Smutne, przestraszone, zawstydzone. Nie pasują do roli morderczyń. Nie mają w sobie nic z femme fatale czy lady Makbet - to "zwykłe" kobiety, jakich w Polsce miliony. Nie planowały morderstwa, nie zrobiły tego z premedytacją, nigdy nie chciały zabić, a jednak zabiły, żeby móc żyć. W Magazynie TVN24 prezentujemy fragmenty książki reporterki TVN24 Darii Górki pt. "Aż do śmierci".
Daria Górka: Po latach bycia bitymi, gwałconymi i niszczonymi przez swoich mężów i partnerów "coś w nich pękło" i "doszły do własnej granicy". Celowo używam słów moich rozmówczyń, bo, co niezmiernie mnie dziwiło, wcześniej w przemocowych związkach trwały całe lata, a nawet dekady. Znosiły upokorzenia, uderzenia, zmuszanie do seksu w imię czego...? One same zadają sobie te pytania do dziś.
Gdy pierwszy raz rozmawiałam z "taką" kobietą, okazało się, że zabiła swojego kata w moim rodzinnym mieście. Piekło działo się w mieszkaniu nad cukiernią, którą często odwiedzałam. Nie mogłam w to uwierzyć. Nie mogłam przestać o tym myśleć. Nie potrafiłam zostawić tego tematu. Akurat kończyłam studia: dokumentalistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Uczyniłam z tego temat swojej pracy naukowej. To bardzo ważny moment, bo do kolejnych rozmów, które znajdują się w książce, przygotowywałam się nie tylko dziennikarsko. Przeczytałam dostępną literaturę i zaczęłam rozumieć mechanizmy przemocy, które nas wszystkich tak dziwią. Zaczęłam rozumieć, dlaczego one nie odchodzą.
Moje rozmówczynie z ofiar przeistoczyły się w katów. Znalazły najgorszy możliwy sposób na wyrwanie się z relacji uwikłania: zabiły oprawcę. Miały za mało siły i otrzymały za mało pomocy, by odejść wcześniej. Jak mówi w książce więzienna psycholog: "Niejedna z nas może znaleźć się w takiej toksycznej relacji, a jej początkowym symptomem może być stwierdzenie: 'Ale on mnie uderzył tylko raz...'. Tak się zaczyna... Skończyć może się pobytem w murach zakładu karnego, w którym dziś rozmawiamy. Bo te skazane, tak jak i my, nie planowały zabić, więc niewiele nas różni".
Ze wszystkimi kobietami rozmawiałam w więzieniach. Bohaterki "Aż do śmierci" otrzymały kary od 5 do 12 lat pozbawienia wolności. Premiera książki "Aż do śmierci" 16 października.
*******
Są ludzie, dla których dom to najniebezpieczniejsze miejsce na świecie. Są kobiety, które zbliżając się do tej, chciałoby się powiedzieć: "przystani", nie czują bezpieczeństwa, a jedynie przeszywający strach o życie swoje i często swoich dzieci. Zamiast miłości przepełnia je nienawiść – do partnerów, siebie i całego świata. Te kobiety przez lata, a czasem i całe dekady zamiast pocałunków otrzymywały uderzenia w twarz, zamiast czułych słów słyszały wyzwiska i przekleństwa, a zamiast małżeńskiego seksu doświadczały brutalnych gwałtów. Były bite, kopane, poniżane, wykorzystywane, zastraszane, cięte nożem, okaleczane, zmuszane do prostytucji. Taki los zapewnili im ich mężowie i partnerzy, ci sami, którzy niejednokrotnie wyznawali miłość, a przed ołtarzem ślubowali wierność.
Monika
To jest pułapka. To są ogromne wnyki. Jak człowiek się zakleszczy, to trudno jest je otworzyć. Za pierwszym razem jeszcze masz dużo siły, jeszcze się da, ale jak tego nie zrobisz, to później jest coraz trudniej. Na końcu te własne wnyki są otwarte już tak minimalnie, że nie da się nic zrobić, choćby nie wiem, jak bardzo człowiek chciał je otworzyć.
"Nikt, kto tego nie przeżył, nie jest w stanie tego zrozumieć". To z pozoru banalne zdanie często powracało w moich rozmowach z bohaterkami tej książki. Faktycznie, zwykle nie jesteśmy w stanie zrozumieć tego, że kobieta, doświadczająca przemocy we własnym domu, nie odchodzi od oprawcy. Może więc warto zastanowić się, dlaczego tak trudno otworzyć wnyki, o których mówi Monika, i jak pomóc bitym, cierpiącym, okaleczanym kobietom, by ocaliły swoje życie, zanim będzie za późno.
Małgorzata
Do dziś mam przed oczami policjanta, który siedział obok mnie, już na komisariacie, i trzymał mój dowód. Powiedział: "Zabiła pani zwierzę, a pójdzie pani siedzieć jak za człowieka".
W książce oddaję głos ośmiu kobietom, w tym siedmiu morderczyniom, które po latach bycia ofiarami przemocy domowej odpowiedziały przemocą na przemoc i zabiły swoich wieloletnich oprawców. Jedna z kobiet ciężko zraniła partnera, który po wielu operacjach przeżył. Moje rozmówczynie zgodziły się opowiedzieć swoje historie ku przestrodze i pod warunkiem zachowania anonimowości. Przytoczone wypowiedzi przedstawiają ich życie z subiektywnej perspektywy, są to ich uczucia i wspomnienia. Ze wszystkimi bohaterkami rozmawiałam w więzieniach. W więzieniu ludzie są sobą, nie mają przed kim udawać, nie muszą już stwarzać pozorów, wszyscy zdążyli ich ocenić i osądzić. Najgorsze, co mogło się wydarzyć, już się wydarzyło, ich życie legło w gruzach.
WIARA
Marta
Dzieciństwo miałam trudne, marzyłam, żeby uciec z domu. Gdy tylko skończyłam osiemnastkę, wyjechałam do większego miasta. Nareszcie miałam spokój. Zaczęłam pracować w kasie z biletami, zarabiałam na własne potrzeby, wynajęłam mieszkanie, miałam znajomych. Wtedy poznałam jego. Był zawodowym kierowcą. Był bogaty, a ja byłam biedna, ale nie przeszkadzało mu to. Zakochaliśmy się w sobie i było pięknie, wzięliśmy ślub. Najpierw zamieszkaliśmy u jego rodziców, później w tej samej wiosce kupiliśmy swoją chałupę. Założyliśmy gospodarstwo – mieliśmy krowy, świnie. Dom był obok lasu – cisza, spokój, piękne widoki. Jeszcze w tym samym roku urodziłam pierwsze dziecko… Wtedy wszystko się zaczęło. Kilka razy "sprzedał" mi liścia. Później przeprosił i parę dni było dobrze… i tak w kółko. Rok później urodziłam drugą córkę. On pracował, zarabiał, ja zostałam z dziećmi w domu. Coraz częściej przychodził z pracy pijany, awanturował się. Były wieczne krzyki, bicie, duszenie.
Ma ponad sześćdziesiąt lat, wygląda bardzo staro. Smutna, schorowana, przegrana. Rozmowę przerywa nam inna więźniarka, dużo młodsza. Wchodzi do celi bez pukania. Moja rozmówczyni próbuje ukryć płacz, posyła jej ciepły uśmiech, pyta, w czym pomóc. Namiastka normalności, myślę, chwila zwykłej ludzkiej życzliwości nawet w takich warunkach. Wkrótce jednak wracamy do naszej rozmowy, a jej łzy płyną dalej.
Raz z zamrażarki wyjął zamrożonego kurczaka. Rzucił nim we mnie, prosto w twarz, rozciął mi brwi… wszędzie mam blizny.
Blizny pokrywają sporą część jej ciała. Pokazuje mi je: na twarzy, szyi, rękach. Każda z nich to zapis jej historii. Dramatu, który doprowadził ją aż tutaj, do celi, w której odsiaduje wyrok za zabójstwo. Nie przeraża mnie to, ale też nie zamierzam jej usprawiedliwiać. Chcę zrozumieć, a właściwie to chcę po prostu poznać jej historię.
Później było tylko gorzej – coraz więcej pił i przynosił coraz mniej pieniędzy. Urodziło się trzecie dziecko. Trzeba było je nakarmić, obiad robiłam z czego się dało, jak one zjadły, to ja dopiero po nich resztki dojadałam.
37 lat. 13 505 dni. 324 120 godzin. Tyle trwało domowe piekło Marty.
Ola
Początek znajomości był w miarę dobry, kochał mnie, starał się. Potem pojawił się alkohol, ja też się wciągnęłam, trudno było z tego wyjść. Pierwszy raz pobił mnie, gdy byłam w ciąży z pierwszym dzieckiem, uderzył mnie w brzuch. Dla mnie była to czerwona lampka. Pomyślałam, że coś może być nie tak, że może nie jest odpowiednim ojcem, ale dziecko już było w brzuchu, a on był ojcem. Przepraszał, mówił, że mnie kocha i że coś w niego wstąpiło, że nie wiedział, co robi. Wybaczyłam. Tak jak zawsze wybaczałam.
Kasia
On pracował za granicą, ja w Polsce. Przyjeżdżał tylko na weekendy, nie kłóciliśmy się, nie było o co. Potem częściej bywał w domu, trzy-cztery dni w tygodniu miał wolne. Nigdy nie powiedział, dlaczego jego sytuacja w pracy się zmieniła, ale wtedy zaczął pić. Pojawiła się chorobliwa zazdrość, bicie, awantury, przepychanki, ranienie nożem. Niech pani zobaczy, niech pani na mnie spojrzy.
Blizny. Znowu je widzę, i to na samym początku rozmowy. Nacięcia, choćby na rękach, to dokumentacja przeszłości tych kobiet – pokazując mi je, wprowadzają mnie w swój świat. Na ich ciele jest namacalny dowód piekła, które przeżyły.
NADZIEJA
Sylwia
Nie zastanawiałam się nad tym, dlaczego on to robi. Starałam się sobie wmówić i wytłumaczyć, że jakoś to jeszcze będzie, ale nigdy nie było dobrze. Liczyłam na to, że on się zmieni.
Izabela
Za każdym razem mówił, że już nie będzie pić, że się zmieni, bo on to tak tylko pod wpływem alkoholu…
Marta
Byłam w stanie znieść bardzo dużo. W imię czego? Szkoda mi było tego wszystkiego, co mam. Miałam swoje gniazdko. Jak był trzeźwy, to było nam razem dobrze. Planowaliśmy wakacje, wyjeżdżaliśmy. Mimo wszystko miałam namiastkę domu, namiastkę ciepła. To dużo. Miałam z kim iść w niedzielę na mszę do kościoła. Wpadłam w monotonię, cieszyłam się z krótkich dobrych momentów.
Sylwia
Przepraszał mnie. Przebaczałam mu i wszystko było dobrze przez dwa-trzy dni, może tydzień.
Marta
Nie miałam wyjścia, musiałam trwać w tym związku, bo nie miałam gdzie pójść. Co z dziećmi? Do rodziny zastępczej? W życiu bym sobie nie wybaczyła, gdybym je zostawiła. Sama mogłabym uciec, ale co z nimi?
Bite kobiety przeżywają paraliżujący strach lub rozszczepienie niczym w syndromie sztokholmskim. Często koncentrują się tylko na przetrwaniu, zapominając, że istnieją sposoby na wyjście z sytuacji. Wpadają w depresję, poczucie beznadziei i bezradności, stają się więźniami bolesnych psychofizjologicznych przeżyć.
Według badaczy przemocy domowej jedną z podstawowych przyczyn, dla których bite kobiety pozostają w związku z tyranem, jest strach. To on paraliżuje je, determinuje, rządzi ich działaniami. Tyran wywołuje u kobiety przekonanie, że zna wszystkie jej myśli i czyny. Obawiając się o swoje życie, ofiary nie widzą innej alternatywy, jak tylko zostać ze swoim prześladowcą. Są przekonane, że każde działanie spowoduje eskalację przemocy. Z tego powodu, nawet gdy w sytuacjach bezpośredniego zagrożenia dzwonią na policję, później, zastraszone przez partnera, wycofują się.
SEKS GWAŁT
Ola
Gwałcił mnie. Często. To jest…
Nastaje długa cisza. Ola spuszcza wzrok. Wiem, że to jedno z najtrudniejszych pytań.
… Boże, aż nie chcę o tym myśleć, mam drgawki, to obrzydliwe, co on mi robił. I wie pani, co… z jednej strony żałuję tego wszystkiego, tego, że tu jestem, bo w jakiś sposób cierpię nadal, ale to nie jest już takie cierpienie jak kiedyś, nie takie, jak w czasie, gdy się nade mną znęcał.
Alicja: Czuł, że jestem jego własnością. Mógł mnie bić i gwałcić, ja musiałam dawać mu dupy wtedy, kiedy chciał (…)Gdy kładł się obok, czułam wstręt. Obezwładniał mnie strach, to było straszne. Miałam do wyboru albo stawiać opór i zostać skatowaną, albo poddać się (…) Beznamiętnie dawałam mu robić ze sobą, co chciał. Byłam dla niego nikim, zabawką.
Małgorzata
Znosił mi seksowne koszulki, kazał uprawiać seks tak często, że żadna prostytutka by tego nie wytrzymała. Jak nie chciałam, to mnie bił. Bił coraz mocniej i częściej… Łzy kapały, a on…. eh… czuję obrzydzenie, odrazę do siebie i do niego. Wstyd. Pamiętam taką sytuację: byliśmy nad wodą. On ciągle mnie tam ciągnął, tak na spacery. Ciągle chciał się lansować, pokazywać. Wymyślił sobie, że tam będzie seks. Ludzie w oddali, ja nie chciałam. Ubrałam się i poszłam do domu. Jak za mną przyszedł, to rzucił mnie na piec, potknęłam się, przewróciłam, poraniłam, ale jemu było mało, zaczął mnie bić i kopać. Byłam cała potłuczona, poobijana, posiniaczona, zakrwawiona.
Dla ofiary przemocy seksualnej gwałt rodzinny może mieć nawet bardziej dramatyczne konsekwencje niż ten dokonany przez osobę obcą. Wszystko przez to, że dochodzi do niego zwykle dużo częściej, czasem regularnie. Pokrzywdzona nie wie, do kogo zwrócić się o pomoc, w końcu w ten bestialski sposób krzywdzi ją najbliższa dla niej osoba. Pogłębia się u niej poczucie bezsilności. Samo zgwałcenie, niezależnie od tego, kto go dokonał, wpływa podobnie na psychikę krzywdzonej osoby: zaburza poczucie panowania nad swoim ciałem, sobą i sytuacją, często wywołuje wstyd, poczucie winy, samooskarżanie się. Wiąże się z lękiem paraliżującym na długo możliwość normalnego funkcjonowania i poczuciem straty. Mimo to, a może właśnie przez to, ogromna większość przypadków przemocy seksualnej jest ukrywana przez ofiary.
Według badań prof. Beaty Gruszyńskiej każdego roku w Polsce zgwałconych zostaje około trzydziestu tysięcy kobiet, co przerażające, większość z nich tego faktu nigdy nie zgłasza organom ścigania, tym bardziej jeśli sprawcą czynu zabronionego jest partner.
TEN MOMENT
Sylwia
Przyszedł ten moment po prostu, już nie wytrzymałam. Ile kobieta może wytrzymać? No ile? Jesteś zamykana, duszona, bita. Ile można znieść tego wszystkiego?
Małgorzata
Stałam w łazience, drzwi były otwarte, wywiązała się awantura. Podszedł do mnie i zaczął na mnie krzyczeć. Bił mnie i zdzierał ze mnie ubranie. Zaraz przy łazience był piecyk na drewno, a obok leżała siekiera. Wzięłam tę siekierę i uderzyłam go. Dostał w głowę, pękła mu czaszka. Zmarł, jak przyjechała karetka. Pamiętam to wszystko jak przez mgłę. Pamięć odzyskałam na komisariacie. Po prostu nie dałam rady, moja psychika leżała w gruzach. To był amok. Wiem, że uderzyłam, ale dlaczego akurat w tym momencie coś we mnie pękło, tego nie wiem do dziś. Widocznie ten moment musiał nadejść.
Ola
Czułam ból, fizyczny i psychiczny, przeszywający. Potem pojawiła się złość, wstręt do człowieka, który mi to robi, i do samej siebie. Potem przyszła nienawiść. Nienawidziłam jego, ale przede wszystkim siebie i wszystkich wokół.Myślałam: "Co ja znów zrobiłam? W czym nie dałam rady? Czego on ode mnie chce?".
ZBRODNIA
Monika
To było po takiej dużej imprezie. W ogóle nie chciałam go tam wziąć, ale obiecywał, że będzie się dobrze zachowywał, że będzie grzeczny. No i tak wyszło, że tu jestem. Większości nie pamiętam. To się działo od godziny dwudziestej trzeciej do trzeciej-czwartej nad ranem. Pamiętam tylko jakieś urywki. Pamiętam, jak mnie złapał za gardło i przyparł do ściany, miałam na szyi siniaki, pobite ręce.Oczywiście jakiś alkohol wypiłam, miałam pół promila w wydychanym powietrzu, ale do tego wszystkiego doszły nerwy. To był jakiś amok. Długo się kłóciliśmy (…). Kiedy wracaliśmy z imprezy, sąsiad widział, jak mnie pchnął na bruk. Ludzie słyszeli wyzwiska. Zatrzymał się przy nas patrol. Powiedziałam policjantom: "Zabierzcie go na wytrzeźwiałkę, bo to się wszystko źle skończy", ale nie zareagowali. Jak doszliśmy do domu, doskoczył do mnie. Dzieciaki podleciały, uderzył córkę. Przed oczami mam, jak córka przelatuje przed moją twarzą, tak mocno ją popchnął (…) W pewnym momencie, tak wynika z akt, bo ja tego nie pamiętam, odwróciłam się z nożem, którym otwierałam mleko… i go trafiłam. Nóż zatrzymał się na żebrach, przebił serce i wnętrzności. Za jednym podejściem poszło wszystko. Nie pamiętam, czy dzieciaki widziały sam ten moment, nie wiem, mam w głowie same kawałki. Te puzzle są cały czas nieposkładane. Jak leżę wieczorem, to próbuję gdzieś jeszcze przesuwać i wsadzać te brakujące klocki. Może kiedyś mi się to uda.
Marta
To były Święta Wielkanocne. Przyjechałam z zagranicy, przywiozłam pieniądze. Pojechaliśmy do miasta po meble do nowego mieszkania syna – chciał się wyprowadzić, zamieszkać ze swoją dziewczyną (…) Zostałam z mężem sama, wszystkie dzieci wyfrunęły z domu, uświadomiłam to sobie, dopiero gdy wróciliśmy. Byliśmy sami, nie było przed kim grać. Wokół nas była pustka. Chciałam ją wypełnić – wzięłam się za przygotowania do świąt. Zaczął pić, (…) przyprowadził do domu kolegów. Zaczęły się wyzwiska: "Ty kurwo!", "Ty suko!". Już wtedy miałam silną depresję, brałam leki. Po trzydziestu siedmiu latach piekła coś we mnie pękło, coś mi odbiło. Poszłam do sklepu po pół litra wódki. Zapiłam nią garść antydepresyjnych tabletek. Dzieci są wychowane, każde na swoim, a ja podcieram dupę starym Niemcom za kasę. Po co żyć? Jedyne, co pamiętam, to to, że podszedł do mnie z nożem. Obudziłam się o pierwszej po południu na wersalce w salonie. Salon mieliśmy duży, przestronny, z widokiem na ogród. Siedział na fotelu, myślałam, że śpi. Podeszłam, do niego – był zimny. Nie wiedziałam, co robię, byłam w szoku. Okazało się, że wszystko stało się około dwudziestej trzeciej, zadałam mu dwa ciosy nożem, drugi był śmiertelny.
Ola
Po południu doszło do kolejnej awantury. Gdy zaczął mnie dusić, odskoczyłam od niego i złapałam za nóż. Być może jeszcze wtedy bym tego nie zrobiła, ale spojrzał na mnie szyderczym uśmiechem i opluł. Zadałam mu trzy ciosy – ostrze trafiło w okolice serca, żebra i narządy wewnętrzne. Wybiegł z domu. Jeszcze żył. Chyba zdjął koszulkę, bo w ogóle nie było krwi. Zaczął rozmawiać z sąsiadem, dopiero potem wszedł do pokoju syna i padł jak długi, twarzą do ziemi.
Alicja
Chodziło o wszystko, o całe życie. W tym momencie doświadczenia zbierane przez całe życie ze mnie wypłynęły. Doszłam do swojej granicy. To, co było we mnie po tych wszystkich przejściach, odbiło się na nim.
ODWET
Monika
Nie wiem, może tak musiało być. Wierzę, że jest ktoś, kto czasem chce nam coś pokazać i wytłumaczyć. I myślę, że dostałam od tego kogoś takiego kopa… żebym się wreszcie obudziła. Żebym nie powtarzała swoich błędów. Wcześniej popełniałam błąd za błędem i jeszcze błędem to przyklepywałam. To była taka kupa gnoju, którą sama sobie stworzyłam i w której byłam zakopana po szyję. Było już za późno, żeby się ruszyć.
Daria Górka:Wierzy pani w Boga?
Marta
Ja mu przysięgałam przed ołtarzem, przed Bogiem… Potem go zabiłam (…) Wszystkie dzieci były ochrzczone, bierzmowane. Może Bóg mi wybaczył, tak jak ksiądz, ale ja sama sobie nigdy nie wybaczę. Nie potrafię sobie tego przetłumaczyć. Już czwarty rok siedzę w tej celi i próbuję na wszystkie sposoby.
Małgorzata
Codziennie się modlę, codziennie odprawiam różaniec. Gdy tylko mogę, chodzę do kościoła. Modlę się za niego, bardzo żałuję tego, co zrobiłam, może dlatego mi się nie śni, a jeżeli już, to tylko dobrze. Jestem wolna od koszmarów. Tamte obrazy do mnie nie wracają.
Izabela
Rozgrzeszył mnie ksiądz w poprzednim więzieniu. Powiedziałam mu, jaka była prawda… o przemocy, o wszystkim. Co tydzień chodzę do kościoła, bo wierzę w Boga (…) Pewnie, że to jest tak, że życia nie dawałam, to nie powinnam odbierać, ale sytuacje są różne.