Bractwo Muzułmańskie zdelegalizowane. Rząd uznał je za organizację terrorystyczną
Władze Egiptu uznały Bractwo Muzułmańskie, z którego wywodzą się m.in. obalony prezydent Mohammed Mursi i aresztowany we wtorek były premier Hiszam Kandil, za organizację terrorystyczną. Członkowie ugrupowania mają zakaz demonstracji i zgromadzeń.
O uznaniu mającego 85-letnią historię Bractwa za organizację terrorystyczną poinformował po środowym posiedzeniu rządu wicepremier i minister szkolnictwa wyższego Egiptu Hossam Eissa. Dodał, że rząd postanowił "zgodnie z prawem ukarać każdego, które należy do tego ugrupowania".
Minister solidarności społecznej Ahmed el-Borain wyjaśnił z kolei, że zakazana jest "wszelka działalność" Bractwa, zwłaszcza demonstracje.
Agencja Reutera pisze, że władze będą teraz mogły oskarżać członków Bractwa o członkostwo w organizacji terrorystycznej. AFP precyzuje, że w związku ze środową decyzją islamiści z tego ugrupowania będą mogli być sądzeni na podstawie ustawy antyterrorystycznej. Uchwalono ją w 1992 roku w następstwie zamachów przeprowadzanych przez radykalne grupy islamskie. Ustawa ta przewiduje zaostrzone sankcje, m.in. karę śmierci.
W środę obecne władze Egiptu oficjalnie oskarżyły też Bractwo o zamach bombowy przed budynkiem policji w mieście Mansura, na północy kraju, w którym we wtorek zginęło 15 osób. Wcześniej Bractwo potępiło ten akt terroru, a w środę do jego przeprowadzenia przyznało się dżihadystyczne ugrupowanie Ansar Bait al-Makdis z siedzibą na Synaju.
Coraz szersza konfrontacja
Jednak tuż po ukazaniu się na forach dżihadystycznych oświadczenia Ansar Bait al-Makdis, rząd oskarżył Bractwo o atak. "Cały Egipt był przerażony paskudną zbrodnią popełnioną przez Bractwo Muzułmańskie, które wysadziło w powietrze siedzibę policji w prowincji Ad-Dakahlija" - czytamy w oświadczeniu rządu.
Większość dotychczasowych ataków miała miejsce właśnie na półwyspie, gdzie od czasu obalenia byłego prezydenta zginęło już ponad 200 żołnierzy egipskich. Wtorkowy zamach był pierwszym dokonanym w Delcie Nilu, co - jak podkreślają analitycy - oznacza rozszerzenie obszaru konfrontacji i zbliżenie go do Kairu.
Niedawno jedna ze skrajnych organizacji islamskich, Ansar Beit al-Mahdis, zagroziła, że żołnierzom i policjantom "grozi śmierć, jeśli się nie wycofają". Członkowie tego ugrupowania oświadczyli, że uważa żołnierzy za "niewiernych" ponieważ wykonują oni polecenia świeckiego rządu Egiptu wspieranego przez armię.
Po obaleniu Mursiego, pierwszego wybranego demokratycznie przywódcy Egiptu, wojsko stosowało represje wobec jego zwolenników. W ich wyniku zginęło ponad tysiąc osób. Tyle samo osób aresztowano; za kratki trafiło m.in. całe kierownictwo islamistycznego ruchu.