Nienawiść rodzi nienawiść, terror rodzi terror. Fala zamachów w zachodniej Europie budzi gniew i chęć odwetu. Ofiarami zemsty stają się niewinni ludzie, których jedynym przewinieniem jest to, że wierzą w Allaha. A każdy płonący meczet czy muzułmanin zabity przez białego to powód do radości dla dżihadystów.
Niewielu ludzi z Zachodu przeżyło niewolę w tak zwanym Państwie Islamskim. Jednym z nich jest Nicolas Henin. Francuski dziennikarz niemal rok spędził w rękach dżihadystów w Syrii. Jego współwięźniem był Amerykanin James Foley, którego brutalna egzekucja w 2014 roku wstrząsnęła całym światem. Henin zawdzięcza życie postawie rządu z Paryża, który w przeciwieństwie do innych zachodnich stolic czasem decyduje się na zapłacenie okupu za swoich rodaków. Po powrocie z piekła Henin w niezliczonych wywiadach dał świadectwo zbrodni Daesh (tzw. Państwa Islamskiego, IS). Zamiast, jak można byłoby się spodziewać, siać nienawiść do muzułmanów, Henin stał się jednym z głównych przeciwników islamofobii. Francuz był jednym z pierwszych, którzy zaczęli przestrzegać, że stosowanie na wyznawcach Allaha zbiorowej odpowiedzialności za czyny terrorystów to prosta droga do zguby.
- Jedność i tolerancja to ostatnie rzeczy, których chce IS. Jest jedna rzecz, której oni się boją, to nie bombardowania, to nasza jedność – oceniał w 2015 roku Henin na łamach dziennika "The Guardian".
Daesh organizuje zamachy na całym świecie nie dlatego, że chce zabić kilku londyńczyków czy paryżan. Dżihadyści chcą "obudzić" muzułmanów. Chcą antymuzułmańskich pogromów na Zachodzie, by dzięki nim rekrutować izolowanych i wyalienowanych ludzi, którzy staną się zamachowcami
Joby Warrick
Dziś pogląd Henina jest szeroko rozpowszechniony wśród ludzi, którzy zawodowo zajmują się Bliskim Wschodem i walką z islamskim terroryzmem. Joby Warrick, autor przetłumaczonej na kilkadziesiąt języków książki "Czarne flagi. Geneza Państwa Islamskiego" przekonuje, że obecnie celem numer jeden tzw. Państwa Islamskiego jest nakręcanie spirali przemocy wobec mieszkających na Zachodzie muzułmanów.
- Daesh organizuje zamachy na całym świecie nie dlatego, że chce zabić kilku londyńczyków czy paryżan. Dżihadyści chcą "obudzić" muzułmanów. Chcą antymuzułmańskich pogromów na Zachodzie, by dzięki nim rekrutować izolowanych i wyalienowanych ludzi, którzy staną się zamachowcami - tłumaczy Warrick.
Jego zdaniem fundamentalne pomylenie pojęć i coraz bardziej powszechna, nie tylko w kręgach skrajnej prawicy, tendencja do zrównania przekonań dżihadystów z przekonaniami ogromnej większości muzułmanów idealnie wpisuje się w strategię IS.
- Oni chcą utworzyć armię muzułmanów, więc organizują za granicą zamachy, których celem jest podzielenie społeczeństw i sprawienie, że muzułmanie będą się czuli źle w swoich przybranych ojczyznach. Młodych muzułmanów nie inspirują zamachy, ale boją się irracjonalnej fali odwetów. Przeraża ich to, że na przykład Londyn zamieni się w miejsce, gdzie wyglądając jak muzułmanin od razu staniesz się podejrzany dla otoczenia. Taka sytuacja wbija klin między światem a muzułmanami, z których część skłania się ku IS – mówi Warrick i dodaje, że obecna sytuacja wymaga od zachodnich przywódców dojrzałości i myślenia wykraczającego poza pierwszy odruch polityczny, który często nakazuje odwet i nieprzejednaną postawę na pokaz.
Zmiana taktyki
Strategia tzw. Państwa Islamskiego ma bezpośredni związek z tym, co dzieje się na Bliskim Wschodzie. Dżihadyści miesiąc po miesiącu tracą terytorium, które wcześniej zdobyli, wykorzystując chaos w Syrii i w Iraku. Kiedy zaczął kurczyć się ich "kalifat", wysłali do swoich zwolenników na Zachodzie wiadomość: "Nie przyjeżdżajcie więcej do Syrii, nie przyjeżdżajcie do Iraku. Zostańcie w domu i stwórzcie problem u siebie".
Arie W. Kruglanski, profesor psychologii społecznej z University of Maryland, specjalizujący się w zagadnieniu radykalizacji, po atakach w Paryżu z listopada 2015 roku oceniał na łamach "Washington Post", że prędzej czy później jedyną nadzieją dżihadystów będzie wzbudzenie na Zachodzie niechęci do zwykłych muzułmanów.
Daesh chce sprowokować europejskie społeczeństwa do działań antymuzułmańskich. Wtedy będzie mogło powiedzieć: "A nie mówiliśmy, że to wasi wrogowie? To wrogowie islamu!"
Arie W. Kruglanski
- Daesh chce sprowokować europejskie społeczeństwa do działań antymuzułmańskich. Wtedy będzie mogło powiedzieć: "A nie mówiliśmy, że to wasi wrogowie? To wrogowie islamu!"- oceniał profesor Kruglanski.
Wet za wet
Biorąc pod uwagę strategię tzw. Państwa Islamskiego, radość w szeregach dżihadystów musiał wywołać londyński zamach z 19 czerwca. 47-letni Walijczyk Darren Osborne skorzystał z taktyki islamskich terrorystów - wynajął niewielką ciężarówkę i postanowił wjechać nią w tłum muzułmanów, którzy wychodzili z meczetu w dzielnicy Finsbury Park. Według świadków, tuż po ataku mężczyzna krzyczał: "Zabiję wszystkich muzułmanów!". Przed linczem uchroniła go interwencja policji i miejscowego imama, który uspokajał wzburzony tłum. Dziennik "The Guardian", prześwietlając Osborne'a, odnotował, że mężczyzna mógł być inspirowany przez skrajnie prawicową organizację Britain First, która stoi za licznymi, mniej lub bardziej, poważnymi atakami na brytyjskie meczety. Ugrupowanie zyskało rozgłos po brutalnym morderstwie brytyjskiej posłanki Jo Cox w lipcu ubiegłego roku. Według świadków, Thomas Mair, neonazista, który zabił Cox, tuż przed atakiem krzyczał: "Britain First".
Wydarzenia z Londynu były najgłośniejszym od lat atakiem na żyjących na Zachodzie muzułmanów. Zazwyczaj podobne ataki, w przeciwieństwie do zamachów zwolenników IS, przechodzą bez większego echa. Tym razem było inaczej – między innymi dlatego, że Osborne zaatakował w jednym z największych zachodnich skupisk wyznawców Allaha i zrobił to w trakcie ramadanu – świętego miesiąca islamu. Wywołało to potężne wzburzenie brytyjskich muzułmanów spotęgowane dodatkowo tym, że początkowo władze i media nazwały zamach jedynie "zbrodnią nienawiści".
- Ponieważ to biały siedział za kierownicą vana, to przedstawiacie to tak, żeby nawet nie zająknąć się, że miało to związek z terroryzmem – wykrzykiwał w kierunku dziennikarzy Fouad, świadek ataku w Finsbury Park.
Media i brytyjski rząd szybko poszły po rozum do głowy. Theresa May, premier Wielkiej Brytanii, podczas przemówienia do narodu używała już określenia "zamach". Tego określenia prawdopodobnie zachodni politycy będą po atakach na muzułmanów używać coraz częściej, bo fala prawicowego ekstremizmu przybiera od dawna niewidziane rozmiary. W zachodniej Europie neonaziści wciąż głównie podpalają meczety i ośrodki dla uchodźców, ale powoli sięgają po bardziej radykalne rozwiązania. Szwedzkie media podają, że 14 czerwca w Malmoe doszło do nieudanej próby zamachu, który niemal bliźniaczo przypominał ten z Londynu. Członek faszystowskiego Nordyckiego Ruchu Oporu próbował wjechać swoim volvo w demonstrację Irakijczyków. W Stanach Zjednoczonych nawet prawicowa telewizja Fox News informuje o rosnącej islamofobii, cytując raport Rady Stosunków Amerykańsko-Muzułmańskich (CAIR). Wynika z niego, że w 2015 roku w całej Ameryce odnotowano 180 ataków skierowanych przeciwko wyznawcom Allaha. W 2016 roku takich ataków było już 260, a szacunki mówią o tym, że w 2017 roku będzie ich jeszcze więcej. Do ostatniego głośnego ataku doszło w stanie Oregon. Mężczyzna mówiący o sobie "chrześcijanin" zadźgał nożem dwóch pasażerów, którzy stanęli w obronie jadących pociągiem muzułmanek.
Ludzie, którzy atakują muzułmanów, traktują swoje postępowanie niemal jak patriotyczny obowiązek. Tak to widzą w swojej ekstremistycznej, obłudnej retoryce
Ibrahim Hooper
- Ludzie, którzy atakują muzułmanów, traktują swoje postępowanie niemal jak patriotyczny obowiązek. Tak to widzą w swojej ekstremistycznej, obłudnej retoryce - tłumaczy zjawisko Ibrahim Hooper z CAIR.
Rykoszet
Islamofobia coraz częściej odbija się rykoszetem na ludziach, którzy ani z Bliskim Wschodem, ani z islamem nie mają nic wspólnego. W lutym w Kansas City biały mężczyzna zastrzelił Hindusa, bo myślał, że ten jest muzułmaninem. Otwierając ogień, morderca krzyczał: "Wynoś się z mojego kraju". Podobna historia miała miejsce w Australii. Mający hinduskie korzenie pastor Tomy Kalathoor Mathew tuż przed nabożeństwem został dźgnięty nożem w szyję przez jednego z wiernych, który krzyczał: "Nie możesz być chrześcijaninem!". Pastor Mathew, na szczęście, przeżył atak.
Narastającą islamofobię w bardzo dobitnych słowach ocenia na portalu The Intercept jedno z najostrzejszych piór brytyjskiego dziennikarstwa – Mehdi Hassan, szef działu politycznego wyspiarskiej wersji Huffington Post.
"Islamofobia jest na rękę IS. Celowo lub nie ludzie, biorący na cel muzułmanów, de facto werbują narybek dla grupy, którą rzekomo chcą zniszczyć. Islamofobi, cytując Lenina, są dla IS pożytecznymi idiotami" – ocenia Hassan, z punktu widzenia IS niewierny, bo jest szyitą, czyli przedstawicielem wrogiego odłamu islamu.
Krzyżowcy, "prawdziwi muzułmanie" i "szara strefa"
To, że IS chce, żeby muzułmanie i reszta świata skoczyli sobie do gardeł, przywódcy terrorystów przyznają od lat w swoich publikacjach. W lutym 2015 roku w Dabiq, internetowym biuletynie Daesh, pojawiło się jasne przesłanie, że celem tzw. Państwa Islamskiego jest zniszczenie "szarej strefy", czyli pokojowego współistnienia muzułmanów z niemuzułmanami oraz sprowokowanie akcji odwetowych na wyznawców Allaha.
"Muzułmanie z Zachodu szybko zorientują się, że mają dwie opcje: albo dokonają apostazji i przyjmą obcą religię, albo przyłączą się do IS, unikając tym samym kary z rąk krzyżowców"- brzmiał komunikat w Dabiq.
Wyjaśnienie pojęcia "szara strefa" jest kluczowe dla pełnego zrozumienia, o co chodzi tzw. Państwu Islamskiemu i dlaczego nie można stawiać znaku równości pomiędzy islamem a IS.
- Świat według IS jest podzielony na dwa obozy. Pierwszy z nich to obóz "kafir" (tak islam nazywa innowierców - red.) złożony z niewiernych, drugi to zwolennicy tzw. Państwa Islamskiego z ich wykrzywioną interpretacją islamu. Pomiędzy tymi obozami znajduje się "szara strefa", która składa się z tych, którzy nazywają samych siebie muzułmanami, ale jeszcze nie dołączyli do IS - tak to w dzienniku "The Telegraph" tłumaczy Myriam François-Cerrah, francusko-brytyjska dziennikarka i badaczka Bliskiego Wschodu.
Dla dżihadystów "szara strefa" jest stanem hipokryzji, którą, według nich, przepełnieni są nie tylko niewierni, ale i świat arabski. IS chce przekonać muzułmanów, że Zachód nigdy ich nie zaakceptuje. To cel, któremu ma służyć każda strzelanina, każdy zamach bombowy, każde ścięcie głowy zakładnikowi.
W głowach przywódców tzw. Państwa Islamskiego roi się przekonanie, że każdy wyznawca Allaha musi dołączyć do walki o "jedynie słuszną sprawę". Członków IS do szału doprowadza postawa ogromnej większości z 1,7 miliarda muzułmanów, którzy uważają ich za nawiedzoną sektę i nie bez przyczyny nazywają ją po arabsku "Daesh", czyli "siewcy niepokoju".
Autor jest dziennikarzem „Faktów z Zagranicy” w TVN24 BIS