"A za hałdą stoją Indianie Donbasu". Kulisy najazdu rosyjskich żołnierzy


Misza z Jekaterynburga, Losza z Mozdoku, Dima z Władykaukazu - wszyscy młodzi, ledwo przekroczyli dwudziestkę. Do niedawna odbywali służbę wojskową w brygadzie zmotoryzowanej w Rosji. Od 20 stycznia, gdy z nową siłą wybuchły walki w Donbasie - są "w delegacji" na Ukrainie. Z rosyjskimi żołnierzami, którzy wierzą, że ich misją jest "zakończenie wojny w Donbasie", rozmawiał dziennikarz rosyjskiej gazety "Kommiersant".

Z Czyty, Norylska, Karagandy - na pierwszy rzut oka nic ich nie łączy. Ale jest jednak punkt wspólny - wszyscy do niedawna służyli w jednej brygadzie zmotoryzowanej w Rosji, w mieście, którego nazwy gazeta nie podaje.

Selfie w Gorłówce

"Jeszcze w grudniu i styczniu publikowali na profilach w portalach społecznościowych wspólne zdjęcia z tej samej jednostki, zdjęcia z ćwiczeń na poligonie i selfie w mundurach. Ale dwa-trzy tygodnie temu wszystko się zmieniło. Teraz publikują zdjęcia, na których dwóch żołnierzy w cywilnych strojach obejmując się fotografuje się na jednym z placów Gorłówki, inny na portalu społecznościowym publikuje zdjęcie, na którym widać trzech młodych chłopaków na czołgu gdzieś na drodze do Debalcewego" - czytamy w reportażu z Donbasu.

"Trafili na wojnę po 20 stycznia, gdy w Donbasie na nowo rozgorzały walki. Są tu na "bezterminowej delegacji". Dowódcy nie byli temu przeciwni, wręcz odwrotnie - pragnienie młodzieży zostało powitane z zadowoleniem, przełożeni opowiedzieli im przy okazji, dlaczego właśnie teraz i właśnie do tamtego miejsca trzeba pojechać, by bronić swojej ojczyzny" - czytamy w "Kommiersancie".

Do Donbasu trafiają trójkami

Reporter Ilja Barabanow opisuje, że do Donbasu "chłopcy" trafiają najczęściej trójkami - tworzą załogę wozu bojowego. Nie mają łączności z innymi grupami, dlatego wypytują o towarzyszy. Po dotarciu do "Donieckiej Republiki Ludowej" trafiają do różnych pododdziałów armii separatystów.

"Logika działań wojennych w ostatnich miesiącach jest stosunkowo prosta: na wykonanie zadań bojowych rzucani są ci, którzy faktycznie potrafią walczyć. Oni rozwiązują postawione zadanie i wychodzą z zajętego miasta, a na ich miejsce, do komendantur i na punkty kontrolne, wchodzą miejscowi separatyści, którzy z gotowością opowiadają o swojej górniczej przeszłości" - pisze Barabanow.

Indianie Donbasu

"W pewnym momencie można faktycznie dojść do wniosku, że na wojnę z "juntą" ruszyli wyłącznie miejscowi, ale później ktoś rzuca:

- A za hałdą stoją Buriaci.

- Jacy Buriaci?

- No, ci... Indianie Donbasu" - śmieją się żołnierze.

Dziennikarz pisze, że w ostatnich dniach przed wzięciem Debalcewego (rosyjskich - red.) reporterów nie wpuszczano do Uglegorska, z którego ruszyła ofensywa na strategiczne, zajęte przez Ukraińców miasto.

"Za kilka dni na punktach kontrolnych znowu straż pełnić będą górnicy, a dla dziennikarzy droga będzie otwarta" - czytamy.

Uspokoi się?

Reporter "Kommiersanta" przypuszcza, że po zajęciu Debalcewego sytuacja w Donbasie nieco się uspokoi, aż do czasu, gdy komuś przyjdzie do głowy, że samozwańcze republiki nie mogą żyć bez Mariupola, Artemiwska czy Lisiczańska.

"Wtedy w jednostkach wojskowych w całym ogromnym kraju aktywizują się politrucy, opowiadający o tym, jak ważna jest pomoc dla miłującego wolność Donbasu w walce z agresją Zachodu. Żadnego przymusu - sami ochotnicy" - pisze "Kommiersant".

Śmierć ochotnika

Wszyscy żołnierze bowiem podpisali przed wyjazdem na Ukrainę wnioski o zwolnienie. Jeśli zginą na Ukrainie, zginą jako ochotnicy.

W rozmowie z rosyjskim dziennikarzem żołnierze potwierdzają, że od początku wiedzieli, że jadą na Ukrainę, i twierdzą, że wszyscy żołnierze chcą tam jechać.

- Będziemy w tej delegacji tak długo, aż sami nie wyjedziemy. Będę walczyć albo do końca wojny, albo do ostatniego wydechu.

- A po co ci to? - pyta dziennikarz.

- Wytłumaczono nam, że pomożemy zatrzymać tę wojnę - tłumaczy Rosjanin.

Donbas jak Hiszpania

"Przypomina to wojnę domową w Hiszpanii w latach 30. XX wieku. Ochotnicy z ZSRR jechali tam, legitymujący się paszportami któregoś z państw europejskich. Tyle że trudniej tam było dotrzeć, no i pseudonimy były inne - przyszły marszałek ZSRR Rodion Malinowski był nie "Motorolą", a pułkownikiem "kolonelem Malino".

"Wojnę można zatrzymać tylko wtedy, kiedy wszyscy zejdą z pojazdów opancerzonych i wrócą do domu, a przynajmniej do swojego kraju z sąsiedniego" - taką refleksją kończy reportaż "Kommiersant".

[object Object]
Jacek Czaputowicz o szczycie czwórki normandzkiej w Paryżutvn24
wideo 2/23

Autor: asz//gak / Źródło: "Kommiersant"

Tagi:
Raporty: