Nazywano go "Cuchnący Rafi", bo w czasie jednej z pierwszych akcji, kiedy miał wysadzić brytyjski radar na górze Karmel, czołgał się do celu kanałami. Dowodził spektakularną operacją porwania Adolfa Eichmanna, człowieka, którego Izrael postawił przed sądem za zorganizowanie przemysłu śmierci i zagładę milionów europejskich Żydów. Kierował zemstą na terrorystach z organizacji Czarny Wrzesień, którzy w czasie igrzysk olimpijskich w Monachium zamordowali 11 izraelskich sportowców. Rafi Eitan, legenda Mosadu i Szin Betu, zmarł w wieku 93 lat.
Państwo Izrael powstało na mocy decyzji ONZ w 1948 roku, ale to nie znaczy, że na terytorium Palestyny, administrowanym przez Wielką Brytanię, nie było wcześniej Żydów. Byli. Tacy jak Jehudit Wolowelski i jej mąż No'ach Hantman, rosyjscy syjoniści, którzy zakładali kibuc w Dolinie Charod i działali w ruchu Mapai - protoplaście lewicowej Partii Pracy. To w tym kibucu w 1926 roku urodził się Rafi Eitan, chłopak, który 12 lat później związał się z Haganą. Członkowie tej organizacji uważali, że Żydzi własne państwo mogą sobie wywalczyć tylko z bronią w ręku.
Nie wiadomo, jak długo trwałaby ta walka, gdyby nie wybuch II wojny światowej w 1939 roku. W 1944 roku Brytyjczycy niechętnie, ale jednak sformowali w Palestynie Brygadę Żydowską, którą po przeszkoleniu w Egipcie wysłano do walk we Włoszech i Austrii. Wtedy na własne oczy Żydzi z Bliskiego Wschodu zobaczyli piekło obozów zagłady. Do Ben Guriona, który stał na czele Hagany, zaczęły spływać pierwsze raporty wywiadowcze. Ludzie chcieli zemsty. I choć Ben Gurion publicznie oświadczył, że zemsta nie ma dla Żydów większej wartości, bo nic nie wróci życia zamordowanym, nie tylko zaczęto tworzyć listy nazistów winnych zbrodni, ale też organizować skrytobójcze zamachy.
Dowództwo Hagany powołało jednostkę o nazwie Gmul – Odpłata. Misja grupy była jasna: egzekucje tych, których uda się odnaleźć. Historycy oceniają, że od maja do lipca 1945 roku wyroki wykonano nawet na 200 nazistach, ale agentów Gmulu szybko odwołano. Jak pisze Ronen Bergman, autor książki "Powstań i zabij pierwszy. Tajna historia skrytobójczych akcji izraelskich służb specjalnych", do Brytyjczyków w angielskiej strefie okupacyjnej zaczęło się zgłaszać coraz więcej niemieckich rodzin, zawiadamiających o zaginięciu ojca, męża, brata... Akcje likwidacyjne więc wstrzymano, ale nie zrezygnowano ze strategii wykonywania wyroków na zbrodniarzach. Wrócono do nich w 1946 roku, już w Palestynie. I w jednej z nich wziął udział 20-letni wtedy Rafi Eitan – 22 marca 1946 roku uczestniczył w zamachu na Gotthilfa Wagnera, który w czasie wojny wspierał Wehrmacht i gestapo.
Wagner mieszkał w Tel Awiwie do 1939 roku, po ataku III Rzeszy na Polskę Brytyjczycy wydalili go, jak wielu innych członków protestanckiej sekty Tempelgesellschaft, do Europy. Po wojnie jednak Wagner zdecydował się wrócić do domu w telawiwskiej dzielnicy Sarow. I próbował zorganizować bezpieczne powroty innym członkom sekty. Wtedy też do ludzi Hagany dotarł Szalom Friedman, który przeżył Holocaust, udając węgierskiego księdza. Friedman opowiedział wstrząsające rzeczy o Wagnerze: "Przechwalał się, że był w Auschwitz i Buchenwaldzie. Podczas jego pobytu w Auschwitz Niemcy mieli zebrać dużą grupę Żydów, tych najmłodszych, i oblać ich płynem łatwopalnym. Powiedział mi: 'Spytałem ich, czy wierzą w piekło na ziemi, a kiedy ich podpalili, dodałem, że taki właśnie los czeka ich braci w Palestynie'".
Rafi Eitan znalazł się w 17-osobowym oddziale specjalnym wyznaczonym do likwidacji Gotthilfa Wagnera – ostatecznie zdecydowano, że egzekucję przeprowadzi dwóch ludzi. Zebrano potrzebne informacje: kiedy wychodzi z domu, kiedy do niego wraca, z kim się spotyka, gdzie robi zakupy, czy ma stałe nawyki.
Oddział zamachowców wyrok wykonał 22 marca – jadącego autem Wagnera zmuszono do zjechania na działkę przy ul. Lewińskiego 123 i tam zastrzelono. Rano 23 marca 1946 roku podziemna radiostacja Głos Izraela nadała komunikat: "Okryty niesławą nazista Gotthilf Wagner, lider niemieckiej społeczności w Palestynie, został stracony wczoraj przez członków hebrajskiego podziemia. Niech będzie wszystkim wiadomo, że stopa żadnego nazisty nie postanie na ziemi Izraela".
Wagner nie był ostatni. Wywiadowcy oddziału Hagany zabili kolejnych dwóch członków Tempelgesellschaft w Galilei, a następnie dwóch w Hajfie.
– Członkowie Towarzystwa Świątyni zniknęli z kraju, zostawiając cały dobytek, i nigdy więcej już się nie pojawili – opowiadał Rafi Eitan po latach.
Po wojnie Hagana zaczęła organizować transporty tych, którzy przeżyli Zagładę. Na ponad 60 statkach na terytorium administrowane przez Brytyjczyków przypłynęło w sumie 60 tysięcy uchodźców z powojennej Europy. Ale wszyscy do Palestyny docierali nielegalnie i na miejscu, już po dobiciu statków do portu, konieczne było rozlokowanie ich wbrew angielskiej administracji. Eitan, jako członek Hagany, uczestniczył najpierw w akcji uwolnienia nielegalnych imigrantów, których osadzono w obozie Atlit. Najsłynniejsza stała się jednak operacja, którą przeprowadził w portowej Hajfie. Dokładniej zaś niedaleko miasta i góry Karmel, gdzie Brytyjczycy ustawili radar, który miał wyłapywać nielegalnie wpływające na redę statki z żydowskimi imigrantami. Eitan dostał zadanie: wysadzić radar w powietrze. Żeby je wykonać, część trasy pokonał kanałami wyprowadzającymi ścieki z Hajfy. Radar wysadził. Przydomkiem "Cuchnący" udowodnił, że dla zrealizowania wyznaczonego celu zrobi wszystko. Włącznie z marszem w ludzkich odchodach.
Pod okiem kuzyna
Był jeden decydujący powód, dla którego praca w wywiadzie była dla Eitana czymś oczywistym – Isser Harel, który w 1948 roku stanął na czele Szin Betu, czyli kontrwywiadu, a od 1952 roku kierował Mosadem, był jego kuzynem… To pod jego rozkazami Eitan uczestniczył między innymi w uprowadzeniu kapitana marynarki wojennej Aleksandra "Avnera" Israela, który zadłużony po uszy wyjechał do Europy, posługując się fałszywym paszportem i wywożąc tajne dokumenty. Israel usiłował sprzedać je w ambasadzie Egiptu w Rzymie, ale miał pecha – w placówce pracował agent Mosadu, który natychmiast poinformował centralę o zdarzeniu. I zaczął układać plan porwania zdrajcy.
Harel szefem operacji zrobił Rufiego Eitana. Kiedy w trakcie jednej z narad ktoś powiedział, że najlepiej byłoby zabić Israela – porwanie wymagało innego zaangażowania – szef Mosadu aż podskoczył. – Nie zabijamy Żydów. Trzeba go porwać – odparował krótko.
Israela zlokalizowano w Paryżu. Tam agentka Mosadu zastawiła na niego pułapkę – niczego niepodejrzewający mężczyzna przyjechał na romantyczną randkę, na której oprócz dziewczyny pojawiło się trzech mężczyzn. Obezwładnili Israela i przewieźli do kryjówki, gdzie podano mu środek usypiający i… zapakowano do skrzyni do przewozu broni. Ładunek dostarczono na pokład samolotu Sił Powietrznych Izraela. Przy każdym kolejnym międzylądowaniu lekarz z ekipy agentów sięgał do walizeczki. I podawał porwanemu mężczyźnie kolejną dawkę leku. Kiedy samolot wylądował w Atenach, na ostatnim przystanku przed Izraelem, okazało się, że nieszczęśnik w skrzyni nie żyje. Rafi Eitan zarzekał się później, że lekarz pracujący dla Mosadu nie złamał przysięgi Hipokratesa, ale kłopotliwy dowód fuszerki zrzucono z pokładu maszyny do Morza Śródziemnego.
Tajemnica listu
Latem 1957 roku prokurator generalny Frankfurtu nad Menem Fritz Bauer dostał list od Lothara Hermanna, niemieckiego Żyda, który przed wybuchem wojny zdążył uciec do Argentyny. Hermann, nie kryjąc przerażenia, pisał o swoim odkryciu – na przedmieściach Buenos Aires ukrywa się Adolf Eichmann, główny koordynator i wykonawca planu ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej. Dowiedział się o tym przypadkiem, bo jego córka zakochała się w chłopaku, który – o losie – był synem zbrodniarza.
Gdyby ten list trafił do kogoś innego, zapewne Eichmann umarłby we własnym łóżku. Ale Bauer był człowiekiem, który już w 1933 roku – jako najmłodszy sędzia w Niemczech – próbował organizować strajk generalny przeciwko nazistom, za co trafił do obozu. Po ośmiu miesiącach wyjechał do Danii, a potem uciekł do Szwecji, gdzie współpracował z przyszłym kanclerzem Niemiec Willym Brandtem.
Bauer szybko się zorientował, że w Niemczech nikogo nie interesują rewelacje, którymi dysponował. Od szefa Wydziału Zagranicznego w Federalnym Urzędzie Policji Kryminalnej usłyszał, że czyny Eichmanna mają charakter polityczny, nie są więc ścigane przez Interpol.
Nie bez znaczenia był też fakt, że w urzędzie na 47 wysokich rangą urzędników aż 33 było dawnymi esesmanami... Co więcej, Federalna Służba Wywiadowcza (BND), na której czele stał Reinhard Gehlen, kierujący w czasie wojny wywiadem na Wschodzie, od 1952 roku znała fałszywe nazwisko Eichmanna i jego adres w Argentynie. Kropką nad i było spotkanie, o które Bauer poprosił w 1960 roku – chciał rozmawiać o tym, co można zrobić w sprawie śledztwa dotyczącego Eichmanna. Zorientował się, że pytania nie mają sensu, kiedy naprzeciwko niego usiadł kierownik wydziału Federalnego Urzędu Policji Kryminalnej, do 1945 roku Sturmbannführer SS w Rosji – odpowiadający tam za transporty ludności cywilnej do obozów koncentracyjnych. Wtedy Fritz Bauer już wiedział, że jego jedynym partnerem, o czym nie może dowiedzieć się nikt w Niemczech, musi być Mosad.
Przygotowanie do porwania
Bauer złamał wszelkie zasady – informacje o miejscu pobytu Eichmanna przekazał agentowi izraelskiego wywiadu. Po prostu któregoś wieczoru 1958 roku zostawił otwarte drzwi swojego gabinetu w budynku prokuratury, tak by 27-letni Michael Maor mógł sfotografować przygotowane na biurku dokumenty. Za coś takiego Bauerowi groził proces pod zarzutem zdrady stanu. Dlatego zrobił wszystko, by nie dało się go powiązać z operacją, którą w 1960 roku przeprowadził Mosad.
W styczniu 1958 roku izraelscy agenci, opierając się na informacjach od Bauera, pojechali do Buenos Aires. Pod adresem, który dostali – przy ulicy Calle Chacabuco 4261 – znaleźli nędzny dom. Uznali, że to mało prawdopodobne, by mieszkał w nim Eichmann. I wrócili. W tym samym czasie Fritz Bauer z kilku niezależnych źródeł dostał informację, że Eichmann ukrywa się na Bliskim Wschodzie. Prokurator wyczuł podstęp – za dużo osób życzliwie podpowiadało mu, gdzie może być zbrodniarz, którego szukał. Postanowił jednak uśpić czujność ludzi, którzy mogli ostrzec Eichmanna przed zatrzymaniem. Aby utwierdzić ich w przekonaniu, że im uwierzył, puścił przeciek do mediów – 23 grudnia 1959 roku agencje podały sensacyjne doniesienie: "Przez odpowiednie bońskie ministerstwa prokurator generalny Bauer już na początku 1960 roku skieruje do Emiratu w Kuwejcie prośbę o wydalenie Eichmanna".
Nikt nie wiedział, że Bauer od 1958 roku jeździ do Izraela i próbuje przekonać Żydów do działania. Tak bardzo się starał, że podczas wizyty w pierwszych dniach grudnia 1959 roku posunął się do szantażu – jeśli Izrael nic nie zrobi, sam wystąpi z wnioskiem do Argentyńczyków o ekstradycję zbrodniarza. 6 grudnia premier Ben Gurion zanotował w dzienniku: "Zaproponowałem, aby zachował tajemnicę i nie wnosił o wydalenie, lecz żeby dał nam jego adres. Gdyby się okazało, że rzeczywiście tam przebywa, zostanie schwytany i dostarczony tutaj". Tutaj, czyli do Izraela.
Operację powierzono Isserowi Harelowi, szefowi Mosadu, a ten na dowódcę oddziału agentów, który miał polecieć do Buenos Aires, wyznaczył Rafiego Eitana.
Operacja "Dybuk"
Dybuk to w magicznych wierzeniach żydowskich zły duch, który nie może zaznać spokoju. Szuka więc człowieka, w którego mógłby wstąpić i przejąć jego życie. Akcji odnalezienia i porwania Adolfa Eichmanna nadano właśnie taki kryptonim.
Z agentami Mosadu do Argentyny poleciał sam Harel z poleceniem – Eichmann ma do Izraela dotrzeć cały, bo ma stanąć przed sądem.
Godzina zero wybiła 11 maja 1960 roku. Trzech agentów Mosadu stało przy przystanku autobusowym, na którym codziennie o godzinie 19.40 wysiadał niepozorny mężczyzna o nazwisku Klement. Czekali w napięciu, ale o 19.40 pana Klementa nie zobaczyli. Dowodzący akcją Eitan zdecydował: Zostają do godziny 20. Jeśli obiekt się nie pojawi, odwołują akcję. Zbyt długa obecność obcych mężczyzn może wzbudzić podejrzenie.
Zbliżała się 20, agenci zaczęli z wolna się wycofywać, ale Eitan rozkazał, by jeszcze chwilę poczekać. I wtedy na przystanek podjechał kolejny autobus. Tym razem pan Klement wysiadł. Szedł spokojnie z rękoma w kieszeniach.
Pierwszy podbiegł do niego Cwi Malchin. Zamiast zaciągnąć go zgodnie z planem do czekającego auta, pchnął do rowu i skoczył na niego. Bał się, że ich cel może mieć przy sobie broń. Natychmiast do akcji włączyli się Rafi Eitan i kolejny wywiadowca. Klement próbował krzyczeć, ale na przystanku i tak nie było nikogo. Po krótkiej szamotaninie obezwładnionego mężczyznę rzucono na tylne siedzenia auta. Malchin powiedział po niemiecku, że jeśli będzie wrzeszczał albo próbował uciekać, zostanie zastrzelony jak pies. Na miejscu.
Czy jednak na pewno Klement to Eichmann? Mosad nie mógł sobie pozwolić na błąd. Nie w takiej sprawie. Eitan zaczął więc sprawdzać, czy porwany mężczyzna ma znaki szczególne potwierdzające jego tożsamość – znalazł bliznę pod pachą po usuniętym tatuażu SS. Musiał jeszcze sprawdzić, czy jest blizna po operacji usunięcia wyrostka robaczkowego – było ciemno, samochód jechał szybko, więc Cuchnący Rafi drżącymi z nerwów dłońmi rozpinał pasek od spodni porwanego. Kiedy je zsunął, zobaczył bliznę.
– To on! To on! – wykrzyknął.
Eitan i Malchin odśpiewali z radości "Pieśń partyzantów", napisaną przez Hirsha Glicka - żydowskiego poetę i partyzanta, więźnia wileńskiego getta - na wieść o wybuchu powstania w getcie warszawskim w 1943 roku. Czy tylko ją zanucili, czy zaśpiewali w myślach, czy na głos – tutaj wersje są różne. Ale na pewno w głowach wybrzmiewały im ostatnie dwie zwrotki pieśni, która dzisiaj jest jednym z hymnów ocalonych z Holocaustu, a w czasie wojny śpiewali ją żydowscy partyzanci walczący w Europie Wschodniej:
Nie, to nie ołów w pieśni dźwięczy – tętni krew,
bojowy sygnał, nie beztroski ptaków śpiew.
Zew przeszył miasto, armat zagłuszając huk,
gdy na wezwanie z bronią w ręku stanął lud.
Więc nie mów, że już czas w ostatnią drogę iść,
choć ołów nieba skrywa błękit naszych dni.
Blisko już najdroższa z upragnionych chwil,
po bruku krzykiem naszym dudni kroków rytm.
Fritz Bauer 22 maja odebrał w swoim biurze telefon. Izraelski łącznik poprosił go o spotkanie następnego dnia w restauracji. Łącznik Mosadu przekazał informację, na którą ten czekał od kilku lat. Nic dziwnego, że ze łzami w oczach objął izraelskiego wywiadowcę.
Świat o aresztowaniu Adolfa Eichmanna i przewiezieniu go do Izraela dowiedział się niedługo później – 23 maja 1960 roku o godzinie 16 czasu miejscowego Dawid Ben Gurion powiedział o tym w Knesecie.
Śmiertelne niebezpieczeństwo
Porwanie Eichmanna rozkręciło karierę Rafiego Eitana. W 1960 roku miał zaledwie 34 lata i był w pełni sił. A kolejna sprawa, z którą musiał się zmierzyć, nie dotyczyła zbrodni z przeszłości, ale bezpieczeństwa Izraela.
W 1962 roku egipskie gazety z dumą informowały o udanych testach czterech pocisków rakietowych. Zorganizowano paradę w Kairze – rakiety udekorowane flagami przejechały ulicami miasta. Nikt nie miał wątpliwości, że jeżeli mają być w kogoś wymierzone, to w Izrael. Wywiad musiał mieć wszelkie możliwe i niemożliwe do zdobycia informacje o programie rakietowym Egipcjan.
Szybko ustalono, że prezydentowi Gamalowi Abdelowi Naserowi pomagają... byli naziści. A dokładniej inżynierowie pracujący w czasie wojny w tajnej bazie w Peenemünde nad Bałtykiem, gdzie skonstruowano rakiety V-1, nazywane latającymi bombami, i rakiety balistyczne V-2.
Dr Eugen Sänger i Wolfgang Pilz jeszcze w 1954 roku pracowali w Instytucie Badań nad Napędem Odrzutowym w Stuttgarcie. Hołubieni przez III Rzeszę, teraz uważali, że zarabiają za mało, ich stopa życiowa spadła, nie wykorzystuje się ich wiedzy i umiejętności. I postanowili tę wiedzę i umiejętności sprzedać Egiptowi. Zaproponowali, że w zamian za odpowiednią cenę skonstruują dla armii Nasera pociski dalekiego zasięgu typu ziemia-ziemia.
Pierwszy dokument potwierdzający te informacje Harel zdobył w sierpniu 1962 roku i natychmiast pojechał z nim do Ben Guriona. A ten zwołał pilną naradę, na której Harel przedstawił z grubsza zarysowany plan działań. W tym planie były porwania, akcja dezinformacyjna, brutalne przesłuchania, zabójstwa, zamachy bombowe. Z tymi ostatnimi, w których wykorzystywano listy z ładunkiem wybuchowym, nie zgadzał się Rafi Eitan, nie kryjąc, że bomba może wybuchnąć niekoniecznie w rękach adresata – niemieckiego naukowca pracującego dla Egiptu – ale też przypadkowego listonosza, sekretarki czy dziecka.
Eitan miał rację. Problemem nie do przeskoczenia dla Mosadu był jednak przede wszystkim były nazista Hermann Adolf Vallentin, który po wojnie w Syrii uczył tamtejsze służby technik tortur, a którego Egipcjanie wynajęli, by zadbał o bezpieczeństwo niemieckich naukowców zaangażowanych w prace nad rakietami. Nie tylko sprawdzał ich domy, samochody, ale też kontrolował wszystkie kontakty – wiedział, że Izraelczycy chcą do nich dotrzeć i ich unieszkodliwić. Dostarczał więc broń do obrony na wypadek, gdyby doszło do zamachu.
Zwerbować hitlerowskiego generała
W kwietniu 1964 roku Eitan wyjechał do Paryża, gdzie mieściło się centrum dowodzenia Mosadu na Europę. Tam spotkał się z agentem Awrahamem Ahituwem, pracującym na co dzień w Bonn. I to Ahituw "sprzedał" mu niewiarygodny pomysł: jest człowiek, który handluje bronią i materiałami wywiadowczymi z ludźmi Nasera i zna Niemców pracujących nad pociskami. Jest tylko jeden mały problem. Ten człowiek to Otto Skorzeny, ulubieniec Hitlera i komandos, który w 1944 roku dowodził akcją odbicia aresztowanego po obaleniu Benito Mussoliniego... Czy dałby się zwerbować Żydom?
Rafi Eitan był pragmatyczny. Nie przeżył Holocaustu w okupowanej Europie. Znał Shoah tylko z opowieści. Wiedział, że izraelski wywiad nawet z najlepszymi agentami nie jest w stanie przebić muru zbudowanego wokół Niemców pracujących dla Nasera. Nie miał więc oporów, by zwerbować człowieka, który przed sądem w Dachau sądzony był za zbrodnie wojenne w czasie ofensywy w Ardenach w 1944 roku, uciekł z obozu jenieckiego i utrzymywał kontakty z elitą nazistowską, której udało się uciec do Ameryki Południowej. Teraz należało jeszcze przekonać szefów izraelskich służb i premiera. I dotrzeć do Skorzenego. Co jednak miał on dostać w zamian?
– Zaproponujemy mu coś, czego nie może zaproponować nikt inny. Życie bez lęku – przekonywał do swoich racji Rafi Eitan, nie zdradzając szczegółów operacji.
Do byłego hitlerowskiego komandosa Izraelczycy dotarli przez jego żonę, która wdała się w romans z jednym z agentów Mosadu, Rafaelem "Rafim" Medanem. Romans bez cienia wątpliwości korzystny dla Izraela, bo Skorzeny dał się zwerbować. Ilse von Finckstein zauroczona Rafaelem doprowadziła do spotkania swojego męża z Ahituwem. W wewnętrznym raporcie Mosadu tak opisano to spotkanie: "Trudno przecenić wewnętrzną niechęć Awrahama Ahituwa demonstrowaną podczas tej operacji. Awraham wywodził się z religijnej rodziny, uczęszczał w Niemczech do żydowskiej szkoły. Kontakt z tym nazistowskim potworem był dla niego wstrząsającym doświadczeniem, które wykraczało poza wymogi jego zawodu".
Sam Ahituw w raporcie z 14 września 1964 roku odnotował: "Nie mam najmniejszych złudzeń co do jego poglądów. Nawet jego żona nie próbuje go oczyścić. Podkreśla jedynie, że mąż nie przyłożył ręki do Holocaustu".
W zamian Skorzeny chciał, aby Mosad zapewnił mu immunitet, wykreślenie go z listy poszukiwanych zbrodniarzy wojennych, którą stworzył Szymon Wiesentahl, austriackiego paszportu na swoje nazwisko i trochę pieniędzy. Choć Wiesenthal odmówił Mosadowi, to Skorzeny dostał resztę – i to dzięki niemu skutecznie rozbrojono rakietowy projekt Egiptu, zastraszając pracujących przy nim Niemców i uniemożliwiając zatrudnienie nowych. Najpierw bowiem Skorzeny, przez swoich przyjaciół, przekazał naukowcom pracującym dla Nasera, że zamierza zbudować IV Rzeszę, tworząc siatkę byłych esesmanów oraz oficerów Wehrmachtu. I wmówił im, że kluczowe dla tej operacji jest przekazanie mu wszystkich informacji o pociskach, bo te zostaną wykorzystane w nowej wojnie. Jednocześnie zaprosił do Madrytu – mieszkał w Hiszpanii – swojego podkomendnego Hermanna Adolfa Vallentina. I uciekając się do podstępu, namówił go, by przybył razem z dawnymi towarzyszami. Tak się stało. Byli oficerowie Wehrmachtu, naukowcy pracujący dla Nasera i sam Vallentin pili i jedli w Madrycie u Skorzonego w domu, biesiadowali w najlepszych hotelach, nie wiedząc, że wszystko finansuje wywiad izraelski, który w ten sposób zyskuje pełne dossier o projekcie rakietowym Egipcjan... Mając zebrane informacje, można było przejść do kontrataku.
W 1965 roku, rok po pierwszych próbach z pociskami, nagłośnionych przez prasę, temat przestał istnieć. Ale nie skończyło się zainteresowanie Izraela państwami arabskimi. Eitan i Malchin, za zgodą króla Maroka Hasana, zamontowali podsłuchy w hotelu w Casablance, w którym odbywał się szczyt z udziałem przywódców tych państw i dowódców ich sił wojskowych. To była mało efektowna akcja, ale jej waga była nie do przecenienia – podczas szczytu omawiano szczegóły powołania do życia wspólnego dowództwa wojskowego na wypadek wojny z Izraelem. Bo że do takiej wojny dojdzie, nikt nie miał wątpliwości...
W tym samym roku Eitana uczyniono odpowiedzialnym za operacje Mosadu w Europie. Osobiście we Frankfurcie podsłuchiwał tajne zebrania Palestyńczyków, w których uczestniczył Jaser Arafat i Abu Dżihad - ludzie, których za kilka lat świat oskarży o odpowiedzialność moralną za szokującą zbrodnię.
Zbrodnia w Monachium
1972 rok zapisał się czarnymi literami nie tylko w historii sportu olimpijskiego, ale też i w historii izraelskich i niemieckich służb.
7 lipca agent o pseudonimie "Lucyfer" ostrzegł, że Palestyńczycy z organizacji bojowej Czarny Wrzesień szykują atak w Europie. Ale nie podał szczegółów, depeszę więc zignorowano. 3 i 4 września terroryści wylądowali w Monachium. 5 września dostali się do budynku, w którym mieszkali izraelscy sportowcy. Na miejscu zastrzelili trenera zapaśników Mosze Weinberga i ciężarowca Josefa Romano. W zamian za wypuszczenie 11 zakładników zażądali uwolnienia z izraelskich więzień 200 palestyńskich terrorystów.
To, co się potem wydarzyło, było tak szokujące, że Jim Murray z "Los Angeles Times" napisał: "To prawie tak, jakby ktoś urządził potańcówkę w Dachau". Niemcy bowiem odmówiły zawieszenia igrzysk, akcję odbicia zakładników przeprowadzono najgorzej, jak tylko można było, nie dopuszczając do niej funkcjonariuszy Mosadu. Ci mogli tylko patrzeć, jak terroryści wyprowadzają zakładników z budynku, by dojść z nimi do przygotowanych wojskowych śmigłowców.
"Nie zapomnę tego widoku do końca życia. Po obu stronach ścieżki stały dziesiątki tysięcy ludzi z niezliczonych krajów. Panowała całkowita cisza. Stałem obok niemieckiego ministra spraw wewnętrznych Hansa-Dietricha Genschera i Franza Josefa Straussa (….) i patrzyliśmy na izraelskich sportowców, którzy otoczeni przez terrorystów szli ze związanymi rękami w kierunku helikopterów. To przerażający widok, zwłaszcza dla Żyda na niemieckiej ziemi" – wspominał szef Mosadu Zewi Zamir, którego pomoc Niemcy odrzucili.
A potem rozpętało się piekło. Zginęli i izraelscy sportowcy, i niemieccy piloci wojskowi. Kiedy Zamir zapytał dowódców operacji, dlaczego nie atakują terrorystów, usłyszał, że czekają na wozy pancerne, a te utknęły w... korku.
Zdarzenia w Monachium wywołały w Izraelu szok i wściekłość. Menachem Begin domagał się bombardowań Libii, gdzie szkolili się ludzie z Czarnego Września. Golda Meir 12 września w Knesecie powiedziała: "W odwecie czy nie, jesteśmy zobowiązani uderzyć wszędzie tam, gdzie się spiskuje przeciwko Izraelczykom – w ogóle Żydom – i przygotowuje do ich mordowania".
Pierwszy w operacji "Gniew Boży", za której realizację odpowiadał Rafi Eitan, zginął Abdel Wael Zwaiter, poeta i tłumacz. Zastrzelono go 16 października 1972 roku w Rzymie, na klatce schodowej domu, w którym mieszkał. Zgodnie z planem ginęli kolejni na krótkiej liście śmiertelnych wrogów Izraela: w Paryżu Mahmud Hamszari, lider Czarnego Września na Europę, i Basil al-Kubaissi, na Cyprze Abd al-Hir, łącznik między Organizacją Wyzwolenia Palestyny a krajami bloku radzieckiego, gdzie szkolili się terroryści. Ocalał mózg monachijskiej operacji Ali Hassan Salameh, którego Mosad dopadł dopiero w 1979 roku w Bejrucie. I zabił.
Miłośnik opery
W 1981 roku Eitan stanął na czele operacji "Opera" – doprowadzając do zbombardowania irackiego reaktora jądrowego zbudowanego przez Francuzów w Tammuzie. Mosad musiał zdobyć plany lokalizacji, zanim reaktor wypełni paliwo jądrowe – Izrael uznał, że Irakowi nie chodzi o produkcję energii atomowej, ale o materiały rozszczepialne do stworzenia bomby. Przeciwko Izraelowi.
Atak lotniczy, w którym wziął udział Ilan Ramon, późniejszy izraelski kosmonauta, wywołał powszechne oburzenie. ONZ wystosowała rezolucję potępiającą Izrael. Ale zagrożenie przestało istnieć, reaktora nie dało się odbudować.
Eitanowi udała się też rzecz z pozoru niemożliwa – zwerbował do współpracy analityka amerykańskiej marynarki wojennej Jonathana Pollarda, który przez dwa lata przekazywał Izraelowi sekrety USA, za co potem skazano go na dożywocie.
Żona Rafiego Eitana - Miriam - przez lata wypełniała tradycyjną rolę, akceptując wszystko, co wiązało się z pracą męża. Tak stała się milczącym świadkiem jego tajnych operacji. Kiedy pod koniec lat 70. zniknął na wiele tygodni, też milczała. Nie miała przecież prawa wiedzieć, że był w Libanie i zakładał – jako szyicki bojownik – organizację, z której zrodzi się Hezbollah. Zgodnie z planem izraelskich służb to miała być odpowiedź na świecką OWP Arafata, który oparł się na sojuszu ze Związkiem Radzieckim. Izraelczycy nie przewidzieli jednak, że organizacja, którą założą, urwie się im ze smyczy.
Kiedy odszedł z wywiadu, stanął na czele państwowego koncernu chemicznego. Prowadził też własne interesy: hodował ryby, a na Kubie stanął do przetargu na... rekultywację gleby. Biznesy na wyspie rządzonej przez Fidela Castro szły mu tak dobrze, że spółka, w której miał udziały, wybudowała w Hawanie centrum handlowe. Ba, przekonał władze do postawienia w stolicy pomnika Holocaustu. GBM - tak nazywa się firma, której współzałożycielem był Eitan - dostała nawet odznaczenie od władz kubańskich za działalność na rzecz rolnictwa. Niezależnie od talentów biznesowych, okazało się też, że jeden z czołowych agentów izraelskiego wywiadu ma talent rzeźbiarski. I niewyparzony język. W 2008 roku wywołał skandal, kiedy stwierdził publicznie, że prezydenta Iranu Mahmuda Ahmadineżada można by porwać tak samo, jak on porwał Adolfa Eichmanna. Miał 80 lat, kiedy wszedł do Knesetu z listy partii Gil i został ministrem bez teki ds. emerytów.
Po śmierci Rafiego Eitana premier Izraela Beniamin Netanjahu powiedział: "Przez lata brał udział w życiu publicznym. Był ministrem rządu izraelskiego i pracował nad zwróceniem mienia żydowskiego, które zostało zabrane podczas Holocaustu. Był osobistym przyjacielem mojej rodziny. Jego mądrość, dowcip i zaangażowanie wobec ludu Izraela i naszego państwa nie miały sobie równych. Opłakujemy jego odejście".
Yossi Cohen, szef Mosadu, powiedział o Eitanie, że był wojownikiem i dowódcą wyjątkowo odważnym. – Ogromna większość jego operacji nie może być nagłośniona, ale przyczyniła się znacząco do bezpieczeństwa Państwa Izrael. Cohen podkreślił też, że Rafi Eitan budował to bezpieczeństwo od wczesnej młodości, wiążąc się z Haganą, z której wywodzi się Mosad.
– Opłakujemy jego odejście i jesteśmy dumni, że możemy kontynuować jego drogę – dodał szef Szin Betu Nadav Argaman.
Rafi Eitan zmarł 23 marca 2019 roku. Miał 93 lata.
Korzystałam z książek Ronena Bergmana "Powstań i zabij pierwszy", Sonia Draga 2019, oraz Ronena Steinke "Fritz Bauer. Auschwitz przed sądem", Replika 2017.