Zamordował całą swoją rodzinę. Rusza proces Polaka z Jersey

Proces po masakrze
Proces po masakrze
tvn24
Proces po masakrzetvn24

Mija rok od masakry na wyspie Jersey - i rusza proces Polaka, który zabił tam żonę, dwoje swoich dzieci, teścia, najbliższą przyjaciółkę żony i jej dziecko. Damian R. twierdzi, że nie wiedział co robi. Jeśli sąd mimo wszystko uzna go za poczytalnego - grozi mu dożywocie.

Rok temu ta sprawa wstrząsnęła mieszkańcami angielskiej wyspy Jersey. 30-letni Polak zamordował 6 osób. W tym swoją żonę i dwójkę malutkich dzieci. W przedeniu pierwszej rocznicy masakry przed angielskim sądem rozpoczął się proces Damiana R.

Kryzys małżeński z poważnymi konsekwencjami

W wielkiej Brytanii nie ma zgody na obecność kamer na sali sądowej. Jednak dziennikarze mogą obserwować i opisywać przebieg procesu. Sprawa jest na czołówkach największych brytyjskich mediów, dzięki czemu poznano już jej pierwsze szczegóły, m.in. słowa prokuratora o motywach Damiana R. - Do czerwca 2011 w jego codziennym zachowaniu nie było niczego nadzwyczajnego. Ale to zmieniło się w czerwcu i lipcu - stwierdził.

Jak twierdzi prokurator, ta zmiana była skutkiem poważnego kryzysu jaki przechodziło małżeństwo Damiana i jego żony Izy w ostatnich tygodniach przed masakrą. Prokurator na sali sądowej ujawnił też makabryczne szczegóły dotyczące przebiegu zdarzeń sprzed roku. Damian R. zabił żonę, dwójkę dzieci, teścia, przyjaciółkę rodziny i jej córkę. Zadał po kilkanaście ciosów nożem każdej z ofiar, w tym swojemu 1,5 rocznemu synowi i 6-letniej córce.

Oaza bezpieczeństwa

Jersey to niewielka wyspa na kanale La Manche o wielkości Rzeszowa. Uchodzi za jedno z najbezpieczniejszych miejsc na świecie. Damian R. z żoną przyjechał tu kilka lat temu w poszukiwaniu pracy.

Kilka dni przed tragedią Damian R. razem z żoną i dziećmi pojechali na wakacje do Polski. Chcieli spotkać się z rodziną i ratować małżeństwo. Ale wyjazd tylko pogłębił kryzys. Do masakry doszło kilkanaście godzin po powrocie do Anglii.

W sierpniu 2011 sąsiedzi przebywający w okolicy domu Damiana R. początkowo sądzili, że odgłosy dobiegające z posesji to jedynie biegające dzieci. - Ale potem usłyszeliśmy drugi krzyk: "Pomocy, pomocy!" - informuje jeden ze świadków.

Dziennikarka brytyjskiej stacji iTV, Leah Ferguson, nie może uwierzyć, że do takiej tragedii doszło właśnie w tym mieście. - Największe angielskie gazety zajmują się tą sprawą. Fakt, że coś takiego stało się w Jersey, które jest takim spokojnym miejscem, gdzie są bardzo niskie wskaźniki przestępczości, jest dla wszystkich szokujący i przez to bardzo interesujący dla mediów - powiedziała Ferguson.

Nie wiedział co robi?

Agnieszka Garstka, bratowa zamordowanej kobiety, nie ma wątpliwości co do wysokości kary. - Jakiego wyroku można się spodziewać dla osoby, która zabiła... sześć osób, w tym trzy malutkie dzieci. Własnych dzieci, które mogłyby tu teraz biegać, bawić się, mieć wspaniałe życie - mówi rozstrzęsiona.

Na sądzie spoczywa teraz obowiązek zadecydowania, czy Damian R. był osobą poczytalną, gdy po kolei zabijał członków swojej rodziny. Czy jego stan umysłowy, osąd rzeczywistości były osłabione i tym samym ponosi mniejszą odpowiedzialność za masakrę. Czy też było to morderstwo z premedytacją.

Damian R. twierdzi, że w chwili zabójstwa był niepoczytalny. A więc nie może ponosić pełnej odpowiedzialności za morderstwo.

- Czy jest winny czy nie winny nie zdecyduje zawodowy sędzia, ale ławnicy. A więc zwykły hydraulik, pani ze sklepu... - tak sceptycznie do decyzji o stwierdzeniu poczytalności podchodzi Stephen Terrett, były wykładowca Uniwersytetu w Liverpoolu.

Sędzia zadecyduje jedynie o wysokości kary. Damianowi R. grozi dożywocie. Proces ma potrwać 9 dni.

Autor: zś/ ola/k / Źródło: tvn24

Źródło zdjęcia głównego: tvn24