"Zabili moje dziecko, żeby zamknąć jej usta"


To nie ma znaczenia, czy przemoc była po obu stronach. Ten facet zmiażdżył moją córkę i tego nie da się usprawiedliwić - mówi matka 32-letniej Heather Heyer, która zginęła 12 sierpnia, gdy podczas wiecu białych nacjonalistów w Charlottesville samochód wjechał w antyfaszystowskich kontrdemonstrantów.

W ataku zginęła Heather Heyer, a rannych zostało co najmniej 19 osób. Sprawcą był 20-letni James Alex Fields Jr., określany jako "zwolennik faszyzmu".

Susan Bro, matka Heyer, od śmierci córki wielokrotnie wypowiadała się przeciwko rasizmowi w USA. - Chcieli zabić moje dziecko, żeby zamknąć jej usta - mówiła do tłumu zgromadzonego na pogrzebie córki. - Ale wiecie co? Wy właśnie uczyniliście ją wielką - dodała.

Bro w rozmowie z telewizją NBC stwierdziła, że zaczęła otrzymywać pogróżki. - Grożą mi już śmiercią z powodu tego, co robię - powiedziała. O wzrost nastrojów skrajnie prawicowych w USA obwiniła ubiegłoroczną kampanię wyborczą Donalda Trumpa. Oceniła, że jako kandydat na prezydenta "dopieszczał" grupy społeczne, których głos do tej pory był marginalizowany.

"Tego się nie da usprawiedliwić"

Kobieta potępiła także reakcję prezydenta po tragedii w Charlottesville.

Donald Trump w pierwszej chwili potępił "przejawy nienawiści, bigoterii i przemocy z wielu stron", co uznane zostało przez wielu przedstawicieli Partii Demokratycznej i Partii Republikańskiej oraz media za niedostateczne odcięcie się od przedstawicieli ultraprawicy będących organizatorami demonstracji.

Po dwóch dniach, po ostrej krytyce, prezydent zdecydowanie potępił "zło, jakim jest rasizm, i wszystkich tych, którzy w imię rasizmu (...) uciekają się do przemocy, w tym Ku-Klux-Klan, zwolenników supremacji białej rasy, neonazistów i inne grupy nienawiści". Jednak w kolejnym wystąpieniu powrócił do wcześniejszej argumentacji i bronił swojej pierwszej reakcji na tragedię w Charlottesville. Powiedział, że "agresywne poczynania były widoczne po obu stronach" konfliktu, i dodał, że po obu stronach są też "bardzo dobrzy ludzie".

Bro odrzuciła taką argumentację. - To nie ma znaczenia, czy przemoc była po obu stronach. Ten facet (sprawca ataku - red.) zmiażdżył moją córkę i - bardzo mi przykro - tego nie da się usprawiedliwić - podkreśliła.

Zdradziła, że przedstawiciele Białego Domu kilkakrotnie próbowali się z nią skontaktować po śmierci córki, ale nie odpowiadała na ich telefony.

Autor: rzw / Źródło: NBC,The Independent,PAP

Raporty: