Najpierw straciłam swój głos, potem figurę, a na końcu Onasisa - wyznała kiedyś Maria Callas, jedna z najwybitniejszych sopranistek w historii i jedna z największych skandalistek w świecie opery. Krnąbrna, kłótliwa i wybuchowa, jednak jej magnetyzm sprawiał, że wybaczano jej wszystko.
"W latach pięćdziesiątych miłośnicy opery rzucali w Marię Callas warzywami. Dzisiaj rzucają jedynie superlatywami. To zabawne, jak ludzie przerabiają historię" - pisał na łamach "The Guardian" w 1997 roku Terrence McNally, amerykański dramaturg, twórca słynnej sztuki "Master Class" (wystawianej przez Krystynę Jandę na deskach Teatru Polonia), w której zmierzył się z legendą Callas. "Jedynie odważni ludzie ośmielą się dzisiaj krytykować Marię Callas" - dodał.
Chociaż we wrześniu ubiegłego roku minęło 40 lat od śmierci artystki, historycy muzyki i opery, muzykolodzy i artyści operowi ciągle toczą dyskusję na temat jej głosu, umiejętności scenicznych i miejsca w historii opery. Przez blisko trzydzieści lat jej życie sceniczne i prywatne było cały czas na czołówkach rubryk towarzyskich. Jedni uważali ją za najwybitniejszy sopran w historii, inni za krnąbrną, wybuchową i skłonną do konfliktów gwiazdę, której możliwości wokalne były dalekie od perfekcyjnych.
Życie śpiewaczki przedstawił Tom Volf w dokumencie "Maria Callas" (oryginalny tytuł "Maria by Callas"), który 2 marca trafił do polskich kin. Film - złożony przede wszystkim z archiwalnych nagrań z występów - jest raczej laurką niż próbą krytycznego, wielowymiarowego spojrzenia na życie jednej z najpopularniejszych postaci światowej opery. Jednak ważnym aspektem filmu (dzięki któremu zyskuje na wartości i staje się interesujący) jest fakt, że o swoim życiu, karierze i miłosnej porażce opowiada sama Callas. Nie ma tu ekspertów, zbędnego narratora. Jest tylko "La Divina" i jej sztuka - co bardzo porusza.
"Są we mnie dwie osoby"
Jakkolwiek oceniać talent legendarnej sopranistki, jej życie poza sceną było równie dramatyczne, co postaci, w które wcielała się na deskach największych scen świata.
- Są we mnie dwie osoby. Chciałabym być Marią, ale muszę sprostać Callas. Staram się je godzić - mówiła w jednym z wywiadów, przypomnianym przez Volfa. - Mam nadzieję, że będą żyć w zgodzie. Callas to Maria - dodała.
Urodziła się w Nowym Jorku 2 grudnia 1923 roku jako Cecilia Sophia Anna Maria Kalogeropoulou, młodsza córka Georgesa Kalogeropoulosa i Evangelii Dimitriadou. Była trzecim dzieckiem małżonków, ich syn Vasilis zmarł w 1922 roku w wieku trzech lat. Rodzice Marii trafili na Queens zaledwie na cztery miesiące przed jej narodzinami. Nieco później, ze względów praktycznych, Kalogeropoulos zmienił nazwisko na Callas. Kilka lat potem rodzina wzbogaciła się i przeprowadziła na Manhattan.
Matka Marii pochodziła z zamożnej klasy średniej, pragnęła ożywionego życia towarzyskiego i chciała otaczać się artystami. W przeciwieństwie do Georgesa - życiowego pragmatyka, bez żadnych zainteresowań artystycznych. Mówi się, że od początku w ich związku były kłótnie i ciągłe konflikty.
"Dziecko brzydkie i niechciane"
Związek Marii z matką od samych narodzin był co najmniej trudny. Gdy Evangelia dowiedziała się, że urodziła kolejną dziewczynkę - a nie upragnionego syna - przez pierwsze cztery dni nie chciała nawet na nią patrzeć.
Później nie było wcale lepiej. - Moja siostra była szczupła, piękna i przyjacielska, a moja matka zawsze ją preferowała. Ja byłam brzydkim kaczątkiem, grubym, niezgrabnym i niecieszącym się popularnością. To okrutne, że dziecko czuje się brzydkie i niechciane... Nigdy jej nie wybaczę, że odebrała mi dzieciństwo. Przez te wszystkie lata, w których powinnam była się bawić, dorastać, śpiewałam lub zarabiałam pieniądze. Wszystko, co dla nich zrobiłam, było niemal zawsze dobre, a to, co mi zrobili, było w większości złe - mówiła Callas po latach w rozmowie z "Time".
Matka późniejszej primadonny najprawdopodobniej chciała przenieść swoje marzenia o sztuce i karierze na swoje córki. Starsza Iakinti (w USA używała imienia Jackie) kształcona była na pianistkę koncertową. Maria jako trzylatka nieświadomie zaczęła wykazywać talent wokalny. Gdy matka to zauważyła, zaczęła zmuszać małą do śpiewania, a przez kolejne lata jej presja rosła. Georges coraz mocniej zaś manifestował swoje niezadowolenie z powodu stosunku żony do młodszej córki. Nie podobało mu się też to, że Evangelia faworyzuje Jackie. Doprowadziło to ostatecznie do rozstania i powrotu Evangelii z córkami do Aten w 1937 roku.
W Grecji Evangelia chciała wysłać 13-letnią wówczas Marię do prestiżowego Konserwatorium Ateńskiego. Niestety, jej głos był pozbawiony ekspresji i niećwiczony. Podanie o przyjęcie do szkoły zostało odrzucone, a ówczesny dyrektor konserwatorium zalecił dziewczynce lekcje solfeżu. Kilka miesięcy później trafiła jednak do Greckiego Konserwatorium Narodowego pod skrzydła Marii Trivelli. Tak zaczęła się droga Callas na szczyt.
Jednak relacje z matką pogarszały się. Biograf Callas Nicholas Petsalis-Diomidis, w opublikowanej w 2001 roku książce, zwrócił uwagę na jeden wątek wzajemnej wrogości. Maria miała wyznać swojemu ojcu i przyjaciółce Giulietcie Simionato, że matka naciskała na nią, aby wychodziła z różnymi mężczyznami i przynosiła pieniądze oraz jedzenie. Chodziło przede wszystkim o niemieckich i włoskich żołnierzy, stacjonujących w Atenach po inwazji nazistowskiej na Grecję w 1941 roku. Simionato lata później mówiła, że Callas nigdy nie uległa żadnemu z nich i nigdy nie wybaczyła matce tego, że chciała ją zmusić do swoistej prostytucji.
Inne źródła podają, że matka Callas podczas okupacji Grecji ukrywała dwóch brytyjskich żołnierzy, dając im schronienie przed dalszą ucieczką. W 1944 roku oficerowie odwdzięczyli się i pomogli rodzinie Callas, goszcząc ich w ambasadzie brytyjskiej.
Na początku lat 50., gdy Maria była już znaną sopranistką, postanowiła zabrać matkę w podróż do Meksyku. Miały w tym czasie naprawić wzajemne relacje, oczyścić atmosferę. Niestety, wspólny wyjazd sprawił, że niezabliźnione rany się otworzyły i koszmary przeszłości powróciły. Podróż skończyła się tym, że nigdy więcej już się nie spotkały. Po serii agresywnych listów od matki, w których ta domagała się głównie pieniędzy, Callas zdecydowała się całkowicie zerwać z nią kontakt. O ich relacjach świat dowiedział się w 1956 roku z okładkowego tekstu tygodnika "Time" i wydanej później książki Evangelii "My Daughter - Maria Callas". Sopranistka nie pozostawała dłużna, publicznie oskarżając matkę o brak miłości, chciwość i odrzucenie.
Droga na szczyt
Od momentu wejścia w podwoje konserwatorium Callas budziła zachwyt. Trivelli - jej nauczycielka - 20 lat później wspominała, że Maria była perfekcjonistką i idealną uczennicą: jednocześnie szybko się uczyła i uważnie słuchała wszelkich wskazówek. "To był niezwykły fenomen pod każdym względem, a raczej wielki talent, który wymagał kontroli, wyćwiczenia techniki oraz trzymania dyscypliny, żeby mógł zabłysnąć całą swoją wspaniałością" - oceniła nauczycielka, dodając, że Callas zajęło zaledwie pół roku, żeby móc zaśpiewać "z niezwykłą muzykalnością" wszystkie najtrudniejsze arie z międzynarodowego repertuaru operowego.
Jej kolejna nauczycielka - wielka hiszpańska sopranistka koloraturowa Elvira de Hidalgo - również był zachwycona swoim "nabytkiem". Jeszcze przed inwazją na Grecję Maria miała okazję zadebiutować na scenie Greckiej Opery Narodowej. Zanim wróciła do USA w 1945 roku, na koncie miała już 56 występów w siedmiu operach i ponad 20 recitali.
Chociaż Hidalgo radziła swojej ulubienicy, żeby próbowała sił we Włoszech, Callas wybrała Amerykę. Dostała dwie propozycje - między innymi z nowojorskiej Met Opera - jednak odrzuciła obie oferty.
W końcu, po dwóch latach, podpisała kontrakt z Arena di Verona i tak trafiła do Włoch, gdzie zadebiutowała rolą w "Giocondzie" Amilcare Ponchiellego, przygotowanej przez Giovanniego Zenatello.
Tuż po przyjeździe do Werony spotkała 27 lat starszego od siebie Giovanniego Battistę Meneghiniego - biznesmena, który stał się jej menadżerem i który pomógł jej wzbić się na szczyt. Dwa lata później wzięli ślub.
Nie zdecydowali się nigdy na dzieci. Przed Marią świat stał otworem, a dla Meneghiniego stwarzało to okazję, żeby stać się częścią elit. Fakt, że jeszcze tego samego dnia, w którym wzięli ślub, Maria wypłynęła w rejs do Buenos Aires, potwierdza, że najważniejsza dla niej była praca.
Wielokrotnie później zwracała uwagę na to, że poświęciła się muzyce. - Trudniej jest kobiecie mieć cudowną rodzinę, być wspaniałą matką, niż robić karierę. Ja zrobiłam karierę. Tego nie da się pogodzić. Nie w mojej branży. Pracuję na pełny etat - mówiła w jednym z wywiadów.
Na przełomie lat 40. i 50. miała świat u stóp. Jeszcze w 1949 roku przeszła do historii opery: wcieliła się w Brunhildę w "Walkirii" Wagnera i jednocześnie otrzymała propozycję zastąpienia Margherity Carosio w roli Elwiry w "Purytanach" Belliniego. Początkowo chciała ją odrzucić: po pierwsze, partia w "Purytanach" wymagała zupełnie innego przygotowania niż ta z "Walkirii"; po drugie, nie znała tekstu. Swojej roli nauczyła się w nieco ponad tydzień, a próba generalna odbyła się w dzień premiery. Wykonywanie w tym samym czasie ciężkiej dramatycznej Brunhildy i subtelnej koloraturowej Elwiry udowodniło, jak wielki talent ma Greczynka.
W ciągu kolejnych kilku lat z powodzeniem tworzyła bardzo różnorodny repertuar: Kundry w "Parsifalu" Wagnera, Abigail w "Nabucco", tytułowa Norma Belliniego, Aida Verdiego (tą partią debiutowała w słynnej mediolańskiej La Scali, spotykając się z mieszanymi ocenami), Leonora w "Trubadurze" Verdiego, Floria Tosca w "Tosce" Pucciniego, Violetta w "Traviacie" Verdiego czy komiczna Fiorilla w "Turku we Włoszech" Rossiniego. To tylko niektóre partie, które sprawiły, że niespełna 30-letnia Maria stała się jedną z najważniejszych postaci ówczesnej sceny operowej. Jej pozycję przypieczętował ostatecznie kontrakt z La Scalą. Doszło do tego pomimo żywej niechęci ówczesnego dyrektora najważniejszego teatru operowego świata - Antonia Ghiringhellego, który miał kiedyś powiedzieć, że dopóki jest dyrektorem, Callas nie dostanie tu kontraktu.
Jej pierwszy sezon w Mediolanie stał się ogromnym sukcesem. Teatr wyprodukował z myślą o niej wiele tytułów, angażując najwybitniejszych artystów: Herberta von Karajana, Margarete Wallmann, Franco Zeffirelliego czy Luchino Viscontiego. Ten ostatni był szczególnie zafascynowany grecką pięknością o niespotykanym głosie. Jeden z najwybitniejszych filmowców w historii włoskiego kina powiedział po latach, że w operze został jedynie dla Callas. Dla niej zrobił: "Westalkę" Spontiniego, "Traviatę" Verdiego, "Lunatyczkę" Belliniego, "Ifigenię na Taurydzie" Glucka czy wybitną "Annę Boleyn" Donizettiego.
Plotki wokół utraty wagi
Na początku lat 50. w życiu Callas zaszła zmiana, która zaciążyła na jej późniejszym życiu prywatnym i scenicznym. W ciągu kilku miesięcy schudła 36 kilogramów. Sama wspominała, że wcześniej była "ciężką kobietą". Przy wzroście 174 centymetrów ważyła nawet 91 kilogramów.
W 1953 roku, przygotowując się do roli Medei, uznała, że jej twarz i sylwetka powinny być szczuplejsze, żeby mogła zagrać dramatyczniej. Wyznała w jednym z wywiadów, że stała się tak otyła, że nawet jej wokalizy były ciężkie. Zauważyła też, że nie mogła się swobodnie poruszać. We wspomnieniach ludzi, którzy współpracowali z Callas przed 1953 rokiem, pojawia się uwaga, że była "monstrualnie tłusta". W niecały rok artystka schudła prawie o połowę. Pojawiły się różne plotki, między innymi o tym, że połknęła tasiemca. Sama twierdziła, że zrewidowała swoją dietę, którą zdominowały sałatki i drób.
Po schudnięciu światu objawiła się nowa Callas - kobieca, delikatna i pełna elegancji. Stała się również ikoną stylu, zachwycając magazyny poświęcone modzie. Jednak zmieniła się nie tylko jej figura.
Wielu historyków twierdzi, że tak poważna utrata wagi miała wpływ na jej sposób śpiewania, gdyż znacznie trudniej było jej "podeprzeć" niektóre dźwięki. Konsekwencją tego miało być większe obciążenie strun głosowych i w efekcie, w zaledwie dziewięć lat, jej warunki wokalne zostały mocno ograniczone.
Konflikt z Tebaldi, "obraza" włoskiego prezydenta
O Callas mówiło się nie tylko ze względu na jej talent. Coraz częściej komentarze dotyczyły jej wybuchowego i gwałtownego charakteru oraz konfliktów wokół niej. O ile niechęć dyrektora La Scali udało się jakoś przełamać, to od początku lat 50. Maria musiała tłumaczyć się z konfliktu z Renatą Tebaldi.
Media pisały wówczas, że Tebaldi jest dla Callas Nemezis. Kontrowersje wokół dwóch gwiazd opery zaczęły narastać podczas ich wspólnego wyjazdu do Rio de Janeiro. Zgodnie z umową, żadna ze śpiewaczek nie miała wyjść na bis. Jednak Tebaldi wyszła dwukrotnie, co rozwścieczyło Callas. Przez kolejne lata artystki publicznie wymieniały się uszczypliwościami. Tebaldi miała powiedzieć: "Mam jedną rzecz, której Callas nie ma: serce". Grecka diwa w rozmowie z dziennikarzem magazynu "Time" rzuciła, że porównywanie jej do Tebaldi to: "porównywanie szampana z koniakiem... nie - z coca-colą". Po latach obie legendy opery twierdziły, że konflikt pomiędzy nimi to wymysł fanów i dziennikarzy.
Callas w tym czasie walczyła nie tylko z Tebaldi. Rysą na jej wizerunku było dość kapryśne podejście do występów. W 1957 roku podczas festiwalu w Edynburgu Greczynka występowała wspólnie z zespołem La Scali. Cztery występy okazały się ogromnym sukcesem, w związku z czym dyrekcja mediolańskiej opery zdecydowała się zorganizować jeszcze jedno przedstawienie. Callas odmówiła występu, tłumacząc się fizycznym zmęczeniem. Teatr reklamował się, że Callas wystąpi jeszcze raz dla szkockiej publiczności, chociaż ta była już w drodze do Wenecji.
Rok później śpiewaczka miała wystąpić w swojej popisowej roli Normy w rzymskiej operze. Wśród publiczności były same sławy i politycy, między innymi prezydent Włoch Giovanni Gronchi wraz z małżonką. "La Divina" (czyli "Boska") - jak nazywali ją wówczas Włosi - dzień wcześniej poinformowała, że jest chora, że nie może zaśpiewać. W dzień występu, dzięki działaniom lekarzy, poczuła się lepiej. Jednak w czasie pierwszego aktu słychać było, że jej głos nie jest w najlepszej formie. Czuła się coraz gorzej i zdecydowała, że nie dokończy występu. Prasa zarzuciła jej obrazę głowy państwa i ten występ długo był jej wypominany.
Kwestia przeznaczenia
W tym samym czasie Maria Callas poznała greckiego miliardera Aristotelisa Onasisa. Do spotkania doszło na przyjęciu wydanym na jej cześć przez Elsę Maxwell - amerykańską dziennikarkę i autorkę tekstów piosenek, znaną z organizowania przyjęć dla przedstawicieli rodzin królewskich i notabli. Było to po występie w "Annie Boleyn" Donizettiego. Sama śpiewaczka twierdziła, że Onasisa poznała na jednej z weneckich plaż. - Przyjaźnimy się. Jestem jego najlepszą przyjaciółką, a to znaczy bardzo wiele. Jest uroczy, szczery, spontaniczny - mówiła w jednym z wywiadów.
"Jeśli madam Callas wybrałaby arenę polityczną zamiast ograniczoną zasięgiem scenę operową, byłaby dziś jedną z najpotężniejszych kobiet świata" - miał powiedzieć Onasis po tym, jak zobaczył ją po raz pierwszy na scenie.
Maria - jako Greczynka wychowana w patriarchalnym środowisku - miała świadomość tego, jak niebezpieczna może być dla niej bliższa znajomość z Onasisem. Tym bardziej że w jej małżeństwie brakowało uczuć i seksu. Meneghini był tak zaabsorbowany sobą i błyszczeniem w blasku Callas, że nie zauważył nawet, kiedy sam niemalże pchnął żonę w objęcia Onasisa.
W 1959 roku pisała: "Moja znajomość z Aristo była kwestią przeznaczenia. Popłynęliśmy w rejs na życzenie mojego męża - Batistę interesowały tylko pieniądze i pozycja. Co robić, gdy nie możesz zaufać własnemu mężowi? Traktowałam go jak moją zasłonę, chroniącą mnie przed światem. Tak było póki moja sława nie uderzyła mu do głowy (…). To był początek końca naszego małżeństwa. Nie Onasis, nie pieniądze. (…) Od początku rejsu widziałam w Aristo idealnego przyjaciela, którego tak bardzo potrzebowałam. Ujął mnie jego urok, silna osobowość i zdolność przyciągania uwagi. Był nie tylko pełen życia, był jego źródłem. Po irytującej kłótni z mężem wyszłam na pokład zaczerpnąć świeżego powietrza. Minęłam Aristo, który patrzył na morze. To wtedy narodziło się moje uczucie. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułam".
Małżeństwo z Meneghinim zakończyło się. Bała się jednak, że rozstanie ją zabije. Bała się wrzawy wokół rozstania. Dwa miesiące później, w otoczeniu prasy, wyjeżdżała z USA. W listopadzie 1959 roku Giovanni Battista czekał na nią pod siedzibą sądu w Mediolanie, gdzie wszczęto rozprawę dotyczącą rozpadu małżeństwa.
Wtedy rozpoczął się romans, który był na ustach świata, romans - jak sam Onasis określił - dwojga "najsłynniejszych żyjących Greków". Jego biografowie zwracają uwagę, że miał wszystko - pieniądze, popularność i dzieci. Brakowało mu właściwej kobiety, która dopełniłaby jego wizerunek.
Wtedy to Callas postanowiła, że porzuci śpiewanie. Tłumaczyła, że chciała żyć życiem poza sceną, w czym wspierał ją ukochany. "Po raz pierwszy czuję się kobietą" - powiedziała podczas jednego z rejsów.
Miłość Marii i Aristotelisa akceptowała początkowo ówczesna żona miliardera Athina. Jednak, gdy prasa coraz więcej uwagi poświęcała ich związkowi, Athina rozwiodła się w czerwcu 1960 roku.
Żyli razem przez kolejne osiem lat. W międzyczasie, w 1963 roku, Onasis zaoferował swojemu przyjacielowi, prezydentowi USA Johnowi F. Kennedy'emu i jego żonie Jackie wypoczynek na swoim jachcie. Z zaproszenia skorzystała tylko amerykańska pierwsza dama, która wychodziła z depresji po stracie kolejnego dziecka. Nie wiadomo, czy coś między Jackie a Grekiem się wydarzyło. Wiadomo, że połączyła ich przyjaźń. Kilka tygodni później Onasis wraz z Callas oglądał pogrzeb Kennedy'ego w paryskim mieszkaniu Marii. Według biografów, Aristotelis miał wyrazić swój zachwyt nad Jackie, mówiąc, że jest silną i dzielną kobietą. "Jest w niej coś greckiego" - miał wtedy powiedzieć z zachwytem o Jackie, która właśnie stała się najsłynniejszą kobietą świata. Dla niego słowo "Greek" odnosiło się bardziej do władzy i siły niż do narodowości. Wtedy - jak twierdzą niektórzy - zrodziło się u Onasisa poważne zainteresowanie byłą pierwszą damą USA. Siedząca obok Maria nie przypuszczała, że Amerykanka stanie się powodem jej nieszczęścia.
Po latach jeden z jego przyjaciół powiedział, że Aristotelis miał antyczne podejście do roli mężczyzny i do postawy wobec uczuć. Inny z jego przyjaciół wyznał, że "Onasis kochał, ale nigdy się nie zakochał". Nie pozwalał sobie na to, żeby poddać się miłości. Maria zaś "zalewała go swoją miłością, totalnie nią otoczyła". Sama też ustawiła się na pozycji kochanki. Kochanki, którą miliarder często zdradzał - także z byłą żoną, do której kilkakrotnie chciał wrócić.
"Najpierw straciłam swój głos, potem figurę, a na końcu Onasisa"
W 1968 roku Onasis złamał serce Marii i upokorzył ją publicznie, żeniąc się z Jackie Kennedy. Callas dowiedziała się o tym z mediów. Była załamana. Jednak kilka tygodni później Onasis stał pod drzwiami jej paryskiego mieszkania i prosił o jeszcze jedną szansę.
Wbrew namowom przyjaciół przyjęła go bez żadnej walki. Za bardzo go kochała takim, jakim był. Ponownie stała się "tą drugą". Jak wspominała w jednym z listów, od teraz łączyła ich prawdziwa, bezwarunkowa przyjaźń.
Wspólnie przeżywali śmierć jedynego syna Onasisa - Alexandra. Była przy nim po samobójstwie byłej żony. Kilka miesięcy później, gdy zmarł ojciec Callas, nie poleciała do Aten na jego pogrzeb, ponieważ w tym czasie w greckiej stolicy byli Jackie i Aristotelis. Nie chciała prowokować prasy brukowej.
Kłopoty między Jackie a Aristotelisem zaczęły się na poważnie, gdy była pierwsza dama USA wróciła do Nowego Jorku, podczas gdy jej mąż przeżywał utratę ukochanego syna. Chwilę później rozpoczęły się trudne negocjacje dotyczące warunków rozwodu.
Po śmierci syna Onasis tracił powoli zdrowie i energię. W listopadzie 1974 roku jego stan zdrowia się pogarszał. Leżał w jednym z paryskich szpitali w oczekiwaniu na śmierć. Jackie, pomimo rozpoczętego procesu rozwodowego, była przy mężu codziennie. Wydała polecenie personelowi szpitala, żeby nie wpuszczali Callas, gdyby chciała go odwiedzić.
W marcu 1975 roku, gdy stan Onasisa wydawał się stabilny, Jackie wyjechała na kilka dni do New Hampshire na narty. Siostra Aristotelisa - Artemis - zadzwoniła do Callas i powiedziała, że jest możliwość pożegnania ukochanego. Marii udało się wejść do szpitala niezauważenie. Sama była przybita, od miesięcy nie opuszczała mieszkania w oczekiwaniu na wieści o ukochanym. Założyła czerwony kaszmirowy szal od Hermesa - ostatni prezent, jaki otrzymała od Onasisa. Wyszeptała: "To ja Maria, twój kanarek" i dodała, że go kocha i zawsze będzie kochać. Sześć dni później Onasis zmarł. W ostatnich chwilach towarzyszyła mu jedynie córka Christina.
Na pogrzeb ukochanego na wyspę Skorpios się nie wybrała. "Jak by to wyglądało - jego dwie żony u jego boku?" - miała powiedzieć. Ukryła się przed paparazzi na Florydzie.
- Najpierw straciłam swój głos, potem figurę, a na końcu Onasisa - wyznała. Sama zmarła dwa lata później, w wieku zaledwie 53 lat. Oficjalną przyczyną zgonu był atak serca. Nie wyjaśniono jednak, co było przyczyną zawału. Jej wierni fani twierdzą, że zabiła ją nieszczęśliwa miłość.