"Po niemal czterech dekadach nie istnieje żaden znak (...) tylko fantazje!" - w tak dosadnych słowach biskup Mostaru kolejny raz podważył domniemane objawienia w Medjugorie. Z tajemniczą misją, powierzoną przez papieża Franciszka, pojechał tam arcybiskup warszawsko-praski Henryk Hoser. Kościół szuka wyjścia z sytuacji - co zrobić z milionami wiernych, którzy do Medjugorie pielgrzymują, nie bacząc na to, że kolejni papieże nie uznali objawień. Franciszek, jak wiele na to wskazuje, stara się nie dopuścić, aby wokół Medjugorie powstał odłam katolicyzmu nieposłuszny papieżowi.
Misja arcybiskupa Hosera rozpoczęła się parę dni temu. Najpóźniej w lipcu arcybiskup ma złożyć Franciszkowi raport o sytuacji duszpasterskiej w miejscu tak ważnym dla wielu katolików. To tu co roku przyjeżdżają miliony pielgrzymów, wierząc, że wydarzył się cud. Sześć osób, którym 36 lat temu na wzgórzu pod Medjugorie miała się ukazać Maryja, twierdzi zaś, że cały czas doznaje objawień.
Choć rozbudzają emocje i wiarę, Watykan zwleka z ogłoszeniem, czy je oficjalnie uznaje. Mało zresztą prawdopodobne, by tak się stało, bo też nigdy dotąd Kościół nie potwierdził swym autorytetem objawień wciąż trwających i niezakończonych.
Chciały schować się przed matkami, a odnalazły Maryję
Jest 24 czerwca 1981 roku. Środa. Z ubogiej wioski Bijakovici w zachodniej Hercegowinie oddalają się w kierunku gór trzy nastoletnie dziewczęta - siedemnastoletnia Vicka, rok młodsza Ivanka i piętnastoletnia Mirana. Oddalają się na tyle, żeby rodzice nie mogli zobaczyć, co robią. Na tyle jednak blisko, żeby bez trudu wrócić do domu na noc. Idą w kierunku wzgórza Crnica do miejsca zwanego Podbrdo (wolne tłumaczenie: "pod wzgórzem"). Chcą tam "posłuchać radyjka i palić papierosy z dala od ganiącego wzroku rodziny". Ot, typowy rytuał pozwalający nastolatkom poczuć się dorosłymi.
Nie wiadomo, czego słuchały dziewczyny z tranzystorowego odbiornika. Może to był rosnący wówczas w siłę jugosłowiański rock... W tamtym czasie Prljavo Kazaliste (zespół znany i w Polsce z dokonanych przez naszych wykonawców przeróbek utworów, umieszczonych na płytach Yugoton i Yugopolis na przełomie wieków) rok po roku nagrywało kolejne longplaye, budząc entuzjazm młodych ludzi w Jugosławii oraz za granicą. A może Ivanka, Mirana i Vicka nastawiły odbiornik na którąś z włoskich rozgłośni, których sygnał doskonale niósł się przez Adriatyk i docierał nie tylko na chorwackie wybrzeże, ale również na wzgórza Hercegowiny.
Czego słuchały dziewczęta, zaciągając się tytoniowym dymem - nie wiadomo. Ze szczegółami natomiast zrelacjonowały, co tamtego czerwcowego wieczoru zobaczyły. Twierdzą, że otoczyło je światło, a w świetle tym stała kobieca postać z dzieckiem na ręku. Dziewczyny rozpoznały w niej "Gospę". Tym słowem (dosł. Pani) mówiący po chorwacku katolicy określają świętą Marię.
Po chwili przechodzili w tamtym miejscu dwaj chłopcy, niosący jabłka z cudzego sadu. Uciekli, ale jeden z nich - szesnastoletni Ivan - zaraz wrócił i również widział to samo, co dziewczęta.
Następnego dnia wieczorem nastolatki wróciły na to miejsce w większej grupie. Do dotychczasowej czwórki dołączyli siedemnastoletnia Marija i dziesięcioletni Jakov. Twierdzą, że jakaś nieznana siła wciągnęła ich na wzgórze w taki sposób, że w ogóle nie czuli kolczastych krzaków i ostrych fragmentów wystających skał, które zwykle bardzo utrudniają wspinanie się w tamtym miejscu. Gdy znaleźli się na górze, znów zobaczyli Gospę, a jakaś moc dosłownie rzuciła ich na kolana.
Miejsce znane, objawienia nieuznane
Tak - według opisu protestanta, który przeszedł na katolicyzm, Wayne'a Weible'a - rozpoczęła się seria prywatnych objawień maryjnych w parafii Medjugorie w Republice Bośni i Hercegowiny, wchodzącej wtedy w skład Socjalistycznej Federacyjnej Republiki Jugosławii. I choć jugosłowiańska milicja robiła wszystko, aby ludzie nie gromadzili się i nie odprawiali modlitw oraz nabożeństw, wieść o wizjach nastolatków rozchodziła się lotem błyskawicy. I to wszystko mimo komunistycznej cenzury w mediach i braku internetu. Medjugorie szybko stało się znane na całym świecie.
Kościół katolicki nigdy nie uznał tych objawień za zgodne z prawdami wiary. I ma z tym wyraźny kłopot. Z opinii tamtejszego biskupa i lokalnego episkopatu, wypracowanych na podstawie badań komisji, wynika, że objawienia w Medjugorie prawdopodobnie nie zostaną uznane. Jednak z drugiej strony Kościół, ogłaszając, że nic nadprzyrodzonego nie wydarzyło się w Medjugorie, nie może wyrzucić poza margines milionów wiernych, którzy przynajmniej raz w życiu nawiedzili to miejsce, a część spośród nich uważa, iż doznało tam łaski, która odmieniła ich życie.
Papieskie "wkrótce" trwa już prawie dwa lata
Oficjalnego stanowiska wobec Medjugorie nie zajęli poprzedni papieże: Jan Paweł II i Benedykt XVI. Obecny papież Franciszek zapewnił dwa lata temu, że zostanie ono ogłoszone "wkrótce". Nie nastąpiło to do dziś.
Wybitny watykanista John Thavis, którego wiedza o tajemnicach Stolicy Apostolskiej pozwoliła mu przed laty przewidzieć abdykację Benedykta XVI, uważa, że decyzja w sprawie Medjugorie jest już podjęta. Tyle że nie spodoba się wiernym. Zdaniem Thavisa, papież zamierza ogłosić, że w Medjugorie żadnych objawień nie było, ale zwleka z tym, bo zdaje sobie sprawę, jak brzemienna w skutki może być to decyzja.
Nastolatki z Medjugorie (dziś pięćdziesięciolatki) twierdzą, że Maryja wciąż im się ukazuje. Kościół zaś z zasady nie uznaje za autentyczne objawień przed ich zakończeniem. Przyczyny tego zdystansowania są bardzo racjonalne. Thavis w rozmowie z polskim tygodnikiem "Wprost" tłumaczył rok temu, że ryzyko uznania trwających objawień polega na tym, że wizjonerzy mogą na przykład oświadczyć, iż Matka Boża powiedziała im, że papież błądzi. Albo, powołując się na boskie natchnienie wynikające z objawień, będą rościć sobie prawo do wprowadzania korekt w Biblii.
Co zrobić z milionami pielgrzymów?
Gdyby jednoznaczne stanowisko kwestionujące objawienia w Medjugorie Kościół zajął trzydzieści lat temu, nie byłaby to decyzja tak brzemienna w skutki, jak może być obecnie. Przez trzy i pół dekady Medjugorie odwiedziło kilkadziesiąt milionów pielgrzymów. Szacuje się, że rocznie przybywa tam od dwóch do dwóch i pół miliona wiernych. Część z nich twierdzi, że pobyt i żarliwa modlitwa w tym miejscu doprowadziła do pozytywnych zmian w ich życiu. Jak wielka musi być wiara w związek przyczynowo skutkowy między pielgrzymką do Medjugorie a odmianą życia może świadczyć fakt, że wielu pielgrzymów często z odległych stron świata wraca tam z wotami wdzięczności. W różnej formie. Najbardziej widoczne dla zwykłego turysty są dziesiątki kamiennych i cementowych tabliczek, samowolnie wmurowanych w skały w okolicy Wzgórza Objawień. Są na nich wyryte intencje modlitewne albo dziękczynne wezwania.
A przy tym pielgrzymki do Medjugorie nie są oddolną inicjatywą świeckich wiernych, Przyjeżdżają z nimi księża i zakonnicy. Szacuje się, że od dnia pierwszych prywatnych objawień sześciorga nastolatków do dziś msze święte w Medjugorie odprawiło kilkadziesiąt tysięcy księży z całego świata. Z punktu widzenia Watykanu zbyt duże jest ryzyko, że po ewentualnej decyzji podważającej objawienia część duchownych oraz wiernych nie pogodzi się z tym i stworzy w Kościele odłam nieposłuszny papieżowi. A stąd już prosta droga do uformowania się sekty.
Papież Franciszek o pomoc w tej skomplikowanej sprawie poprosił polskiego duchownego. Arcybiskup warszawsko-praski Henryk Hoser przebywa właśnie w Medjugorie jako papieski wysłannik i ma na miejscu zorientować się, co właściwie się tam dzieje. W komunikacie Stolicy Apostolskiej podano, że "misja ta ma na celu zdobycie pogłębionej znajomości tamtejszej sytuacji duszpasterskiej, a przede wszystkim potrzeb wiernych, którzy przybywają tam w pielgrzymce". Papieski wysłannik do końca lipca ma złożyć w Watykanie raport z wizyty i "zasugerować ewentualne inicjatywy duszpasterskie na przyszłość". Watykan wyraźnie podkreśla, że misja arcybiskupa Hosera ma charakter wyłącznie duszpasterski, bo sprawę objawień badała już papieska komisja pod przewodnictwem kardynała Camila Ruiniego.
Sytuacja na miejscu - konfliktowa
Arcybiskup Hoser, który - jak sam przyznaje - w Medjugorie nigdy nie był, wejdzie tam nie tylko w tłum rozmodlonych pielgrzymów, ale również w sam środek konfliktu między franciszkanami opiekującymi się tym miejscem a biskupem mostarsko-duvnijskim, który niezmiennie twierdzi, że żadnych objawień w Medjugorie nie było. Do takich wniosków doszły bowiem wcześniej komisje diecezjalne i komisja episkopatu, badająca domniemane nadprzyrodzone zjawiska zapoczątkowane w czerwcu 1981 roku.
Papież Franciszek powierzył polskiemu hierarsze "misję Medjugorie" 11 lutego. A już dwa tygodnie później na internetowych stronach diecezji mostarsko-duvnijskiej ukazał się list biskupa Ratka Pericia, podtrzymujący negatywne stanowisko władz diecezji w sprawie domniemanych nadprzyrodzonych zjawisk.
Już sam tytuł listu biskupa znamionuje, jaka jest jego ogólna wymowa. Brzmi on: "Pierwsze siedem dni 'objawień' w Medjugorie". Słowo "objawienia" ujęte jest w liście biskupa Pericia w cudzysłów, a analiza pierwszych siedmiu dni ma na celu obalić objawienia już u ich zarania.
Biskup Perić drobiazgowo wymienia sprzeczności między relacjami widzących, niespełnione obietnice widzianej w objawieniach Maryi (na przykład brak obiecanego źródła wody w miejscu objawień), dziwne zachowania widzianej Gospy nieprzystające świętej na przykład drżenie rąk. Ordynariusz mostarsko-duvnijski zwraca również uwagę, że opisy wyglądu postaci Maryi przedstawiane przez "widzących" nie dość, że przeczą sobie nawzajem, to jeszcze nie odpowiadają opisom matki Chrystusa zawartym na kartach Ewangelii.
Tekst biskupa Pericia z 28 lutego, utrzymany bardziej w tonie zaangażowanej publicystyki niż listu pasterskiego, zawiera między innymi stwierdzenie: "Po niemal czterech dekadach nie istnieje żaden znak (...) tylko fantazje!".
Perić nawiązuje też do relacji "widzących", wedle których Gospa pozwalała im dotykać swoich szat, a nawet chodzić po swoim rozciągniętym po ziemi welonie. "Takie historie o dotykaniu Matki Bożej, jej ubrania, chodzenia po jej welonie wywołują wrażenie i przekonanie, że chodzi o coś niegodnego, nieautentycznego i skandalicznego. Nie ma to nic wspólnego z katolicką Matką Bożą!" - konstatuje ordynariusz mostarsko-duvnijski. Jego stanowisko jest tak stanowcze, że nie tylko nie potwierdza objawień, ale jednoznacznie im zaprzecza.
"Biorąc pod uwagę wszystko to, co przestudiowała i zbadała kuria diecezjalna, włącznie z badaniem pierwszych siedmiu dni rzekomych objawień, można ze spokojem stwierdzić: Matka Boża nie objawiła się w Medjugorie!" - czytamy w liście biskupa Pericia.
W debacie nad objawieniami w Medjugorie niekiedy podważa się ich autentyczność i przywołuje postawę samych widzących. W odróżnieniu od dzieci z Lourdes czy Fatimy, które doznały tam objawień i spędziły resztę życia w stanie duchownym, "widzący" z Medjugorie wiodą życie w stanie świeckim. Niektórzy badacze Medjugorie (np. ks. Jan Wójtowicz, autor książki "Problem Medjugorie") zauważają, że Maryja objawiła się nastolatkom nie w czasie modlitwy, a gdy byli w stanie grzechu w postaci nieposłuszeństwa rodzicom, palenia papierosów i kradzieży jabłek. Ale na temat argumentów za i przeciw autentyczności objawień napisano przez minionych trzydzieści kilka lat co najmniej kilkadziesiąt książek.
Arcybiskup wie, że i "jego" wierni tam pielgrzymują
I choć - powtórzmy - arcybiskup Henryk Hoser nie będzie wdawał się w analizę autentyczności objawień, to ton, w jakim utrzymane jest wystąpienie biskupa z Mostaru, a z drugiej strony tysiące pielgrzymów przewijających się każdego dnia przez miasteczko wraz z duchownymi, pokazują, jak trudna jest w tamtym miejscu sytuacja duszpasterska, którą papieski wysłannik ma za zadanie uporządkować.
Wśród Polaków, którzy nie widzieli objawień, a nawrócili się w Medjugorie, są również osoby powszechnie znane. Otwarcie o swoim nawróceniu pod wpływem pielgrzymki do tego miejsca mówi między innymi lider zespołu T.Love Zygmunt Staszczyk. Twierdzi, że po powrocie z Medjugorie zaczął modlić się różańcem, do czego wcześniej nie mógł się przemóc. A nie on jedyny przecież nawrócił się pod wpływem pobytu tam.
"Jest faktem, że napływa tam wielu pielgrzymów. Rzeczywiście wielu się nawraca, spotykając się w Medjugorie z rzeczywistością duchową i sakralną, która często w ich własnych, zlaicyzowanych krajach zanikła" - mówił abp Hoser na początku marca w wywiadzie dla "Naszego Dziennika".
W obliczu tak skrajnych postaw wobec objawień, papieski wysłannik daje do zrozumienia, że trudność jego misji będzie polegała na usuwaniu przeszkód i poprawieniu zastanej na miejscu sytuacji.
"Chodzi o misję o wadze ogólnokościelnej, ale też o to, żeby liczni pielgrzymi doznawali jak największych korzyści duchowych z przyjazdu i pobytu w tym miejscu. Mam na myśli ewentualne usunięcie wszystkich przeszkód czy poprawienie stanu ich obsługi pastoralnej, jeśli jest taka konieczność i możliwość" - przyznał arcybiskup we wspomnianym wcześniej wywiadzie.
Konkrety - po powrocie
Na nasze, sformułowane wprost, pytania, na ile realne jest niebezpieczeństwo rozłamu w Kościele na tle Medjugorie, arcybiskup nie odpowiedział. Za pośrednictwem rzecznika prasowego diecezji przekazał informację, że na te pytania będzie mógł odpowiedzieć dopiero po powrocie.
Czy misja arcybiskupa Hosera pozwoli papieżowi Franciszkowi dokonać rzeczy na pozór niemożliwej - umiejętnie zakwestionować objawienia w Medjugorie, a jednocześnie ocalić wiarę tych, którzy będąc przekonanymi, że Maryja zstąpiła na ziemię właśnie w tym miejscu, zmienili swoje życie?
Teoretycznie jest to możliwe. Dużo zależy w tym od samych wiernych i ich lokalnych duszpasterzy. Kościół katolicki uznaje tylko jedno Objawienie, opisane na kartach Pisma Świętego i zawarte w nauce Kościoła.
Katechizm Kościoła katolickiego dopuszcza tak zwane objawienia prywatne, nawet gdy tylko niektóre zostały oficjalnie uznane. Ostrzega jednak wiernych, aby ich nie przeceniali.
"W historii zdarzały się tak zwane objawienia prywatne; niektóre z nich zostały uznane przez autorytet Kościoła. Nie należą one jednak do depozytu wiary. Ich rolą nie jest 'ulepszanie' czy 'uzupełnianie' ostatecznego Objawienia Chrystusa, lecz pomoc w pełniejszym przeżywaniu go w jakiejś epoce historycznej. Zmysł wiary wiernych, kierowany przez Urząd Nauczycielski Kościoła, umie rozróżniać i przyjmować to, co w tych objawieniach stanowi autentyczne wezwanie Chrystusa lub świętych skierowane do Kościoła. Wiara chrześcijańska nie może przyjąć 'objawień' zmierzających do przekroczenia czy poprawienia Objawienia, którego Chrystus jest wypełnieniem. Chodzi w tym wypadku o pewne religie niechrześcijańskie, a także o pewne ostatnio powstałe sekty, które opierają się na takich "objawieniach". (Katechizm Kościoła katolickiego, rozdz. III fr nr 67).
Słowami katechizmu właśnie odpowiedział prefekt watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary kardynał Gerhard Mueller na pytania agencji Ansa o sprawę objawień w Medjugorie. "Jako katolik muszę stwierdzić, że musimy skoncentrować się na Jezusie Chrystusie. Są możliwe pewne prywatne objawienia, ale nie zastępują jedynego objawienia Boga w Jezusie Chrystusie" – stwierdził hierarcha na początku marca.
Uciąć objawienia, a ocalić wiarę pielgrzymów
Czy możliwe jest zatem wypracowanie kompromisowego rozwiązania, zgodnego z nauką Kościoła a jednocześnie niekwestionującego nawróceń wiernych? Znawcy Kościoła przewidują, że jaka nie byłaby decyzja papieża, Medjugorie pozostanie ważnym ośrodkiem duszpasterskim, miejscem modlitwy i nawróceń.
O pojednawczym charakterze misji arcybiskupa Hosera mówił 11 lutego rzecznik Watykanu Greg Burke. Zaznaczał, że mianowanie papieskiego wysłannika jest gestem uwagi Franciszka wobec przybywających do tego miejsca pielgrzymów i nie ma celu inkwizycyjnego (sic!), a jedynie duszpasterski.
Watykanista John Thavis przewiduje, że choć komisja papieska badająca objawienia w Medjugorie nie znalazła przesłanek, aby Kościół je uznał, to najprawdopodobniej nie znalazła również dowodów na celowe oszustwo. I to najprawdopodobniej przesądzi o tym, że pielgrzymi nadal będą mogli do Medjugorie przyjeżdżać i otrzymywać tam duchową posługę. Nawet gdy objawienia nie zostaną oficjalnie potwierdzone.