Za atak na ambasadora USA grozi mu kara śmierci


Prokuratorzy wystosowali w środę formalny akt oskarżenia wobec obywatela Korei Południowej, który na początku marca zaatakował nożem ambasadora USA w tym kraju. Zarzucają mu usiłowanie morderstwa.

Kim Ki Dzong zaatakował Marka Lipperta 5 marca, przed wejściem do budynku, w którym miało się odbyć sympozjum dotyczące zjednoczenia obu państw koreańskich. Spotkanie zorganizowano pod auspicjami ministerstwa o tej samej nazwie działającego w Seulu.

Atak na ambasadora

55-latek zaatakował ambasadora nożem, poważnie raniąc go w twarz, szyję i głowę. Lippertowi założono 80 szwów. Miesiąc po ataku czuje się już dobrze i wrócił do pracy.

Tymczasem napastnik zatrzymany po ataku i przebywający od tego czasu w areszcie, w środę dostał zarzut usiłowania popełnienia morderstwa. Do tego zarzutu dodano też atak na zagranicznego dyplomatę i zakłócanie porządku publicznego. Za usiłowanie popełnienia morderstwa w Korei Południowej grozi dożywocie, a nawet kara śmierci.

Przeszedł na stronę wroga?

Prokuratorzy wciąż też zastanawiają się, czy Kim naruszył zapisy aktu mówiącego o dbaniu o bezpieczeństwo narodowe Korei Południowej. Jej obywatele - na mocy dokumentu funkcjonującego w tamtejszym prawie od prawie 70 lat - mogą odpowiadać przed sądem za wspieranie Korei Północnej.

Śledczy badający atak na ambasadora odkryli bowiem w marcu, że napastnik kilka razy podróżował do Korei Północnej i miał w swoim domu wiele książek wydanych w tym kraju.

Wciąż nie ustalili, czy atak na ambasadora odzwierciedlał jego poglądy i był tym samym atakiem skierowanym również przeciwko jego własnemu krajowi.

Mark Lippert podziękował w środę obywatelom Korei Południowej za oznaki wsparcia, jakie po ataku dotarły do niego i jego rodziny.

Autor: adso//gak / Źródło: Reuters