Agata C. kradła naklejki, bo koniecznie chciała mieć Świeżaki. - Rozdawałabym je biednym dzieciom – tłumaczyła. Nie ona pierwsza. Polska oszalała na punkcie zabawek w kształcie kalafiorów, marchewek i borówek. A tam gdzie szaleństwo, tam puszczają hamulce. Seks za Świeżaki? Czemu nie.
Negocjatorzy
Ilona ma 24 lata, pracuje na kasie na łódzkich Bałutach. Źle wspomina początek szału, o którym dziś mówi cała Polska. Był koniec sierpnia, machinalnie kasowała towar. Przy "jej" kasie stał mężczyzna po czterdziestce. Stały bywalec, który zawsze mówił "dzień dobry" i "do widzenia" – czyli wystarczająco, żeby zapamiętać go jako miłego i bezproblemowego klienta.
- Sto pięćdziesiąt trzy, dwadzieścia groszy - powiedziała Ilona, kiedy mężczyzna pakował towar do reklamówek. Zgodnie z regulaminem zapytała, czy ma kartę stałego klienta i czy zbiera naklejki. Takie, które można potem zamienić na Groszka Grzesia, Kalafiora Krzysia, Borówkę Basię i inne Świeżaki. Sympatyczne pluszaki, o których wtedy jeszcze mało kto słyszał.
Klient zbierał naklejki. I chciał jak najszybciej wymienić je na zabawki.
- Pani da jeszcze kilka - uśmiechnął się i mrugnął okiem.
- Jedna za każde wydane 40 złotych - odpowiedziała. Oderwała trzy i próbowała je wręczyć. Klient cofnął rękę.
- Synkowi się spodobały te pluszaczki wasze. Pani da, a ja dam zieloną buźkę (klient może ocenić pracę kasjera wybierając trzy opcje - uśmiechniętą, zieloną buźkę, żółtą i czerwoną - wyraźnie zasmuconą - red.)
- Proszę pana, naprawdę nie mogę - odpowiedziała.
- Niech się pani nie wygłupia. To tylko durne naklejki. No! Bo kolejka się u pani w kasie robi, hehe - ciągnął tamten. Niby wesoło, ale atmosfera szybko się psuła.
"Jak to głupie naklejki, to czemu się o nią wykłócasz, człowieku?!" - chciała odeprzeć. Powstrzymała się.
- Proszę pana. Regulamin jest, jaki jest.
- Te se w dupę go wsadź. I naklejki też - wrzasnął. Dla Ilony przestał był miłym klientem.
Wtedy pomyślała, że o tym dniu będzie opowiadała znajomym przy piwie. Ot, kolejny mocno "odstrzelony". Do czasu, aż podobna sytuacja się powtórzyła. Po raz drugi, trzeci, piąty i dwunasty...
Oczywiście nie każdy mówił o tym, co i gdzie powinna zrobić z naklejkami. Byli tacy, którzy powoływali się na emocje dzieci ("Krzysiowi będzie bardzo przykro, ale jakoś mu to będę musiała wytłumaczyć. Skoro to dla pani takie ważne”) albo robili wycieczki osobiste ("Z takim podejściem do człowieka, to pani do końca życia na kasie będzie siedzieć").
Prof. Krzysztof Wielecki, socjolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie: Na przestrzeni lat udało się z nas zrobić społeczeństwo oparte na konsumpcji i rywalizacji. Wpojono nam, że bierność oznacza porażkę. Dlatego chcemy walczyć i posiadać.
Jesteśmy zaprogramowani na to, że porażka - nawet ta najbardziej abstrakcyjna - jest powodem do wstydu. Większym niż odarcie się z godności w czasie walki. Ludzie chcą się ze sobą mierzyć, konkurować. Jednocześnie jesteśmy dość ubogim społeczeństwem, któremu nie jest łatwo się ścigać, bo większość obywateli ma dość ograniczony budżet.
Walka
Marcin ma 26 lat, pracuje w tym samym sklepie, co Ilona.
- Na początku było sporo delikwentów, którzy próbowali zagadywać do kasjerów. "Pobajerować", żeby dostać kilka naklejek więcej - opowiada.
Mówi, że techniki tego "bajerowania" są bardzo różne. Najczęściej klient rozpoczyna operację tuż po podejściu do kasy. Komplementem uniwersalnym jest pochwalenie pracy kasjera. Potem small talk o pogodzie (podczas pakowania towaru) i na koniec atak. Mniej lub bardziej zdecydowany.
- Byłem już oskarżony o to, że nie chcę dawać dodatkowych naklejek, bo pewnie sam je chowam. Czyli ktoś sugerował defraudację świeżakową - Marcin śmieje się głośno.
Ma dystans do siebie, więc uwagi klientów średnio go ruszają. Tak przynajmniej twierdzi.
- Po pewnym czasie klienci zorientowali się, że u kasjerów nic nie wskórają. Wtedy krzywe akcje zaczęły dziać się głównie pomiędzy klientami - opowiada.
I tłumaczy, że momentem zapalnym często jest sytuacja, kiedy kupujący nie zbierający naklejek dostawał je wraz z paragonem.
- Kolekcjonerzy czekający przy kasie wietrzą łatwy łup i wyciągają ręce po zdobycz. Pół biedy, jak naklejki chce przejąć jedna osoba. Gorzej, jak jest ich kilka.
Marcin kilka razy widział już szarpaninę przy swojej kasie.
- Zdziwiłbyś się, kto idzie na wojnę o świeżaki. Dobrze ubrani, poważni ludzie. Paranoja - kręci głową.
Dr Magdalena Łużniak-Piecha, psycholog społeczny Collegium Civitas: Kto jest zdolny do rękoczynów podczas otwarcia centrów handlowych? Kto gna pod prąd po ruchomych schodach, byle dostać darmowego burgera? Wszyscy ci, których mózg racjonalny udało się wyłączyć. Są sterowani mózgiem emocjonalnym. Wmówiono tym ludziom, że oto jest jakieś ograniczone dobro, którego nie dostanie się bez odpowiedniego zaangażowania. Nie ma różnicy pomiędzy ludźmi wyrywającymi sobie przecenionego karpia i tymi, którzy nocują w śpiworach, żeby kupić najnowszy model telefonu.
Ludzie umieszczeni są w sztucznej sytuacji. Jest towar, którego nie wystarczy dla każdego. Wygra ten sprytniejszy, dynamiczniejszy, bardziej przebojowy. Taką wizję świata sprzedają marketingowcy.
Oszukać system
Żeby stać się szczęśliwym posiadaczem Świeżaka, na przykład Kalafiora Krzysia, trzeba zebrać 60 punktów. Żeby je zdobyć trzeba wydać od 600 (korzystając ze wszystkich możliwych akcji promocyjnych) do 2400 złotych.
- Mam dużą i dość biedną rodzinę. Jakbym miała Świeżaki, to bym mogła uszczęśliwić nasze maluchy. Zrozumcie, że rozdałabym je biednym dzieciom! – tłumaczyła policjantom 47-letnia Agata C. z Warszawy.
Aby zdobyć pluszowe warzywo wymyśliła fortel. Po otrzymaniu paragonu zrobiła awanturę. Krzyczała, że nie została naliczona jej należna zniżka. Na nic zdały się tłumaczenia zaskoczonej pracownicy marketu. Agata C. zażądała rozmowy z kierownikiem sklepu. Kasjerka posłusznie po nią poszła. Opuszczone stanowisko pracy stało się łatwym celem – w kieszeni warszawianki zniknęło 912 naklejek.
30-latka z Pułtuska też chciała „wzbogacić” się na skróty. Do niedawna nie miała żadnego konfliktu z prawem. Aż do pewnego sierpniowego popołudnia, kiedy pakowała zakupy w markecie. Żądza posiadania Świeżaków była na tyle duża, że złapała rolkę z naklejkami. Zbrodnia była niedoskonała, bo - chociaż moment przechwycenia naklejek umknął ekspedientce - to został zarejestrowany przez sklepowe kamery.
Trzeba nadmienić, że setki zrabowanych naklejek pozwoliłyby jej na odebranie 22 zabawek.
Akta kobiety jeszcze nie zostały przekazane do prokuratury. Policja informuje, że do końca października zapadnie decyzja, co do ostatecznej kwalifikacji czynu.
Na policyjnych półkach wciąż leżą tomy kilku podobnych spraw. Między innymi 38-letniego mieszkańca wsi w Małopolsce (ukradł połowę mniej naklejek niż pani z Pułtuska) oraz dwóch pracowników centrum logistycznego "Biedronki" w Lubartowie.
Według policji mężczyźni działali na przemysłową skalę i wyprowadzili łącznie dziesięć tysięcy naklejek. Kilkadziesiąt z nich "spieniężyli" - wymieniając w sklepowej kasie na cztery pocieszne przytulanki.
Teoretycznie za kradzież wszystkim może grozić nawet do pięciu lat więzienia.
Łukasz pracuje w "Biedronce" pod Łodzią. Tłumaczy, że coraz częściej zdarzają się tacy, którzy chcą oszukać system bez ryzykowania, że trafią za kratki.
- Miałem niedawno klienta, który kupił kilka blenderów. Rachunek przekroczył 300 złotych. Facet zapłacił, spakował towar i schował do portfela "świeżakowe" naklejki. Wyszedł ze sklepu na pięć minut - opowiada.
Wrócił i z pokerową twarzą podszedł do kasy i zażądał zwrotu pieniędzy za blendery (które były w nieruszonych opakowaniach). Po całej operacji miał siedem "darmowych" naklejek. I nie musiał bać się policji.
Niedługo potem przy wielu kasach pojawiła się tabliczka: "zwrot towaru jest niemożliwy, jeżeli zostały wydane naklejki 'Gang Świeżaków'".
Ludzie bardzo pragną sukcesu, zwycięskiej batalii. Sami sobie chcą udowodnić, że są w stanie podjąć walkę i wyjść z niej zwycięsko.
prof. Krzysztof Wielecki, socjolog
Prof. Krzysztof Wielecki, socjolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie: Ludzie bardzo pragną sukcesu, zwycięskiej batalii. Sami sobie chcą udowodnić, że są w stanie podjąć walkę i wyjść z niej zwycięsko. Dlatego z taką pasją podchodzą do banalnych w istocie spraw - jak kolekcjonowanie pluszaków czy walka o nieznacznie przeceniony towar, którego tak naprawdę i tak nie potrzebują.
Internetowy przebój
Po tym, jak na punkcie "Świeżaków" oszalały tłumy, w sieci rozpoczęły się żniwa dla internetowych trolli. Sporym poklaskiem cieszą się ci, którzy umieszczają fałszywe ogłoszenia, w których deklarują chęć oddania swojej kolekcji maskotek za darmo. Potem - ku uciesze innych internautów - publikują, w jaki sposób zainteresowani pluszakami walczą o przekazanie im kolekcji. Trudno ocenić, na ile prawdziwe są te wpisy.
Na jednym z portali pojawiła się nawet oferta mężczyzny, który bogatą kolekcję warzywnych maskotek gotów jest oddać w zamian za... seks.
Status internetowego viralu zyskała historia mężczyzny, który na parkingu miał wybić szybę w zamkniętym samochodzie, żeby ukraść z niego Świeżaka. Podobno wpadł w szał, kiedy zorientował się, że to nie pożądany Krzyś, tylko prawdziwy kalafior.
Wielu internetowych twórców zbiło kapitał „lajków” na wkurzaniu tych, którzy poświęcają dużo czasu, energii i pieniędzy na "Świeżaki". W sieci mnóstwo jest filmów, na których ktoś pali maskotki, albo daje je do pogryzienia psu. Pod nagraniami - ku uciesze szyderców - roi się od komentarzy oburzonych zbieraczy tych trofeów.
Prof. Krzysztof Wielecki, socjolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie: jest mnóstwo ludzi, którzy starają się poczuć lepiej poprzez deprecjonowanie innych. Tworzą internetowe memy i wymyślają nieprawdziwe historie, byle tylko obnażyć rzekomą głupotę i przaśność wyśmiewanej grupy społeczeństwa.
Tworzy się wirtualnego wroga, bo w takiej sytuacji najłatwiej o poczucie wspólnoty i podbudowanie własnego ego. Ci ludzie, podobnie jak ci nieracjonalnie zachowujący się w sklepach podczas promocji, działają na tej samej zasadzie.
dr Magdalena Łużniak-Piecha, psycholog społeczny
Dr Magdalena Łużniak-Piecha, psycholog społeczny Collegium Civitas:Skala negatywnych emocji wylewanych w sieci tylko pokazuje, jak olbrzymia jest w społeczeństwie potrzeba akceptacji i docenienia. Tworzy się wirtualnego wroga, bo w takiej sytuacji najłatwiej o poczucie wspólnoty i podbudowanie własnego ego. Ci ludzie, podobnie jak ci nieracjonalnie zachowujący się w sklepach podczas promocji, działają na tej samej zasadzie. Dają się kierować emocjom.
Dzieci na zawsze
Zanim internet zaczął nabijać się ze zbieraczy Świeżaków, kpił z innych: na przykład z tych, którzy gnali pod prąd po ruchomych schodach, bo chcieli darmowego hamburgera; albo tych, którzy wyrywali sobie przecenionego karpia czy tych, którzy walczyli przy półkach sklepowych o gumowe buty.
Profesor Krzysztof Wielecki podkreśla, że widoczni na ciągle popularnych w sieci nagraniach ludzie dali się złapać w – jak to określa – „pułapkę współczesnego społeczeństwa”.
Zaznacza, że od kilku lat pojawiają się pytania, dlaczego dorośli, poważni ludzie zachowują się jak małe dzieci?
- Nasz świat nie lubi dojrzewania. Wokół jest mnóstwo chłopców i dziewczynek. Społeczeństwo już nie nakłada na nich presji zakładania rodziny. Nie ma duszących nakazów bycia poważnym. Nikt krzywo nie spojrzy na 45-latka, który wszystkie pieniądze przeznacza na kije golfowe, chociaż wciąż mieszka z matką – podkreśla.
- To źle?
- Nie. Ale to samo otwarte społeczeństwo nakazuje jednostce na bycie twardym człowiekiem sukcesu. Sprawia, że ludzie są dalej od siebie. A człowiek jest stworzeniem stadnym i potrzebuje ciepła. Jeżeli brakuje mu bliskich, to zaczyna mu odwalać, bo szuka sobie zastępczego świata wartości. I doskonale widać to potem w marketach i centrach handlowych.
Magdalena Łużniak-Piecha stara się bronić „pierwiastka dziecka”, czyli emocjonalnego, nieracjonalnego mózgu, który jest w każdym z nas.
- Pewnie, że często robi on z nas idiotów. Ale gdybyśmy nie dawali porwać się emocjom, to nigdy byśmy się nie zakochali. Nigdy nie usiedlibyśmy z czerwonym winem i tacką dobrego sera. Nawet nie uprawialibyśmy seksu. Czyli w końcu byśmy wyginęli. Chwila żenady w sklepie to dobra cena, którą płacimy za emocje...
Według biura prasowego "Biedronki", do teraz rozdano ponad 4,7 mln "Świeżaków". Przedstawiciele sklepu twierdzą, że akcja przyczyniła się do wzrostu sprzedaży warzyw i owoców.
Sklep nie chce komentować kontrowersyjnych reakcji swoich klientów. "Akcja 'Gang Świeżaków' wzbudza wiele emocji. Nas cieszą te pozytywne" - napisali jego przedstawiciele do naszej redakcji.