Mała dziewczynka ze swoim tatą śmieją się do rozpuku z bomby, która wybucha za oknem. To wideo obiegło media, jednych wzruszając do łez, innych szokując. Film powstał w ogarniętej wojną Syrii. Jaka kryje się za nim historia? Dlaczego oni się tak bawią?
Słyszysz cichy szum dobiegający z oddali. Z każdą sekundą robi się coraz głośniejszy. Na niebie pojawia się punkt, zostawiając za sobą białą smugę. Ziemia pod stopami zaczyna drżeć.
Tysiące myśli kłębią ci się w głowie. Uciekać? Schować się? Czy czekać? Nie wiesz przecież, gdzie uderzy. A każdy metr może mieć znaczenie. Nogi uginają się w kolanach. Wszystkie zmysły wyostrzają się. Serce bije tak szybko, że czujesz, jak pulsuje ci krew. W tym momencie chcesz tylko jednego: przeżyć.
Rozlega się rozdzierający huk. Nastaje głucha cisza. Potem słychać już tylko krzyki i płacz.
Kurz opada powoli. Twój świat pogrążył się w ruinach. Domy, które kilka chwil temu górowały nad ulicą, przestały istnieć. Dookoła leżą przysypane gruzami ciała ludzi, których znałeś - sąsiadów, kolegów, rodzeństwa, rodziców...
Tak wygląda nalot bombowy z poziomu ziemi. Dla wielu syryjskich dzieci to chleb powszedni.
"Samolot czy bomba?"
Dziewczynka w różowych rajstopkach stoi na kanapie, jej buzia jest cała w rumieńcach. Mała opiera się o siedzącego obok tatę. Bawią się w słodko-gorzką zgadywankę, w którą grali już nieraz.
- To samolot czy bomba? - pyta ojciec.
- Bomba! – odpowiada córeczka, pewna, że zgadła. - Jak spadnie, to się śmiejemy.
Za oknem rozlega się eksplozja. Dziewczynka podskakuje na kanapie z ekscytacji i wybucha śmiechem, chichocząc donośnie i beztrosko. - Zabawne, co? - zagaduje ją tata, śmiejąc się razem z córką. Nagranie urywa się, gdy mała brunetka odwraca wzrok, spoglądając w dal.
Dziewczynka nazywa się Salwa. Ma trzy lata. Nie zna życia poza wojną. Gdy przyszła na świat, konflikt w Syrii trwał w najlepsze już szósty rok. Wideo zostało nagrane w Sarmadzie, niewielkim syryjskim mieście w prowincji Idlib, niespełna 10 kilometrów od granicy z Turcją. Salwa i jej rodzice mieszkają tymczasowo u przyjaciół. Uciekli z Sarakeb - strategicznego miasta w muhafazie (prowincji) Idlib, szukając schronienia przed nieustannymi atakami z powietrza. Tam, gdzie mieszkają, teraz też nie jest bezpiecznie.
Nagranie z Salwą w roli głównej obejrzała dr Joanna Paruszkiewicz, specjalistka psychiatrii dzieci i młodzieży oraz psychoterapeutka EMDR, aktywnie zaangażowana w działania na rzecz praw człowieka. EDMR to nowatorska terapia stosowana w pracy z traumami i zaburzeniami stresu pourazowego (PTSD).
- Ten dramatyczny film przywołuje fundamentalną prawdę. Więź dziecka z najbliższą osobą - czułą, opiekuńczą, dojrzałą - jest w stanie dać siłę i radość w tak brutalnym świecie. To właśnie bezpieczna więź pozwala małemu dziecku przetrwać kataklizmy i kryzysy, dając siłę na dalszy rozwój w bezpieczniejszych warunkach. W psychologii mówimy o bezpiecznej relacji z obiektem, co jest podstawą dalszego dobrego rozwoju człowieka – wyjaśnia ekspertka w rozmowie z Magazynem TVN24.
Jolanta Zmarzlik – zajmująca się terapią dzieci i rodzin, w których występuje przemoc - zwraca uwagę, że takie zachowanie może dotyczyć tylko względnie małych dzieci.
- Dziecko uczy się bardzo prędko, że świst bomb i warkot samolotów to nieszczęście. (…) Jeżeli rodzic chociaż trochę ocali dziecko, pozwoli mu przetrwać właśnie tę najgorszą chwilę, to pewnie, że to jest dobre, bo dziecko, które kocha rodzica, ufa rodzicowi, wierzy rodzicowi, może na chwilę uwierzyć, że to, czego jest świadkiem, nie jest takie bardzo złe, że nie trzeba się tego aż tak bardzo bać. Jeżeli to dziecku ma przynieść chwilową ulgę i nam również, to trzeba to robić – przekonuje terapeutka.
Życie na granicy
Idlib, położony w północno-zachodniej części kraju, to ostatni bastion syryjskich rebeliantów. Siły prezydenta Baszara al-Asada i ich rosyjscy sojusznicy prowadzą tam krwawą ofensywę, by ostatecznie rozgromić wroga. Dla zwycięstwa gotowi są poświęcić życie setek tysięcy cywilów i zmieść z powierzchni ziemi całe wioski oraz miasta. Ciągłe naloty sprawiły, że Idlib i sąsiednie Aleppo stały się śmiertelną pułapką.
Od grudnia w wyniku walk przesiedlonych zostało 900 tysięcy ludzi. Pół miliona z nich to dzieci. Zmierzają oni w stronę Turcji, która jest ich ostatnią nadzieją. Ale Ankara, która przyjęła dotąd ponad 3,5 miliona syryjskich uchodźców, ogłosiła, że więcej już nie pomieści. Dziesiątki tysięcy rodzin żyją obecnie w namiotach pod granicą, część z nich zmuszona jest spać pod gołym niebem, w deszczu i na mrozie. Media obiegły zdjęcia syryjskich dzieci bawiących się w śniegu. Ich gołe stópki są czerwone z zimna. Nawet pogoda nie jest dla nich łaskawa.
Wśród tych, którzy koczują przy tureckiej granicy, jest syryjski dziennikarz Omar z żoną Assmą i dwoma synami. Ahmed ma dziewięć lat – tyle, co wojna w Syrii. Abdel Qadir przyszedł na świat dziewięć miesięcy temu. Omar i Assma mieli jeszcze córeczkę imieniem Souad. Dziewczynka zginęła w bombardowaniu szkoły w Aleppo. Gdyby żyła, miałaby dziś 10 lat.
- W prowincji Idlib jest nawet po kilkaset ataków dziennie. Asad i Putin mają za nic szpitale i szkoły. Asad jest okulistą, może dlatego tak celnie w nie trafia? Na granicy z Turcją skupiło się niemal milion ludzi, którzy uciekli z miasteczek w prowincji Idlib. Omar i jego rodzina dosłownie w ostatniej chwili uciekli przed wielkim nalotem w Atarib. W obozach na granicy nie ma już miejsc, w nocy jest bardzo zimno, brakuje po prostu wszystkiego. Wymień jakąkolwiek rzecz podstawowego użytku, to i tak powiem, że jej brakuje – mówi dziennikarka Karolina Baca-Pogorzelska, która przyjaźni się z Omarem. Jak dodaje, jego dzieci są już bardzo wycieńczone. Nie wie, czy uda się im zapomnieć to wszystko, przez co przeszły.
- Czy umiesz sobie wyobrazić, że dziewięciolatek dopiero niedawno był pierwszy raz na placu zabaw z prawdziwego zdarzenia, bo w Aleppo i Atarib, gdzie wcześniej mieszkał, nie było takiej okazji? Mały Abdel Qadir fatalnie reagował na bombardowania z powietrza, bo nie mógł zasnąć. Przy ostrzale jeszcze dawał radę. Omar i jego żona Assma starają się, by chłopcy mieli normalne dzieciństwo. Ale co w Syrii jest normalne? – zastanawia się dziennikarka.
W Aleppo Omar dokumentował jako dziennikarz całą wojnę od początku. Część jego filmów i zdjęć zachowała się. Najlepsza kamera została jednak zniszczona podczas bombardowania jego domu. Mimo wszystko Syryjczyk kontynuuje swoją misję, choćby i komórką.
- Moje serce rozdarł film, który Omar wysłał mi po kolejnej nieudanej próbie ucieczki. Moja silna Assma tak bardzo na nim płakała, a Abdel Quadir po 12 godzinach wędrówki na jej rękach zwijał się w niepokojących drgawkach. Te obrazy od tygodni widzę, zasypiając – opowiada Baca-Pogorzelska.
Ona i dziennikarz TVN24 Piotr Czaban z "Czarno na białym" od roku starają się pomóc Omarowi i jego rodzinie wydostać się z Syrii. - Ani Polska, ani około innych 10 państw, które prosiliśmy o pomoc, nie pomogły. To tak, jak w piosence zespołu Roki "Aleppo umiera", gdzie Piotrek jest basistą, a od której zaczęła się historia z Omarem: "świat zamknął oczy" - mówi dziennikarka.
Wszystkie swoje działania opisują na stronie na Facebooku "Uwolnić Omara". - O części nie możemy mówić oficjalnie ze względów bezpieczeństwa, ale doszliśmy do ściany. Z betonu - dodaje.
Karolina jest w stałym kontakcie z Syryjczykiem. Jego relacje spod tureckiej granicy nie napawają optymizmem. - Tam może dojść do prawdziwego ludobójstwa, choć to, co Asad zrobił Syrii dotychczas, i tak nim jest. Turcy na razie uszczelniają granicę, tłumacząc, że mają u siebie cztery miliony uchodźców z Syrii i więcej nie są w stanie przyjąć. Sytuacja z godziny na godzinę staje się coraz bardziej nerwowa, a na rozwiązanie problemu wcale się nie zanosi.
Dzieci wojny
"Każda wojna jest wojną przeciwko dzieciom”
Eglantyne Jebb, założyciel organizacji Save the Children
420 milionów. Tyle dzieci dorasta dziś w cieniu konfliktów zbrojnych. To co piąte dziecko na świecie. I ponad 10 razy więcej niż cała populacja Polski.
Afganistan, Jemen, Sudan Południowy, Republika Środkowoafrykańska, Demokratyczna Republika Konga, Irak, Mali, Nigeria, Somalia... Syria - to 10 państw, w których wojna doświadcza dzieci najmocniej.
Natura konfliktów zmieniła się na przestrzeni lat. Wojny trwają dłużej. Linie frontu przenoszą się do wiosek i miast, gdzie żyją zwykli ludzie. W pierwszej połowie XX wieku cywile, w tym dzieci, stanowili około połowy wszystkich ofiar wojen. We współczesnych konfliktach ten odsetek wynosi często ponad 90 procent. Coraz rzadziej walki toczą się na jasno zarysowanych polach bitew - stają się nimi domy i szpitale. Wszelkie zasady prowadzenia wojen, przyjęte przez społeczność międzynarodową, są bezkarnie łamane przez strony konfliktów, którymi coraz rzadziej są wyłącznie państwa.
Coraz większą cenę za to krwawe przedłużenie polityki płacą dzieci - najbardziej niewinne i bezbronne ofiary działań zbrojnych.
Wojna, konflikty i przemoc pozostawiają w nich głębokie blizny. Ich domy i szkoły są bombardowane. Rodzice, rodzeństwo, sąsiedzi, przyjaciele umierają, zostają ranni lub przepadają bez wieści. Bliscy zachowują się inaczej - są smutni, źli, agresywni, panikują i płaczą. Znikanie ludzi i miejsc, które znają, odbiera dzieciom poczucie bezpieczeństwa. Podobnie jak dźwięki artylerii, strzałów, eksplozji i nalotów.
Dzieci nie są tylko przypadkowymi ofiarami wojen. Coraz częściej stają się celem. Są rekrutowane przez grupy zbrojne i zmuszane do zabijania. Niektóre wykorzystuje się jako żywe tarcze lub zamachowców samobójców. Inne są molestowane i gwałcone. Okrucieństwo dorosłych nie zna granic.
Na świecie jest 26 milionów uchodźców, z czego tylko połowa to dorośli. Gdy rodziny uciekają, dzieci zostawiają za sobą wszystko, co znają i kochają - dom, podwórko, bliskich. Trafiają do miejsc i ludzi, którzy są im obcy. Rodziny, które wcześniej jakoś sobie radziły, lądują z niczym w przepełnionych obozach dla uchodźców. Dzieci przez wiele lat nie chodzą do szkół, których zwyczajnie nie ma. Zamiast tego pracują lub żebrzą, by pomóc utrzymać rodzinę. Wiele dzieci dorasta bez dachu nad głową, jedzenia czy odzieży. W takim świecie zabawki to luksus, o którym zwykle mogą jedynie pomarzyć.
Z pomocą przychodzi jednak dziecięca wyobraźnia.
Nie bój się, baw się!
Kilkuletni chłopiec idzie powoli między prowizorycznymi namiotami. Jego klapki i stopy są całe w kurzu. Na ramieniu niesie ciężki baniak z wodą. Z nieba leje się żar, z dziecka – pot. Nagle ciężar z jego małych barków zdejmuje... Batman. Superbohater chwyta chłopca za rękę i zabiera w świat zabawy. Grają w piłkę i bawią się w chowanego, puszczają latawce, wygłupiają się. Mały jest wniebowzięty. Gdy słońce powoli zachodzi, wykończony zabawą chłopczyk zasypia na rękach przyjaciela. Niczym zza mgły wyłaniają się wojskowe helikoptery. Maska superbohatera opada – jest nim ojciec chłopca.
To film stworzony przez organizację War Child, zajmującą się pomocą dzieciom dotkniętym wojną. W baśniowy sposób pokazuje, że dzieci, bez względu na wszystko, pozostają dziećmi. W Batmana wciela się aktor, ale chłopiec to prawdziwy syryjski uchodźca. Film został nagrany w obozie, w którym mieszka.
- Dzieci wszystko potrafią obrócić w zabawę - nawet wojnę. Fantazja pomaga im nie tylko przetrwać, ale i poradzić sobie z trudnymi doświadczeniami – mówi Magazynowi TVN24 Bart Rijs z organizacji War Child.
Czasem fantazji nie brakuje także dorosłym.
W syryjskim mieście Duma we Wschodniej Gucie znajduje się dość osobliwy plac zabaw. Huśtawki wykonane są z tam rakiet, które rządowe odrzutowce MiG wystrzeliły na okoliczne domy. Cztery lata temu miejscowy artysta Abu al-Bitar pozbierał z ruin pozostałości pocisków, pomalował kolorową farbą i dał im nowe życie. Dzieci bujające się w pozostałościach po śmiercionośnej broni to widok tyle paradoksalny, co napawający nadzieją.
- Dzięki nam niemożliwe stało się możliwe, Coś, co było używane do zabijania, przekształciliśmy w zabawki, które dają dzieciom radość – mówił al-Bitar w rozmowie z amerykańską stacją ABC.
- Nawet w obliczu największych opresji, nawet w obozach koncentracyjnych, kiedy dymiły kominy, dzieci bawiły się. Patykami, ziemią, kamieniem... W zabawie odzwierciedlały to, co jest ich codziennością lub też bawiły się w marzenia, czyli czekały na to, aż coś się zmieni. Taka jest natura dzieci. Ona jest bardzo tu i teraz, z ogromnym pędem do życia. Jeżeli mówimy o tym, że dzieci są takie głupie, nic nie rozumieją, bo się w tym momencie bawią i śmieją, to nic nie wiemy o dzieciach. One usiłują za wszelką cenę utrzymać się na powierzchni życia – tłumaczy terapeutka Jolanta Zmarzlik.
Bożenna ma dziś 84 lata. Gdy zamyka oczy, widzi ciemność - wspomnienie z powstania, które spędziła w piwnicy na Żoliborzu. Pamięta, jak siedziała na gołej ziemi tulona przez matkę. Tyle lat później wciąż czuje jej zapach. Słyszy, jak szepce jej do ucha. - Opowiadała nam o dziewczynce z zapałkami i Kopciuszku. Nie mieliśmy książek, więc mówiła z głowy - wspomina. Gdy na zewnątrz płonęła Warszawa, ona, siedząc w zimnej i wilgotnej piwnicy, przenosiła się w świat bajek.
Nie miała zabawek, więc bawiła się z bratem tym, co akurat było pod ręką. Do gry wystarczyły im pogrzebacz i fajerka. Czasem pod kamienicą przy ulicy Próchnika 8 wybuchało równoległe powstanie. Bożenka była sanitariuszką, jej starszy brat - powstańcem. Gdy o tym opowiada, głos jej się łamie. Mimo upływu lat wojna wciąż jest dla niej żywym wspomnieniem.
- Doświadczenia, które przeżyły dzieci, pozostaną z nimi, często aż do śmierci (coś, co widzimy teraz u starszych osób, które przeżyły II wojnę światową). Jest tak szczególnie w przypadku śmierci bliskich lub kiedy musiały zacząć nowe życie jako uchodźcy w obcym kraju – mówi Bart Rijs.
Wygrać z wojną
W samym środku wojen dorastają miliony dzieci. War Child rocznie dociera do około 300 tysięcy z nich. Organizacja szacuje jednak, że większość nieletnich ofiar konfliktów - średnio 95 procent - nie ma żadnej formy wsparcia psychospołecznego. Trauma - w przeciwieństwie do urazów fizycznych – zwykle nie jest widoczna od razu.
- Stąd, gdy wszystkie wysiłki koncentrują się na przetrwaniu fizycznym, łatwo przeoczyć problemy psychologiczne. Często dzieci, które doświadczyły tragicznych wydarzeń, nie są w stanie o nich mówić, tracą także zdolność do rozmawiania o swoich emocjach i lękach. Podobnie jak w przypadku dorosłych, wpływ wojny na dzieci jest bardzo różny. Nawet w strefie konfliktu przechodzą one bardzo różne doświadczenia. Często stają się bardzo wycofane, do tego stopnia, że przestają mówić. Lęki mogą uruchamiać głośne odgłosy lub dźwięk samolotu, które przywołują traumatyczne wspomnienia. Takie dzieci mają problemy z zaufaniem i nawiązywaniem relacji, nawet z rówieśnikami. Czasem wpadają w panikę, gdy ich rodzice, bracia lub siostry są nieobecni, nawet przez krótki czas. Są także i dzieci, które stają się bardzo ruchliwe, mają problemy z przystosowaniem się. Są głośne, wygłupiają się, wszczynają walki z innymi dziećmi lub są wobec nich złośliwe – wyjaśnia Bart Rijs.
Psychiatra dr Jolanta Paruszkiewicz zwraca uwagę, że życie w ciągłym strachu jest niezwykle wyniszczające. - Przeważnie prowadzi do ciężkich zaburzeń w funkcjonowaniu, jak objawy zespołu stresu pourazowego, bezradność, zaburzenia osobowości, w drastycznych przypadkach zaburzenia psychotyczne – wymienia ekspertka.
Trauma zwykle ciągnie się latami. Może być właściwie nie do wyleczenia. Zdarza się, że tragiczne wspomnienia udaje się zagłuszyć. Nie da się ich jednak całkowicie wymazać. Są jak tykająca bomba ukryta z tyłu głowy, która w każdej chwili może wybuchnąć.
- Czasem dzieci, które pozornie jakoś funkcjonowały, dawały sobie radę podczas takiej opresji, na przykład w trakcie bombardowań, ostrzałów, po latach, kiedy poczują się bezpieczne, kiedy ta opresja w jakiś sposób się skończy, nagle zaczynają się zachowywać w sposób, jakiego byśmy się po nich nie spodziewali, obserwując te dzieci w ich nowym bezpiecznym środowisku. Bo przecież są wszystkie przesłanki, żeby mogły odzyskać dzieciństwo, a one właśnie wręcz przeciwnie, zanurzają się w traumę, której doświadczyły – zauważa Zmarzlik.
Bart Rijs z War Child twierdzi, że mimo tragicznych doświadczeń dzieci są w stanie pokonać demony przeszłości i odzyskać dzieciństwo. - Dzieci są bardzo podatne na przemoc i wojnę, ale są jednocześnie zaskakująco odporne. Jeśli znajdą się w bezpiecznym środowisku, otrzymają wsparcie, pójdą do szkoły, często potrafią dość szybko poradzić sobie z traumą i dorastają w normalny i zdrowy sposób.
Coraz więcej rządów i organizacji zgadza się, że wsparcie psychologiczne powinno być nieodłączną częścią pomocy humanitarnej. Nadal jednak istnieje straszliwy brak finansowania działań w tym zakresie.
Ojciec Salwy wymyślił grę "samolot czy bomba", by pomóc córce pokonać strach przed nalotami, które stały się ich codziennością. - Musiałem pozbyć się strachu z jej serca. Chciałem, żeby kojarzyła ten głośny, przerażający dźwięk z czymś lekkim i zabawnym – opowiada w rozmowie z Al-Dżazirą. - Zmieniam tę sytuację w grę, żeby się nie bała. Bo gdyby była sama, zobaczyła, że jej mama się boi, jej tata się boi, to ona także byłaby przerażona. Tak długo, jak widzi, że ja nie panikuję i się śmieje, ona też nie panikuje i śmieje się ze mną – dodaje.
Na razie ta metoda działa. Salwa jest wciąż małą dziewczynką. Jej tata obawia się jednak, że gdy dorośnie, naloty nie ustaną. A wtedy jego gra nie wystarczy, żeby ochronić córkę przed lękiem i traumą.