Tysiące ludzi na ulicach Barcelony. Protestują przeciw aresztowaniom


Zwolennicy referendum w sprawie niepodległości Katalonii drugi dzień uczestniczą w protestach przeciw działaniom rządu Hiszpanii, który chce udaremnić głosowanie. Pod Sądem Najwyższym w Barcelonie zgromadziło się w czwartek 20 tysięcy osób.

Demonstranci domagają się między innymi uwolnienia pięciu pozostających w aresztach spośród dwunastu czołowych katalońskich polityków zatrzymanych w środę przez Gwardię Cywilną (Guardia Civil). Są to członkowie najwyższych władz regionalnych, którzy kierowali przygotowaniami do referendum niepodległościowego.

Przewodnicząca katalońskiego parlamentu regionalnego Carme Forcadell wezwała Katalończyków podczas tej demonstracji do podtrzymania mobilizacji i zagłosowania w referendum "za przyszłością demokracji".

Zarekwirowane urny i karty do głosowania

Trybunał Konstytucyjny w Madrycie przed dwoma tygodniami zawiesił referendum, uznając je za nielegalne. Rząd przeprowadził w środę wielką operację policyjną, rekwirując między innymi urny, 10 mln kart do głosowania oraz druki zaświadczeń dla 45 tysięcy członków komisji wyborczych, a także przejął bezpośrednią kontrolę nad finansami autonomicznej administracji katalońskiej.

Mimo to katalońscy liderzy, witani przez uczestników czwartkowego protestu okrzykami: "Niepodległość, niepodległość", twierdzili w wystąpieniach, że przeprowadzenie referendum zapowiedzianego na 1 października wciąż jest możliwe.

Eurodeputowany z ramienia Katalońskiej Europejskiej Partii Demokratycznej Ramon Tremos, oświadczył w przemówieniu do uczestników protestu, że Katalonia przeżywa "prawdziwą rewolucję demokratyczną". - Europa patrzy na nas, ale nigdy nie uznała niczyjej niepodległości, zanim nie została ona osiągnięta - oświadczył.

Sekretarz do spraw gospodarki w regionalnym rządzie katalońskim Pere Aragones, którego ominęły aresztowania przeprowadzone w ciągu minionej doby na polecenie hiszpańskiego rządu Mariano Rajoya, powiedział o tych aresztowaniach: - Zostali zatrzymani przez rząd, który pozostawia skorumpowanych (polityków - red.) na ulicy.

Premier Mariano Rajoy oświadczył w środę wieczorem, że katalońscy przywódcy z pewnością zdają sobie sprawę z tego, że "nie da się już przeprowadzić referendum, które nigdy nie było ani legalne, ani uprawnione". - Dziś nie jest niczym innym, jak chimerą niemożliwą do urzeczywistnienia - powiedział Rajoy, wzywając katalońskiego premiera Carlesa Puigdemonta do rezygnacji z przeprowadzenia referendum. - Zrezygnujcie raz na zawsze z całej tej eskalacji radykalizmu i z nieposłuszeństwa - brzmiało wezwanie premiera Hiszpanii skierowane do Katalończyków.

Poparcie "katalońskiej polityki"

Wicepremier katalońskiego rządu regionalnego Oriol Junqueras, nawiązując do działań policyjnych podjętych w Katalonii na polecenie Madrytu, przyznał, że rząd, rozmontowując mechanizm, który miał służyć przeprowadzeniu referendum, "zmienił reguły gry".

- Jednak mimo ogromnych trudności, jakie stwarza państwo (hiszpańskie - red.), kluczową sprawą jest podtrzymanie nadziei i radości, jakie daje możność życia w demokracji (...). Najważniejsze, aby ludzie zachowali nadzieję - podkreślił Junqueras.

Socjaldemokratyczna PSOE jest pierwszą i największą hiszpańską partią opozycyjną, która porzuciła rezerwę w sprawie katalońskiego referendum. Poparła w czwartek stanowisko konserwatywnego rządu Hiszpanii, wzywając Carlesa Puigdemonta do rezygnacji z referendum.

- Jesteśmy po stronie państwa prawa - oświadczyła w czwartek przewodnicząca PSOE Cristina Narbona. Wezwała do "niezwłocznego odwołania" referendum, wyznaczonego na 1 października, w celu stworzenia warunków do dialogu politycznego.

Zmiana stanowiska PSOE zapewni hiszpańskiemu rządowi większościowe poparcie w Kongresie dla jego "katalońskiej polityki".

Autor: tas/adso / Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: