Trump grozi odwetem po ataku na rafinerie w Arabii Saudyjskiej. "Zwarci i gotowi"


Prezydent Donald Trump zagroził na Twitterze ewentualnym uderzeniem odwetowym na sprawcę sobotniego ataku na rafinerie w Arabii Saudyjskiej. Amerykański prezydent nie wskazał winnych, ale wysoki rangą urzędnik administracji waszyngtońskiej powiedział agencji Reutera, że zakres i precyzja sobotniego ataku na saudyjskie obiekty naftowe wskazują, że został on przeprowadzony z Iranu, a nie Jemenu. Wcześniej na Iran, choć do ataku przyznali się jemeńscy Huti, wskazywał sekretarz stanu USA Mike Pompeo.

Celem sobotnich ataków były dwie instalacje w mieście Bukajk (Abqaiq) i Churajs (Khurais) na wschodzie Arabii Saudyjskiej. Doszło do dwóch pożarów, które opanowano, ale produkcja i eksport saudyjskiej ropy naftowej ucierpiały. Rafineria koncernu Aramco w Bukajk jest największą instalacją do przerobu ropy na świecie. Szacuje się, że produkuje się tu dziennie do 7 mln baryłek ropy. Była ona w przeszłości wielokrotnie celem zamachów, m.in. Al-Kaidy, której zamachowcy samobójcy dokonali nieudanego ataku w lutym 2006 r.

Do ataku przyznali się wspierani przez Iran rebelianci Huti z Jemenu. Poinformował, że Huti wysłali w tym celu 10 dronów i ostrzegli, że ataki przeciwko Arabii Saudyjskiej będą jeszcze groźniejsze, jeśli wojna w Jemenie - w której Saudyjczycy stoją na czele koalicji wymierzonej w Hutich - będzie kontynuowana.

Zaatakowana rafineria znajduje się w mieście Bukajk na wschodzie Arabii SaudyjskiejGoogle Maps

Wskazując Iran

Już w sobotę jednak sekretarz stanu USA Mike Pompeo wskazał Iran jako winnego ataku. "Iran rozpoczął bezprecedensowy atak na globalne dostawy energii. Wzywamy wszystkie kraje do publicznego i jednoznacznego potępienia ataków Iranu. Stany Zjednoczone będą współpracować z naszymi partnerami i sojusznikami w celu zaopatrzenia rynków energii i pociągnięcia Iranu do odpowiedzialności za jego agresję" - napisał Pompeo na Twitterze.

"Teheran stoi za prawie stu atakami na Arabię Saudyjską, podczas gdy Rowhani i Zarif udają, że angażują się w dyplomację" - dodał szef amerykańskiej dyplomacji, odnosząc się do prezydenta Iranu i ministra spraw zagranicznych tego kraju.

W sobotę do ataku odniósł się również na Twitterze prezydent USA Donald Trump, nie precyzując jednak, kogo Waszyngton uważa za sprawcę ataku na instalacje naftowe. "Jest powód sądzić, że znamy winowajcę, na podstawie ustaleń jesteśmy zwarci i gotowi, ale czekamy aż Królestwo (Arabii Saudyjskiej - przyp. red.) powie nam, kto ich zdaniem stał za atakiem i w jakiej formie będziemy działać" - napisał Trump na Twitterze.

O ile prezydent nie wskazał winnych, wysoki rangą urzędnik administracji waszyngtońskiej powiedział agencji Reutera w niedzielę, że zakres i precyzja sobotniego ataku na saudyjskie obiekty naftowe wskazują, że został on przeprowadzony z Iranu, a nie z Jemenu.

Urzędnik, którego cytuje agencja Reutera, twierdzi, że ataku dokonano z kierunku północno-zachodniego, a nie z południa, z terytorium Jemenu. "Nie ma wątpliwości, że odpowiedzialny jest za to Iran" - podkreślił pragnący zachować anonimowość urzędnik. Według niego do ataku mogły zostać użyte pociski rakietowe. O możliwym ataku rakietowym, a nie dronów, mówią także saudyjskie służby bezpieczeństwa.

Ropa w górę

Sobotni atak spowodował już wzrost cen ropy naftowej na rynkach azjatyckich. Analitycy obawiają się, że ropa zdrożeje także na innych rynkach na świecie.

Jak poinformował książę Muhammad ibn Salman, atak na dwie instalacje spowodowały "tymczasowe" wstrzymanie działalności tych dwóch zakładów. Saudyjskie ministerstwo energii oszacowało, że wstrzymana została produkcja 5,7 mln baryłek ropy dziennie, czyli ok. 50 proc. całkowitej produkcji Aramco, co stanowi 5 proc. globalnej podaży na ten surowiec. W niedzielę późnym wieczorem zachodnie media podały, że Arabia Saudyjska planuje o 30 proc. zwiększyć w ciągu najbliższej doby produkcję w obiektach uszkodzonych w sobotnim ataku.

Co ze spotkaniem?

Przy okazji ataków Donald Trump zaprzeczył także - również na Twitterze - że gotów jest spotkać się z prezydentem Iranu bez żadnych warunków wstępnych. Jeszcze niedawno prezydent USA sam wspominał, że jest otwarty na właśnie takie spotkanie - bez warunków wstępnych.

Doradczyni prezydenta USA Kellyanne Conway nie wykluczyła jednak ewentualnego spotkania Trumpa z prezydentem Iranu Hasanem Rowhanim w kuluarach sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku, zastrzegając przy tym, że atak na saudyjską rafinerię "temu nie pomógł". - Pozwolę prezydentowi ogłosić, czy spotkanie się odbędzie, czy nie - powiedziała Conway w programie "Fox News Sunday".

Zaznaczyła, że amerykańskie sankcje na Iran i polityka "maksymalnej presji" na ten kraj w związku z irańskim programem nuklearnym i rakietowym będą kontynuowane bez względu na to, czy przywódcy się spotkają. - Nie pomaga się swojej sprawie, atakując Arabię Saudyjską, obszary cywilne i krytyczną infrastrukturę, co wpływa na globalne rynki energii - wskazała.

Sojusze na Bliskim WschodziePAP

Autor: lukl, mtom / Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: