Armenia: stan wyjątkowy w stolicy

Aktualizacja:
W starciach na ulicach Erewanu zginęło osiem osób
W starciach na ulicach Erewanu zginęło osiem osób
PAP/EPA/Reuters
W starciach na ulicach Erewanu zginęło osiem osóbPAP/EPA/Reuters

Po starciach opozycji z policją, do jakich doszło w sobotę na ulicach stolicy Armenii, Erewanie, prezydent kraju wprowadził stan wyjątkowy. Ma on zostać utrzymany do 20 marca. Agencja Reutera informuje, że główną drogą w kierunku Erewania jadą ciężarówki z żołnierzami. OBWE wysłała do Armenii mediatora.

W starciach między opozycyjnymi demonstrantami i policją w Erewanie zginęło osiem osób - poinformowała w niedzielę policja w komunikacie, powołując się na resort zdrowia. Nie podano, czy ofiary śmiertelne to uczestnicy manifestacji, czy też policjanci. Wiadomo natomiast, że 33 policjantów zostało rannych.

Po manifestacji w której brało udział około 15 tysięcy ludzi, doszło do starć z policją. Policja strzelała w powietrze, by rozpędzić opozycyjny wiec.

"W obronie bronić praw ludności"

Biuro prasowe prezydenta Roberta Koczariana oświadczyło, że wprowadzenie stanu wyjątkowego ma zapobiec zagrożeniom dla porządku konstytucyjnego, oraz ma "bronić prawa i praw ludności".

Wkrótce potem prezydent Koczarian zapowiedział, że w celu przywrócenia porządku w Erewanie "zostaną wykorzystane możliwości armii". Nie sprecyzował, co ma to oznaczać w praktyce.

Prezydent stwierdził natomiast, że to uczestnicy protestów strzelali do policji.

Agencja Reutera informuje, że w główną drogą w kierunku Erewania jadą ciężarówki z żołnierzami.

Już po północy nadeszła informacja, że lider opozycji armeńskiej Lewon Ter-Petrosjan wezwał swoich zwolenników do rozejścia się i zakończenia konfrontacji z policją. Większość uczestników protestów rozchodzi się - relacjonowała agencja Reutera.

"Będziemy walczyć do końca"

Takie okrzyki wzniecał wcześniej tłum protestujących w trakcie zamieszek, w czasie których spłonęło kilkadziesiąt samochodów i były plądrowane sklepy. Demonstranci rzucali w policję kamieniami i koktajlami Mołotowa, a funkcjonariusze odpowiadali strzałami w powietrze i gazem łzawiącym.

Protestujący domagali się uwolnienia swojego przywódcy Lewona Ter-Petrosjana. Został on uwięziony przez władze w areszcie domowym. Milioner Ter-Petrosjan był jednym z kandydatów w wyborach prezydenckich w lutym 2008 roku.

"Nie chcę żadnych ofiar i starć między policją i niewinnymi ludźmi, dlatego proszę, byście się rozeszli" - takie słowa lidera opozycji, który przebywa w areszcie domowym przekazał zgromadzonym przywódca opozycyjnej partii "Republika" Aram Sarkisjan. "Nasze siły są nierówne i jesteśmy okrążeni przez oddziały wojska" - mówił on do zgromadzonych.

Według doniesień agencyjnych większość z około dwutysięcznego tłumu demonstrantów rozchodzi się i opuszcza plac koło siedziby władz miejskich. Jednak grupa około 60 osób pozostała i atakuje puste samochody policyjne, podpalając je.

Międzynarodowa mediacja

Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie wysłała do Erewania mediatora - poinformowała w niedzielę Finlandia, która przewodniczy pracom OBWE. Fiński dyplomata Heikki Talvitie ma przybyć w niedzielę do stolicy Armenii.

Wysłannik OBWE będzie próbował doprowadzić do rozpoczęcia negocjacji między władzami a opozycją kwestionującą wyniki wyborów i znaleźć rozwiązanie na drodze dialogu politycznego - oświadczył fiński minister spraw zagranicznych Ilkka Kanerva.

Wyniki sfałszowane?

Według Centralnej Komisji Wyborczej, w głosowaniu zwyciężył premier Serż Sarkisjan, który uzyskał 52,82 procent głosów, a kandydat opozycji Lewon Ter-Petrosjan - 21,5 procent.

Opozycja twierdzi, że wybory te zostały sfałszowane. Sam Lewon Ter-Petrosjan twierdzi, że wybory należy unieważnić, gdyż w dniu głosowania wielu jego zwolenników zostało pobitych, a głosy często oddawano pod przymusem i po kilka razy.

Obecni na wyborach obserwatorzy Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) uznali, że wybory spełniły standardy demokracji.

Źródło: PAP, AFP, Reuters

Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/Reuters