Zdjęcia satelitarne nie przedstawiają wraku. Ministerstwo: Wyciekły "przez przypadek"

Aktualizacja:
Nadal trwają poszukiwania samolotuEPA

Malezyjskie ministerstwo transportu podało w czwartek, że sfotografowane przez chińskie satelity "podejrzane obiekty" nie mają związku ze sprawą zaginionego w sobotę samolotu i wyciekły "przez przypadek". - Nic nie zostało znalezione na tym obszarze - potwierdził wcześniejsze doniesienia Wietnamczyków.

Boeing 777 linii Malaysia Airlines miał wykonać lot z Kuala Lumpur do Pekinu. Niecałą godzinę po starcie zniknął jednak z cywilnych radarów i urwał się z nim wszelki kontakt. Nikt więcej go nie widział. Do dzisiaj nie znaleziono śladu po maszynie i 239 osób obecnych na jej pokładzie. Poszukiwania trwają nieustannie i są szeroko zakrojone, ale bezowocne. Obejmują obszar na Morzu Południowochińskim i Oceanie Indyjskim o powierzchni niemal stu tysięcy kilometrów kwadratowych, co odpowiada wielkością mniej więcej terytorium Węgier. To poszukiwania igły w stogu siana.

Wyciekły zdjęcia

W nocy ze środy na czwartek w internecie pojawiły się zdjęcia satelitarne, które mogły przedstawiać szczątki samolotu.

W czwartek minister transportu Malezji Hishammuddin Hussei powiedział, że rząd chiński nie autoryzował tych fotografii i nie zezwolił na ich upublicznienie. Miały zostać opublikowane "przez przypadek".

Zaprzeczył także doniesieniom "The Wall Street Journal". Gazeta napisała, że samolot był w powietrzu jeszcze nawet kilka godzin po tym, jak zniknął z radarów.

Minister podał, że państwo nie zawiesza poszukiwań zaginionego samolotu. W akcję zaangażowane są w czwartek 43 statki i 40 samolotów.

Poszukiwania z orbity

Znaczna część pasażerów boeinga była obywatelami Chin. Władze w Pekinie wsparły akcję poszukiwawczą samolotami i okrętami, oraz satelitami. Jak podano w środę późnym wieczorem, jeden z nich miał sfotografować z orbity trzy duże obiekty pływające po Oceanie Indyjskim, które mogły okazać się szczątkami samolotu.

Znajdowały się na Morzu Południowochińskim, pomiędzy Malezją a Wietnamem, czyli mniej więcej na planowanej trasie lotu i niedaleko miejsca ostatniego kontaktu z kontrolą lotów.

Nic nie znaleźli

Władze Malezji i Wietnamu wysłały na wskazane przez Chińczyków miejsce samoloty patrolowe. Zaznaczono przy tym, że ten obszar był już kilka razy sprawdzany. W czwartek nad ranem Wietnamczycy podali, że samolot patrolowy wrócił, nie znajdując nic na oceanie.

Chińczycy poinformowali, że zdjęcia wykonano już w niedzielę. Nie wyjaśniono, dlaczego zwlekano tyle dni z informacją o znalezisku. Możliwe, że zdjęć wykonano tyle, iż ich metodyczne przeszukanie zajęło dużo czasu. Agencja Reutera dodała, powołując się na rozmowę z "przedstawicielem wojska USA", że amerykańskie satelity wojskowe na tym obszarze nie odnalazły żadnych podejrzanych obiektów.

Wojsko "coś" namierzyło

W środę późnym wieczorem doszło też do ostatecznego sprecyzowania stanowiska wojska malezyjskiego w sprawie śledzenia zaginionego samolotu przez wojskowe radary. Oznajmiono, że owszem namierzyły one "coś" około godziny po zaginięciu Boeinga 777. Niezidentyfikowany obiekt latający został zarejestrowany około 320 kilometrów na północny zachód od wyspy Penang u zachodnich wybrzeży Malezji.

Wojsko nie było jednak w stanie stwierdzić, czy owe echo radarowe było rzeczywiście zaginionym lotem MH370. Nie było możliwości, lub nie było czasu, aby wykonać odpowiednią identyfikację. Obiekt szybko zniknął z radarów i więcej go nie namierzono. Zapisy echa radarowego są obecnie analizowane przy współpracy z cywilnymi ekspertami.

Gdyby rzeczony obiekt był zaginionym Boeingiem, to oznaczałoby to, że 45 minut po zniknięciu z radarów cywilnych nadal utrzymywał się w powietrzu. W takim czasie mógł pokonać kilkaset kilometrów i przelecieć nad Malezją. Jednocześnie obiekt namierzony przez wojsko leciał wysoko. Tylko 1,5 kilometra niżej, niż ostatnia oficjalnie zarejestrowana wysokość, na jakiej znajdował się zaginiony samolot. Takie małe opadanie oznaczałoby, że maszyna nadal miała przynajmniej częściowy napęd.

Problemy z komunikacją

Ostateczne oświadczenie wojska przynajmniej częściowo ucina chaos informacyjny otaczający zaginięcie maszyny. Wcześniej podobne informacje podawały media malezyjskie powołując się na dowódcę lotnictwa i nieoficjalne przecieki. W tamtych relacjach twierdzono jednoznacznie, że wojsko śledziło właśnie lot MH370. Siły zbrojnie tym doniesieniom najpierw zaprzeczyły, po czym jednak częściowo je potwierdziły. Ze względu na "trudną" komunikację z władzami Malezji Wietnam czasowo ograniczył prowadzone przez siebie poszukiwania. Obecnie niejasności już wyjaśniono i akcję u wybrzeży Wietnamu wznowiono. Teraz poszukiwania są prowadzone w okolicy zaplanowanej trasy lotu prowadzącej nad Morzem Południowochińskim, gdzie wszczęto je pierwotnie, jak i na Oceanie Indyjskim, po drugiej stronie Półwyspu Malezyjskiego. Akcję rozszerzono na ten drugi obszar po informacjach o namierzeniu obiektu przez wojsko.

Autor: mk,pk/ja / Źródło: Reuters, tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: EPA

Raporty: