W Związku Radzieckim stawiano mu pomniki, pisano o nim piosenki. Ale kiedy mocarstwo upadło, Pawlik Morozow z bohatera stał się symbolem potwornej komunistycznej indoktrynacji i zdrajcy, który doniósł na własnego rodzica. Teraz w jego historii pojawiają się znaki zapytania. Czy to na pewno on zadenuncjował ojca, a może jego matka? Kto zabił chłopca i porzucił w lesie - kułacy, a może policja polityczna?
Mały Paweł Trofimowicz urodził się 100 lat temu, dokładnie 14 listopada 1918 roku. Dorastał wraz z rodziną w niewielkiej wsi Gierasimowka na Uralu. Życie na dalekiej prowincji w Związku Radzieckim na przełomie lat 20. i 30. XX wieku nie należało do najłatwiejszych.
W 1917 roku, po obaleniu cara, do władzy doszli bolszewicy. Lenin, Stalin i ich partyjni towarzysze zaczęli systematycznie wprowadzać w kraju nowe porządki. Jednym z głównych filarów nowego ładu była kolektywizacja rolnictwa. Indywidualna produkcja miała zostać zastąpiona państwowymi gospodarstwami (kołchozami). Bogatszych chłopów, których propaganda nazywała "kułakami", zmuszano do oddawania swoich plonów na rzecz wspólnoty. Niepokornych przesiedlano, wsadzano do więzień, pozbawiano majątku i życia. To był na radzieckiej wsi nie tylko czas strachu, ale przede wszystkim potwornej biedy, którą Pawlik Morozow odczuł na swojej skórze. Odczuł też rozpad małżeństwa rodziców, złodziejską przeszłość babci, która była koniokradem, czy agresję despotycznego dziadka - żandarma, który poznał babcię Pawlika w więzieniu.
Czy ktoś z takiej rodziny mógł stać się wzorem dla następnych pokoleń dorastających w Związku Radzieckim? Mógł, o ile napisało się jego biografię "na nowo".
Wzorowy komunista
Oficjalna wersja, rozpowszechniana przez sowiecką propagandę, głosi, że Pawlik Morozow był od najmłodszych lat wzorowym komunistą, czego dowodem miało być m.in. założenie przez niego jednej z pierwszych organizacji pionierskich (odpowiednika partyjnej młodzieżówki). Poza tym dobrze się uczył, działał aktywnie społecznie i, co w tym wypadku najważniejsze, walczył ze znienawidzonymi przez komunistów kułakami. Według legendy któregoś dnia przypadkiem usłyszał, że jego ojciec wraz z innymi bogatymi rolnikami planują ukryć swoje zboże przed kołchozowymi aktywistami. Młody pionier, mimo że chodziło o jego własnego ojca, postanowił poinformować o spisku lokalne władze. Trofim Morozow stanął przed sądem.
Świadkiem na procesie był jego 13-letni wtedy syn. Pawlik zeznawał na wyjazdowym posiedzeniu sądu, który obradował w jednej z klas wiejskiej szkoły. Zdaniem dziennikarza Jurija Drużnikowa istnieje aż dwanaście wersji zeznań, jakie wówczas złożył, choć wszystkie brzmią podobnie.
"Działalność mojego ojca była jawnie kontrrewolucyjna i jako pionier mam obowiązek o tym powiedzieć, że mój ojciec nie jest obrońcą interesów Rewolucji Październikowej, a za wszelką cenę stara się bronić interesów kułaków. I ja nie jako syn, ale jako pionier, proszę o wyciągnięcie wobec niego konsekwencji" – takie słowa chłopca cytuje Jurij Drużnikow w książce "Zdrajca nr 1, czyli wniebowzięcie Pawlika Morozowa".
Trofima Morozowa skazano na podstawie zeznań syna na dziesięć lat katorżniczej pracy w Gułagu. Pawlik, jak twierdzą oficjalne przekazy, z poczuciem spełnionego obowiązku obywatelskiego wrócił do swojej działalności pionierskiej, która jednak nie trwała długo.
Na początku września 1932, niecały rok po procesie, w którym osądzono Trofima Morozowa, Pawlika i jego młodszego brata Fiodora znaleziono martwych w lesie. Obaj mieli po kilkanaście ran kłutych.
Śledztwo w sprawie śmierci chłopców w tych czasach musiało prowadzić do jedynych "słusznych" wniosków: Pawlika Morozowa z zimną krwią zamordowali kułacy, margines społeczny, z zemsty za donosicielstwo. Zaledwie 13-letni aktywista, dobry uczeń i kolega, został zamordowany przez wrogów ojczyzny, a o ich upadku moralnym dodatkowo świadczył fakt, że ich przywódcą miał być dziadek Pawlika, Siergiej.
Bohater narodowy
Pawlik stał się bohaterem narodowym, męczennikiem socjalizmu, wzorem do naśladowania dla młodzieży. Jego imieniem nazywano w Związku Radzieckim szkoły, gdzie przekazywano kolejnym pokoleniem oficjalną wersję jego biografii, obozy pionierskie, parki i ulice. Napisano na jego cześć setki wierszy, sztuk teatralnych, opowiadań czy całych książek, śpiewano piosenki.
"Dla dzieci był wspaniałym przykładem
działający na wsi Pasza (Pawlik – red.) - pionier.
Toczył z wrogiem walkę Pawlik Morozow
i uczył innych z nim walczyć.
I jednego razu w cichy letni wieczór,
w cichą godzinę, gdy nie drgnie nawet liść
z tajgi, razem z młodszym bratem
nie wrócił Pasza - komunista"
"Pieśń o Pawliku Morozowie", którą w 1934 roku napisał Siergiej Michałkow (nieżyjący już autor słów hymnu ZSRR i Rosji, ojciec reżysera Nikity Michałkowa), znali wszyscy członkowie młodzieżowych organizacji komunistycznych. Malowano obrazy z jego wizerunkiem, choć zachowało się tylko jedno zdjęcie Pawlika, gdzie stoi w charakterystycznej czapce wśród innych dzieci.
Ale chłopiec ze zdjęcia jest drobnej postury, stoi zgarbiony, wydaje się być wystraszony. Bohater młodzieży, która miała budować komunizm, nie mógł tak wyglądać, dlatego jego portrety używane w radzieckiej propagandzie znacznie odbiegają od wizerunku widocznego na czarno-białej fotografii.
Inne dzieci, chcąc osiągnąć podobne zaszczyty, szły drogą Pawlika Morozowa i donosiły, stając się "idealnymi" obywatelami ZSRR. Zjawisko zostało nawet nazwane "efektem Morozowa".
Sam Maksym Gorki, twórca socrealizmu w literaturze, powiedział o Morozowie: "Ten mały bohater zasługuje na pomnik. Nie wątpię, że taki w Moskwie powstanie". I powstał. Doczekał się też wielu innych pomników, między innymi w Jekaterynburgu, Kaliningradzie, Leningradzie (Sankt Petersburgu), a także w rodzinnej Gierasimowce (ten, jako jeden z niewielu, stoi do dzisiaj). Przy pomniku znajduje się skrzynka, do której młodzi ludzie wrzucają kartki z życzeniami. Zgodnie z tradycją Pawlik, patron młodzieży, ma te życzenia spełniać.
Pawlik ma też swoje muzeum i wielki znak z napisem witającym wszystkich wjeżdżających do wioski: "Gierasimowka – ojczyzna Pawlika Morozowa". I właściwie tak mogłaby zakończyć się jego historia, gdyby nie to, że najprawdopodobniej niewiele elementów przytoczonej tu oficjalnej biografii odpowiada prawdzie.
W latach dziewięćdziesiątych, po rozpadzie Związku Radzieckiego, wielu historyków, nie czując już presji wszechobecnej cenzury, pochyliło się nad historią tragicznie zmarłego chłopca, weryfikując dotychczasowe informacje do tego stopnia, że w pewnym momencie zaczęto powątpiewać, czy Pawlik Morozow w ogóle istniał.
Z akt archiwalnych jasno wynika, że chłopiec o takim imieniu i nazwisku żył w latach 1918–1932 we wsi Gierasimowka, natomiast każda kolejna informacja dotycząca jego życia wzbudza już wątpliwości.
Odwet za zdradę
Według dziennikarza Jurija Drużnikowa to wcale nie Pawlik, a jego matka w zemście za liczne zdrady głowy rodziny postanowiła donieść na niewiernego męża (według innego z wariantów to była zemsta za to, że ten po prostu porzucił matkę Pawlika i zamieszkał z inną kobietą). Tatiana Morozowa, bo tak miała na imię rodzicielka legendarnego pioniera, wiedziała o kontaktach męża z lokalną bandą napadającą na kołchozy.
Trofim Morozow był członkiem wiejskiej rady. Korzystając ze swojej władzy, wystawiał uciekinierom z łagrów dokumenty legitymizujące ich pobyt na wolności, za co dostawał pieniądze. Nielegalna działalność męża nie przeszkadzała Tatianie, co innego jego rozwiązłość seksualna. Dlatego zeznała przeciwko niemu w sądzie wszystko to, co wiedziała o handlu dokumentami, a mały Pawlik zmuszony przez matkę tylko potwierdził jej słowa. W ten sposób jego ojciec trafił do łagru.
Mały Pawlik, rzekomo zachęcony sukcesem donosicielstwa, zaczął denuncjować lub szantażować za pieniądze chłopów ukrywających zboże przed radzieckimi komisarzami. I dopiero wtedy doczekał się śmierci z rąk rolników.
Pawlik, ofiara policji politycznej
Ale możliwe jest też, że to nie kułacy zamordowali Morozowa, a funkcjonariusze policji politycznej OGPU, spadkobierczyni słynnej CZeKa, czyli tajnej policji przeznaczonej do "walki z kontrrewolucją i sabotażem”. Jaki cel miałyby władze, żeby zlikwidować chłopca, który był idealnym materiałem na bohatera?
Kolektywizacja szła opornie, chłopi się buntowali, niekiedy całe wsie były przeciwne odgórnie narzuconym porządkom. Pionierzy, czyli organizacja młodzieżowa, która pomagała w upaństwowieniu prywatnych gospodarstw rolnych, stali się znienawidzeni. Ale władza radziecka, szczególnie w tamtych czasach, nie znosiła sprzeciwu. Dlatego potrzebna była motywacja dla obywateli, by sami donosili na mniej chętnych do współpracy towarzyszy.
Historia Pawlika Morozowa, oczywiście odpowiednio zredagowana, była idealną dźwignią propagandową dla kontrowersyjnej działalności pionierów. Każdy z aspektów napisanej "na nowo" biografii Pawlika pasował do ideologicznej układanki bolszewików. Po pierwsze chłopom chciano pokazać, że opór przed kolektywizacją jest bezcelowy, bo nawet ich własne dzieci mogą wystąpić przeciwko nim. Po drugie ta historia miała też wydźwięk antyreligijny, bo trudno o lepszą antytezę dla IV przykazania niż zachowanie młodego Morozowa.
A w Związku Radzieckim obowiązywał ateizm państwowy, bo - jak twierdził Karol Marks, za za nim Włodzimierz Lenin - "Religia to opium dla ludu". Po trzecie z tej historii dla dzieci i młodzieży płynął najważniejszy z punktu widzenia władz morał: lojalność wobec państwa jest najważniejsza. I to, co powiedzą Lenin i Stalin, jest ważniejsze od tego, co powiedzą i zrobią rodzice. Co więcej, lojalność względem partii się opłaca, bo dzięki niej można zostać bohaterem, idolem młodzieży w największym państwie na świecie, bo takim był Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich.
Pozostaje więc pytanie, jaki cel miało zamordowanie Pawlika przez służby? Najprawdopodobniej istniało ryzyko, że młody bohater kiedyś może wyjawić prawdę na swój temat, na przykład prawdziwe intencje złożenia zeznań przeciwko własnemu ojcu, co zburzyłoby propagandową układankę. A tak, po jego śmierci, nie dość, że można było uczynić z niego męczennika, tak potrzebnego każdemu ustrojowi totalitarnemu, to jeszcze można było napisać jego historię na nowo.
Tak stworzono bohatera.
*******
Tragizm historii Pawlika Morozowa polega przede wszystkim na tym, że nie wiadomo, co w niej jest prawdą. W wyniku ohydnej, bo zbudowanej na śmierci dziecka, propagandowej akcji całkowicie została zdeformowana biografia tego chłopca. I mimo prób wielu historyków i ekspertów nie sposób dzisiaj jednoznacznie stwierdzić, co w życiu młodego mieszkańca Gerasimowki wydarzyło się naprawdę. Wulgarna i natrętna propaganda połączona z atmosferą strachu sprawiły, że wątpliwa jest autentyczność zarówno zeznań świadków tamtych wydarzeń, jak i dokumentów. Dlatego prawdziwa historia Pawlika Morozowa pozostaje niewyjaśniona.