoni, cykliści i weganie. Nikt nie może czuć się bezpieczny. A wy zostańcie na nasłuchu. Prawda wkrótce wyjdzie na światło dzienne!
* * *
Jest czwartkowy wieczór. Gościem Rozmów niedokończonych w Radiu Maryja jest premier Beata Szydło. Z pierwszej części programu, transmitowanej także na antenie TV Trwam, wiemy, że ma na sobie kobaltową garsonkę, ozdobioną jedną z nieodłącznych broszek. W telewizyjnym studiu wygląda na nieco zmęczoną, ale spokojną i pewną siebie. Przez całą rozmowę rzadko się uśmiecha. Być może to sugestia i po prostu naczytałem się speców od politycznego marketingu, którzy chwalą premier Szydło za konsekwentne wpisywanie się w archetyp Matki Polki, ale wyraz jej twarzy naprawdę określiłbym jako zatroskany.
PBS: ”Szczepienia są potrzebne, ale nie lekceważymy tych, którzy domagają się prawa do nieszczepienia. Postaramy się pogodzić te stanowiska”
— Wojtek Szacki (@szacki) September 22, 2017
Druga część audycji transmitowana jest już tylko przez radio. Nie wiemy więc, jaką minę miała Beata Szydło, słuchając telefonu od słuchacza, wyrażającego bardzo poważne wątpliwości dotyczące obowiązującego w Polsce programu szczepień. Odpowiedź pani premier była stonowana i sytuująca ją raczej po stronie szczepionek. Jednak kiedy próbuję sobie wyobrazić jej gesty (mowa ciała premier Szydło to wdzięczny temat dla badacza znaków), nie widzę słynnych uspakajających ruchów dłoni. Wyobrażam sobie raczej nieświadome odmierzanie przestrzeni i poszukiwanie równowagi między dwiema racjami.
I tak też została odebrana wypowiedź Beaty Szydło przez większość komentatorów (choć, swoją drogą, obawiam się, że tylko nieliczni zadali sobie trud odnalezienia i przesłuchania całej rozmowy). Pani premier zarzucono postawę, którą określa się czasem żartobliwie mianem "prawdopośrodkizmu". Żeby wilk był syty i owca cała, Beata Szyło przyznała każdemu kawałek racji:
"Są rodzice, którzy mają przeświadczenie, że szczepionka może ich dzieciom zaszkodzić, ale i są tacy, którzy są przekonani, że szczepienie uchroni dziecko przed chorobą czy będzie po prostu dobre. Ja nie umiem tego ocenić pod względem merytorycznym, bo nie jestem lekarzem. […] To jest trudny wybór, myślę, i zawsze każdy z nas, rodziców, ma dylemat, co powinien zrobić. Niemniej jednak moja ocena jest taka, że szczepienia są potrzebne. […] My nie lekceważymy państwa głosów, tych wszystkich, którzy oczekują prawa do nieszczepienia swoich dzieci. Odbyło się w kancelarii spotkanie z przedstawicielami rodziców, którzy podnoszą ten problem i na pewno będziemy dalej zastanawiać się, w jaki sposób pogodzić te dwa stanowiska, co nie będzie zapewne łatwe".
Słowa Beaty Szydło zbudowały zaskakujący most ponad politycznymi przepaściami. Od Platformy Obywatelskiej po Adriana Zandberga zadudnił chór krytyków, zarzucających pani premier (słusznie, moim zdaniem) absurdalne zrównywanie dwóch głosów, z których jeden oparty jest na badaniach naukowych, a drugi – na lękach, nieporozumieniach i lekturze dziwacznych stron internetowych ze słowami "przebudzenie" w nazwie.
”Jazda po alkoholu jest zakazana, ale nie lekceważymy tych, którzy lubią sobie golnąć przed podróżą. Postaramy się pogodzić te stanowiska”
— Piotr Ziemkiewicz (@PZiemkiewicz) September 22, 2017
I ja zainteresowałem się sprawą. Wykładam na uniwersytecie i od wielu lat zajmuję się naukowo tą tematyką. Ale nie jestem wakcynologiem. Tropię spiski. Wiem, co sobie pomyśleliście. Od razu wyobraziliście scenę z hollywoodzkiego filmu: pokój zawieszony dziesiątkami prasowych wycinków, pomazany markerem i dziwaka z obłędem w oczach szukającego tajemniczych powiązań. I w sumie trochę tak wygląda moja praca. Z tym, że nie szukam prawdziwych spisków, tylko analizuję teorie spiskowe.
I to właśnie jedną z najbardziej rozpowszechnionych teorii spiskowych usłyszałem w radiowym wystąpieniu premier Szydło. Nie w samej odpowiedzi, na której skupili się komentatorzy życia politycznego, ale w pytaniu słuchacza, którego media w ogóle nie przytaczają.
Co się za tym kryje?
Pan Michał, zaniepokojony szczepieniami, sformułował swoją wątpliwość następująco:
"Ja wiem, że to są różne zdania na ten temat, natomiast z różnych źródeł się dowiadywałem, jeżeli chodzi o obowiązek szczepień i słyszałem o przykładzie Hiszpanii, gdzie na przykład obowiązkowych szczepień nie ma. Skąd w pani rządzie minister, który tak silnie lobbuje za szczepieniami? Co się za tym kryje? Ja się osobiście tego obawiam, nie tylko ja".
Znów mamy tu, oczywiście, fałszywe zrównywanie dwóch stron ("są różne zdania na ten temat"), mamy dość naiwne podejście do zdobywania wiedzy ("z różnych źródeł się dowiadywałem"), najważniejszym elementem wydaje mi się jednak pytanie o ministra Radziwiłla. Dlaczego ministrowi zdrowia tak zależy na szczepionkach? Co się za tym kryje?
Zaniepokojony słuchacz kontynuuje swój wywód, z którego dowiadujemy się także, że za zadanym Beacie Szydło pytaniem stoi osobista tragedia i poczucie krzywdy. Pan Michał jest bowiem przekonany, że autyzm jego dziecka spowodowany jest szczepieniami. Nie znam pana Michała i nie chcę tu popadać w tanie psychologizowanie. Nie mam powodów, by wątpić, że naprawdę wierzy w to, co mówi. Z punktu widzenia mechanizmów kulturowych byłoby zrozumiałe, gdyby poszukując wyjaśnienia cierpienia swojego dziecka i starając się jakoś uporządkować świat, dążył do znalezienia winnych, których można wskazać palcem i ukarać. Być może to właśnie dlatego w jego opowieści obowiązkowy program szczepień ochronnych zmienia się w zastawioną na obywatela pułapkę:
"To, czego doświadcza moja siostra, na którą zastawiają pułapki w przychodniach, która ma odczyny poszczepienne, których lekarze nie raczyli zarejestrować, którą się szantażuje odebraniem praw rodzicielskich".
Pan Michał docenia wysiłki rządu Beaty Szydło w innych dziedzinach, nie może jednak pojąć, dlaczego ulega on podszeptom ministra dziwnie zainteresowanego kwestią szczepień:
"Aparat państwa ustawia się przeciwko obywatelowi, przeciwko rodzicowi. Państwo wie najlepiej, że rodzic jest potworem, jeśli nie chce szczepić dzieci, że pojawia się minister, który mówi, że trzeba się szczepić przeciw wszystkiemu i wszystkim".
Jak oni rozumują?
Spróbujmy wczuć się przez chwilę w sytuację przeciwnika szczepień.
Odkrycie przerażającej prawdy o szczepionkach zajęło mi dwadzieścia minut szperania w internecie. Wymagało odwiedzenia czterech stron, obejrzenia filmu na YouTube i poczytania odpowiedzi na forach w rodzaju: "Rodzice, którzy wiedzą lepiej niż lekarze". Skoro ja wpadłem na trop szczepionkowej zbrodni bez żadnej wiedzy medycznej, poświęcając na to jedno popołudnie, to przecież wszyscy lekarze też z łatwością mogliby poznać prawdę. Chyba że...
To spisek!!! W najlepszym wypadku ktoś nie pozwala im poznać prawdy. W najgorszym (i bardziej prawdopodobnym) wszyscy lub niemal wszyscy lekarze sami są częścią spisku, który truje nasze dzieci ciężkimi metalami/rtęcią/autyzmem. W ten sposób wizja diabolicznego spisku Big Pharmy okazuje się bardzo ważnym elementem mitów medycznych i kluczową cegiełką w gmachu, który budują przeciwnicy szczepień. Wyjmij tę cegiełkę, a cały gmach runie. Bo bez spisku w gruncie rzeczy nie sposób wytłumaczyć straszliwych skutków szczepionek, braku reakcji władz i dziwnego uporu, z jakim kolejne rządy i organizacje międzynarodowe utrzymują program obowiązkowych szczepień.
To jedna z rzeczy, o których rzadko myślimy, kiedy mowa o sporach o szczepienia (albo globalne ocieplenie, kształt Ziemi lub teorię ewolucji). Wiara w to, że prawda jest inna niż to, co się nam mówi, wymaga także odpowiedzi na pytanie, dlaczego tej prawdy dotychczas nie poznaliśmy. A tu odpowiedź zwykle prowadzi krótką i stromą ścieżką wprost w otchłanie teorii spiskowych. Niby niepokoimy się składem szczepionek albo konkretnymi powikłaniami, ale żeby uzasadnić, czemu tego niepokoju nie podziela przeważająca większość lekarzy, ekspertów i prawodawców, musimy uznać, że mają jakieś niecne motywacje.
