Kampania wyborcza w Izraelu. Bez Palestyny, za to z Iranem


Wznowienie procesu pokojowego i perspektywy rozwiązania konfliktu z Palestyńczykami to tematy niemal nieobecne w kampanii przed izraelskimi wyborami parlamentarnymi, którą zdominowały takie sprawy jak Iran, bezpieczeństwo i kwestie społeczno-ekonomiczne.

Tendencja ta pogłębia się w Izraelu z wyborów na wybory, ale sądząc po hasłach, pod jakimi toczy się kampania wyborcza, ciągnący się w nieskończoność konflikt izraelsko-palestyński zdaje się mało interesować wyborców.

"Pokój" dla naiwnych?

Opozycja skoncentrowała się na krytykowaniu rządu Benjamina Netanjahu za bezczynność lub bezradność w kwestii stale rosnących cen mieszkań, korupcji na wysokich szczeblach władzy oraz za starcie dyplomatyczne z Waszyngtonem na tle irańskiego programu nuklearnego.

- Tak ważne i pozytywne słowo jak pokój brzmi teraz niemal jak hasło, które wypowiadają jedynie naiwni i słabi - powiedziała w toku kampanii wyborczej była minister Cipi Liwni, która startuje w wyborach 17 marca wspólnie z liderem Partii Pracy Icchakiem Herzogiem.

Paradoksalnie nawet w tej partii słowo "pokój" również niemal znikło z terminologii wyborczej i zostało eufemistycznie zastąpione terminem "proces dyplomatyczny", co ma być synonimem rokowań pokojowych.

W języku ugrupowań usytuowanych bardziej na prawo w ogóle się ono nie pojawia.

Bibi unika tematu Palestyny

Premier Izraela ze swej strony walczy o trzeci z kolei mandat, obchodząc z daleka kwestię palestyńską. Stara się prezentować jako jedyny przywódca zdolny stawić czoło niezliczonym wyzwaniom w kwestiach dotyczących bezpieczeństwa, wobec których stoi Izrael.

Członkowie konserwatywnego Likudu nie ukrywają, że Netanjahu uważa za temat "bez znaczenia" ideę istnienia "dwóch państw", to jest Państwa Palestyńskiego obok Izraela.

Jego biuro, starając się prawdopodobnie zapobiec odpływowi najbardziej nacjonalistycznie nastrojonego elektoratu, kategorycznie zaprzeczyło najnowszym informacjom, według których zaakceptował w tajnych rozmowach z Palestyńczykami, prowadzonych w połowie 2013 roku, wycofanie się do granic z 1967 roku.

Żydowskie osadnictwo a pokój

W 2009 roku Netanjahu wyraził poparcie dla ustanowienia pod pewnymi warunkami państwa palestyńskiego, ale odtąd wysiłki Waszyngtonu podejmowane w celu popchnięcia naprzód negocjacji kończyły się za każdym razem kompletnym fiaskiem.

Palestyńczycy odrzucają znaczną część stawianych im warunków jako niemożliwych do zaakceptowania, wśród nich takie, jak utrzymanie wojsk izraelskich w Dolinie Jordanu lub uznanie Izraela za kolebkę narodu żydowskiego.

Jednocześnie pod rządami Netanjahu coraz bardziej nasilała się ekspansja żydowskiego osadnictwa na palestyńskich ziemiach okupowanych, co on sam przedstawia w kampanii wyborczej jako jedno ze swoich największych osiągnięć.

Arabowie w kampanii

Jeden z możliwych sojuszników Netanjahu w przyszłym rządzie, lider partii Żydowski Dom Naftali Bennett - według sondaży trzecia siła polityczna po wyborach - nie ukrywa, że nie zamierza akceptować powstania Państwa Palestyńskiego.

- Sprzeciwiam się powstaniu państwa palestyńskiego na zachód od rzeki Jordan. Nie zabiegam o pokój, lecz o bezpieczeństwo, a to jest zupełnie inna formuła - mówi Bennett.

Jedyne ugrupowania, które mówią wprost o potrzebie pokoju z Palestyńczykami, to lewicowe Merec (ale może ono mieć problemy z pokonaniem progu wyborczego) oraz partie arabskie, które po raz pierwszy przystępują do wyborów zjednoczone i wykluczają swój udział w rządzie Izraela, dopóki nie zakończy się izraelska okupacja.

Autor: pk//gak / Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: