Czy świetne wyniki polskich nastolatków w nauce nie są osiągane zbyt dużym kosztem? Mimo ponadprzeciętnych wyników niespecjalnie wierzą w swoje możliwości i boją się porażki – szczególnie dziewczęta. Polskie nastolatki nie mają satysfakcji z życia, ale nie są w tym wcale odosobnione. Młodzi na całym świecie są coraz smutniejsi.
Matematyka, czytanie ze zrozumieniem oraz nauki przyrodnicze - polscy 15-latkowie we wszystkich badanych dziedzinach znaleźli się na unijnym podium. W PISA, jednym z najważniejszych badań edukacyjnych na świecie, polskie nastolatki wypadły wyśmienicie. Jesteśmy jednym z nielicznych państw, gdzie młodzież jest ponadprzeciętna we wszystkich badanych przedmiotach.
Ale gdy 3 grudnia w gmachu Ministerstwa Edukacji Narodowej prezentowano z dumą te wyniki, nikt nawet nie zająknął się o tym, jaka może być ich cena. A pamiętać należy, że w badaniu PISA sprawdzane są nie tylko kompetencje edukacyjne młodzieży, ale również jej dobrostan i podejście do szkoły oraz zjawisk społecznych. I tu problemy są, ale w ministerstwie o nich nie usłyszeliśmy.
Sprawdzamy, czy jest się, czym martwić.
- Spójrzmy na te wyniki tak, jak spojrzałby na nie nauczyciel – zachęca Agata Patalas, wykładowczyni w Szkole Edukacji Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności i Uniwersytetu Warszawskiego. – Można skupić się na jednej części: dobrze wypadamy we wszystkich przedmiotach. Ale jednocześnie widzimy, że dobrostan naszych uczniów nie jest, mówiąc delikatnie, najlepszy. Nauczyciele wiedzą to nie tylko z badania PISA. Mogą to połączyć z własnym doświadczeniem, tym, co widzą dookoła siebie: przemocą, kwestią dyskryminacji, złym samopoczuciem nastolatków, problemami z depresją. To są rzeczy, które muszą niepokoić. Dlatego warto postawić pytanie: czy te świetne wyniki nie są osiągane zbyt dużym kosztem? – podkreśla.
I od razu odpowiada jej Magdalena Radwan-Röhrenschef, socjolożka, jedna z twórczyń Szkoły Edukacji PAFW i UW: - Nie wystarczy zajrzeć w wybraną tabelę, przeanalizować jeden wykres z raportu. Trzeba patrzeć szerzej, a odpowiedź, zapewniam, nie będzie jednoznaczna.
Raport PISA to tak naprawdę trzy książki, każda po ponad 300 stron pełnych danych. Przyglądamy się im razem.
Dzieci coraz mniej zadowolone z życia
W badaniu PISA wzięło udział 79 państw i regionów. Mniej niż połowa z nich to państwa należące do Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). To te bogatsze, wysoko rozwinięte, demokratyczne. Ale nawet wśród nich zanotowano spadek zadowolenia z życia u młodzieży. W dostatnich państwach OECD tylko dwóch na trzech uczniów odczuwa z niego satysfakcję. I od 2015 roku, gdy poprzednio to sprawdzano, wspomniany odsetek zmniejszył się o 5 punktów procentowych.
- Uczniowie odpowiadali na pytanie: "czy jesteś zadowolony ze swojego życia" i mieli to określić na skali od 1 do 10 – tłumaczy Radwan-Röhrenschef. - To oczywiście będzie coś innego oznaczało w Chinach, a co innego w Polsce. Ta miara to też miara odmienności społeczeństw, niezwiązana tylko ze szkołą. Niemniej skoro poziom satysfakcji globalnie spada, to oznacza, że mamy problem z młodzieżą. Bo wiele wskazuje na to, że to globalne odbicie tego, jak młodzi odbierają świat, w którym żyją i jak mogą odbierać kondycję całego społeczeństwa - dodaje.
Trzeba zauważyć, że uczniowie wymieniają trzy główne aspekty życia, które wpływają na to, jak się czują i życie szkolne jest jednym z najważniejszych – obok relacji z rodzicami i zadowolenia ze swojego wyglądu.
Spójrzmy więc na liczby. W krajach OECD usatysfakcjonowanych ze swojego życia jest średnio 67 procent 15-latków (w poprzedniej edycji było ich 72 procent). To ci, którzy na dziesięciostopniowej skali zaznaczyli co najmniej siódemkę. W Polsce jest ich mniej – tylko 62 proc. Spośród państw OECD najbardziej zadowoleni są młodzi w Meksyku (83 proc.), najmniej w Turcji (44 proc.).
6 proc. uczniów w państwach OECD twierdzi, że nieustannie odczuwa smutek. A w niemal każdym przebadanym systemie edukacji dziewczęta odczuwają większy lęk przed porażką niż chłopcy – nawet w czytaniu, w którym wypadają zdecydowanie lepiej od swoich rówieśników. Właśnie dziewczętom powinniśmy poświęcić szczególną uwagę, bo autorzy raportu wymieniają Polskę jako jeden z kilku krajów, gdzie różnica w satysfakcji z życia ze względu na płeć była szczególnie uderzająca. Znaleźliśmy się – obok Korei Południowej, Słowenii, Szwecji i Wielkiej Brytanii – w grupie państw, gdzie dziewczynek zadowolonych z życia jest o ponad 15 punktów procentowych mniej niż chłopców.
Nie wybierajmy między szczęściem a mądrością
Jedna z hipotez zakłada, że mniej szczęśliwi są ci młodzi, którzy osiągają lepsze wyniki w szkole. Ale gdy spojrzymy na liczby, wcale nie będzie to takie oczywiste. Bo rzeczywiście w państwach azjatyckich, które są liderami edukacyjnych rankingów, poziom satysfakcji z życia jest niski (nawet niższy niż w Polsce) – w Japonii 50 proc., w Korei Południowej - 57 proc. Ale jeśli przyjrzymy się europejskim liderom, to dzieci w tamtejszych szkołach wykazują się i sukcesami w szkole, i zadowoleniem z życia. Stawiane za edukacyjne wzory Finlandia i Estonia mają w tym zakresie ponadprzeciętne wyniki. Satysfakcję z życia deklaruje aż 78 proc. młodych Finów i 70 proc. Estończyków. Świetny wynik – 79 proc. – odnotowali też młodzi Holendrzy.
Radwan-Röhrenschef: - To, że przy badaniu PISA opracowano w ogóle tak duży raport na temat dobrostanu młodzieży, pokazuje, że na świecie zmienił się w ostatnich 20 latach sposób myślenia. Zaczęliśmy myśleć o tym jako o ważnej rzeczy w edukacji.
Patalas: - Kwestia samopoczucia nastolatków jest istotna i ten wynik powinien nas niepokoić. Podobnie jak to, że w Polsce tę część raportu zostawiono póki co bez komentarza. Jeszcze nie przetłumaczono jej na język polski, nie komentuje jej minister edukacji.
Jak więc osiągnąć równowagę między wynikami w nauce a dobrym samopoczuciem?
Polska może przyglądać się Finlandii. – Młodzi Finowie osiągnęli bardzo dobre wyniki w nauce, ale jednak gorsze niż w poprzednich latach. Czy się tym martwią? Nie do końca – zauważa Radwan-Röhrenschef. - Jeśli prześledzimy debatę publiczną w Finlandii, to dowiemy się, że oni nie chcą już wcale być najlepsi we wszystkim. Dobrostan młodzieży stał się w ostatnich latach jednym z edukacyjnych priorytetów państwa. I gdyby mieli wybierać: dzieci szczęśliwe czy dzieci najmądrzejsze, to pierwsze jest dla nich ważniejsze. Musimy jednak pamiętać, że w Finlandii zazębiają się przyczyna ze skutkiem. Oni mogli sobie pozwolić na zmianę podejścia właśnie dlatego, że osiągali dobre wyniki w nauce, a osiągali je również dlatego, że klimat w szkole już wcześniej nie był zły. Teraz dbają o to, żeby był jeszcze lepszy.
- To, co może mieć wpływ na dobrostan uczniów w krajach skandynawskich, to obowiązujące standardy edukacji antydyskryminacyjnej i antyprzemocowej. U nich nie podaje się w wątpliwość tego, że trzeba je mieć i nie zastanawia się, czy ktoś się nie obrazi, gdy zaczniemy mówić o wykluczeniu jakichś grup – zauważa z kolei Patalas. - U nas oczywiście już pojawiają się głosy, żeby nie wyostrzać wyników badania, nie skupiać się tak na poziomie przemocy szkolnej, bo nie jest wcale aż tak gorzej niż w innych miejscach. Ale ja uważam, że trzeba się tym przejmować! Nauczyciele i nauczycielki nie potrzebują, żeby ich uspokajać. Oni przecież z tą przemocą czy dyskryminacją w szkołach muszą radzić sobie na bieżąco - dodaje.
Znieczuleni na przemoc
Czego właściwie próbujemy nie widzieć? Według danych zebranych w czasie badania 26 procent polskich 15-latków deklaruje, że co najmniej kilka razy w miesiącu doświadczało różnych form prześladowania czy znęcania się. Średnia dla OECD to 23 procent.
Odsetek młodzieży, która zgłasza takie problemy, jest najniższy w Korei Południowej (9 proc.), Holandii (12 proc.), Portugalii (14 proc.), Japonii, Islandii i Hiszpanii (po 17 proc.). Największy kłopot z przemocą szkolną odnotowano na Łotwie (35 proc.), w Kolumbii i Nowej Zelandii (po 32 proc.) oraz w Australii i Czechach (po 30 proc.).
Nastolatków zapytano też, czy zgadzają się ze stwierdzeniem, iż "to źle przyłączać się do znęcania". W Polsce z taką opinią zgodziło się 80 proc. badanych. Wśród państw OECD gorszy wynik uzyskały tylko Kolumbia (68 proc.) oraz Węgry (75 proc.). Polska jest na tym samym poziomie co Słowacja i Turcja. Najsilniejsze poczucie, że przyłączanie się do prześladowania jest czymś złym, odnotowano w Holandii i Wielkiej Brytanii (95 proc.) oraz w Belgii, Danii, Irlandii i Norwegii (po 94 proc.).
Kraje, które są edukacyjnymi liderami najnowszego badania PISA, również wypadają wyraźnie lepiej niż Polska. W Finlandii takiego zdania jest 93 proc. nastolatków, w Estonii - 89 proc. Z badania wynika też, że dziewczęta oraz ci uczniowie, którzy sami rzadziej doświadczają znęcania się, wykazują się najsilniejszymi postawami antyprzemocowymi. W OECD średnio 84 proc. chłopców i 91 proc. dziewcząt uważa, że to "źle przyłączać się do znęcania". Polska jest jednym z krajów, gdzie różnica w postawach między chłopcami a dziewczętami jest w tym zakresie największa.
Tymczasem wyraźny problem z przemocą odnotowaliśmy już w poprzedniej edycji badania w roku 2015. Pokazywało ono, że w polskiej szkole istnieje większe zagrożenie przemocą niż w innych krajach OECD. Wówczas 21,1 proc. gimnazjalistów przyznało, że w ciągu miesiąca poprzedzającego badanie padło ofiarą dręczenia. Chodziło m.in. o popychanie, zabieranie przedmiotów osobistych czy przedrzeźnianie, również w internecie. Średnia OECD wynosiła wówczas 18,7 proc.
Problem ma charakter systemowy. W 2015 roku Towarzystwo Edukacji Antydyskryminacyjnej przeanalizowało ponad 70 nagłośnionych przez media przypadków dyskryminacji, mowy nienawiści i przemocy motywowanej uprzedzeniami w szkołach. W co piątym przypadku instytucje oświatowe w ogóle nie podjęły działań kontrolnych lub naprawczych. Tam, gdzie kuratorzy zdecydowali się na działanie, często polegało ono tylko na kontroli dokumentów szkolnych.
W tym samym roku eksperci Instytutu Badań Edukacyjnych przebadali niemal 11 tys. uczniów, ponad 500 wychowawców, 240 pedagogów i psychologów szkolnych, 185 dyrektorów i ponad 4 tys. nauczycieli. To największe w Polsce badanie na temat przemocy pokazało, że ofiarami agresywnych zachowań częściej niż gimnazjaliści są uczniowie szkół podstawowych z klas od czwartej do szóstej. Z raportu wynikało, że co dziesiąte dziecko w Polsce jest dręczone regularnie, a szczególnie narażone są dzieci ubogie i takie, które nie dostają wsparcia od rodziców.
Wielu nauczycieli nie zdawało sobie sprawy ze skali problemu. Blisko jedna trzecia z nich była przekonana, że w ich klasach nie dochodzi do zachowań przemocowych. Najczęściej nie wiedzieli o agresji słownej i o nękaniu w internecie.
Lepszy klimat to mniej przemocy
Eksperci podkreślają zgodnie: na przemoc jest sprawdzone lekarstwo. To dobry klimat szkoły oraz bliskie relacje między uczniami, nauczycielami i rodzicami.
Ale co to właściwie znaczy? – To cały zespół rzeczy – tłumaczy Patalas. - Kilka dni temu byłam na obserwacji na lekcji w dużej publicznej szkole podstawowej w Warszawie. W tej klasie było właśnie widać dobry klimat, czyli bliski emocjonalnie, żywy kontakt nauczycielki z uczniami. Widziałam, że oni się lubią. I że ta nauczycielka widzi naprawdę wszystkie dzieci w klasie. Najmniej patrzy na te, które same do niej lgną, bo to łatwe, za to wiele uwagi poświęca tym, które odwracają się plecami. Dlatego dobry klimat to głównie kwestia relacyjna i staranie się, żeby wszystkie dzieci traktować w sposób równy. One na kwestie sprawiedliwości są bardzo wrażliwe – podkreśla.
- Dobrego klimatu co prawda nie można zadekretować ustawą czy rozporządzeniem, ale to też jest kwestia politycznych priorytetów, zarówno na poziomie samorządu, jak i rządu – mówi Radwan-Röhrenschef. – To na przykład kwestia tego, z czego rozliczamy nauczycieli. Bo jeśli na przykład z wyników egzaminów, to nie jest miernik, który sprzyja budowaniu dobrego klimatu. Znamy liczne przykłady szkół, gdzie gdy przestano myśleć tylko o wynikach, od razu zrobiła się przestrzeń na to, by budować relacje i robić wspaniałe rzeczy.
I jako przykład podaje publiczną podstawówkę w Radowie Małym, która jest partnerem Szkoły Edukacji w projekcie "Szkoła dla innowatora". Tam dzieci uczą się matematyki, np. piekąc ciastka, a pracy w grupach - przygotowując przedstawienia. Tę szkołę już w 2014 roku za wzór dla całej Polski stawiał Instytut Badań Edukacyjnych. Na szkolnym korytarzu stoi tam akwarium, stare szafy, rzeźby, a pod sufitem wiszą gałęzie z witrażowymi ptakami. Dzieci w przerwach pomiędzy zajęciami chodzą na szczudłach albo w wielkich nartach na kilka osób. Kilka razy w tygodniu uczniowie pracują w grupach projektowych, m.in. w specjalnych pracowniach: szkolnej kuchni, teatrze i sali podróży. A zajęcia w pracowniach nastawione są na współpracę w grupach, kształtowanie poczucia odpowiedzialności, pomaganie sobie, odkrywanie świata. Nauczyciele są zaangażowani.
Tymczasem z badania PISA dowiadujemy się, że uczniowie w Polsce gorzej niż średnia w OECD oceniają właśnie morale swoich nauczycieli. Tylko 59 proc. polskich nastolatków deklarowało, że widzi u nich radość z uczenia. Średnia dla OECD to 74 proc.
- To problem, bo też ma wpływ na relacje. I wyraźnie potrzebujemy programów, które pokazałyby nauczycielom, że do szkoły nawet po latach można przychodzić z tym zaangażowaniem i energią z początków pracy – komentuje Radwan-Röhrenschef. – Bez tego między uczniami a nauczycielami będzie powstawała przepaść nie do zakopania. Bo jak dzieci mają zbliżyć się do nich ze swoim zaangażowaniem, jeśli u nich go nie widzą? - wskazuje.
- A dobry klimat w szkole to też w dużej mierze kwestia tego, jak nauczyciele radzą sobie z władzą, którą mają – dodaje Patalas. – Szkoła jest oparta na hierarchii władzy, z tym trzeba umieć pracować, żeby ze szczytu tej władzy zejść do poziomu bezpiecznego partnerstwa, którego dzieci potrzebują - zaznacza.
Radwan-Röhrenschef: - Tymczasem polska szkoła to dla mnie opowieść o całym naszym społeczeństwie. O tym, że zamiast budować wspólnotę, okopujemy się w quasi-wspólnotach, na przykład okopanych wobec siebie rodzinach, nauczycielach w sąsiednich klasach, szkołach na tym samym osiedlu, które mają ze sobą rywalizować, a nie współpracować.
Jest co robić. Większość 15-letnich uczniów w krajach OECD uważa, że ich nauczyciele są entuzjastycznie nastawieni i lubią uczyć. Ze stwierdzeniem, że "nauczyciel lubi ich uczyć" zgadza się średnio 73 proc. nastolatków. 79 proc. uważa, że "nauczyciele lubią zajmować się tematami poruszanymi na lekcji", a 74 proc., że "czerpie przyjemność z nauczania". Jednak tylko 55 proc. stwierdziło, że "entuzjazm nauczyciela ich do czegoś zainspirował".
Za najbardziej entuzjastycznych uważają swoich nauczycieli nastolatkowie w Albanii, Kolumbii, Indonezji, Korei Południowej, Kosowie i Panamie. Najmniej entuzjazmu widzą u nauczycieli uczniowie w Czechach, Grecji, Japonii, Słowacji, na Łotwie i właśnie w Polsce.
Inteligencja nie jest dana raz na zawsze
Ale entuzjazm uczniów i nauczycieli to niejedyne wyzwanie dla szkoły. Autorzy raportu za jedną z najbardziej niepokojących kwestii uznają to, że w aż jednej trzeciej badanych krajów – w tym w Grecji, Meksyku i właśnie w Polsce – więcej niż połowa uczniów uważa, że inteligencja to coś, czego nie można zmienić. Jest to problem, ponieważ uczniowie ci są mniej skłonni do inwestowania w siebie, co jest niezbędne, by odnieść sukces nie tylko w szkole, ale i w życiu. Do tego nastawienie na rozwój jest silnie związane z ogólną samooceną, postrzeganiem siebie, stawianiem sobie ambitnych celów edukacyjnych.
- Dlaczego młodzi Polacy nie wierzą, że inteligencji może przybywać? Jedna ze wstępnych hipotez zakłada, że w Polsce inteligencja jest bardziej rozumiana jako IQ, a nie poziom wiedzy czy szeroko pojętych zdolności – tłumaczy Radwan-Röhrenschef. – Jednak nie chcę, żebyśmy te odpowiedzi lekceważyli z tego powodu. Myślę, że nie należy przyjmować takiego łatwego wyjaśnienia. To jest coś, czemu warto się uważniej przyjrzeć, bo efekty takiego sposobu myślenia mogą być naprawdę niekorzystne – dodaje.
W Polsce ten wskaźnik jest najniższy wśród państw OECD. Tylko 41 proc. polskich nastolatków nie zgadza się ze stwierdzeniem, że "twoja inteligencja jest czymś, czego za bardzo nie możesz zmienić". Wyprzedza nas Meksyk – 45 proc. i Holandia – 51 proc. Średnia dla OECD to 63 proc. A edukacyjni liderzy wyprzedzają nas o kilka długości. Z tym stwierdzeniem nie zgadza się aż 77 proc. nastoletnich Estończyków i 76 proc. Finów.
Radwan-Röhrenschef: - Powinniśmy przewartościować szkolną rzeczywistość, można zacząć od zmiany systemu oceniania. Nagradzać wkład mądrej pracy, a nie sam efekt. Od lat wiemy, że to działa i w wielu miejscach już się to robi.
Patalas: - Podobnie jak w wielu miejscach dyskutuje się, czy ocena z zachowania ma sens. Wystawiana tak jak dziś - z pewnością nie ma.
Chłopcy nie lubią czytać
Wróćmy jeszcze do wyników szkolnych. O ile w kwestii dobrostanu Polska ma problem z dziewczętami, o tyle jeśli chodzi o naukę, większej uwagi wymagają chłopcy. I to w jednej, konkretnej dziedzinie.
Generalnie w szkolnej części badania PISA polska szkoła jawi się jako wyjątkowo równa dla dziewcząt i chłopców. W przedmiotach przyrodniczych chłopcy i dziewczęta osiągają u nas identyczne wyniki, w matematyce różnią się tylko jednym punktem na korzyść chłopców. A to wcale nie jest takie oczywiste, bo np. w Kanadzie chłopcy są w niej aż o 7 punktów lepsi od dziewcząt, podobnie w Szwajcarii. W objawieniu ostatnich edycji badania – Estonii - różnica między chłopcami a dziewczętami to 9 punktów na korzyść tych pierwszych.
Z nierównościami nie radzimy sobie jednak – podobnie jak inne kraje OECD – w kwestii czytania. Polskie dziewczęta osiągnęły średnio aż 528 punktów w tej dziedzinie, chłopcy - tylko 495. Jeśli chodzi o ten problem, nie jesteśmy odosobnieni – w Finlandii dysproporcja jest jeszcze większa (495 do aż 546 punktów). To, co może martwić wyjątkowo – chłopcy nie tylko czytają gorzej, ale też czytania nie lubią.
- To, co wyróżnia wyniki z czytania to fakt, że w skrajnych grupach, a więc tych najlepszych i najgorszych, widzimy wyraźną różnicę między dziewczętami a chłopcami. W żadnej innej dziedzinie to nie jest aż tak widoczne. Słabych uczennic jest wyraźnie mniej niż chłopców, a dobrych - wyraźnie więcej. Dziewczyny generalnie lepiej radzą sobie z czytaniem, co oznacza, że musimy jakoś zadbać o chłopców - komentuje dr Kinga Białek ze Szkoły Edukacji.
To zróżnicowanie płciowe utrzymuje się w przypadku czytania od lat, ale wciąż nie udało się mu zaradzić. – Musimy się zastanowić, co jeszcze moglibyśmy zrobić, by włączyć chłopców w świat refleksji nad tekstem – mówi dr Białek. I zwraca uwagę, że w starej podstawie programowej lista lektur była elastyczna. Nauczyciele łatwiej mogli np. sięgać po fantastykę, którą lubili czytać chłopcy. Po likwidacji gimnazjów i wprowadzeniu sztywnej listy lektur w podstawówkach może być to trudniejsze.
Różnice płciowe widać za to wyraźnie w uczniowskich planach na życie. Tylko 1 proc. dziewcząt w krajach OECD deklaruje, że chciałoby pracować w zawodach związanych z branżą ICT (Information and Communication Technologies). Dla porównania takie plany ma średnio 8 proc. chłopców. Polska jest tu krajem szczególnym – jesteśmy obok Bułgarii, Estonii, Litwy, Serbii i Ukrainy w grupie, gdzie takie aspiracje ma więcej niż 15 proc. chłopców. W żadnym z badanych państw wspomniany odsetek nie przekroczył dla dziewcząt 3 proc., co może dziwić, jeśli zestawimy to z wynikami części matematycznej. W Polsce chłopcy i dziewczęta idą tu w końcu ramię w ramię, a są państwa takie jak Norwegia czy Finlandia, gdzie dziewczęta są lepsze od chłopców.
Ta przepaść wyraźna jest nawet wtedy, gdy przyjrzymy się tylko dziewczętom i chłopcom, którzy uzyskali z matematyki najlepsze wyniki. W OECD średnio zaledwie 14 proc. najlepszych dziewcząt deklaruje, że widzi siebie jako specjalistki w nauce czy inżynierii, dla porównania podobnie twierdzi aż 26 proc. najlepszych chłopców. Tu jednak dobra informacja dla Polski - u nas akurat te oczekiwania dziewcząt i chłopców są zbliżone.
Płeć nie jest już tak istotna, gdy przyjrzymy się nakładom pracy. U nas po prostu wszyscy pracują dużo. Nastolatki w krajach OECD poświęcają na naukę średnio 44 godziny w tygodniu (to nie tylko czas w szkole, ale też zadania domowe i samodzielna nauka). W Polsce to aż 47 godzin. Czy musi być tej nauki aż tak wiele, by osiągać sukces? Niekoniecznie. Młodzi Finowie uczą się średnio 36 godzin w tygodniu, Estończycy – 42. A przecież osiągają równie dobre wyniki. No i – wracając do początku – życie bardziej ich satysfakcjonuje.