Wszyscy mamy antyszczepionkowych znajomych. Następnym razem, gdy spróbują was przekonywać o straszliwych skutkach zastrzyków, udostępnijcie im ten tekst. Albo sami zapytajcie ich właśnie o to. Jak to możliwe, że lekarze, naukowcy i władze nie dopuszczają do siebie prawdy, którą tak łatwo znaleźć w internecie? Czy wasi znajomi naprawdę wierzą, że wszyscy lekarze są częścią globalnego spisku?
Pięćdziesiąt twarzy Big Pharmy
Robert Blaskiewicz w tekście „The Big Pharma Conspiracy Theory” (Medical Writing 22/2013) zwraca uwagę, że teoria Big Pharmy opiera się na błędzie logicznym cui bono, a więc "w czyim interesie". We współczesnej wersji, propagowanej przez niezliczone filmy o samotnych bohaterach stawiających czoło bezdusznym korporacjom, zasada ta przybiera często postać "follow the money", czyli "podążaj za pieniędzmi". Znajdziesz motyw – masz mordercę. Dowiesz się, kto na tym zarabia, i znalazłeś winnego. Skoro więc lekarze i koncerny farmaceutyczne zarabiają na leczeniu chorób, to pewnie rozprzestrzeniają choroby. Logiczne?
Spiskowa teoria Big Pharmy ma kilka wersji, które można pogrupować według "złowrogości" spisku. W najłagodniejszej wersji firmy farmaceutyczne łączą w sobie najgorsze cechy dwóch disnejowskich protagonistów: są niezdarne jak Kaczor Donald i chciwe jak wujek Sknerus. Z takiego połączenia nie może, oczywiście, wyjść nic dobrego. Szczepionki są więc pełne śmieci, źle przebadane i ogólnie niebezpieczne.
W wersji nieco bardziej zaawansowanej chciwość firm farmaceutycznych sięga tak daleko, że celowo zatajają one proste, tanie i naturalne leki, żeby sprzedawać ludziom swoje specyfiki. Lek na raka jest już dawno znany (i jest nim jakaś powszechnie występująca w naturze substancja), ale nikt tego nie zdradza, bo to by się po prostu nie opłacało. Podobnie jest ze szczepieniami. „Naturalna” odporność (jak w ogóle wszystko, co „naturalne”) jest dużo lepsza od szczepień, ale ponieważ nie można jej opatentować i sprzedawać, Big Pharma przekonuje nas o skuteczności pełnych chemii zastrzyków.
Kiedy zejdziemy jeszcze o stopień głębiej w otchłanie spisku, okaże się, że Big Pharma celowo truje nas, żebyśmy byli bardziej chorzy. W tej wersji szczepionki nie tylko są nieskuteczne, ale szkodliwe. Nie poprawiają zdrowia, wręcz je pogarszają. Osłabiają populację, żeby szerzyły się w niej choroby, które potem można będzie leczyć za grube pieniądze.
I wreszcie poziom najgłębszy. A co, jeżeli wszystkie te choroby, które atakują ludzkość są w rzeczywistości... wytworem Big Pharmy? Skoro koncerny farmaceutyczne zarabiają na leczeniu chorób i zapobieganiu im, czemu nie miałyby ich wytwarzać i wywoływać w celu zwiększenia zysków? "Podobno raka skóry nie było przed wynalezieniem kremów do opalania... A w ogóle liczba nowotworów zwiększyła się dramatycznie, odkąd wynaleziono chemioterapię".
W zasadzie każdego rozsądnego człowieka wiara w spisek Big Pharmy powinna prowadzić wprost na ten najniższy poziom. Po co korporacje medyczne miałyby zadowalać się kilkunastoma dolarami za szczepionkę kilka razy w życiu, skoro mogłyby nas wszystkich zarazić rakiem albo kiłą?
Dlaczego to takie niebezpieczne?
Medycyna nie jest doskonała. Polski pacjent wie o tym najlepiej. Lekarze są przepracowani, słabo opłacani, kolejki do specjalistów ciągną się miesiącami. Nic dziwnego, że wielu pacjentów ma poczucie, że coś tu jest nie tak. Kiedy dochodzi do tego osobiste doświadczenie poważnej choroby, wobec której medycyna jest nieudolna czy bezradna, system opieki zdrowotnej łatwo wskazać jako winnego. Na to właśnie czekają szarlatani, nie przypadkiem podsycający zainteresowanie ruchami antyszczepionkowymi. Problem polega na tym, że choć ich gabinety są często ładniejsze, kolejki mniejsze, a obsługa znacznie bardziej życzliwa, to uprzejmość i wielkie dawki witaminy C (w przeciwieństwie do medycyny) nie leczą ludzi.
Wielu rodziców pod wpływem nieciekawych doświadczeń ze służbą zdrowia i amatorskich internetowych poszukiwań czuje się zagubionych. Lekarze zwykle nie mają czasu i przygotowania, by krok po kroku rozwiewać ich wątpliwości. Dlatego właśnie warto trzymać wyraźne, jednoznaczne stanowisko względem ruchów antyszczepionkowych i innych teorii podważających wiarygodność całego systemu nowoczesnej medycyny. Bo wiara w trujące szczepionki szybko doprowadzić może nie tylko do epidemii ospy, lecz także do ignorowania zaleceń lekarzy we wszystkich kwestiach albo przerywania ratujących życie terapii.
Oparty na błędnych przesłankach sprzeciw wobec szczepionek oddala ludzi od medycyny w ogóle, często wpychając ich wprost w objęcia szarlatanów. Ci z kolei, nawet jeżeli zasadniczo zajmują się zupełnie innymi obszarami, jak np. leczenie nowotworów witaminą C i magicznymi zaklęciami, chętnie podważają skuteczność szczepionek. Bo rozumieją, że pacjent, któremu raz wmówi się istnienie światowego spisku lekarzy i koncernów farmaceutycznych, stanie się wiernym klientem, któremu można potem sprzedawać strukturyzatory wody, generatory pola i inne cudowne urządzenia. Jest w tym sporo ironii, że teoria spiskowa oparta na przeświadczeniu o nieograniczonej chciwości wielkich korporacji wpycha ludzi do gabinetów sprytnych oszustów, których główną motywacją jest właśnie zysk za wszelką cenę. To może się skończyć tak, jak w przypadku dwunastoletniego Bogusia chorego na białaczkę limfoblastyczną, którego rodzice wyrwali ze szponów chciwej Big Pharmy i zabrali do uzdrowiciela. Szanse chłopca na wyleczenie wynosiły 90%. "Niekonwencjonalna terapia" amigdaliną skończyła się jego śmiercią. Szlachetny uzdrowiciel walczący z wielkimi korporacjami swoje wynagrodzenie (13 tys. zł) zainkasował z góry.
"Ziemia jest okrągła, ale nie lekceważymy tych, którzy uważają inaczej. Postaramy się pogodzić te stanowiska."
— Marcin (@ds3233) September 22, 2017
Podobnie przedstawia się sprawa dziecka z Białogardu, zabranego przez rodziców ze szpitala. Historia, którą przez kilka dni żyła cała Polska, to także smutna opowieść o braku zaufania do medycyny, o poczuciu osaczenia i braku kontroli nad własnym życiem. Niechęć do szczepień była tu tylko elementem szerszej wizji, w ramach której szpital jawił się jako instytucja obca i nieprzyjazna.
Ruchy antyszczepionkowe są więc niebezpieczne nie tylko dlatego, że nieszczepienie dzieci bez wyraźnych powodów stwarza zagrożenie dla nich i dla ich rówieśników. Są niebezpieczne przede wszystkim dlatego, że podważają zaufanie do medycyny, pchając ludzi w szeroko otwarte ramiona oszustów.
Co to znaczy nie znać się na czymś?
Czy Beata Szydło wierzy w światowy spisek firm farmaceutycznych? Niesławne prawo nagłówków Betteridge'a mówi, że jeżeli tytuł kończy się znakiem zapytania, to zapewne odpowiedź na zawarte w nim pytanie będzie negatywna. Inaczej autor po prostu napisałby zdanie twierdzące. Mam nadzieję, że tak jest i w tym przypadku. Nie mam powodu, żeby sądzić, że polska premier wierzy w spisek, którego częścią miałby być w dodatku jeden z ministrów jej rządu. A jeżeli nie wierzy, to powinna jednak – i jest to lekcja dla nas wszystkich – konsekwentnie stać po stronie naukowego konsensusu.
Kiedy mówimy: "Nie znam się na czymś", wcale nie powinniśmy twierdzić, że pewnie prawda leży gdzieś pośrodku. Rozsądne "nie znam się" oznacza: nie wiem, więc nie mam podstaw, by podważać zdanie tych, którzy badaniom nad danym zagadnieniem poświęcili całe życie. Nie znam się na astronomii, więc nie twierdzę, że Ziemia albo jest okrągła, albo płaska, albo ma kształt gigantycznego wafelka do lodów. Podobnie jest ze szczepionkami. Mądre "nie znam się" oznacza w tym przypadku: słucham lekarza zamiast zakładać, że jest częścią światowego spisku.
Marcin Napiórkowski jest autorem bloga mitologiawspolczesna.pl