Brytyjski zespół Foals znany jest z mistrzowskich koncertów, które nawet nieprzekonanych do ich muzyki potrafią wciągnąć w szał pod sceną. Na Open'erze w Gdyni grali już trzy razy – po raz ostatni w tym roku, na scenie głównej. Mieliśmy okazję porozmawiać z zespołem w dniu meczu Polska – Portugalia, który zamierzali obejrzeć.
Martyna Nowosielska-Krassowska, tvn24.pl: Wróciliście ponownie do Polski. Słyszałam, że lubicie polskich fanów. Jak to jest być tu znowu?
Jack Bevan (perkusista): To ekscytujące. Jesteśmy w Polsce już kilka dni. Spotkaliśmy fanów przy hotelu, potem byliśmy w restauracji, a oni kupili nam ciasto. Ludzie tu są niesamowici. Kiedy pierwszy raz przyjechaliśmy do waszego kraju, koncert był przytłaczający. Strasznie padało, mimo to fani zostali pod sceną i zgotowali nam niesamowite przyjęcie. Tak, to był naprawdę dobry koncert.
Czy teraz też się tego spodziewacie? Gracie przed Red Hot Chili Peppers i pewnie duża część publiczności przyjdzie zobaczyć właśnie ich. Sądzicie, że zaangażują się także w wasz koncert?
Jack: Myślę, że wielu ludzi pójdzie obejrzeć mecz Polski z Portugalią, gdy Red Hot Chilli Peppers będą grali (śmiech). My też planujemy obejrzeć to spotkanie. Red Hotów widzieliśmy już wcześniej, pewnie z dziesięć razy, a Mistrzostw Europy nie ogląda się częściej niż raz na cztery lata.
Edwin Congreave (klawiszowiec): Widziałem w hotelu Flea (basista RHCP – red.) przechodzącego korytarzem w bardzo ciasnych szortach do pływania. Był właściwie nagi. Szedł w dół, oddalając się ode mnie, ale poznałem go po różowych włosach. Chciałem zawołać "Flea, cześć!", ale byłoby to trochę dziwne. Poza tym nie wiedziałby, kim jestem, więc nie chciałem, żeby było jeszcze dziwniej.
Jack: Rozpoznaję ten tyłek z daleka! (śmiech)
Tematem ostatnich tygodni w Europie jest referendum wygrane przez zwolenników wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Jakie są wasze przemyślenia na temat Brexitu?
Edwin: Jest naprawdę źle…
Jack: To ogromna tragedia. Myślę, że nikt nie spodziewał się, że do tego dojdzie. Przypuszczaliśmy, że rząd nie ma za bardzo planu na to, co się stanie, jeśli ludzie zagłosują za Brexitem. Teraz to jest więcej niż pewne, że nie było i nie ma żadnego planu. Najlepsze, na co możemy liczyć, to to, że jakimś cudem proces zostanie wyhamowany i będzie drugie głosowanie.
Edwin: To po prostu bardzo dołujące.
Jack: Jest to dla nas wstydliwa sprawa także dlatego, że nigdy nie chciałem mieć nic wspólnego z rasistami albo bigotami. To okropne, że teraz, kiedy to referendum się zdarzyło, dało takim ludziom głos. W tym momencie w Wielkiej Brytanii dzieje się dużo okropnych rzeczy. Będąc tutaj, wstydzę się tego, że jestem Brytyjczykiem. Było kilka barów, w których byliśmy, gdzie była dość chłodna atmosfera, bo w oczywisty sposób jesteśmy Anglikami. To jest do dupy.
Edwin: Czuję się zawstydzony, będąc Brytyjczykiem. Naprawdę tak czuję.
Jack: Myślę, że często doświadczenia Europejczyków z Brytyjczykami to spotykanie z takimi, którzy głosowali za Brexitem. A teraz przyjeżdżają na kontynent na wakacje i zaczynają się bić. Niewiele da się z tym zrobić poza byciem miłym człowiekiem.
Wracając do muzyki – czy nagrywając wasz pierwszy album "Antidotes" – absolutnie rewolucyjny – czuliście, że będzie aż takim przełomem?
Edwin: Wtedy byliśmy po prostu bardzo podekscytowani naszą własną muzyką. Nie sądzę, żeby ktokolwiek z nas pomyślał, że tworzymy nowy rodzaj muzyki. To trochę zbyt daleko idące.
Jack: Pamiętam, że byłem bardzo zadowolony z płyty, podekscytowany słuchaniem jej i tym, że ją wydajemy. Nie miałem pojęcia, co może się wydarzyć. Byłem akurat w hotelu, gdy zadzwonił do mnie menedżer i powiedział, że album jest na drugim miejscu w kraju. Spodziewałem się, że będziemy na 50. czy jakoś tak. Nie mogłem w to uwierzyć. Zawsze, kiedy jest się blisko czegoś i nagle to coś staje się czymś wielkim, masz surrealistyczne uczucie. Kiedy dzieje się coś tak szalonego, to jest jak sen, a nam się to przydarzyło z tym właśnie materiałem.
Na trzecim albumie "Holy Fire" poszliście o krok dalej z eksperymentowaniem. Do gry na perkusji używaliście ponoć zwierzęcych kości.
Jack: Kości brzmiały fatalnie, więc te nagrania nie trafiły na płytę. Ale zawsze staramy się stworzyć ciekawe otoczenie do pracy nad albumem, żeby to nie było jak wyjście do biura. Na tym albumie chcieliśmy użyć czegoś organicznego, przyozdobiliśmy studio roślinami, żeby nie czuć się w nim jak w studiu w Londynie. Wszystkie nasze kolejne płyty tworzyliśmy w różnych miastach na całym świecie. Myślę, że przebywanie w nowej przestrzeni sprawia, że jest się bardziej zainspirowanym i podekscytowanym, bo to nie jest miejsce, które znasz i w którym czujesz się komfortowo.
Lubicie czuć się niekomfortowo? To sprawia, że lepiej pracujecie?
Jack: Nie powiedziałbym, że niekomfortowo, bo większość miejsc, w których nagrywaliśmy, była bardzo komfortowa, chodzi o bycie w nowym miejscu, zwłaszcza w innym kraju, w innej kulturze. To po prostu więcej rzeczy do przyjęcia, które mogą podświadomie wpłynąć na album.
Wasza muzyka wydaje się być bardzo precyzyjnie przygotowana. Jak wygląda proces jej tworzenia, poza tym, że wyjeżdżacie w nowe miejsca?
Jack: Nie mamy jednej utartej metody tworzenia piosenek. Czasami Yannis (Philippakis, wokalista i gitarzysta Foals – red.) i Jimmy (Smith, gitarzysta Foals – red.) mają gotowe akordy, czasami ktoś coś wymyśli, czasem razem jammujemy i coś z tego wychodzi. Czasami z jednego pomysłu wychodzą nam dwa utwory. W przeszłości zawsze najpierw pisaliśmy, a potem wchodziliśmy do studia. W przyszłości chcielibyśmy sprawdzić, jak byłoby, gdybyśmy zrobili z tego bardziej jednolity proces – nagrywanie podczas pisania. Tego jeszcze nie próbowaliśmy.
Jack, zanim zacząłeś grać w Foals, byłeś w innym zespole – Edmund Fitzgerald. Grupa się jednak rozpadła. Tłumaczyliście, że chcieliście mieć więcej zabawy przy robieniu muzyki. Wciąż dobrze się bawisz, tworząc z Foals?
Jack: Tak, zdecydowanie. Czasem zresztą zabawy jest zbyt dużo. Trudno jest otworzyć się i opowiadać o tym, co jest trudne w byciu w zespole, bo ludzie od razu chcą ci powiedzieć, że nie wiesz, jak dużo masz szczęścia, że wielu umarłoby, żeby znaleźć się na twoim miejscu. To prawda, sam bym tak zrobił, ale kiedy masz cztery koncerty z rzędu, dzień po dniu, trzy godziny snu i kilka lotów dzień przed występem, czasami czujesz się wykończony. Jednak przez większość czasu jest super.
Edwin: Bycie w zespole bywa ciężką pracą, ale każdy, kto pracuje długo w jakimś biznesie, wie, że małe rzeczy, które irytowały cię na początku, rosną. Stresujemy się tak samo jak każdy inny z powodu pracy, ale to świetna praca. Oszukiwalibyśmy się, mówiąc, że jest inaczej. Mamy dużo czasu wolnego, możemy przebywać w fajnych miejscach i pić darmowe piwo (śmiech). Nie jest to jedyna rzecz, którą chcę robić w życiu, ale to fajne.
Jacy artyści interesują was na Open'erze?
Edwin: Mamy lot bardzo wcześnie rano, więc mimo że chcielibyśmy pójść na koncert Caribou, to grają za późno. Obejrzymy mecz, bo oglądanie gry polskiej drużyny w Polsce to coś niesamowitego.
Jack: Myślę, że to będzie supermecz, bo Polska ma lepszą drużynę, ale dla Portugalii gra Ronaldo. Moja rodzina jest z Walii, więc kibicuję walijskiej reprezentacji, która też nie jest faworytem tego turnieju. Fajnie byłoby zobaczyć mecz Polska – Walia.
Jak myślicie, kto wygra?
Jack: Jeśli miałbym obstawiać, to powiedziałbym, że będzie 2:1 dla Polski.
Edwin: Nie mam pojęcia, ale chciałbym, żeby Polska wygrała. Wszyscy teraz nienawidzą Portugalii z powodu Ronaldo.
Jack: I Pepe! To bardzo nieczysty gracz. Bardzo agresywny.
Jesteście znani z niesamowitych koncertów. Macie jakieś rytuały przed wyjściem na scenę?
Jack: Każdy z nas ma własne. Dotyczą jedzenia o konkretnej porze, picia konkretnej ilości wody i alkoholu. Ja staram się pół godziny przed koncertem nie siedzieć przy komputerze.
Edwin: Nie mamy jakichś szczególnie skomplikowanych rytuałów, ale jest dużo małych rzeczy, które robimy. Walter (Gervers, basista Foals – red.) zawsze przychodzi do mnie 15 minut przed koncertem i odwraca się, a ja muszę mu przyczepić kable od odsłuchów do tyłu koszuli. Potem dwa razy go klepię po plecach. Potem nalewa sobie małą whisky z imbirem. I tyle.
Na koniec: jakie są plany Foals na przyszłość?
Jack: Byliśmy bardzo zajęci przez ostatnie dziewięć lat. Nie mieliśmy żadnej przerwy, która nie byłaby przerwą na tworzenie kolejnego albumu. Więc teraz zrobimy sobie sześć miesięcy urlopu. Nie będziemy pisać żadnej muzyki. Yannis i Jimmy pewnie będą, bo znudzą się, nie pisząc, ale nie będziemy tworzyć razem. Nie będziemy też planować i rozmawiać o albumie, póki te pół roku nie minie. Chcę mieć czas na kilka rzeczy – mam 30 lat i nigdy nie nauczyłem się prowadzić samochodu, więc muszę to w końcu ogarnąć. Tak samo jak Edwin i Yannis zresztą.
Edwin: Właśnie, ja też będę się uczył prowadzić samochód.