1 lipca 2004 r. amerykańska stacja CNN przerwała nadawanie programu, by poinformować o śmierci aktora wszech czasów – Marlona Brando. Niezapomnianego Vita Corleone, szalonego majora Kurtza, budzącego pożądanie "Dzikiego". Ten ostatni bohater pytany, przeciwko czemu się buntuje, odpowiada: "a co macie pod ręką?". Ta odpowiedź idealnie opisuje samego Brando – wiecznego buntownika. Wielkiego aktora, który wcale nie kochał aktorstwa. Giganta kina nieradzącego sobie z życiem.
Tetiaroa – archipelag wysp na Oceanie Spokojnym, położony 50 km od słynnego tahitańskiego miasta Papeete. Tęgi, ociężały mężczyzna ubrany w bluzę i spodnie z indyjskiej bawełny prowadzi swojego towarzysza do chaty pokrytej słomą, której wnętrze wykonane jest z drewna palmowego.
Zaczyna opowiadać o planach związanych wyspą, na której właśnie buduje szkołę, i o trudnych charakterach jej mieszkańców – Tahitańczyków. Z dumą prezentuje kwitnące za oknem rośliny, które, jak zapewnia, podlewa jedynie… własnym moczem. W uderzającej prostotą wystroju i sprzętów chacie na cementowej podłodze bawi się dwoje pięknych dzieci o oliwkowej skórze. Raz po raz mężczyzna zwraca się ku pięknej, egzotycznej brunetce, którą fani kina pamiętają z "Buntu na Bounty", a jego wzrok ostrzega gościa: "Ani się waż zbliżyć. Ona jest tylko moja".
Kto ma w pamięci smukłego, pięknego chłopca z "Tramwaju zwanego pożądaniem" czy nawet podstarzałego, lecz wciąż pociągającego Paula z "Ostatniego tanga w Paryżu", z trudem rozpozna w mężczyźnie dawnego Marlona Brando. Spotkanie ma miejsce w 1978 r., a tym, który odwiedza gwiazdora na Tetiaroa, jest Lawrence Grobel – słynny amerykański dziennikarz, jedyny, z którym aktor zgodził się spotkać. Wywiad rzeka, jakiego Brando mu udzieli, jest pierwszym (i ostatnim) od czasu jego spotkania z Trumanem Capote w… 1956 r.. Wtedy właśnie pisarz upublicznił mnóstwo sekretów z życia gwiazdora, które ten wyjawił w przekonaniu, że nie ujrzą światła dziennego za jego życia. Nigdy potem już nie zaufa mediom – dla Grobla robi wyjątek z racji jego wyjątkowej pozycji i podstępu, do jakiego dziennikarz się ucieka, deklarując chęć rozmowy wyłącznie o krucjacie na rzecz Indian. Dzięki podchwytliwie rzucanym pytaniom udaje mu się jednak zbudować nieocenzurowany portret prawdziwego Marlona.
Portret samotnika – żyjącego na oddalonej od cywilizacji wyspie w harmonii z naturą, ale także tyrana, narzucającego najbliższym swoją wolę, naznaczonego pierwiastkiem destrukcji. Wielkiego, dla wielu największego aktora w historii kina, ostentacyjnie gardzącego aktorstwem i Hollywood, uprawiającego swój zawód jedynie dla pieniędzy. Człowieka, który miał wszystko – sławę, uwielbienie, talent, urodę, pieniądze, a mimo to nigdy nie był szczęśliwy. Wokół którego całe życie panował mrok – na jego życzenie.
Talent utkany z cierpienia
"Jak zostaje się największym aktorem wszech czasów, Marlonem Brando?" – pyta na początku Grobel. Odpowiedź brzmi: dzięki cierpieniu i smutnemu dzieciństwu, którego bagaż trzeba dźwigać całe życie.
Cofamy się więc do wczesnych lat 20. minionego wieku, do Omaha w stanie Nebraska, gdzie urodził się 3 kwietnia 1924 r. Marlon Brandon Jr. Jego ojciec był producentem pestycydów, zaś matka Dorothy najpierw zdolną aktorką, a potem administratorem teatralnym. Dobrze rozwijającą się karierę poświęciła dla mężczyzny. Rodzina miała korzenie irlandzko-niemieckie. Brando miał dwie starsze siostry, Jocelyn i Frances. Pierwsza, najstarsza miała z czasem zastępować rodzeństwu matkę, gdy Dorothy odpływała na skutek problemów z alkoholem. O matce mówi, że miała w sobie wiele poezji i czaru, ale uzależnienie zniszczyło wszystko.
8-letni chłopczyk wracający ze szkoły zamiast zasiąść do wspólnego odrabiania lekcji i obiadu, odbywa wędrówkę po okolicznych barach. W którymś zawsze znajduje rodzicielkę i przyprowadza ją do domu. Mały Marlon kocha mamę jak nigdy nikogo potem. Nim Dorothy zaśnie, gra swoje pierwsze w życiu "role": genialnie naśladuje okoliczne zwierzęta: konia, kozę, krowę… Mama się uśmiecha, ale nie chwali syna. Marlon pamięta taką scenę z dzieciństwa: matkę, zupełnie nagą, przyprowadza do domu policja. Następnego dnia nie pamięta nic z tego, co robiła. Za parę dni sytuacja się powtarza."Nie kojarzę wielu ciepłych chwil, nie znałem czułości" – wspomina. Sam również nie będzie umiał jej okazywać kolejnym żonom i dzieciom.
Ojca nigdy nie ma w domu. Jeździ, jak twierdzi, w sprawach zawodowych, ale wiadomo, że jest stałym bywalcem domów publicznych. Pije jak matka. Gdy zostaje w domu, nierzadko dochodzi do rękoczynów. Marlon zawsze staje w obronie matki. Pewnego dnia 12-latek rzuca w twarz ojcu: "jeśli uderzysz ją jeszcze kiedyś, zabiję cię, nie żartuję". Ojciec nigdy więcej nie tknie matki. Marlon nie wybaczy mu tego, jak traktował rodzinę. Nawet gdy już na łożu śmierci ojciec poprosi o wybaczenie, odpowie mu: "nigdy".
Nastolatek buntuje się przeciw światu. Pełen złości, przypomina bohaterów swoich przyszłych filmów. Ta złość znajduje ujście w muzyce – całymi dniami gra na perkusji. Za to nauka idzie mu kiepsko, jest dyslektykiem, a w dodatku prowodyrem bójek. Wyrzucany z kolejnych szkół "za niesubordynację" stroni od kolegów. Ma opinię dziwaka, choć dziewczyny piszczą na jego widok. Zdaje jednak do szkoły wojskowej, z której po dwóch latach zostaje usunięty za lekceważenie przełożonych. Ma 19 lat i decyduje się na wyjazd do Nowego Jorku.
Nauczycielka i muza
Tam na miejscu zupełnie nie ma pomysłu, co robić. Znajduje pracę windziarza w hotelu przylegającym do siedziby słynnego Actor's Studio Lee Strasberga. Pewnego dnia idzie śladem urodziwej dziewczyny i trafia na zajęcia. Wyłącznie dla niej zaczyna chodzić do szkoły, choć nie myśli o zostaniu aktorem. Aż do dnia, w którym trafia na zajęcia do Stelli Adler – aktorki i uczennicy Stanisławskiego, która rozpowszechnia w Ameryce jego metodę.
Brando jest oczarowany jej gigantyczną wiedzą i zaskoczony, że nauczycielka ceni go i szanuje. Nigdy wcześniej nie był chwalony. Stella szybko orientuje się, że ma przed sobą nieoszlifowany diament. Namawia go, by jeszcze bardziej był sobą, zachęca do odkrywania własnych uczuć i doświadczeń z przeszłości – dla wiarygodności postaci. Po latach Brando wymieni ją jako najważniejszą osobę, jaką spotkał w życiu. Dzięki niej poznaje dzieła Dostojewskiego, Freuda, Kanta, studiuje dramatopisarzy.
Po raz pierwszy zaczyna żyć pełnią życia – uprawia boks, chodzi na lekcje tańca afrykańskiego, interesuje się buddyzmem. Dziwak z Nebraski okazuje się mieć niezwykłe poczucie humoru. Adler mówi, że jest wyjątkowy – zbuntowany i zmysłowy, a zarazem zafascynowany duchowością, charyzmatyczny. 30 lat później to właśnie on, najwybitniejszy uczeń Stelli, poproszony, napisze wstęp do jej podręcznika o metodzie Stanisławskiego.
Jak wszyscy uczniowie szkoły bierze też udział w przesłuchaniach. Ku swojemu zdziwieniu od razu dostaje role w teatrze. Samo odkrycie, że aktorstwo okazuje się sposobem na życie, a zewsząd słyszy komplementy, to dla niego zaskoczenie. Jego błyskotliwa kariera rusza na dobre, gdy trafia na Broadway. Tennessee Williams natychmiast dostrzega w nim Stanleya Kowalskiego – jednego z głównych bohaterów swojej najgłośniejszej sztuki "Tramwaj zwany pożądaniem". Namawia reżysera, by obsadził w tej roli nieznanego chłopaka. Wie, że ten okaże się objawieniem.
Spektakl staje się jednym z największych wydarzeń w historii broadwayowskiej sceny. Choć występuje w nim dziewięcioro aktorów, wszyscy patrzą wyłącznie na młodego Brando, który w sposób dotąd nieznany publiczności przeżywa swoje kwestie, miast je wygłaszać. Mamrocze słowa, poraża zmysłowością. Krytycy prześcigają się w komplementach, a nieznany dotąd aktor staje się gwiazdą. Spektakl grany pięć razy w tygodniu przy kompletach widowni bije rekordy popularności. Każdy szanujący się nowojorczyk musi iść i zobaczyć Brando, o którym piszą wszyscy krytycy. Od czasu do czasu Marlon robi sobie przerwy – choćby na wycieczki do Paryża. Tam poznaje świetnego francuskiego aktora i reżysera Christiana Marquanda.
Gdy pod drzwiami jego garderoby kłębią się tłumy najpiękniejszych kobiet, pierwszą wielką miłością Brando jest mężczyzna. Ten związek przetrwa wiele lat, choć obaj, biseksualni, zasłyną z romansów z kobietami. Po latach swojemu pierworodnemu synowi Marlon da imię Christian.
Tramwaj do sławy
Marlon wcale nie pali się do kina, choć oferty napływają strumieniami. Cały czas gra w "Tramwaju…" i to mu wystarcza. Od początku mówi też, że aktorstwo nie jest jego całym życiem. Debiutuje na dużym ekranie rolą kalekiego weterana wojennego w "Pokłosiu wojny" Freda Zinnemanna. Nawet na wózku emanuje seksem. Spędza tygodnie wśród niepełnosprawnych, by "poczuć" swojego bohatera. Jego partnerka z planu Teresa Wright reprezentują starą aktorską szkołę. Po latach powie: "Podcięłam sobie gardło, godząc się na wspólny film z Marlonem. On każdego usuwa w cień". I doda: "Jest jak magnes. Każdy, kto znajdzie się w strefie jego oddziaływania, będzie zgubiony".
Choć film nie jest przebojem, o Brando mówi się bez przerwy. Pierwszy agent aktora wspomina, że jego praca polegała na "nicnierobieniu". Oferty same spływały obficie. Gdy po trzyletnim maratonie "Tramwaju…" na Broadwayu Elia Kazan decyduje się nakręcić film, jedno wiadomo od początku – to Brando znów zagra nieokrzesanego Stanleya. Jako neurotyczna Blanche DuBois pojawia się dobiegająca wtedy czterdziestki Vivien Leigh – niezapomniana Scarlett O'Hara.
Film Kazana postrzegany jako dzieło dekadenckie, nawet wulgarne, godzące w ówczesną obyczajowość, zdobywa wielkie uznanie krytyków i publiczności. To kino intymne, opowiadające o trudnych relacjach ludzi z dwóch różnych światów, a zarazem pełne zmysłowości, przekraczające usankcjonowane dotąd granice. Opowieść o psychicznie niezrównoważonej Blanche, która po bankructwie trafia do mieszkania młodszej siostry i jej męża – szowinisty i prostaka, otwiera nowy rozdział w światowej kinematografii. Brando, którego postać zbudowana została w opozycji do subtelnej Blanche, żyjącej na granicy światów – realnego i urojonego, jako pierwszy pokazał w nim metodę Stanisławskiego. Hollywood, preferujące dotąd "stylową" grę i zachowawczość, nagle zobaczyło całkowite przeciwieństwo takiego aktorstwa. I je pokochało. Stanley będzie jednak preludium do postaci, która zbuduje istniejący do dziś wizerunek Marlona Brando – do Johnny'ego "Dzikiego".
"Tramwaj…" dostaje aż 12 nominacji do Oscara, z czego 4 zamieniają się w statuetki – m.in. za rolę dla Vivien Leigh, mimo że Brando zupełnie usuwa ją w cień na ekranie. Wtedy jeszcze Akademia nie honoruje Oscarami tak młodych aktorów. Jednak wyróżniony "tylko" nominacją Brando i tak jest największym wygranym. Zostaje się gwiazdą pierwszej wielkości. Debiutujący niedługo po nim James Dean i "Buntownik bez powodu" będą już tylko naśladowaniem tego, co jako pierwszy pokazał w kinie Brando.
Narodziny gwiazdy
To, co się stało po premierze filmu Kazana, dziś nazwalibyśmy "brandomanią". Narodził się nowy typ amerykańskiego idola – w obcisłym T-shircie i dżinsach. O popycie rynku mody za sprawą Marlona na oba, dotąd lekceważone, elementy stroju napisano tomy. W wieku 26 lat Brando jest ikoną. Jednak od początku męczy go popularność. Zawsze robi, co może, by jego życie nie było tematem plotek. Kolejne rodzinne tragedie, w których ma swój wielki udział, z czasem na to nie pozwolą.
Brando od początku jest wybredny, gdy mowa o rolach. Dopiero pod koniec życia, zadłużony, próbujący wyciągnąć z kłopotów własne dzieci, zacznie przyjmować nawet byle jakie. Po Stelli Adler jego kolejnym mentorem stanie się wielki Elia Kazan, współzałożyciel Actor's Studio. Po "Tramwaju…" kolejnym wspólnym filmem duetu Brando – Kazan jest "Viva Zapata", opowieść o życiu meksykańskiego rewolucjonisty. Brando zdobywa kolejną nominację do Oscara.
Gdy dostaje propozycję tytułowej roli w "Juliuszu Cesarze" Josepha Mankiewicza u boku mistrzów brytyjskiej sceny, chce odmówić. Jak to? On, prostak z Nebraski, mamroczący byle jak swoje kwestie, ma wystąpić z Johnem Gielgudem i Deborah Kerr? Podejmuje się jednak roli, bo matka mówi: "Dopóki nie zagrasz Szekspira, nie staniesz się w pełni aktorem". Okaże się spiritus movens całego przedsięwzięcia i jako jedyny aktor tego filmu otrzyma trzecią już nominację do Oscara za rolę Marka Antoniusza. Po premierze brytyjski "The Times" napisze: "Laurence Olivier ma konkurenta". Największym zaszczytem jest jednak dla niego BAFTA w kategorii: najlepszy aktor zagraniczny.
Kolejna rola to postać Johnny'ego we wspomnianym już "Dzikim", który ugruntuje wizerunek Brando – buntownika z wyboru. Sam film powstaje niejako pod prąd amerykańskiej modzie postrzegania własnego kraju jako oazy szczęśliwości. Brando gra przywódcę gangu motocyklowego, który w spokojnym miasteczku wywołuje panikę mieszkańców. Jest ubrany w skórzaną kurtkę, spodnie, biały podkoszulek i charakterystyczną czapkę motocyklówkę. Uosabia bunt młodych Amerykanów. Wkrótce pojawi się jego naśladowca – James Dean, opętany wizerunkiem Brando, naśladujący zarówno jego grę, jak i sposób bycia. Gdy na ekrany wejdzie jego film "Buntownik bez powodu", 24-letniego aktora nie będzie już wśród żywych. Tragiczna śmierć zapewni Deanowi legendę, podczas gdy Marlon roztrwoni ten wizerunek za sprawą kontrowersji wokół życia prywatnego.
Pierwszy Oscar
W wieku 29 lat Brando jest żywą ikoną amerykańskiego kina. Ciężko przeżywa postępek duchowego mistrza Elii Kazana. W Ameryce trwa "polowanie na czarownice", a Kazan podczas przesłuchania nie tylko przyznaje, że należał do partii komunistycznej, ale wymienia też nazwiska ośmiu kolegów z branży. Jeden z największych reżyserów amerykańskiego kina na zawsze zapewnia tym sobie ostracyzm środowiska. Marlon płacze jak dziecko, gdy słyszy, że mistrz okazał się zdrajcą. Dwukrotnie odmawia mu współpracy, by w końcu, naciskany, zgodzić się na kolejną wielką rolę w "Na nadbrzeżach", która przyniesie mu Oscara. Kazan tłumaczy się przed młodszym prawie 20 lat Marlonem, zapewnia, że nie chciał nikogo skrzywdzić.
Na planie nadal jednak rozumieją się w pół słowa. W "Na nadbrzeżach" – jednym z najlepszych filmów lat 50. – Marlon zagrał dokera związanego z mafią, który pod wpływem uczucia postanawia zmienić swoje życie. W stworzonej jakby specjalnie dla niego kreacji jest na przemian liryczny i bezlitosny. W tej opowieści o moralnej odnowie, opartej na serii artykułów w "The New York Sun", przemianę bohatera odczytywano też jako próbę wytłumaczenia się reżysera. Końcowa, przejmująca scena, w której bohater przemierza swoją własną drogę krzyżową, nim dostąpi odkupienia win, trafiła na listę 10 najlepszych finałów w historii kina.
Sam Brando obejrzawszy film, miał powiedzieć: "byłem do kitu". Tymczasem stworzył tu jedną ze swoich najważniejszych ról, choć tych ostatnich ma przecież w dorobku mnóstwo. W 1955 r. odebrał za nią pierwszego Oscara, a obrazowi w sumie przypadło aż osiem złotych statuetek, w tym dla najlepszego filmu i reżysera. Mimo gigantycznego sukcesu nigdy już nie wystąpił w filmie Kazana.
Wszystkie kobiety świata
Ma 30 lat, na koncie trzy nominacje do Oscara i jedna złotą statuetkę, wielkie pieniądze i… poczucie niespełnienia. Chodzi na sesje do wybitnego węgierskiego terapeuty i przyznaje, że nie wie, co ze sobą począć. Na nieszczęście wcześniej zrobił to, przed czym bronił się przez lata – podpisał kontrakt z wytwórnią Fox. Podczas zdjęć do filmu "Desiree", w którym gra Napoleona (film okazał się kuriozalnym projektem), nie wytrzymuje i ucieka z planu. Wtedy szef wytwórni pozywa go o 2 mln dolarów, co jest na tamte czasy kolosalną sumą, i zmusza do powrotu.
Nic nie doskwiera mu tak bardzo jak sława. Nigdy jej nie chciał. Gdy jego samochód stoi w korku w Nowym Jorku, fani nie tylko tłuką wszystkie szyby, ale też sprawiają, że ich idol na skutek tej nadmiernej miłości ląduje na szpitalnej izbie przyjęć. Gdy ucieknie do Paryża, świetnie zorientowani wielbiciele zakorkują drogę z lotniska. Pod wieżą Eiffla ktoś rozerwie mu koszulę, próbując dotknąć, ktoś zasypuje listami i grozi samobójstwem w razie odmowy spotkania. Czegoś takiego świat wcześniej nie znał. Brando jest najbardziej pożądanym aktorem na planecie – i najbardziej nieszczęśliwym. Groblowi wyznaje, że tak musi czuć się ptak w złotej klatce. Bo Brando, buntownik niczego nie pragnie równie mocno jak wolności.
Otacza go uwielbienie zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Już w początkach kariery, gdy na Broadwayu porywa rolą w "Tramwaju zwanym pożądaniem", po spektaklach czeka tłum wielbicielek. Brando wskazuje palcem szczęściarę, której zamierza poświęcić wieczór. Gdy teatr zamieni na kino, tłumy fanek przeniosą się pod jego dom. Marilyn Monroe, Grace Kelly, Liz Taylor – miał je wszystkie. "Niczego, nawet tego wielkiego talentu, nie zazdrościłem mu tak jak wzięcia u bab. Ten facet mógł mieć absolutnie każdą na świecie!" – po latach wspomina Jack Nicholson, jedyny przyjaciel, jakiego Brando miał w Hollywood. On sam raz tylko przyznaje: "możliwość wzięcia sobie do łóżka każdej kobiety była zaiste upajająca".
Liz Taylor nazwała go "najbardziej dyskretnym facetem w Ameryce". W wydanej w latach 90. autobiografii nie pada nawet jedno z nazwisk kobiet, które łączono z Marlonem. Któregoś dnia na okładce czasopisma widzi piękna brunetkę (zdecydowanie woli je od blondynek) i każe ją odnaleźć. Dziewczyna zasłynie jako Rita Moreno − pochodząca z Portoryko piosenkarka i aktorka, nagrodzona Oscarem za rolę drugoplanową w "West Side Story". Spędzą razem 10 lat, a ona dziś jeszcze wspomina z rozrzewnieniem jego erotyczne fantazje. Ale w trakcie związku on spotyka się także z Ursulą Andress, z meksykańską tancerką i z Brigitte Bardot.
Niespodziewanie w 1957 r. zakochany aktor przyznaje, że znalazł tę, którą chce poślubić. To Anna Kashfi. Piękna aktorka pochodzi z Indii, a on uwielbia egzotyczne kobiety. Urodzi mu syna Christiana. Po kolejnych ośmiu miesiącach spotykają się w sądzie, ona zabiera dziecko, o które długie lata będą walczyć.
Życie Christiana okaże się jednym wielkim pasmem nieszczęść. Podobnie zresztą jak większości licznego potomstwa aktora (oficjalnie wiadomo o 16 dzieciach).
Koniec z Hollywood
Im bardziej Hollywood naciska, próbując wyegzekwować role zgodnie z kontraktem, tym bardziej Brando fabryki snów nienawidzi. Gra, ale robi wszystko, by utrudnić życie twórcom. W 1962 r. powstaje wysokobudżetowa produkcja "Bunt na Bounty". W trakcie realizacji trzykrotnie zmienia się reżyser. Żaden nie potrafi wytrzymać z Brando, który zastrzegł sobie prawo do zmian w scenariuszu i korzysta z niego skwapliwie. O tym, co wyprawia na planie, 27 razy zmieniając scenariusz, krążą legendy. Opowieść o głośnym buncie załogi w XVIII w. na okręcie Bounty omal nie doprowadza wytwórni MGM do bankructwa.
Koledzy wspominają: Brando znienawidził aktorstwo, gdy odkrył, jak działa hollywoodzka machina. Niebawem ucieknie na wyspę Tetiaroa. Przedtem poślubi kolejną egzotyczną piękność, Meksykankę Movitę Castaneda, która urodzi mu dwoje dzieci: syna Miko i córkę Rebeccę. Rozwiedzie się z nią po dwóch latach, gdy zacznie romans z 19-letnią Tahitanką podczas kręcenia "Buntu na Bounty". Tą samą, którą Grobel pozna w słomianej chacie, przeprowadzając wywiad z aktorem.
W końcu jednak Hollywood ma dość Brando. MGM organizuje konferencję, na której oskarża go o stratę 6 mln dolarów. Aktor wyjeżdża stamtąd z uczuciem ulgi i pragnieniem robienia czegoś pożytecznego. Od razu zostaje wysłannikiem z ramienia UNICEF-u do spraw dzieci. Jedzie do Bengalu, skąd wysyła dramatyczny apel o pomoc dla głodujących maluchów. Sam ofiarowuje na ten cel ogromne sumy. W notatkach napisze: "Nareszcie czuję, że żyję!".
Angażuje się w kolejne akcje – walczy z segregacją rasową, uczestniczy u boku Martina Lutera Kinga w Najdłuższym Marszu na Waszyngton. No i zabiega o prawa Indian. Naraża życie, uczestnicząc w zakończonym aresztowaniem połowie ryb w Gresham czy walce u boku szczepu Menominee o zwrot ziemi, pod karabinowym ostrzałem.
"Żaden ze znanych Amerykanów nigdy nie włożył tyle wysiłku w czynienie świata sprawiedliwym i żaden nie cierpiał więcej z tego powodu"– napisze publicystyka "Newsweeka" i doda: "Przeciętny Amerykanin jednym tchem wymienia jego żony i kochanki, pojęcia nie ma za to, ile ten facet zrobił dobrego dla bezbronnych i krzywdzonych". Bo też Brando nie obnosi się ze swą działalnością.
Upadek i zmartwychwstanie
Po wyjeździe z Hollywood Marlon zamieszka wraz z Taritą, trzecią i ostatnią żoną, na wyspie Tetiaroa. Kupi ją podczas realizacji "Buntu na Bounty". Piękna Tahitanka urodzi mu kolejną dwójkę dzieci: syna Simona i córkę Cheyenne. Kolejna tragedia w jego życiu dotknie tę ostatnią.
Mimo obietnic zerwania z Hollywood rozrzutny tryb życia i zobowiązania wobec dzieci sprawiają, że aktor potrzebuje pracy. Jednak Hollywood jest śmiertelnie obrażone na Brando. Ten w ciągu następnych lat gra w bodaj 10 filmach, za niewielkie pieniądze. Niemal wszystkie obrazy okazują się klapami. Wytwórnie tryumfują, wytykając mu alienowanie się od środowiska, nieobecność na oscarowych galach. Pojawia się seria artykułów o końcu wielkiego aktora.
I nagle w 1972 r. przychodzi propozycja od Francisa Forda Coppoli. Marlon nie wie, że reżyser najpierw stoczył wojnę ze sławnym producentem Bobem Evansem, który oznajmił: "nie dam nawet grosza na film, jeśli go zatrudnisz". Coppola jednak stawia warunek: "bez Brando nie ma filmu". A Hollywood ma wielką chrapkę na adaptację znakomitej prozy Maria Puzo.
Nie oszczędzą mu nawet próbnych zdjęć, przesłuchując również innych kandydatów. Brando sam robi sobie makijaż – sam dopiero 48-letni ma grać seniora rodu. Wpycha do ust piłeczki pingpongowe, by osiągnąć niesamowity efekt. Jest bezkonkurencyjny. Po latach jego najwięksi następcy: Robert De Niro i Al Pacino z nabożeństwem będą wspominać, jak zahipnotyzowani obserwowali go na planie. Coppola tryumfuje. Powstaje arcydzieło nieporównywalne z żadnym filmem o mafii, a jego największą ozdobą jest wielki Marlon Brando w roli ojca chrzestnego Vita Corleone.
Historia mafijnego rodu, dla którego zbrodnia jest codziennością, ale który nigdy nie przekracza własnych honorowych zasad, okazuje się jednym z najważniejszych dzieł kinematografii, uniwersalnym i kultowym. Obraz otrzymuje ostatecznie tylko trzy Oscary: za najlepszy film, scenariusz i dla najlepszego aktora – Marlona Brando. "Tylko" trzy, bo powinien zgarnąć je we wszystkich kategoriach, nade wszystko za reżyserię i muzykę. Hollywood znów kłania się wielkiemu aktorowi. "Król powrócił" – krzyczą tytuły.
Ale on znowu pokaże, na co go stać.
Cios za cios
Brando, jak wiadomo, nie pojawia się na ceremonii Oscarów, aby odebrać statuetkę. Zamiast niego na podium wchodzi ubrana w indiański strój przedstawicielka plemienia Apaczów Sacheen Małe Pióro. Informuje, iż aktor odmówił przyjęcia Oscara na znak protestu przeciw dyskryminacji rdzennej ludności – Indian amerykańskich oraz akcji sił zbrojnych USA na terenie rezerwatu Wounded Knee.
Wybucha kolejny skandal, który Brando kwituje oświadczeniem: "wstydzę się, że jestem Amerykaninem". Do afery pewnie by nie doszło, gdyby wpływowi członkowie Akademii nie zlekceważyli jego zaangażowania w walkę o prawa Indian. W latach 60. aktor nakręcił bowiem przejmujący dokument pokazujący ich codzienne życie w rezerwatach, upokorzenia i dyskryminację ze strony wydaniu białych. Szefowie dwóch największych sieci telewizyjnych – NBC i ABC (mający prawa do transmisji z Oscarów) solennie obiecują mu emisję. Słowa jednak nie dotrzymują. Upokorzony Brando znajduje więc sposób, by cały świat usłyszał o problemie. I nie robi tego dla rozgłosu.
Hollywood znów obraża się na artystę, ale przypomina sobie o nim Europa. Jeszcze w tym samym roku mało znany wtedy Bernardo Bertolucci kręci mocny, kontrowersyjny dramat erotyczny o sadomasochistycznym związku młodej dziewczyny i złamanego życiem wdowca. Brando tworzy kolejną genialną kreację. Po raz pierwszy pokazuje się światu przejmująco nagi – odgrywa własne życie, a raczej opowiada o nim widzowi. Bertolucci, wspominając pracę na planie w świetnym dokumencie "Brando zwany pożądaniem", mówi: "Nigdy nie zdarzyło się, bym dostał od aktora tak wiele. Było mi niemal wstyd".
Akademia po raz siódmy honoruje Brando nominacją do Oscara.
Swoją ostatnią wielką kreację zagra w 1979 r. Ponownie u Coppoli, w znakomitym "Czasie Apokalipsy". Zrobi to głownie z pobudek politycznych. Zdeklarowany przeciwnik wojny w Wietnamie znów błyśnie wielkim talentem jako szalony pułkownik Kurtz, dezerter królujący wśród dzikusów, spychając na dalszy plan goszczących przez dwie godziny na ekranie Martina Sheena czy Roberta Duvala. Wynurzająca się z ciemności ogolona głowa aktora, dziki wzrok człowieka, którego wojna i cierpienie doprowadziły do szaleństwa, w połączeniu z odważnymi deklaracjami Kurtza zostają pod powiekami i dudnią w uszach długo po skończonym seansie. Film zdobywa Złotą Palmę w Cannes.
