Clinton rezygnuje? Problemy się piętrzą. Trzy scenariusze

Clinton zasłabła 11 września w Nowym JorkuBarbara Kinney for Hillary for America

Przegrała już raz w prawyborach z Barackiem Obamą i od lat nie pragnie niczego bardziej, niż stać się pierwszą kobietą - prezydentem Stanów Zjednoczonych. Dzień po zasłabnięciu Hillary Clinton w Nowym Jorku pojawiają się jednak pytania o jej stan zdrowia. Co by się stało, gdyby zrezygnowała z wyścigu do Białego Domu dwa miesiące przed wyborami lub jeszcze później?

Blisko 69-letnia Hillary Clinton ma zapalenie płuc. Nabawiła się go prawdopodobnie w pierwszych dniach września. Stan jej zdrowia na tym etapie kampanii wyborczej w USA - gdy Donald Trump wielokrotnie sugerował, że jego rywalka może nie wytrzymać trudów pełnienia urzędu prezydenta - stanowi poważny problem.

Clinton rezygnuje? Trzy scenariusze

Zakładając, że Clinton rezygnuje ze startu w wyborach, należy przyjrzeć się przepisom wyborczym samej Partii Demokratycznej.

1. Clinton rezygnuje przed listopadowym głosowaniem. Dopiero po oficjalnej decyzji kandydatki zbierze się Krajowy Komitet Partii Demokratycznej, czyli jej kolegialne przywództwo. W tajnym głosowaniu członkowie tego gremium zdecydują większością głosów, kto ma zastąpić Clinton. W obecnej sytuacji nikt w tym głosowaniu nie będzie miał przewagi nad konkurentami. Na specjalne względy nie będzie mógł liczyć Bernie Sanders, który jako ostatni walczył z Clinton o nominację partii, nie będzie to też wskazany przez nią jako kandydat na wiceprezydenta Tim Kaine, ani też obecny wiceprezydent Joe Biden.

Kierownictwo Partii Demokratycznej zdecyduje, który z kandydatów gwarantuje większe szanse na zwycięstwo. Każdy jego członek będzie mógł zagłosować na dowolnego kandydata. Ich pula w tej sytuacji będzie otwarta i wszystkie kandydatury uwzględnione. Nawet Bruce'a Springsteena, który członkiem partii nie jest.

2. Clinton wygrywa wybory, ale rezygnuje tuż po 8 listopada - jeszcze przed oficjalnym głosowaniem elektorów (to na nich, jako reprezentantów Clinton i Trumpa głosują obywatele w każdym stanie). W normalnej sytuacji po zliczeniu głosów z całej kraju wiadomo już, kto będzie prezydentem. Wola Amerykanów zostaje jedynie potwierdzona w Kongresie przez elektorów.

W przypadku wycofania się byłej sekretarz stanu już po wyborach 8 listopada, sytuacja mogłaby nastręczyć demokratom wyraźnych trudności.

Wtedy elektorzy dokonujący ostatecznego wyboru będą mogli wybrać jakiegokolwiek innego kandydata i przyznać mu swój głos. Głosy będą liczone wspólnie z głosami republikanów, mogłoby się więc okazać, że to Trump - mimo porażki w wyborach (mniejszej liczby republikańskich elektorów) - wygrałby ostateczne głosowanie w Kongresie. W przypadku takiego scenariusza elektorzy Partii Demokratycznej najprawdopodobniej poparliby jednego kandydata, by mieć pewność, że do Białego Domu trafi “następca” Hillary Clinton, nie byłoby to jednak całkowicie przesądzone do samego końca.

Mogłoby dojść do sytuacji, w której żaden z kandydatów w czasie głosowania w Kongresie nie zbierze potrzebnej sumy 270 głosów poparcia (tyle głosów elektorskich zapewni w tym roku zwycięstwo w wyborach w USA).

Wtedy - jak stwierdza konstytucja - już nie cały Kongres, ale tylko Izba Reprezentantów wybrałaby nowego prezydenta z grona trzech kandydatów, którzy zyskali największe poparcie. W głosowaniu Izby Reprezentantów głosu nie miałby już jednak każdy z elektorów. Jeden stan miałby tylko jeden głos przypadający na całą delegację. Oznacza to, że np. tak samo ważny byłby głos 55 delegatów z Kalifornii i zaledwie trzech z Wyoming.

Następnie tylko Senat wybrałby wiceprezydenta z dwóch pozostałych. W tym przypadku liczyłby się jednak głos każdego senatora.

3. Clinton wygrywa wybory, rezygnuje po głosowaniu w Kongresie. Gdyby Clinton przeszła etap głosowania elektorów i dopiero później zrezygnowała z przyjęcia urzędu (przed przysięgą zaplanowaną na styczeń 2017 r.), nowym prezydentem Stanów Zjednoczonych zostałby, zgodnie z postanowieniami konstytucji, jej kandydat na wiceprezydenta - Tim Kaine.

Kolejny problem: karty do głosowania

Gdyby Hillary Clinton zrezygnowała przed listopadowym głosowaniem, to dodatkowym problemem - oprócz decyzji o wyborze jej następcy na którymś z etapów procesu wyborczego - byłyby same karty do głosowania.

Zostało do niego zaledwie osiem tygodni; z każdym dniem i tygodniem ewentualne wycofanie się Clinton oznaczałoby większe komplikacje. Niektóre władze stanowe już drukują karty lub nawet je wydrukowały po zatwierdzeniu przez demokratów i republikanów na konwencjach krajowych ich kandydatów w wyborach.

Jak zaznaczył portal "Politico" w analizie z 4 sierpnia tego roku, poszczególne stany mają różne przepisy w tej mierze.

Badali je w pierwszych dniach sierpnia republikanie, zastanawiając się nad tym, co by się stało, gdyby ze startu zrezygnował Donald Trump. Pytania w tej kwestii wysyłali do władz stanowych po tym, jak zanotował on ogromny spadek poparcia w sondażach i co piąty republikański wyborca twierdził, że miliarder powinien się wycofać. Dzięki tej sytuacji demokraci mają teraz jasność co do sytuacji, w której być może sami się znajdą.

W przypadku wycofania się Clinton z wyścigu, w każdym stanie demokraci musieliby się zwrócić do sądu z prośbą o umożliwienie wydrukowania nowych kart do głosowania. Takie sytuacje są nadzwyczajne, ale - jak twierdzi "Politico" po rozmowie z konstytucjonalistami - przykłady z innych wyborów (np. do Kongresu) jasno wskazują, że sądy przychylają się do próśb partii o zrezygnowanie z terminu zakończenia prac nad nowymi kartami. Takie decyzje zapadają też bardzo szybko.

W rezultacie karty mogą się pojawić w lokalach wyborczych nawet dopiero w dniu głosowania (jeżeli taka potrzeba zajdzie).

Nie oznacza to jednak, że obyłoby się bez kłopotów. Gdyby Clinton zrezygnowała była w ostatnich dniach sierpnia, demokraci musieliby się zwrócić do sądów w sprawie zmiany nazwiska kandydata w około 20 stanach. Jeżeli ten moment nadejdzie z końcem września, będzie to oznaczało już 40 z 50 stanów.

W tych stanach, w przepisach których zmiana nazwiska kandydata w wyborach oznaczałaby precedens, a proces drukowania kart już się zakończył (i można też głosować wcześniej przez internet), nowy kandydat demokratów nie musiałby się pojawiać na kartach.

Przejąłby wszystkie głosy oddawane na Hillary Clinton, której nazwisko pozostałoby na kartach, wyborcy musieliby jednak zostać wyraźnie poinstruowani, że mogą na nią głosować, mimo że nie bierze udziału w wyborach, i że ich głos będzie ważny.

Autor: adso//rzw / Źródło: US National Archives, Politico, The Telegraph, Independent, lawnewz.com, tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: Barbara Kinney for Hillary for America

Tagi:
Raporty: