Topielec leżał bez trumny. Inny – ze strojem futbolisty. Miało być 269 mogił, ale zmarłych okazało się być ponad dwa razy więcej. Pod płotem odkryto 36 małych trumienek. Ze smoczkami, pluszakami. Pierwszy raz ekshumacji przyglądali się bliscy pochowanych. Też po raz pierwszy w historii Polski przenoszą się wszyscy razem, żywi i martwi – o 7 km.
To była największa ekshumacja w historii Polski. Przenieśli cały cmentarz.
Nieboczowy, mała śląska wieś nad Odrą w gminie Lubomia, blisko granicy z Czechami. Gdyby nie ta historia z przenosinami, świat by o Nieboczowach nie usłyszał.
Przenoszą całą wieś z cmentarzem, kościołem, remizą, ulice z nazwami, domy z ludźmi. Nowa wieś powstaje w odległości 7 km od starej, która zmieni się w jezioro – zbiornik przeciwpowodziowy.
Gdy przenosili zmarłych, żywi byli przy nich. Jak nigdy wcześniej.
"Przyjdźcie, za pół godziny wyciągamy waszych"
Babcia, dziadek, ojciec siedzą na ławce. Dziadkowie mają tylko czaszki, ojciec cały, za to jakby z wosku. Ekshumacja zmieniła sny Barbary Mazurek. Dziadkowie i ojciec już nie przychodzą do niej tacy, jakich ich zapamiętała za życia, ale też nie do końca martwi.
Cmentarz w Nieboczowach zawsze był półżywy. Mazurek chodziła tam codziennie, a w niedzielę i święta obowiązkowo wszyscy ze wsi. Przesiadywali na ławkach, jak na miejskim ryku. Nie mogli nie być przy ekshumacji.
Zaczęło się po Wszystkich Świętych 2015 r.. Przepisy sanitarne pozwalają otwierać groby od późnej jesieni, kiedy robi się odpowiednio zimno. Najlepszy jest lekki mróz – zabija bakterie. Władze gminy uszanowały jeszcze uczucia nieboczowian – po raz ostatni mogli przyjść zapalić tutaj znicze. Na mszy niedzielnej ksiądz odmawiał modlitwę za tych, co będą ekshumowani w następnym tygodniu. W kościele wisiał harmonogram: w taki dzień – takie nazwiska.
Antropolożka Agata Hałuszko dzwoniła z cmentarza: przyjdźcie, za pół godziny wyciągamy waszych.
– Nigdy wcześniej nie uczestniczyłam w tak skomplikowanym procesie – mówi nam Hałuszko. Bo też nigdy dotąd nie przenoszono całego cmentarza z powodu odtwarzania w innym miejscu całej wsi.
Dzieci leżały pod murem
Najpierw mogiłę odkrywała koparka. Dopiero jak łyżka dotknęła wieka trumny, zaczynała się praca ręczna. Wieka były połamane od ciężkiej, mokrej ziemi, spomiędzy szczap wystawały czaszki.
Miało być 269 mogił. Jednak zmarłych okazało się być ponad dwa razy więcej – 632. Bo w jednym grobie leżały wielopokoleniowe rodziny, na przykład małżeństwo na ojcach i dziadkach, dawno wykreślonych z ewidencji. I to specjalnie nie dziwiło. Ale natrafiono też na całe formalnie nieistniejące groby – w sumie 80 tajemniczych szczątków.
Topielec leżał w ziemi bez trumny czy choćby tabliczki. Analiza antropologiczna Hałuszko przywróciła mu płeć i wiek. Mężczyzna, lat 30-35. Pochowano go na cmentarzu, ale bez obrządku. Ręce rozrzucone na boki, kiedy wedle zwyczaju winny być złożone na piersi. Podobnie nogi – rozchylone, zgięte w kolanach. – Jakby go do tego dołu wrzucono bez czci – mówi Czesław Burek, wójt Lubomi.
Leżał też bez różańca, który oplatał kości palców innych nieboczowian. Hałuszko znajdowała w ich zeszkieletowanych dłoniach modlitewniki, święte obrazki, medaliki z Matką Boską. Bardzo mało biżuterii, dosłownie kilka pierścionków, niewiele więcej obrączek. Jednemu nieboszczykowi włożono do trumny strój futbolisty – koszulkę, spodenki, parę butów.
W grobie topielca były tylko kości. Formalnie nie istniał. Ale zapisał się w pamięci nieboczowian. To oni powiedzieli o topielcu antropolożce, chociaż nikt nie znał miejsca pochówku.
Płakali, modlili się i opowiadali o zmarłych.
– Tam, pod murem leżą dzieci – powiedzieli. Hałuszko odkryła 36 trumienek.
Leżały w rzędach równo, nie naruszając planu alejek. – Po prawej w rogu, patrząc od wejścia, w wydzielonej części. Cały sektor. Gdy zakładano cmentarz, dorosłych chowano osobno – mówi Hałuszko.
Drewniane, pobielane lakierem, z ozdobnymi śrubami. Oplecione drucikiem. Kiedyś na tych drutach musiały być igliwie i kwiaty. Na zewnątrz trumienki dawano wieńce, do środka zaś smoczki, lalki i misie, które do dzisiaj zachowały intensywne barwy. Po niebieskim smoczku Hałuszko rozpoznawała chłopca, różowe wkładano dziewczynkom. A w róg trumienki jeszcze aniołka, by strzegł dziecko w drugim życiu.
W tym pierwszym dawno zaprzestano troski o nie. 36 grobów dziecięcych i 44 dorosłych (w tym topielca) zlikwidowano formalnie, tzn. wykreślono z ewidencji i usunięto z powierzchni (z tym że topielca te formalności nigdy nie dotyczyły), bo – jak mówi wójt – nikt nie wnosił opłaty. – Tak się dzieje po 20 latach od pogrzebu – wyjaśnia Burek.
Dzieci były maleńkie, większość nie skończyła roku. Te, po których antropolożka nie znalazła nawet kości, prawdopodobnie zmarły jako noworodki albo w życiu płodowym. Tak wynika z jej raportu, który wysłała do gminy z pytaniem, co z tymi niechcianymi szczątkami zrobić – zaznaczając, że nie stwierdzono, by liczba 36 świadczyła o jakiejś epidemii czy zagładzie. Prawdopodobnie śmierć następowała w różnym czasie, mogła to być na przykład nagła śmierć łóżeczkowa. Wójt: – Mogła też wynikać z faktu, że wtedy dzieci było więcej i nie chuchano tak na każde, nie pilnowano jak teraz.
Najtrudniej było umierać po 2011 roku
I dorosłym zdarzały się wypadki. Hałuszko odczytywała z ich szkieletów liczne złamania. Szkielety opowiadały jej o tym, jakie życie wiedli nieboczowianie. – Kobiety miały bardzo masywne potylice, jak u mężczyzn, co świadczy o tym, że ciężko pracowały w gospodarstwie – mówi antropolożka.
I jak umierali. – A tego to zjadł rak – usłyszała Hałuszko od nieboczowian, gdy przyglądała się kościom. – Zmiany nie były tak ekstremalne, jak to pokazują w książkach – dziwiła się.
Był też nieboszczyk, który mógłby mówić o szczęściu. W trumnie miał krzyż w słoiku. – To wgniecenie w krzyżu jest od kuli - wyjaśnili antropolożce bliscy. – Ten krzyż w czasie wojny uratował ojcu życie. Kula powaliła go, ale nie zabiła. Odbiła się od krzyża – dodali.
Cmentarz w Nieboczowach założono w 1943 r. Najstarsze daty urodzenia pochodzą z 1878 r. Najświeższe daty śmierci – z 2015 r.
– W ostatnich latach trudniej było umierać w Nieboczowach z tą myślą, że będą mnie jeszcze wyciągać z ziemi, że nie zobaczę nowej wsi – mówi Mazurek.
Jej ojciec umarł w grudniu 2011 r., kiedy było już wiadomo, że Nieboczowy zostaną odtworzone. Łucjan Wendelberger, sołtys Nieboczów, nazywany Mojżeszem – to on wywalczył przeniesienie wsi, która z powodu zbiornika przeciwpowodziowego miała zniknąć z mapy Polski.
By pomysł się ziścił, Wendelberger musiał przekonać do zamieszkania w nowych Nieboczowach 37 gospodarzy – taki był warunek inwestora zbiornika, dla mniejszej grupy ludzi nie widział on sensu budowy wsi. Udało się. Jednak po śmierci Wendelbergera ludzie zaczęli się wycofywać. Trzeba było znowu dać im nadzieję, postawić dom, kiedy w wyznaczonym pod nową wieś miejscu nie było jeszcze wody, prądu, dróg. Jednym z pierwszych, którzy zaczęli budować się w nowych Nieboczowach, był Henryk Cuber. Umarł w lipcu 2015 r.
Ludzie do końca nie wierzyli, że nowa wieś powstanie – ekshumacja najlepiej to pokazała. Zanim wszystko się zaczęło, musieli zdecydować, na którym cmentarzu mają być złożone szczątki bliskich. Wiadomo było, że każdy chce ich mieć jak najbliżej domu. I kilkunastu w ostatniej chwili wykreśliło przodków z listy pochówków w nowych Nieboczowach. Czyli postanowili budować się gdzie indziej.
Kiedy człowiek staje się szkieletem
Ubrani w kombinezony, w maski z filtrem, zabezpieczeni preparatami odkażającymi pracownicy przekładali szczątki do metalowej trumny wyściełanej białym prześcieradłem i rozwozili na inne nekropolie.
Antropologia ma ścisłe terminy na określenie zmarłych. Zwłoki leżą w ziemi najdłużej 11 lat, potem następuje mineralizacja tkanki miękkiej i człowiek staje się szkieletem.
Hałuszko była zdumiona. Nieboczowianie byli cali nawet po 20 latach od śmierci (z wyjątkiem pochowanych na obrzeżach cmentarza, gdzie przy ogrodzeniu posadzono tuje, które korzeniami oplotły zmarłych i wysuszyły, zamieniając w mumie).
– Woda ich tak zakonserwowała, powodzie – mówi antropolożka.
Odra zalewała Nieboczowy trzy razy w roku. Dlatego sołtys Wendelberger wyglądał jak figura z wosku.
Ostatecznie nowe Nieboczowy, zanim ktoś żywy osiadł tam na stałe, przyjęły do ziemi 260 osób, w tym do zbiorowej mogiły 80 tajemniczych szczątków. Pozostałych rozdzielono po śmierci – leżą na 21 różnych cmentarzach.
PRZECZYTAJ FASCYNUJĄCĄ HISTORIĘ PRZENOSZENIA NIEBOCZOWÓW O 7 KM
Małgorzata Goślińska