"Każdy o czymś marzy, a my próbujemy tylko nadać tym snom konkretny kształt" – tak brzmiała dewiza Jerzego Mazgaja, prezesa sieci delikatesów Alma Market. On sam zyskał przydomek "specjalisty od luksusu". I takie też miały być delikatesy Alma – wysmakowane, luksusowe, bogato zaopatrzone. Stworzone dla osób, które bigos i wódkę zamieniły na wino i deskę serów. Dziś sieć musi zamykać kolejne sklepy.
Klienci, którzy odwiedzają dziś sklepy Almy, często mają problem ze skompletowaniem zakupów. Przyzwyczajeni do suto zastawionych, uginających się od produktów półek, teraz muszą się pogodzić z ograniczonym asortymentem, a nierzadko z widokiem pustych regałów. Na facebookowym profilu firmy pojawiły się skargi klientów z całej Polski. Szybko okazało się, że to coś znacznie bardziej poważnego niż tylko przejściowe kłopoty z dostawcami.
Poszukiwanie ratunku
Spółka Alma Market, notowana na warszawskiej giełdzie, na początku sierpnia wydała komunikat, w którym przyznała, że podjęła decyzję o przeglądzie opcji strategicznych we wszystkich obszarach działalności biznesowej. Komunikat pojawił się dwa dni po tym, jak przedstawiła wyniki finansowe za I półrocze. Rozczarowały one inwestorów, a kurs akcji zanurkował.
"Na tym etapie przeglądu wszystkie opcje będą rozważane, w tym poszukiwanie inwestora branżowego, utrzymanie istniejącej struktury właścicielskiej, jak również poszukiwanie inwestora finansowego" – głosił komunikat.
Ostatecznie w połowie września spółka złożyła w sądzie w Krakowie wniosek o otwarcie postępowania sanacyjnego. To nowe rozwiązanie w polskim prawie, które ma uchronić firmy przed upadłościami i umożliwić restrukturyzację.
Alma, która boryka się z wysokim zadłużeniem, zapowiedziała w ramach restrukturyzacji zamykanie sklepów i grupowe zwolnienia, które obejmą ok. 1300 pracowników, czyli blisko jedną trzecią załogi. Zaznaczyła jednocześnie, że w trakcie trwania postępowania sanacyjnego firma zamierza działać normalnie.
Jest to jednak trudne, gdy nie cichną doniesienia o kolejnych kłopotach i redukcji działalności. W dodatku 14 października zarząd Alma Market złożył do Sądu Rejonowego w Krakowie wniosek o ogłoszenie upadłości obejmującej likwidację majątku.
Jak się dowiedzieliśmy, do dzisiejszego dnia spółka liczy, że postępowanie sanacyjne zostanie otwarte i uchroni ją od upadłości.
Od chemii do win
Historia powstania sieci delikatesów zaczęła się od sklepów chemicznych. W latach 90. sprywatyzowano państwowe Przedsiębiorstwo Handlu Chemikaliami "Chemia" w Krakowie. W 1994 r. KrakChemia zadebiutowała na Warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych. Jerzy Mazgaj zainwestował w spółkę w 1998 r. Rok później został jej prezesem.
W 2004 r. giełdowa spółka zmieniła nazwę na Alma Market. Przeprowadzono nową emisję akcji i przedstawiono nową strategię – inwestycje w sieć placówek handlowych.
Mazgaj to jeden z najbogatszych Polaków, specjalista od luksusu. Wprowadzał do Polski takie marki jak Hugo Boss, Ermenegildo Zegna, Kenzo, w swoim inwestycyjnym portfolio ma także Vistulę i Wólczankę.
Mazgaj lubi opowiadać w mediach, jak z chłopca, który w Wiedniu sprzedawał gazety przed operą, przeistoczył się w jednego z najbogatszych przedsiębiorców w kraju, który teraz sam może bywać w najlepszych operach Europy. Kreuje się też na znawcę i konesera luksusowych produktów spożywczych, przede wszystkim wina, które w swoich felietonach regularnie opisuje na łamach polskich periodyków.
Koncepcję Almy Mazgaj stworzył razem z żoną Barbarą. Małżeństwo dużo podróżowało i z każdej wyprawy po Europie wracało z bagażnikiem pełnym smakołyków, których nie można było dostać w Polsce. Niby wszystko było dostępne, ale brakowało wiedzy o tym, co rzeczywiście jest dobre i wartościowe. Właśnie takie towary miały zaoferować nowe delikatesy otwarte na początek w Krakowie i Tarnowie, skąd pochodzi Mazgaj. Sprzedawane w nich produkty z wyższej półki: wina z południa Europy, dojrzewające sery, szynki z Parmy, oliwy z Toskanii, według prezesa miały sprawiać, iż "ludzie mogą mieć poczucie, że są bardziej warci samych siebie".
– Tacy ludzie ciągle się rozwijają, uczą się, nie utożsamiają się z ojcem Rydzykiem i innymi wyznawcami "religii smoleńskiej". To są Europejczycy, którzy wiedzą, że Polska to niezależny kraj aspirujący do roli jednego z liderów na kontynencie, a nie kondominium między Rosją a Niemcami. Tak myślą ludzie świadomi swoich możliwości. Słowo "leming" do nich nie pasuje – mówił w listopadzie 2012 r. przedsiębiorca w rozmowie z Agatonem Kozińskim z "Polska the Times".
Mazgaj opowiadał o mieszkańcach warszawskiego Miasteczka Wilanów – bastionu nowej klasy średniej, w którym Alma otworzyła swój supermarket w 2013 r. Zdaniem biznesmena to, że coraz częściej zamiast piwa czy wódki do kolacji otwieramy butelkę dobrego wina, jest "kolejnym etapem ewolucji nas jako społeczeństwa".
Zachcianki w zasięgu ręki
Strategia firmy od początku polegała na sprzedaży produktów spożywczych "najwyższej jakości, pochodzących od sprawdzonych dostawców lokalnych i zagranicznych". W czasach świetności asortyment obejmował ponad 60 tys. produktów, w tym ponad 3 tys. pochodzących z importu własnego, dostępnych w Polsce wyłącznie w sieci Alma.
Tą zachcianką jest często marzenie –dawniej nieosiągalne, dziś w zasięgu ręki. Dlatego właśnie myślę o sobie jako o sprzedawcy marzeń
Jerzy Mazgaj, prezes Alma Market
Kto kupował w jej delikatesach? Dewiza Jerzego Mazgaja była skierowana do wszystkich, którzy czują się ludźmi sukcesu, tych, "którzy uważają, że ciężko pracują, do czegoś doszli i teraz stać ich na to, żeby spełnić własną zachciankę". – Tą zachcianką jest często marzenie – dawniej nieosiągalne, dziś w zasięgu ręki. Dlatego właśnie myślę o sobie jako o sprzedawcy marzeń – mówił w wywiadzie dla "Polska the Times".
Alma trafiła na podatny grunt i dobry okres w rozwoju kraju. W 2004 r. Polska weszła do Unii, rozkwitła wymiana handlowa, Polacy poznawali nowe smaki, niedostępne wcześniej produkty, otwierali się na nowe kultury. To oczywiście nie mogło trwać wiecznie. Ale też założyciel Almy znał się na prowadzeniu biznesu i w 2007 r. wyskoczył z nowym, świetnym pomysłem. Gdy sieci dyskontów stawiały na produkty bio, by trafić do bogatszych i bardziej wybrednych odbiorców, Mazgaj stworzył Krakowski Kredens, który opierał się na produktach lokalnych i tradycyjnych, o wiele bliższych Polakom niż ekologiczne. W listopadzie 2012 r. ruszyła marka Food & Joy – tańsza, która miała nawet konkurować z dyskontami.
Zły format?
Na początku istnienia, w 2004 r. Alma miała dwa sklepy – w Krakowie i Tarnowie, w przygotowaniu cztery nowe lokalizacje na południu Polski oraz plany otwarcia 10 lokali w ciągu trzech lat. To wszystko zrealizowała z nawiązką. W lipcu tego roku roku marka posiadała sieć 50 supermarketów, a do tego placówki Krakowskiego Kredensu i markę Food & Joy.
Biznes kwitł, ale do czasu. W 2014 r. zaczęto mówić o kłopotach Almy, w wynikach finansowych pojawiła się strata netto, która w kolejnym roku jeszcze urosła. Analitycy wskazywali na zawieranie nowych umów kredytowych i aneksów do wcześniejszych umów podwyższających kwoty linii kredytowych i wydłużających terminy spłaty. Popsuły się relacje pomiędzy Almą a dostawcami, a to z powodu zatorów płatniczych i przedłużających się negocjacji.
Główną przyczyną obecnej sytuacji Almy jest format, który nie przyjął się u polskiego konsumenta
Piotr Bogusz, analityk DM mBanku
Co zawiodło? – Główną przyczyną obecnej sytuacji Almy jest format, który nie przyjął się u polskiego konsumenta. Liczba lokalizacji dla wysokiej jakości delikatesów jest ograniczona, a więc muszą to być lokalizacje trafione. Tymczasem niewiele placówek Almy generowało wysokie marże – mówi Piotr Bogusz, analityk DM mBanku.
Dodaje, że rynek handlu spożywczego na przestrzeni ostatnich lat się zmienił. I o ile w latach 90. i na początku XXI wieku mocno rozwijały się hipermarkety, to ostatnie lata należą do dyskontów. Sama Biedronka ma ich w Polsce 2,7 tys. i co roku, przez trzy lata, planuje otwierać po 100 sklepów.
– Dyskonty wprowadzają kategorie żywności premium lepiej pozycjonowane cenowo i marketingowo niż np. miało to miejsce w sieci Alma – dodaje Bogusz.
Koniec kompleksów
Zmienia się w ogóle cały rynek dóbr luksusowych w Polsce. Nie rozwija się on tak szybko, jak można by tego oczekiwać, patrząc na słupki wzrostu gospodarczego.
– To może być jeden z powodów, dla których sieć delikatesów Alma przechodzi trudności. Inny powód to rosnąca konkurencja dyskontów, które organizują specjalne promocje produktów premium z zagranicy, a z taką ofertą bardzo trudno konkurować innym sklepom – mówi Dominik Owczarek, p.o. kierownika Programu Społeczeństwo i Demokracja w Instytucie Spraw Publicznych.
Jego zdaniem sklepy skierowane do najbogatszej grupy osób powinny bardzo uważnie śledzić najnowsze trendy konsumenckie i odpowiednio dostosowywać swój profil do oczekiwań klientów. Takiej wiedzy dostarcza np. World Values Survey, raport o globalnym zasięgu mówiący o wartościach i przekonaniach mieszkańców poszczególnych krajów. Uwzględnia zmiany zachodzące w czasie i wpływ, jaki wywierają na życie społeczne i polityczne.
Synonimem luksusu nie jest już np. markowa, bardzo droga torba, ale kupowanie dóbr, które uwzględniają zrównoważony rozwój
Dominik Owczarek, Instytut Spraw Publicznych
– Synonimem luksusu nie jest już np. markowa, bardzo droga torba, ale kupowanie dóbr, które uwzględniają zrównoważony rozwój – wskazuje Owczarek.
Dodaje, że Polacy także się zmienili i teraz z pewnością postrzegają europejskość inaczej niż kilka lat temu. Przestaliśmy czuć kompleks polskości.
Spokojnie, to tylko "sanacja"
Kłopoty Almy nasiliły się w tym roku. Na portalach społecznościowych zaczęły się pojawiać zdjęcia świecących pustkami półek z jej sklepów w różnych częściach kraju. W wielu brakowało podstawowych produktów. W przypadku luksusowych delikatesów to rzecz nie do przyjęcia.
"Jak w każdym biznesie zdarzają się lepsze i gorsze momenty. Zawirowanie w działaniu spółki odbiło się negatywnym echem w mediach, co wpłynęło na restrykcyjne zachowania dostawców i spotęgowało problemy z zatowarowaniem naszych sklepów. Sytuacja ta zachwiała naszym budowanym od lat wizerunkiem i powoduje utratę klientów. Nie możemy sobie na to pozwolić" – przyznali w przesłanym nam oświadczeniu przedstawiciele sieci.
Kłopoty narastają, zwalniani są ludzie, a kolejne placówki zamykane. Ostatnio działalność zakończyła Alma na Wilanowie – ta sama, w której swoje "zachcianki" spełniali "ludzie świadomi swoich możliwości".
Ratunkiem dla firmy ma być postępowanie sanacyjne.
"Celem postępowania sanacyjnego jest naprawa i uzdrowienie przedsiębiorstwa Spółki. Chcielibyśmy wyjaśnić i mocno podkreślić, że postępowanie sanacyjne nie powoduje likwidacji ani upadłości firmy. Jest jedną z form postępowania restrukturyzacyjnego. Zostało wprowadzone celem reorganizacji działania firmy, aby przywrócić jej rynkową konkurencyjność. Postępowanie to umożliwia dalsze działanie Spółki i prowadzenie biznesu. W trakcie postępowania zostanie przedstawiony plan restrukturyzacyjny i propozycje układowe" – podkreśla spółka w swoim oświadczeniu.
Z Jerzym Mazgajem nie udało się nam skontaktować.