Wyobraźmy sobie, że jest 24 czerwca 2016 r., kilkanaście minut po północy. Pierwsze, sondażowe wyniki wskazują, że większość Brytyjczyków poparła wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Brexit staje się faktem. Co teraz czeka Polaków mieszkających na Wyspach i ich rodziny?
Oczywiście to tylko pesymistyczna prognoza. Nie sposób w tym momencie jednoznacznie przewidzieć, jaki będzie wynik referendum, w którym obywatele Wielkiej Brytanii zadecydują, czy ich kraj pozostanie w Unii, czy opuści ją po ponad 40 latach od wstąpienia do dawnej EWG. Głosowanie będzie zero-jedynkowe – albo jesteś za obecnością w UE, albo chcesz wystąpienia z niej. Nie będzie żadnej trzeciej drogi. Jeśli Wyspiarze wybiorą Brexit, będzie to oznaczać ogromne kłopoty dla Polaków mieszkających i pracujących w Wielkiej Brytanii oraz ich rodzin w Polsce. Jednak nawet jeśli Brytyjczycy zdecydują o pozostaniu w UE, sytuacja Polaków w Anglii, Walii, Szkocji i Północnej Irlandii może się wyraźnie pogorszyć.
Wariant I. Niewiele się zmieni
Najbardziej optymistyczny scenariusz dla mniej więcej 800-900 tys. Polaków mieszkających, pracujących czy studiujących w Wielkiej Brytanii jest taki, że wszystko pozostaje dla nich po staremu. Nie zmienia się ich status imigracyjny, mając pracę i mieszkanie, mogą nadal korzystać z przywilejów, które dała im decyzja o otwarciu rynku pracy dla Polaków po wejściu do Unii Europejskiej w 2004 r. W takim korzystnym scenariuszu nawet ewentualny obowiązek specjalnego zarejestrowania swojego statusu nie będzie problemem, jeśli pozostanie tylko administracyjną procedurą. Niewykluczone, że rząd brytyjski, realizując Brexit, nie będzie chciał komplikować sytuacji własnych firm, które zatrudniają Polaków, i dlatego pozwoli, aby wszystko pozostało po staremu.
W przypadku Brexitu taki wariant jest rzeczywiście korzystny, ale w tej beczce miodu jest też łyżka dziegciu. Jeśli Brytyjczycy zagłosują za wyjściem z Unii Europejskiej, to nawet gdy obecni już na Wyspach Polacy nie utracą swoich praw, może dojść do tego, że zaczną spotykać się z przejawami większej niechęci czy wrogości. Być może wielu Anglików, Walijczyków czy Irlandczyków zacznie odnosić się do Polaków nieprzyjaźnie, podkreślając, że są niemile widziani jako obcy, którzy zabierają pracę i mieszkania. Można sobie wyobrazić, że wielu Polaków spotka się z reakcjami w rodzaju: "Co jeszcze tutaj robicie? Wyszliśmy z Unii Europejskiej, więc wyjeżdżajcie do swojego kraju! Nie macie tu czego szukać. My sami będziemy decydować, kto u nas ma prawo mieszkać i pracować".
Może to daleka analogia, ale po II wojnie światowej, kiedy ogromna rzesza Polaków, żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, została na Wyspach Brytyjskich, nie chcąc powracać do rządzonego przez komunistów kraju, wielu Brytyjczyków odnosiło się do nich wrogo. "Co tu jeszcze robicie? Wojna się skończyła! Wracajcie do siebie" – mówiono do byłych polskich żołnierzy i oficerów w sklepach, zakładach pracy czy szkołach. Szybko w zapomnienie poszły zasługi Polaków dla Wielkiej Brytanii w wojnie z Niemcami.
Przejawy takiej niechęci mogą iść dalej i dotknąć np. polskich studentów. Nie zostaną oni może usunięci z uczelni, jednak będą musieli płacić znacznie więcej za naukę, np. tyle, ile płacą dzisiaj Amerykanie, Japończycy, bogaci Saudyjczycy lub Rosjanie. Dodatkowo mogą utracić prawo do kredytów studenckich, na które wielu z nich liczy na równych prawach ze studentami z całej Unii i z Wielkiej Brytanii. Komisje stypendialne czy grantowe mogą, nawet zupełnie nieformalnie, eliminować wnioski polskich studentów na zasadzie: Polacy i tak już skorzystali wiele na obecności w Wielkiej Brytanii, teraz czas na popieranie naszych "rdzennych" studentów.
Wariant II. Potrzebne obywatelstwo
Drugi wariant jest mniej optymistyczny, ale nie oznacza natychmiastowej katastrofy. Jeśli wygrają zwolennicy Brexitu, to i tak negocjacje o warunkach opuszczenia Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię potrwają dwa lata i będą bardzo skomplikowane. Powiedzmy, że nastąpi ono do 1 lipca 2018 r. Można zakładać, że Polacy na Wyspach zachowają swój status właśnie do tego momentu. Będą mieć dwa lata na przygotowanie się do nowych warunków, które określą właśnie negocjacje z Unią. Być może okaże się, że prawa pracy i zamieszkania nie zostaną nam odnowione, a pozostać na Wyspach na dłużej będą mogli tylko ci, którzy uzyskają specjalne pozwolenie (coś w rodzaju amerykańskiej zielonej karty) lub ci, którzy zdecydują się zostać obywatelami brytyjskimi, a ich wnioski zostaną pozytywnie rozpatrzone.
Do tej pory przepisy brytyjskie są dosyć liberalne. Można zostać obywatelem Zjednoczonego Królestwa, jeśli kilka lat legalnie przebywa się na Wyspach, płaci się podatki, jest się ubezpieczonym oraz posiada się legalną, dobrą pracę i do tego jest się mocno zakorzenionym w społeczeństwie brytyjskim (np. poprzez mieszane małżeństwo). Jednak jeśli Polacy gremialnie zaczną zasypywać brytyjskie MSW podaniami o obywatelstwo, to rząd brytyjski może, biorąc pod uwagę zwycięstwo przeciwników Unii Europejskiej, większość takich podań odrzucić i nie przyjmować odwołań. Dodatkowym utrudnieniem może być fakt, że także wielu obywateli UE z krajów bogatszych od Polski, np. z Francji czy Niemiec, będzie chciało zdobyć brytyjskie obywatelstwo, zabezpieczając swoje dotychczasowe interesy po Brexicie. Wtedy nie można wykluczyć, że przynajmniej niektórzy urzędnicy brytyjscy, kierując się uprzedzeniami w stosunku do biedniejszych państw UE, będą preferowali przyznanie obywatelstwa bogatszym.
Wariant III. Szybki wyjazd z kraju
Kolejny wariant jest już zdecydowanie negatywny. Zwycięstwo "brexitowców" oznaczać może, że rząd brytyjski niemal z dnia na dzień zacznie wprowadzać ograniczenia dla obywateli UE, którzy już pracują czy studiują na Wyspach. Niemal z dnia na dzień zatem Polacy staną przed ogromną niewiadomą. Być może część z nich będzie musiała natychmiast myśleć o wyjeździe z Wielkiej Brytanii do Polski albo do innych europejskich państw. Oczywiście Londyn może wtedy wprowadzić specjalne rozróżnienia w sektorach gospodarki i np. zezwolić jednym pracować dalej, a innym nakazać stopniową rezygnację z pracy.
Wszyscy ci, którzy pracują na czas określony, mogą mieć nie lada kłopot w odnowieniu umów o zatrudnieniu, ponieważ pracodawcy brytyjscy albo dostaną nakaz wygaszania takich umów i nieodnawiania ich, albo po prostu, widząc antyeuropejskie i antyimigranckie nastroje, nie będą skłonni do odnowienia kontraktów. Ten wariant oznacza też, że Polacy planujący wyjazd na Wyspy w celu podjęcia pracy i osiedlenia się tam na dłużej będą musieli albo porzucić plany, albo poważnie się zastanowić, czy warto ryzykować wyjazd i pracę na czarno. Wydawać by się mogło, że po 2004 r., od kiedy Polska jest w Unii Europejskiej, już nigdy więcej w Europie Polacy nie będą "nielegalni". Jednak Brexit może łatwo wskrzesić to ponure widmo.
Polak cofnięty z granicy
Kolejny znak zapytania to w ogóle kwestia tego, na jakich zasadach Polacy będą mogli po Brexicie wjeżdżać na Wyspy Brytyjskie. Można mieć nadzieję, że Brytyjczycy nie zdecydują się na wprowadzenie wiz, lecz zachowają swobodę ruchu turystycznego. Ponieważ Wielka Brytania nigdy nie była członkiem obszaru Schengen, to po wyjściu z UE może chcieć zaostrzyć kontrole na granicy i nakazać wszystkim wjeżdżającym okazywanie paszportu, a nie, jak do tej pory, dowodu osobistego. To też może być spory kłopot dla Polaków, bo na pewno wielu z nich przyzwyczaiło się do podróżowania na dowód i nawet nie wyrobiło sobie paszportu. Bezwizowy ruch do Wielkiej Brytanii dotyczyłby jednak wyłącznie podróży stricte turystycznych i to jedynie na 3-6 miesięcy. Wszystkie wyjazdy na studia, staże, stypendia wymagałyby wtedy dodatkowych wniosków, aplikacji, zezwoleń itd.
Warto też przypomnieć, że przed wejściem naszego kraju do Unii Europejskiej Polacy udający się na Wyspy Brytyjskie musieli się liczyć z tym, że na granicy urzędnik imigracyjny może, bez podawania przyczyn, po prostu odmówić zezwolenia na wjazd. Takie przepisy są powszechne w krajach anglosaskich. Dzisiaj trochę zapominamy o tym, że tysiące Polaków, którzy próbowali się dostać do Wielkiej Brytanii po zniesieniu wiz w 1993 r., nie dały rady tam wjechać, ponieważ na granicach uznawano, że jadą na Wyspy nie jako turyści, lecz jako budowlańcy, opiekunki do dzieci czy pracownicy na farmach. Ten obraz Polaków cofanych z granicy także może powrócić.
Jeśli wygra opcja Brexit, to Polacy powinni skrupulatnie śledzić przebieg negocjacji o zasadach wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii choćby po to, aby zorientować się w sprawach znacznie bardziej przyziemnych, które mogą ulec kolosalnej zmianie. Np. czy polskie prawa jazdy zachowają ważność na Wyspach, tak jak jest teraz? Czy polskie dyplomy szkolne lub te z wyższych uczelni będą honorowane dalej na Wyspach tak jak dzisiaj, tzn. praktycznie bez ograniczeń? Czy specjalizacje zawodowe, jakże ważne dla tysięcy Polaków na Wyspach bez względu na ich status, nadal będą w pełni uznawane? Czy np. polski hydraulik czy stolarz nie będą musieli przechodzić po Brexicie specjalnych kursów lub adaptacji?
W pewnym sensie niewiadomą jest także to, jak Polacy będą postrzegani i traktowani przez Brytyjczyków, jeśli wygrają zwolennicy Unii Europejskiej. Gdyby takie zwycięstwo było nieznaczne, to można się spodziewać, że niechęć do Polaków i ograniczenia, zwłaszcza nieformalne, w ich zatrudnianiu, będą coraz częstsze. Tylko wyraźna porażka "brexitowców" może położyć kres antyimigranckim nastrojom.
Brexit jak domino?
Na pewno również zwycięstwo przeciwników UE na Wyspach doda wiatru w żagle innym "exitowcom" w krajach, w których setki tysięcy Polaków pracują i studiuje, zarabiając lepsze pieniądze niż w Polsce i przesyłając miliardy złotych do kraju. Brexit nasili presję na bogate kraje, aby zaczęły krzywo patrzeć na biedniejszych imigrantów z UE u siebie. To może prędzej czy później oznaczać zamykanie możliwości pracy i nauki np. w Niemczech, Skandynawii, Francji czy Włoszech. Kolejne kraje mogą zaszantażować UE i Polskę, żądając zmian w przepisach o swobodzie pracy i zamieszkania i grożąc, że niespełnienie tych żądań oznaczać będzie zwycięstwo wyborcze wrogów Unii Europejskiej, a nawet wyjście dalszych państw z Unii. Brexit może się przekształcić w demontaż całej obecnej struktury unijnej.
Zapoczątkowany Brexitem upadek Unii Europejskiej nie jest wykluczony. Wielu powie: to scenariusz zdecydowanie przerysowany i mało realistyczny. Niekoniecznie. Brytyjskie "nie" dla Unii może uruchomić niekontrolowany łańcuch zdarzeń, łącznie z jakimś załamaniem się ładu europejskiego. Na czymś takim najwięcej stracą narody takie jak Polacy, a na ratowanie Unii może być za późno. Polscy "suwereniści", zwolennicy ostrego dystansu do Brukseli i krajów "starej UE" mogą dopiero wtedy zrozumieć, co naprawdę oznacza upadek niedoskonałej, ale jednak funkcjonującej i zapewniającej pokój Unii Europejskiej. Skłócona Europa może także odstraszyć Stany Zjednoczone, które, jak przed II wojną światową, wycofają się ze Starego Kontynentu. Dlatego kibicujmy przeciwnikom Brexitu. My, Polacy nie możemy kibicować jakimkolwiek "exitowcom".