Chodził brudny, zarośnięty, spał byle gdzie. Takim go zapamiętali. Pijak i bezdomny. Luj. Żeby odzyskać zaufanie ludzi, Darek z dwoma przyjaciółmi "z przeszłością" przejadą z Jaworzna do Lisieux w Francji na minitraktorkach. Jak bohater Davida Lyncha, tylko pięć razy dalej.
Im się nie spieszy. Nie im pierwszym.
W 1994 roku amerykański żołnierz i robotnik Alvin Straight z Iowa wsiadł na traktorek-kosiarkę i wyruszył do Winsconsin, do swojego brata Henry'ego. Nie mógł jechać innym pojazdem, bo miał słaby wzrok i nie zdobyłby prawa jazdy. I nie mógł nie jechać. Miał 73 lata, a starszy o siedem lat Henry właśnie dostał ataku apopleksji. Bracia od lat byli skłóceni, Alvin chciał pojednać się przed śmiercią.
Pięć lat później podróż Alvina Straighta zekranizował David Lynch. A w tym roku, jak powiedział reżyser, jego „Prosta historia” ożyła w Polsce.
22 sierpnia trzej panowie wyruszą ze Śląska do Lisieux we Francji na minitraktorkach.
Darek, lat 47, z Jaworzna. Z zawodu mechanik samochodowy. Był kierowcą autobusu miejskiego, potem przesiadł się na tiry i kilka razy objechał globus.
Sylwek, lat 44, z Krakowa. Też mechanik - maszyn urządzeń budowlanych - i oprócz tego pięściarz. Całe życie zajmował się budowlanką, w szczególności wykańczaniem wnętrz i remontami.
Stracili wszystko przez alkohol. Rodzinę, dom, pracę. Wyszli z nałogu w jaworznickim stowarzyszeniu Betlejem ks. Mirosława Toszy dla bezdomnych i uzależnionych. To Betlejem organizuje pielgrzymkę do Lisieux.
Na koniec Jacek, lat 43, z Koszalina. Miał własną firmę budowlaną. Pięć lat temu rzucił wszystko i został wolontariuszem Betlejem.
Jadą, bo chcą się pojednać. Z sąsiadami, z rodziną, z samym sobą. Chcą godzić ludzi różnych wyznań w niespokojnej Europie.
Pojadą ”japończykami” z małym przebiegiem
Mieli jechać na kosiarkach, ale fachowcy z firmy John Deere, tej samej, której maszyny użył Alvin Straight, stanowczo im odradzili.
- To urządzenie nie ma homologacji, żeby poruszać się po drodze, nie można go ubezpieczyć od ruchu drogowego. W Polsce policja może by przymknęła oko, ale w Niemczech nie sądzę. Zostało skonstruowane do hobbystycznego koszenia trawy w weekend przez dwie godziny, bo na dłuższą metę to zajęcie nuży - wyjaśnia Piotr Dziamski, przedstawiciel John Deere.
Firma nie chce brać odpowiedzialności za ewentualny wypadek. Z tego samego powodu wcześniej odmówiła współpracy z Davidem Lynchem. Reżyser w swojej „Prostej historii” jednak posadził bohatera na kosiarce John Deere, bez oficjalnego wsparcia.
Dziamski: - Czasami korporacje są świętsze od papieża. To mocna pijarowo historia, można by ją fajnie ograć w mediach. Ale bezpieczeństwo jest najważniejsze.
Na pielgrzymkę do Lisieux minitraktorki pożyczyła firma Traktomix z Kąkolewa. Sprowadzone z Japonii, 36-letnie. - Wiekowe z wyglądu, poniszczone, to prawda, ale przebiegi bardzo małe. Bo tam, w Japonii mają maleńkie poletka i uprawiają ryż co dwa lata – mówi Henryk Siepak, szef Traktomiksu.
Minitraktorek, jak zapewnia Siepak, zrobi wszystko w przydomowym ogródku. Tam, gdzie duży sprzęt z racji wielkości nie ma prawa wjechać. A przy tym mało pali. Ale nigdy nie zrobił takiego dystansu, jaki chcą pokonać trzej panowie z Jaworzna. - Byłoby sukcesem, gdyby te maszyny dojechały do Lisieux bez szwanku. Ale na nowy mercedes też nikt nie dałby gwarancji. Za to jeden minitraktorek może podholować drugi – przekonuje Siepak.
Maszyny przekazał nieodpłatnie. Jedyny warunek – muszą do niego wrócić.
Siepak: - Ksiądz przyszedł do mnie z prośbą w tym samym dniu, w którym zmarł mój kolega. Zbieg okoliczności. Kolega przedawkował alkohol. Takim ludziom nie zostaje nic. Mają tylko siebie i ewentualnie obcych, którzy im pomogą. Trzeba pomóc.
Ksiądz poprosił Davida Lyncha o patronat nad pielgrzymką.
Jesteś facet czy dziecko?
- Wrzucić trójkę, puścić sprzęgło, dziecko poprowadzi taki minitraktorek, jeśli tylko umie kręcić kierownicą - mówi Darek. Dla niego to prostsze niż jazda rowerem. Miał prawo jazdy na wszystkie kategorie.
- Traktorki mają prawo się zepsuć. Ale awarie i naprawy też są elementem drogi – mówi ks. Mirek. Wezmą zapasowe paski klinowe, a Darek naprawi każdy silnik, samochód Betlejem sklecił z citroena i fiata. Jak mówi: wszystko w tym domu jest poskładane z części.
Sylwek wyłożył siedzibę Betlejem płytkami z odzysku, z burzonych, stuletnich kamienic, z zakurzonych magazynów, przechowujących końcówki kolekcji. Musiał wykazać się artyzmem.
Radzi sobie bez alkoholu trzeci rok. Darek - półtora roku. Sylwek od trzech miesięcy jest już na swoim, w Betlejem jedynie pracuje.
- Tylko chleb jest poza moralnością – mówi ks. Mirek. Chleb rozdaje. Na kurczaka każdy, kto przychodzi do niego po pomoc, musi sobie zarobić. Pierwszy tydzień jest testem. Popracuj, mówi kapłan, będziesz mógł się wykąpać, dostaniesz śniadanie, obiad, kanapki na drogę. Po tygodniu, jeśli człowiek wytrzyma, może zamieszkać w Betlejem. Ale nie na zawsze. Chodzi o to, żeby stanął na nogi.
- Jesteś facet czy dziecko? Chcesz jeść za darmo? - mieszkańcy Betlejem nie pozwolą nikomu zgnuśnieć.
Na pielgrzymkę do Lisieux sami sobie zarobili, tworząc ikony dla pielgrzymów Światowych Dni Młodzieży. Żeby nikt im nie zarzucił, że to wycieczka, że oni się na tej bezdomności bawią. Za ikony, które wykonali ze spalonych krokwi katedry w Sosnowcu, wyremontowali kuchnię (50 tys. zł oddali na remont katedry). Żyją z prac budowlanych, z wypasu owiec wrzosówek, którymi „koszą” trawę na terenach cennych przyrodniczo w Jaworznie.
- Kiedyś myślałem o takich ludziach „luj”. Dzisiaj wiem, że mogę wiele się od nich nauczyć - mówi Jacek, który stał się taki jak Darek i Sylwek z własnego wyboru, bo – jak przekonuje - zmęczyło go życie w kieracie, kupowanie, dogadzanie sobie. - Sens ma pomaganie innym - odkrył. A bezdomność, jak twierdzi, jest w sercu. To brak relacji z innymi ludźmi.
Maksymalnie 10 km/h przez cztery kraje
Będą jak Alvin Straight, wystawieni na życzliwość i gościnność spotykanych ludzi. Ksiądz Mirek mówi: na niepewność.
- Najgorszą rzeczą, jaką moglibyśmy zrobić na tej pielgrzymce, to zaplanować precyzyjnie, gdzie i którego dnia nocujemy - mówi ks. Mirek. Wyznaczyli na mapie miejscowości, podzielili trasę na odcinki, noclegów nie zarezerwowali. Bo co, jeśli poznają po drodze kogoś ciekawego, jak nie zatrzymać się na dłużej? A może ktoś ich zaprosi? Niejednemu będą zawalidrogą, jak mówi Darek, ale barwną.
W dużej mierze będą jednak niezależni - traktorki będą ciągnąć przyczepki campingowe. Każda przyczepa będzie miała wymalowaną twarz i nazwę. Teresa – od św. Teresy, patronki jaworznickiego Betlejem, Alvin - wiadomo, a Dawid z dwóch powodów.
- Dawid z Betlejem był pasterzem owiec i walczył z Goliatem. Nawet bezdomnym Pan Bóg daje misję – wyjaśnia ks. Mirek. Biblijny bohater będzie wyglądał jak młody Lynch.
Alvin Straight pokonał 350 km. Darek, Sylwek i Jacek mają przed sobą prawie pięć razy dłuższą trasę. Bocznymi drogami, żeby nie taranować autostrad, przez Polskę, Czechy, Niemcy i Francję, aż do Normandii i jeszcze za Paryż to będzie jakieś 1700 km. Maksymalna prędkość – 10 km/h, minitraktorek z przyczepką więcej nie wyciągnie. Jechać będą około siedmiu tygodni, niewiele dłużej od amerykańskiego robotnika.
Alvin mówił: ja tę podróż muszę odbyć sam
W Lisieux urodziła się św. Teresa. Ale to jedynie cel. – Europa jest niespokojna, co chwilę słyszymy, że dzieją się złe rzeczy. Chcemy modlić się o pokój – mówi ks. Mirek. Dlatego po drodze będą pokazywać „Prostą historię” Lyncha.
- Kluczowym hasłem jest myśl Alvina: ja tę podróż muszę odbyć sam. Konflikty, spory, te mini i na skalę światową, wojny, zamachy terrorystyczne zaczynają się od wzajemnych oskarżeń. Nie szuka się ich źródła we własnym sercu, tylko w innych. A „Prosta historia” jest o tym, że drogę pojednania rozpoczyna nie ten, który jest mniej winny, ale ten, co się decyduje na tę drogę – mówi ks. Mirek.
Mają wersję filmu polską, czeską, niemiecką i francuską oraz sprzęt do wyświetlania. Po projekcji będą zachęcać do medytacji, bo cisza - jak mówi ks. Mirek - jest uniwersalną formą wglądu w siebie. Medytacja dla kapłana to sposób na spotkanie z ludźmi innych wyznań i niewierzącymi.
„David był poruszony”
Napisali o tym do Lyncha i poprosili o przekazanie prośby o patronat Marka Żydowicza, dyrektora festiwalu filmowego Camerimage. Lynch i Żydowicz dobrze się znają, 10 lat temu założyli w Łodzi Fundację Sztuki Świata. Żydowicz właśnie wybierał się do Los Angeles, gdzie Lynch kręci nowy sezon serialu „Twin Peaks”.
Ks. Mirek: - Pan David Lynch podobno podskoczył z radości.
- Był poruszony. Ucieszył się, że jego „Prosta historia” ożyła w Polsce, że inspiruje ludzi do pozytywnych działań, że łączy. Trudniej złamać drzewo niż pojedynczą gałąź – mówi Żydowicz.
Dyrektor Camerimage ma nadzieję, że ta pielgrzymka zmieni jej uczestników na trwałe. Prawdopodobnie zostanie utrwalona przez profesjonalną kamerę. – Lynch poprosił nas, byśmy ją zekranizowali. Będziemy ją wspierać, być może powstanie film dokumentalny – dodaje.
A bezdomni z Jaworzna mają nadzieję, że Lynch pojawi się na ich drodze osobiście. Piesi już wyruszyli. Traktorzyści - w towarzystwie trójki rowerzystów - dołączą do nich pod Paryżem.
Ks. Mirek: - Ta pielgrzymka, zwana „Drogą Pojednania” to nasz prezent dla Davida Lyncha na jego 70. urodziny.
Żyją „Prostą historią” od 2005 roku. Wtedy, inspirując się przesłaniem filmu Lyncha, po raz pierwszy pielgrzymowali rowerami - do Rzymu. W 2014 roku dotarli do Wiecznego Miasta pieszo. M.in. Sylwek, pięściarz. Bo każdy z nich był z kimś skłócony.
Takim mnie zapamiętali
- Wiele ludzi skrzywdziłem w okresie nietrzeźwości – mówi Sylwek. Z rodziną już się pogodził.
Jacek chciałby pogodzić się z samym sobą. - Wezmę na pielgrzymkę osobny plecak z intencjami moich przyjaciół, tyle próśb dostałem - śmieje się. Rodzina go wspiera. Dzwonią: - Jacek, jesteś szczęśliwym człowiekiem. Robisz to, co chcesz.
Darek - z ojcem i całym światem. - Trudno jest odzyskać zaufanie ludzi. Chodziłem brudny, zarośnięty, spałem byle gdzie, takim mnie zapamiętali. Teraz nie poznają mnie na ulicy. Ale już zaczynają odpowiadać „dzień dobry”.