"My chcemy Boga" to hasło tegorocznego Marszu Niepodległości. Ale czy Bóg przyjąłby zaproszenie narodowców? Co sądziłby o ich ostatnich wypowiedziach na temat uchodźców, teorii ewolucji, Unii Europejskiej i Kościoła? Dostaliśmy pewien list, który mógłby to wyjaśnić…
Zamierzałem dziś przedstawić sensacyjny materiał na temat spisku producentów papieru. Czy zwrócili Państwo uwagę, że bolesne zacięcia brzegami kartek zdarzają się ostatnio znacznie częściej i goją nawet o 50 procent dłużej? Szokujący raport na temat planu wyniszczenia polskiej inteligencji za pomocą tysięcy drobnych ran musi jednak poczekać, bo oto wczoraj dostałem niezwykłą przesyłkę. List od czytelnika, który podpisał się jako "Pan Bóg", z prośbą o udostępnienie łamów w niecierpiącej zwłoki sprawie.
Oczywiście nie mam stuprocentowej pewności, że list jest autentyczny i nie jest to tylko jakiś dowcipniś podszywający się pod Boga. Charakter pisma zdradzał jednak bardzo wysoką kulturę osobistą, a składnia faktycznie była miejscami biblijna. No i, rzecz najmniej może istotna, ale również przekonująca, anioły z trąbami i ognistymi mieczami, które przyniosły kopertę, wyglądały bardzo autentycznie. Nie podejmuję się jednak weryfikacji nadawcy ze stuprocentową pewnością i ostatecznie każdy z Państwa będzie sobie musiał sam odpowiedzieć na pytanie, czy Bóg, w którego wierzy, mógłby taki list napisać.
W dzisiejszym odcinku serii #tospisek przedrukowuję więc list w całości, zostawiając każdemu z czytelników prawo do oceny jego autentyczności.
* * *
Kochani Narodowcy!
Pokój z Wami! Właśnie otrzymałem Wasze zaproszenie na tegoroczny Marsz Niepodległości, który w tym roku postanowiliście zorganizować pod hasłem „My chcemy Boga!”. Jestem zaszczycony, że pomyśleliście o mnie. Niestety nie dołączę. Przepraszam.
Jak powiadają, "jestem miłością", więc zapewniam, że kocham nawet was. Ale w sobotę 11 listopada zdecyduję się jednak zostać w domu albo – jeszcze lepiej – z okazji szabatu odwiedzę moich Pierworodnych w synagodze. Nie tego się po mnie spodziewaliście? I właśnie o to mi chodzi! Może to zaproszenie, które z żalem odrzucam, posłuży przynajmniej jako okazja do wyjaśnienia kilku nieporozumień.
Czy Unia Europejska to dzieło Szatana?
Staram się nie spędzać za dużo czasu, oglądając YouTube’a. To grozi zawaleniem obowiązków służbowych. Ostatnim razem, kiedy zagapiłem się na śmieszne kotki, Wielka Brytania przegłosowała wyjście z Unii. Nie mogłem się jednak oprzeć pokusie i obejrzałem niedawne wystąpienie Mariana Kowalskiego, kandydata Waszego środowiska w ostatnich wyborach prezydenckich. Nawet nie wiem, od czego zacząć. Panie Marianie, na miłość boską... Wszystko się Panu pokiełbasiło!
Mówi pan, że "Pan Bóg już ukarał Polaków za wejście do Unii Europejskiej", bo Unia Europejska to "przeklęty Nowy Rzym, Nowe Cesarstwo" opisywane w Apokalipsie. Po pierwsze, o ile pamiętam, w Apokalipsie nic nie ma o Rzymie... Może chodziło Panu o Babilon?
Po drugie, skąd pomysł, że miałbym tak nie znosić tej Unii? Kilka drobiazgów faktycznie mnie irytuje, ale jako całość pomysł wydaje mi się ciekawy. Mój główny reprezentant na ziemi w okresie, gdy Polska wstępowała do Unii, św. Jan Paweł II chyba wyrażał się w tej sprawie dostatecznie jasno? Mówił, że Polska potrzebuje Europy. Oczywiście Wasz rodak, papież, zwracał uwagę na fundamentalne znaczenie chrześcijańskiego dziedzictwa – pracował w końcu dla mnie i takie właśnie było jego zadanie. W zgodzie z otwartym duchem Ewangelii pamiętał jednak, by podkreślić, że wielką wartością Europy jest otwartość, a "różnorodność tworzących ją tradycji i kultur jest wielkim bogactwem".
Najbardziej w Pańskiej wypowiedzi martwi mnie jednak trzecia kwestia. Skąd w ogóle pomysł, że miałbym Polskę karać? Czy Wy naprawdę macie mnie za jakiegoś sadystę? Postawmy sprawę jasno: to, co dzieje się dzisiaj w kraju, to nie moja kara. To skutek waszych własnych wyborów. Chcecie, żeby było inaczej? Weźcie się do roboty!
Czy naprawdę uważacie, że jestem sadystą?
To już zakrawa na jakąś obsesję. Zaglądam na związaną z Marszem stronę "Media Narodowe", a tam Wojciech Golonka, doktor filozofii (rozprawa pt. Realizm tomistyczny Gilberta Keitha Chestertona (1874-1936): filozoficzny portret pisarza), wyjaśnia, dlaczego tegoroczne wydarzenie odbywa się pod hasłem "My chcemy Boga". Przekonuje, że od trzystu lat nie zajmuję się rzekomo niczym innym niż karaniem Polaków.
Rozbiory to kara za rozpasanie osiemnastowiecznej elity. Druga wojna światowa – przekonuje Golonka – to skutek mojego gniewu za liberalne prawo aborcyjne międzywojnia:
"Ktoś powie, że Polska nie była wówczas krajem bardziej grzesznym niż Francja czy USA, a jednak znacznie bardziej ucierpiała. Po pierwsze, nie jest to prawdą, że Polska była krajem mniej grzesznym niż inne kraje chrześcijańskie. To właśnie władze w Polsce, o czym się nie mówi, wprowadziły w Kodeksie karnym z 1932 r. możliwość dokonywania aborcji z powodów eugenicznych, tzw. czynów zabronionych czy zagrożenia zdrowia matki (nawet nie życia! – zob. artykuł 233 tegoż kodeksu oraz rozporządzenie Prezydenta RP z 25 września 1932 r.). Wbrew powszechnemu mniemaniu, że to naziści i Sowieci wprowadzili do Polski możliwość aborcji, zrobili to niestety Polacy".
Czytam dalej i dowiaduję się, że nawet powstanie warszawskie to moja wina!
"Co powiedzieć o doszczętnie zrujnowanej przez nazistów Warszawie w 1944 r.? Czy można z góry wykluczyć, że nie było w tym wydarzeniu dopustu bożego lub kary? Czy należy przejść obojętnie obok faktu, że w ostatnią niedzielę poprzedzającą wybuch powstania, 29 lipca 1944 roku, odczytano fragment Ewangelii, w którym Chrystus przepowiada doszczętne zburzenie Jerozolimy dlatego, że go nie przyjęła i nie uznała?".
Czy Polacy są wyjątkowi?
Wróćmy do przemówienia Mariana Kowalskiego. Oglądam i rwę włosy z brody. Panie Marianie, czy ja dobrze widzę, że zapraszając mnie na Marsz Niepodległości, jednocześnie cały mój współczesny Kościół uznaje Pan za wielki spisek wymierzony w Was, Polaków?
"My [Polacy] uważamy, że nasza przynależność do katolicyzmu, powoduje, że jesteśmy częścią większej całości światowej, Kościoła Powszechnego. I to jest mit! Zwróćcie uwagę: ile narodów katolickich w ten sam sposób obchodzi święta, co my, Polacy? Gdzie są te kapliczki przydrożne poza Polską, gdzie jest pasterka, gdzie jest to święcenie jajek, gdzie są te polskie obyczaje? Okazuje się, jestem pewien, że nasze święta katolickie w Portugalii czy na Filipinach byłyby w ogóle niezrozumiałe. Ja nie wiem, czy na Filipinach ubierają choinkę i tam jest św. Mikołaj. Nie mam pojęcia".
Panie Marianie... Znowu nie wiem, od czego zacząć. "Katolicki" znaczy "powszechny". Spróbuję to Panu wyjaśnić na jakimś przykładzie. Jeżeli twierdzi pan, że przynależność do katolicyzmu nie oznacza przynależności do Kościoła Powszechnego, to tak, jakby Pan twierdził, że nie jest Pan łysy, a tylko nie ma włosów. Łysy, Panie Marianie, znaczy pozbawiony włosów.
Owszem, ma Pan rację – polskie obyczaje są tylko w Polsce. Pewnie właśnie dlatego nazywamy je polskimi... W ogóle to muszę przyznać, że uwielbiam polskie obyczaje świąteczne. Naprawdę są urocze. Zawsze mnie cieszyło, że moja religia wyraża się w tak wielu różnych formach, że każdy naród, a nawet każda jednostka, może znaleźć taką, która najbardziej jej odpowiada. Ale to, co Pan proponuje, to jakieś rozbicie dzielnicowe! Bo co, jeżeli w Poznaniu prezenty przynosi dzieciom Gwiazdor? To oni już mają inny Kościół, inną religię?
A w dodatku znowu się Panu wszystko pomyliło. Św. Mikołaj ma swoje święto 6 grudnia. Ten grubas z reniferami, który przychodzi w Boże Narodzenie, to jakaś podróbka. Może zmylił Pana biało-czerwony strój, ale on nawet nie jest z Polski! Nie chcę Pana martwić, ale choinka też nie jest polskim zwyczajem. Świerczek, który co roku stroi Pan w salonie, to nic innego, jak ukryta opcja niemiecka. Do rozpowszechnienia tego zwyczaju przyczynili się protestanci. I w ogóle, jeżeli przeanalizujemy krok po kroku historię większości "polskich" obyczajów świątecznych, okaże się, że ukształtowały się one dzięki bogatym wymianom kulturowym, jakie Wasz kraj miał w ciągu setek lat ze wschodem, zachodem, północą i południem. Nie chciałbym tu wchodzić na bardzo drażliwy grunt, ale zdaje Pan sobie sprawę z tego, że mój Syn był Żydem i wiele świątecznych obyczajów, które tak Pan podziwia, ma taki właśnie rodowód? Bez różnorodności, bez imigrantów i międzykulturowych spotkań nie byłoby Pana ukochanych jajek, kolęd, nawet przydrożnych kapliczek.
Czy papież Franciszek chce zniszczyć Polskę?
Mówi Pan tak: "Nasza tradycja, nasza kultura, nasze obyczaje nie mają nic wspólnego tak naprawdę z tym katolicyzmem, o którym się gada. […] Nasza tradycja, nasza religia jest wyjątkowa. Nasz katolicyzm to jest coś niepowtarzalnego". Nie wiem, co o tym sądzić. Trochę mam nadzieję, że się Pan po prostu myli. A trochę boję się, że może rzeczywiście Pana religia nie ma nic wspólnego z katolicyzmem.
Pewnie dlatego mojego obecnego delegata na Ziemię, z którego jestem szczególnie dumny, uważa Pan za przedstawiciela jakichś mrocznych, wrogich Polsce sił:
„Obecny papież nie rozumie Polaków, nie rozumie prawdziwych chrześcijan, nie rozumie patriotów. Jest produktem jezuickim, latynoskim, jest cheguevarystą i komunistą. Niektórzy twierdzą, że jeszcze jest masonem. Tego nie wiem. Ale po owocach pracy tego człowieka powiem, że nie jest sojusznikiem świata chrześcijańskiego, a na pewno zwykłych porządnych Polaków”.
Papież – cheguevarystą i komunistą? W sumie to też dla mnie nic nowego. Mojego Syna też oskarżano o rewolucyjne zapędy, gdy pewnemu młodemu człowiekowi polecił, by sprzedał wszystko, co ma, a pieniądze rozdał ubogim.
Przeglądam strony związane z prawicą narodową i jestem przestraszony. Co tam się wyprawia… Toż w najgorszych czasach "NIE" Jerzego Urbana nie obrażano mojego człowieka w Watykanie tak, jak to robią ludzie określający się jako "katolicy".
Ludzie kochani, przecież wy odrzucacie ostatnie kilkadziesiąt lat historii Kościoła. To dla mnie oczywiście nic nowego. Czytałem pracę Jędrzeja Giertycha pt. "W obliczu zamachu na Kościół", w której dowodzi on, że po Soborze Watykańskim II w Kościele pojawił się potężny nurt dążący do jego unicestwienia poprzez oderwanie religii od porządku doczesnego. "Duch Soboru wymaga miłości i pojednania" – pisze Giertych – "to znaczy uznania, że wszystkie religie są jednakowo dobre i jednakowo prawdziwe. […] Jest produktem wichrzycielskiej propagandy". No rzeczywiście. "Duch miłości i pojednania" to wichrzycielska propaganda, a Ewangelie były o tym, że Polska ma być dla Polaków. Czy wy w ogóle czytacie moje książki?
Wracam na facebookowy profil Marszu Niepodległości (wiem, wiem – Facebook jest częścią antypolskiego spisku – nie mam tam konta, tylko się przyglądam). Tam informacja o Mszy Świętej, która poprzedza Marsz. Pierwsze pytanie od czytelnika? Czy to będzie Msza Trydencka, a więc odbywająca się według dawnego, przedsoborowego rytu. Odpowiedź: tak. Czytelnik: "Na pewno? ". Jak gdyby uczestnictwo w nowej, zreformowanej Mszy mogło kogoś skazić "wichrzycielską propagandą".
A przecież w ramach reformy poleciłem Biskupom (przez Ducha Świętego) wprowadzić szerzej języki narodowe do liturgii. Msza po polsku, nie po łacinie. Myślałem, że narodowcy będą zachwyceni...
Czy narodowcy pochodzą od małpy?
Na koniec została jeszcze jedna drażliwa kwestia. Wróćmy do przemówienia Mariana Kowalskiego...
"Jakim trzeba być durniem, by na równi postawić pomysł taki, że życie zostało tchnięte z poglądem, że jaszczurka, która tam ileś razy spadła w przepaść, w końcu wyprodukowała skrzydła. Gdyby to była prawda, to ludzie mieliby dwie wątroby, bo alkohol wynaleźli dawno temu".
Jak rozumiem to nawiązanie do niedawnych słów papieża Franciszka, który podkreślił, że teoria ewolucji i teoria Wielkiego Wybuchu nie są sprzeczne z nauczaniem Kościoła. Nie tak dawno teorię ewolucji próbował obalić inny narodowiec, profesor Maciej Giertych. Czy wyście się zmówili?
Panie Macieju, Panie Marianie – te wszystkie fragmenty o lepieniu z gliny i wyciąganiu żeber to były tylko takie metafory. Proszę pamiętać, że mówiłem wtedy do ludzi, którzy jeździli na osiołkach i nie mieli pojęcia, czym są geny. Gdybym naprawdę lepił ludzi z gliny, to zamiast drugiej wątroby zatroszczyłbym się o drugi mózg.
Rozumiecie więc teraz, mam nadzieję, że nie mogę dołączyć do was w sobotę. Nie obrażam się, nie żywię urazy. Po prostu nie mogę. Jeżeli chcecie, żebym w przyszłym roku pomaszerował z Wami, może zainspiruje Was ten fragment z pewnej książki, także uznawanej przez wielu za wichrzycielską:
"'[…] Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie'.
Wówczas zapytają sprawiedliwi: 'Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?'. A Król im odpowie: 'Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili'".
*************
Marcin Napiórkowski wykłada w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego i zajmuje się badaniem współczesnych mitów. Na łamach Magazynu TVN24 regularnie śledzi światowe zmowy w serii #tospisek!. Niech drżą reptilianie, masoni, cykliści i weganie. Nikt nie może czuć się bezpieczny. A wy zostańcie na nasłuchu. Prawda wkrótce wyjdzie na światło dzienne!