Poszła dalej niż zwolennicy Brexitu. Pomysły przyszłej premier na imigrację

"Cholernie trudna kobieta". Kim jest Theresa May?
"Cholernie trudna kobieta". Kim jest Theresa May?
TVN24 BiS
Theresa May może nie być popularna wśród imigrantów na WyspachTVN24 BiS

Chciała pozostania Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej, a nawet krytyczne wobec rządu konserwatystów media przyznają, że pod jej kierownictwem departament spraw wewnętrznych pracował "najlepiej od dekad". Jeśli przyszła premier Theresa May spotyka się z poważnymi głosami krytyki, to przede wszystkim w związku z pomysłami zmierzającymi do ograniczenia napływu imigrantów na Wyspy.

Pierwszy z kontrowersyjnych pomysłów w tej materii nie jest co prawda jej autorstwa, ale nie zrobiła nic, by przez lata zawrócić kraj z jego realizacji. Chodzi o decyzję rządu z 2012 r. o wprowadzeniu prawa zobowiązującego urzędników do wydalenia z kraju osób bez brytyjskiego obywatelstwa, jeżeli w ciągu pięciu lat od przybycia na Wyspy nie osiągnęły one dochodów w wysokości przynajmniej 35 tys. funtów rocznie.

Na razie to tylko teoria, ale...

Prawo weszło w życie w kwietniu bieżącego roku, akurat w czasie kampanii na rzecz wyjścia kraju z UE. Theresa May, która kieruje odpowiednikiem polskiego MSW od 2010 roku, nie zdecydowała się na nic, co zmierzałoby do wycofania tych przepisów i w teorii już one działają. W teorii, ponieważ nikt dotąd nie zdecydował się na ich wykorzystanie w celu pozbycia się dużej części z ponad dwóch milionów pracowników przybyłych na Wyspy głównie w tej dekadzie.

Obecnie media na Wyspach wróciły do tej kwestii. Liberalni komentatorzy wskazują, że w obliczu Brexitu szefowa rządu powinna dążyć do scalania narodu, a nie jego dzielenia. Kwestia ograniczania imigracji była głównym argumentem zwolenników porzucenia Unii. W związku z tym - argumentuje część komentatorów - Theresa May jako premier nie powinna dopuścić do tego, by wiązano ją w tak kluczowej sprawie z jedną stroną sporu.

Gwarancja pozostania, jeżeli UE zrobi to samo

O ile sprawa nowych przepisów "obciąża" May tylko pośrednio, o tyle to, co powiedziała sobotę 2 lipca idzie już w całości na jej konto. W trakcie jednego z wywiadów, którego tematami był Brexit i przyszłość kraju, konserwatywna polityk powiedziała, że Londyn powinien twardo negocjować z UE, m.in. w kwestii pracy obcokrajowców. Wówczas jeszcze kandydatka na następczynię Davida Camerona stwierdziła, że Wielka Brytania zatrzyma niemających obywatelstwa obcokrajowców u siebie tylko pod warunkiem, że kraje Wspólnoty "to samo zadeklarują względem Brytyjczyków".

Komentator dziennika "The Telegraph" Fraser Nelson stwierdził - ironizując na temat hipotetycznej sytuacji - że "pomysł wyrzucenia polskich dzieci z (brytyjskich) szkół w odpowiedzi na to, że Hiszpanie będą wydalali 100 tys. brytyjskich emerytów jest przedziwny". Oczywiście "nikt osobiście nie chce wyrzucać polskich recepcjonistów z pracy" - pisał - jednak nie znaczy to, że May powinna sobie pozwolić na choćby cień podejrzeń w tej kwestii.

Wykorzystywanie takich argumentów w rozmowach o wyjściu Wielkiej Brytanii z UE komentator dziennika uznał za "odrażające". - Najwyraźniej z tego pani May nie zdaje sobie sprawy - napisał.

Przy okazji "The Telegraph" wyliczył, że imigrantem jest dziś co dziesiąty lekarz na Wyspach; prawie połowę stanowią oni w sektorze budowlanym, a w usługach publicznych "są kręgosłupem" kraju.

Dziennik zwrócił też uwagę, że nawet zwolennicy Brexitu na czele z Nigelem Farage'em, nie wspominali o pozbyciu się z Wysp już żyjących tam ludzi. Z jakichś powodów May poszła dalej.

Odzyskać kontrolę nad liczbą imigrantów

Dzień po pierwszym wywiadzie - w niedzielę 3 lipca - w rozmowie z "Telegraphem" Theresa May nie posunęła się już tak daleko i nie podtrzymała swych argumentów. Zaznaczyła jednak, że reguły "wolnego przemieszczania się" obowiązujące w UE będą musiały zostać na terenie Wielkiej Brytanii "zmienione". Stwierdziła, że "zabierze to trochę czasu", ale Londyn powinien dążyć do celu, jaki postawił sobie w ubiegłym roku David Cameron i konserwatyści - ograniczenia imigracji w skali netto do “kilkudziesięciu tysięcy osób” rocznie.

Cameron obiecywał w kampanii przed referendum ws. Brexitu, że plan zostanie sfinalizowany być może już w 2017 roku, ale dane z poprzedniego i obecnego roku pokazały, że w Wielkiej Brytanii przybywa wciąż ok. 330 tys. osób. - Musimy odzyskać kontrolę nad liczbą osób, które przybywają tu z Europy, jak i spoza Europy - podkreśliła May.

"Przewidziała Brexit"

Prestiżowy "Financial Times" w artykule z 7 lipca, w którym przedstawiał sylwetkę Theresy May, przypomniał jej wypowiedź sprzed referendum, że wspomniana informacja o "330 tys. imigrantów" rozzłości ludzi i sprawi, iż odwrócą się od Camerona. Na tej podstawie dziennik zauważył, że May "przewidziała Brexit".

"FT", który rozmawiał z bliskimi jej osobami z Partii Konserwatywnej napisał, że "jej podejście do kwestii imigracji ma swoje źródło w przekonaniu, iż brak kontroli nad napływem ludzi prowadzi do rozwoju populizmu i partii prawicowych", co właśnie miało przyszłą premier szczególnie niepokoić.

Trzeba przy tym zauważyć, że twarde stanowisko ws. imigracji - choć wywołuje krytykę ze strony środowisk liberalnych - jednocześnie zapewnia Theresie May poparcie rdzenia Partii Konserwatywnej, gdyż odwołuje się do tradycyjnych wartości i poglądów.

Autor: adso//rzw / Źródło: "The Telegraph", "Financial Times", "Politico"

Tagi:
Raporty: