Robert Lewandowski doskonale wie, ile kosztują błędy sędziów. Czasem gola, czasem znacznie więcej, na przykład utratę szansy na zwycięstwo w Lidze Mistrzów. „Jak on tego nie widział?!”. Błędy arbitrów sprawiają, że na całym świecie dokładnie w tych samych momentach oburzają się miliony telewidzów. Federacje piłkarskie latami wzbraniały się przed korzystaniem przez sędziów z powtórek wideo, ale ta epoka właśnie przemija. Niektórzy mówią o rewolucji i końcu piłki, jaką znamy.
Meczów, które mogły zakończyć się zupełnie inaczej, było nieskończenie wiele na wszystkich szczeblach rozgrywek. Gdyby w finale mistrzostw świata w 1966 roku sędzia liniowy Tofik Bachramow ze Związku Radzieckiego nie uznał gola dla Anglii, mistrzami być może zostaliby Niemcy. Dopiero po kilkudziesięciu latach naukowcy udowodnili, że piłka po odbiciu się od poprzeczki nie spadła wtedy za linią bramkową, lecz na linię, czyli gola tak naprawdę nie było. To najsłynniejszy gol widmo.
Świat oburzał się, gdy w 1986 roku Diego Maradona strzelił Anglii gola ręką, ale Argentyna się cieszyła, także kilkanaście dni później, ze zdobycia mistrzostwa świata. Głównie dzięki nogom Maradony i właśnie „ręce Boga”. Gdy w 1993 roku Polska wygrała z San Marino, a jedynego gola meczu Jan Furtok też strzelił ręką, wstyd był większy niż radość.
W XXI wieku najbardziej bolesny dla kibiców był gol, którego w 2009 roku straciła Irlandia. Francuz Thierry Henry w jednej akcji zagrał piłkę ręką dwa razy. Reprezentacja Irlandii nie pojechała przez to na mistrzostwa świata w RPA.
To, co los zabrał Niemcom w 1966 roku, poniekąd oddał w 2010 roku w meczu z... Anglią. Tym razem po strzale Anglika Franka Lamparda piłka trafiła w poprzeczkę i spadła za linią bramkową, ale sędziowie tego nie widzieli i gol nie został uznany. Zwyciężyły Niemcy, Anglia odpadła.
Ostatni głośny przykład to właśnie wtorkowy mecz Real Madryt – Bayern Monachium z Robertem Lewandowskim w jednej z głównych ról. Polak strzelił gola na 1:0 dla Bayernu. W 66. minucie gry miał szansę strzelić drugiego gola, ale gdy miał już piłkę i był z nią sam przed bramkarzem Realu, sędzia asystent podniósł chorągiewkę i po chwili gwizdek przerwał akcję. To mógł być moment decydujący, ale takich momentów tego wieczoru było więcej.
Nie tylko Robert Lewandowski zastanawia się, jaki byłby wynik tego meczu, gdyby kilka kontrowersyjnych sytuacji zakończyło się inną decyzją sędziów.
„Mission impossible” sędziów z chorągiewką
Kibice i dziennikarze najmocniej krytykują sędziów meczu Real – Bayern za gole, które padły po spalonych, ale nie wiedzą lub zapominają, że takie sytuacje tylko w telewizji wyglądają na łatwe do oceny, szczególnie łatwe na stop-klatce lub powtórce w zwolnionym tempie. W rzeczywistości jest tak, jak to udowodnili naukowcy:
„Żeby ocenić sytuację pod kątem spalonego, sędzia asystent musi w tym samym ułamku sekundy obserwować co najmniej pięć elementów: dwóch ostatnich zawodników drużyny broniącej (zwykle bramkarza i obrońcę, rzadziej dwóch obrońców), co najmniej dwóch napastników (podającego piłkę i tego lub tych na pozycji spalonej) oraz piłkę. To jest ponad możliwości ludzkiego oka, co może tłumaczyć, dlaczego tak wiele decyzji o spalonych wzbudza kontrowersje. Użycie nowoczesnych technologii takich jak telewizyjna stop-klatka jest konieczne, żeby przepis o spalonym mógł być stosowany prawidłowo” - napisali autorzy publikacji w prestiżowym ”British Medical Journal”. Zmierzyli oni, że w ciągu 0,1 sekundy ustawienie napastników i obrońców biegnących ze średnią prędkością siedmiu metrów na sekundę zmienia się względem linii spalonego czasem nawet o blisko półtora metra. Na stop-klatce wygląda to wtedy na duży błąd, ale właściwiej byłoby skomentować, że sędzia pomylił się tylko o 0,1 sekundy. To mniej więcej tyle, ile trwa mrugnięcie okiem. Dwa-trzy razy krócej trwa akcja, w której sytuacja w kontekście spalonego zmienia się „tylko” o pół metra.
Na przykładach wielu sytuacji z różnych lig widać, że w praktyce boiskowej czasem jest jeszcze trudniej, bo nawet prawidłowa ocena wszystkich wymienionych elementów w niektórych sytuacjach nie wystarcza do podjęcia prawidłowej decyzji. Choćby dlatego, że z pozycji sędziego asystenta, ustawionego zawsze za linią boczną, czasem nie widać, czy napastnik będący na pozycji spalonej zasłaniał bramkarzowi lecącą piłkę i czy w związku z tym był spalony. Czasem nie widać, kto i w którym momencie dotknął lub ponownie zagrał piłkę podaną w kierunku napastnika: przeciwnik czy może inny napastnik, co może zupełnie zmienić sytuację i w rezultacie jej ocenę. Zdarza się też, że jacyś zawodnicy zasłaniają sędziemu piłkę w kluczowym dla oceny spalonego momencie, w którym jest kopnięta, albo napastnik zasłania sędziemu obrońcę wyznaczającego linię spalonego.
Sędzia asystent, czyli człowiek z chorągiewką, staje więc często przed prawdziwą „mission impossible”. Aby prawidłowo ocenić, czy był spalony, przydałyby się zsynchronizowane co do ułamka sekundy co najmniej dwie-trzy pary oczu, a sędzia ma tylko jedną. Powinien zatem zrobić zeza rozbieżnego, ale kto to potrafi?
I choćby nie wiem, jak się wytężał, to nie nadąży...
Krytycy sędziów oburzają się, że Cristiano Ronaldo drugiego gola strzelił Bayernowi znowu ze spalonego, a sędzia asystent był za tą akcją spóźniony o parę metrów. Jednak mało kto analizuje, dlaczego „był spóźniony”, a prawda jest taka, że za tą akcją nie nadążyłby nawet rekordzista świata w sprincie. Dlaczego?
Sędzia asystent powinien poruszać się na wysokości linii spalonego. Problem w tym, że czasem wyznaczający tę linię obrońca biegnie lub idzie w kierunku linii środkowej, a w przeciwnym kierunku na pełnej prędkości biegną inni zawodnicy. Fizycznie jest niemożliwe, aby, biegnąc szybko, zmienić nagle kierunek biegu o 180 stopni ani nie jest możliwe, aby od momentu startu od razu biec z maksymalną prędkością.
Im większe emocje u widzów, tym mniejsza zdolność do obiektywnej oceny sytuacji, a przecież na chłodno to oczywiste, że sędzia podlega prawom fizyki jak wszystko, więc najpierw musi gwałtowanie zwolnić, na ułamek sekundy się zatrzymać, aby zmienić kierunek i dopiero wtedy może zacząć rozpędzać się w przeciwnym kierunku. A zawodnicy na sędziego nie czekają. Wręcz przeciwnie, zdarza się, że rozgrzewający się za plecami sędziego asystenta rezerwowi, obserwujący grę w emocjach, podchodzą do linii bocznej, stają na ścieżce biegu skoncentrowanego na akcji sędziego i w efekcie dochodzi do zderzenia, bo przecież wszyscy patrzyli na boisko. Sędzia asystent traci wtedy możliwość obserwacji akcji z odpowiedniego miejsca. Z tego powodu w niektórych krajach zakazano już rezerwowym rozgrzewania się w tym miejscu. Tyle że to tylko jeden z wielu problemów, a większości z nich nie da się wyeliminować inaczej, niż pozwalając sędziom korzystać z powtórek wideo.
Złote jajka, oby tylko nie zabić kury
Przez dziesięciolecia FIFA (Światowa Federacja Piłkarska) nie chciała korzystać z nowoczesnych technologii, uznając, że skoro piłka nożna stała się najpopularniejszym sportem na świecie, skoro do FIFA należy więcej krajów niż do ONZ, a biznes kręci się wspaniale, to trzeba bardzo uważać, aby nie zabić kury znoszącej złote jajka. Poza tym poprzednie władze nie chciały dzielić piłki nożnej na dwie kategorie – dla bogatych i dla biednych – bojąc się, że to może negatywnie wpłynąć na zainteresowanie tym sportem.
Jednak nowy prezydent FIFA Gianni Infantino i nowe władze IFAB (jedyna organizacja na świecie, która ma prawo zmieniać przepisy gry w piłkę nożną) w marcu ubiegłego roku postanowili rozpocząć eksperymenty z używaniem powtórek wideo przez sędziów w czasie meczów.
Jedni sympatycy futbolu się cieszyli, inni kpili: „Eksperymenty? A nad czym tu się zastanawiać? Pokażcie sędziom to samo, co widzi cały świat, i będzie po kłopocie”. Problem w tym, że zbyt częste korzystanie z powtórek mogłoby spowodować zbyt wiele dodatkowych przerw w grze, a to z kolei wpływałoby źle na widowiskowość tego sportu, podobnie jak zbyt długie przerwy. Dlatego kluczowe dla powodzenia projektu jest ustalenie możliwie jak najlepszej procedury: jak, kiedy i gdzie korzystać z powtórek wideo, aby przy minimalnych „niedogodnościach” osiągnąć maksymalne korzyści.
– Nie chcemy w piłce nożnej skandali, ale nie chcemy też zbyt wielu dodatkowych przerw – powtarza Łukasz Brud, sekretarz IFAB. Dlatego IFAB ustalił, że z powtórek wideo sędziowie mogą korzystać tylko w sytuacjach związanych z ewentualnym golem, rzutem karnym, czerwoną kartką i identyfikacją zawodnika, żeby nie doszło do sytuacji, że żółta kartka zostanie przypisana nie temu zawodnikowi, który zawinił.
Viktor Kassai – arbiter doświadczalny
Eksperymenty zaczęły się w ubiegłym roku. Pierwsze wypadały bardzo różnie, na przykład w czasie grudniowych klubowych mistrzostw świata w Japonii doszło do kilku nieporozumień i niepotrzebnych przerw, bo sędziowie asystenci wideo dopiero na miejscu dowiedzieli się, że w zupełnie dla nich nowym systemie Video Assistant Referee będą pracowali od razu online, czyli na żywo, z możliwością wpływania na decyzje sędziów pracujących na boisku.
Ten sam sędzia z Węgier, od lat uznawany za jednego z najlepszych arbitrów na świecie, Viktor Kassai – który we wtorek w meczu Real – Bayern miał pecha, bo trudne sytuacje w polach karnych i z ewentualnymi kartkami zdarzyły się w tym samym meczu, co błędy jego sędziów asystentów w ocenie spalonych – w grudniu był pierwszym w historii sędzią w oficjalnych rozgrywkach FIFA, który zmienił decyzję na podstawie podpowiedzi sędziów asystentów wideo. Ale też miał pecha, bo żaden z trzech sędziów siedzących przed monitorami nie był specjalistą od spalonych i żaden z nich nie zauważył, że przed faulem, którego nie dostrzegł żaden z sędziów na boisku, był spalony. Podpowiedzieli Węgrowi, żeby podyktował rzut karny, choć już na pierwszej powtórce telewizyjnej od razu można zauważyć, że najpierw był spalony. Rzutu karnego być nie powinno.
Na szczęście FIFA i IFAB błyskawicznie wyciągnęły z tego odpowiednie wnioski i podczas marcowego meczu Francja – Hiszpania system VAR zadziałał perfekcyjnie. Gdy sędziowie na boisku chcieli uznać gola dla Francji, sędziowie asystenci wideo sprawili, że gol został anulowany, a gdy gola strzeliła Hiszpania, a sędzia podniósł chorągiewkę, dzięki pomocy VAR sędzia główny zmienił decyzję kolegi z chorągiewką i uznał gola. Obie decyzje zostały zmienione w ciągu 40 sekund, co udowodniło przeciwnikom systemu, że przerwy na konsultację wcale nie muszą być długie.
Gwarancja na ponad 90 procent
W tym roku FIFA będzie testować system VAR w Pucharze Konfederacji, w mistrzostwach świata drużyn do lat 20 i 17 oraz w klubowych mistrzostwach świata. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, a IFAB zatwierdzi ostateczną wersję procedury, w marcu przyszłego roku prawdopodobnie zapadnie decyzja, że mundial w Rosji będzie pierwszym w historii, w czasie którego sędziowie będą mieli wsparcie w postaci obrazu ze wszystkich dostępnych kamer. Być może z powtórek wideo zacznie również korzystać Liga Mistrzów, bo szefem Komisji Sędziowskiej UEFA jest ten sam człowiek, który jest szefem Komisji Sędziowskiej FIFA – były słynny arbiter, Włoch Pierluigi Collina, stale współpracujący także z IFAB.
Z wnioskiem o zgodę na udział w eksperymentach mogą się zgłaszać wszystkie konfederacje kontynentalne, związki narodowe lub organizacje ligowe. Liga australijska jest pierwszą na świecie, która wprowadziła system VAR – na początku tego miesiąca. Amerykańsko-kanadyjska liga MLS oraz niemiecka Bundesliga i włoska Serie A zaczną korzystać z powtórek już latem tego roku. W tym roku z systemem VAR planują też wystartować ligi: francuska, holenderska, belgijska, portugalska i czeska. Na innych kontynentach pracują nad tym projektem między innymi w Meksyku i Katarze.
Rosnąca liczba błędów, których sędziowie nie są w stanie uniknąć „gołymi oczami”, a także kolejne udane eksperymenty – to wszystko sprawia, że już niemalże dla wszystkich jest jasne, iż powtórki wideo to przyszłość futbolu, której nie można uniknąć i nie warto odwlekać. Dla dobra piłkarzy, trenerów, sędziów i kibiców. Bo w sporcie chodzi przecież o to, żeby wygrywał lepszy, a w sędziowaniu o to, żeby podejmować możliwie jak najlepsze decyzje. VAR gwarantuje to w ponad 90 procentach, bo jednak zdarzają się sytuacje, których nie można jednoznacznie ocenić nawet na podstawie ujęć z różnych kamer.
Rafał Rostkowski, sędziował mecze mistrzom świata i Europy, mistrzom Azji i Afryki, oraz mecze Ligi Mistrzów, m.in. Realu Madryt, Bayernu Monachium, Chelsea, Barcelony i Borussii Dortmund. Sędziuje od 1988 roku, mecze UEFA - od 1997 roku a od 2001 jest sędzią asystentem FIFA. W Europie nie ma drugiego sędziego z tak długim stażem międzynarodowym.