Jak umierają nieśmiertelni
Choć całe życie uciekał przed medialnym zgiełkiem, nie było mu dane zaznać spokoju. Ostatnie dwie dekady życia grał, co mu proponowano – warunek był jeden: duże pieniądze. Wydawał je głównie na dzieci, które odziedziczyły po nim "dar" do ściągania na siebie nieszczęść.
W 1990 r. jego prywatne życie znów trafiło na pierwsze strony gazet. Pierworodny syn Marlona, Christian zastrzelił kochanka swej przyrodniej siostry Cheyenne, będącej wówczas w ciąży z upokarzającym ją łajdakiem. Choć zabójstwo uznano za nieumyślne, Christiana skazano na 10 lat więzienia. Brando wynajął najlepszych prawników, którzy skutecznie rozdrapali resztę majątku aktora. Świat obiegły zdjęcia płaczącego na sali sądowej Marlona, który próbował wziąć część winy na siebie, mówiąc: "chyba byłem złym ojcem". Christian wyszedł z więzienia po pięciu latach – gdy Brando, niegdyś milioner, był już bankrutem. Najgorsze jednak było jeszcze przed nim.
Cheyenne nigdy już nie odzyskała spokoju, ciężko przeżyła proces brata, a potem wypadek samochodowy, popadła w chorobę psychiczną. Dwukrotnie uratowano ją po próbach samobójczych. Trzeciej nie przeżyła. Pozostawiła po sobie synka Tukiego, którego wychowywała jej matka. Dziś piękny Tuki Brando, bardzo podobny do sławnego dziadka, robi karierę modela, jest m.in. twarzą marki Versace. To jedyny przypadek, gdy nazwisko Brando znów pojawia się obok słowa "sukces".
Nieszczęścia dopadają bowiem dzieci Brando seriami, niczym w kiczowatej telenoweli. W wypadku samochodowym ginie żona Miko Brando, brata Cheyenne. Sam Miko, jeden z ochroniarzy Michaela Jacksona, zostaje posądzony o stręczycielstwo w głośnej aferze piosenkarza oskarżonego o pedofilię. I choć oczyszczono go z zarzutów, po raz kolejny nazwisko wielkiego aktora pojawiło się na czołówkach gazet w kontekście skandalu.
Brando już tego nie dożył. 1 lipca 2004 r., w piątkowe popołudnie, w Ameryce na dalszy plan schodzi nawet wojna w Iraku – telewizja CNN przerywa program, by poinformować o śmierci aktora wszech czasów. Do końca opiekował się nim sąsiad i przyjaciel Jack Nicholson, który na jego prośbę poprowadził też kondukt żałobny.
Ostanie miesiące życia Brando spędził w swoim domu w Los Angeles. Schorowany i wycieńczony, dużo wcześniej zaplanował swój pogrzeb. Nagrał na dyktafonie dokładną instrukcję. Zażyczył sobie, by po kremacji jego prochy zostały rozrzucone na ukochanej wyspie Tetiaroa. Nie chciał być pochowany na cmentarzu gwiazd Hollywood. "Nie wyobrażam sobie, by mój grób miał stać się atrakcją turystyczną" – tłumaczył.
Jack Nicholson, by uczcić pamięć przyjaciela, kupił jego dom, chcąc przekazać go dzieciom aktora, one jednak nie były nim zainteresowane. Potem ogłosił publicznie, iż zmuszony jest go zburzyć, gdyż stan grozi zawaleniem. W maju 2012 r. w wieku zaledwie 49 lat zmarł Christian Brando, wycieńczony alkoholizmem. Po wyjściu z więzienia pierworodny syn aktora nie zdołał ułożyć sobie życia.
Prawie wszystko, co należało do Brando, zostało zniszczone lub sprzedane. Zaginęła gdzieś nawet statuetka Oscara (mowa o pierwszej, którą aktor odebrał w 1956 r. za rolę w "Na nadbrzeżach"). Jego ukochana wyspa Tetiaroa została sprzedana na poczet długów i zobowiązań aktora wobec licznego potomstwa. Nowi właściciele zamienili ją w… luksusowy ośrodek wypoczynkowy.
Tak umierają nieśmiertelni.