"Tłum, krzyki i strzały. Uciekaliśmy". Relacja Polki z momentu zamachu

[object Object]
Zamachy terrorystyczne w Hiszpanii. Relacja Polki z miejsca atakutvn24
wideo 2/19

Wracaliśmy do hotelu i dzieci chciały wejść po owoce na ten słynny targ. Wychodząc, zobaczyliśmy tłum ludzi w krzyku, strzały, uciekaliśmy - opowiadała w TVN24 pani Joanna, która przebywa z rodziną w Barcelonie. - Schowaliśmy się w restauracji, w piwnicy. Po 15 minutach powiedziano nam, że jest bezpiecznie. Okazało się, że wcale nie jest - dodała.

ZAMACHY W HISZPANII - RELACJA Pani Joanna jest w Barcelonie z dwoma synami: 9-letnim i 17-letnim. W rozmowie z TVN24 relacjonowała, jak wyglądał czwartkowy zamach z jej perspektywy.

Polka mówiła, że zatrzymali się w jednym z hoteli przy promenadzie La Rambla. Wracała z synami z wycieczki po mieście. Jej dzieci chciały zatrzymać się na słynnym barcelońskim targu La Boqueria. - Kupiliśmy owoce, było fajnie, sympatycznie, smacznie - mówiła. Jak dodała, wychodząc, trafiła wraz z synami na "tłum ludzi w krzyku".

"Strzały nas wystraszyły"

- Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Nie wiedziałam, że to były strzały. Piski, krzyki, tłum ludzi podążający na nas. (...) Odwróciliśmy się i biegliśmy razem z tym tłumem - opowiadała pani Joanna.

- Strzały nas wystraszyły - przyznała. - Uciekaliśmy. Nie wiem, było 100, 150, może 200 ludzi, każdy krył się, gdzie mógł. Schowaliśmy się w restauracji, w jednej z piwnic. Powiedziano nam po jakichś 15 minutach, że jest bezpiecznie. Ludzie powychodzili. Okazało się, że wcale nie jest. Poszłam w głąb tego targu, bo nadal się bałam. Trafiliśmy do jakiejś uliczki - druga chyba z kolei od Rambla - skryliśmy się w jakimś magazynie jednej z restauracji. Tam było kilku pracowników, jakaś kobieta, która zostawiła po drugiej stronie męża z dwójką dzieci - relacjonowała na antenie TVN24 poruszona Polka.

Zamachy w Hiszpanii - relacja Polki
Zamachy w Hiszpanii - relacja Polkitvn24

Kilka godzin niepewności

Pani Joanna wyjaśniła, że po godzinie 21 eskorta policji przetransportowała ich dwie ulice dalej. Wtedy znalazła schronienie w innym hotelu. Do swojego hotelu wróciła z dziećmi dopiero po godzinie 23 z - jak to określiła - "wielkimi przeprawami".

- Przy każdej ulicy kordon policji, która kierowała nas, jak dojść. Szliśmy z mapką, ale pomagali nam - relacjonowała Polka.

W Barcelonie w zamachu terrorystycznym przeprowadzonym w czwartek za pomocą furgonetki zginęło 13 osób, a ponad 100 zostało rannych. W Cambrils (około 120 kilometrów od Barcelony) policja zastrzeliła 5 napastników, którzy rozpędzoną furgonetką wjechali w grupę ludzi. Według władz obydwa ataki miały "ten sam wzór".

Autor: tmw//now / Źródło: tvn24

Raporty: