Pracował na budowie, źle się poczuł. Trafił do szpitala w Brzezinach (woj. łódzkie), gdzie stwierdzono zawał serca. Musiał trafić do innej placówki, żeby mieć szanse na przeżycie. Nie trafił, bo przez kilka godzin nie przyjechała po niego karetka.
Śledztwo w sprawie śmierci 72-letniego pacjenta prowadzi prokuratura.
- Mężczyzna pracował na budowie w miejscowości pod Brzezinami. W pewnym momencie poczuł ból w klatce piersiowej. Koledzy odwieźli go do szpitala - opowiada Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Pacjent został przyjęty do szpitala o 13:10. Na szpitalnym oddziale ratunkowym stwierdzono, że mężczyzna ma zawał serca.
- Lekarz uznał, że należy pacjenta jak najszybciej przetransportować do jednostki ze specjalistycznym oddziałem kardiologicznym. Wybrano placówkę w Zgierzu - opowiada dr Jarosław Buczyński, wiceprezes szpitala w Brzezinach.
Nie doczekał się
Lekarze uznali, że pacjent jest w tak złym stanie, że jego bezpieczne przewiezienie było możliwe tylko za pomocą specjalistycznej karetki. Transportem medycznym na potrzeby szpitala w Brzezinach zajmuje się zewnętrzna firma. Jej przedstawiciele poinformowali lekarzy z Brzezin, że na karetkę trzeba będzie długo czekać. Wszystkie karetki bowiem realizowały inne zadania.
- Kadra podjęła działania w kierunku sprowadzenia karetki transportowej z innego miejsca. Niestety, tego dnia nie było wolnych pojazdów - opowiada dr Buczyński.
O godzinie 15, czyli po blisko dwóch godzinach od przyjęcia 72-latka z zawałem do szpitala, z dyżuru zszedł lekarz dyżurny. Ponieważ jego zastępczyni była tego dnia chora, pacjentem zaczął opiekować się lekarz rezydent.
- O godzinie 16:55 doszło do zatrzymania akcji serca. Podjęto resuscytację, która niestety okazała się nieskuteczna. Zgon stwierdzono o 17:25 - mówi dr Jarosław Buczyński.
Kto zawinił?
Dyrekcja brzezińskiego szpitala podkreśla, że nie ma pewności, czy przewiezienie 72-latka do Zgierza uratowałoby mu życie.
- Warto jednak zaznaczyć, że specjalistyczne oddziały kardiologiczne właśnie po to powstały, żeby ratować ludzi w takim stanie. Ten pacjent stracił ostatnią szansę na przeżycie - mówi wiceprezes placówki.
Zaznacza, że wcześniej nie miał żadnych zastrzeżeń do firmy, która dla szpitala pełni zadania transportowe.
- Poprosiliśmy o szczegóły tego, jak zorganizowana była praca. Być może można było doprowadzić do gradacji potrzeb i wcześniej zapewnić pomoc "naszemu" pacjentowi - mówi dr Buczyński.
Równolegle sprawę dokładnie sprawdzi prokuratura. Zarządziła przeprowadzenie sekcji zwłok zmarłego i zabezpieczyła dokumentację medyczną.
- Chcemy sprawdzić, czy można mówić o nieprawidłowym działaniu służb medycznych. A jeżeli tak, to na czym one polegały - informuje prokurator Kopania.
Śledztwo toczy się w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci, za co grozi do pięciu lat więzienia. Na razie nikt nie usłyszał zarzutów.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź