Walka o Donbas toczy się w Kijowie. "Szara strefa, sfera wpływów Kremla"

Aktualizacja:

Rzeczywista autonomia czy jedynie "zasady funkcjonowania samorządu lokalnego w obwodach donieckim i ługańskim"? Projekt zmian do konstytucji autorstwa prezydenta Petra Poroszenki budzi kontrowersje. Przeciwnicy legalizacji obszarów okupowanych przez prorosyjskich rebeliantów dowodzą, że Donbas zamieni się w "szarą strefę i sferę wpływów Kremla". Zwolennicy przypominają o realizacji porozumień pokojowych z Mińska.

Podczas wystąpienia w parlamencie 16 lipca prezydent Petro Poroszenko przekonywał, że przedstawiony przez niego projekt zmian do konstytucji nie przewiduje specjalnego statusu dla Donbasu.

- Ukraina była, jest i będzie państwem unitarnym – uzasadniał Poroszenko. Apelował o poparcie projektu i tłumaczył, że "dopuszcza on jedynie możliwość szczególnych zasad funkcjonowania samorządów w niektórych rejonach obwodów donieckiego i ługańskiego”.

Zapis ten znalazł się w przepisach przejściowych projektu zmian do konstytucji.

"Szczególne zasady funkcjonowania samorządów w niektórych rejonach obwodów donieckiego i ługańskiego” będą określane w odrębnych ustawach.

"Niektórych regionów" - czyli takich, które obecnie są okupowane przez prorosyjskich rebeliantów, którzy powołali własne "rządy i parlamenty", utworzyli własną "milicję i armię", a także wprowadzili do obiegu rosyjską walutę, rubla.

"Nie może być przedmiotem szantażu"

Apele Poroszenki nie przekonały wszystkich posłów Rady Najwyższej, w tym z koalicji rządzącej.

Projekt skrytykowała partia Samopomoc mera Lwowa Andrija Sadowyja, w szeregach której zasiadają żołnierze i dowódcy batalionów ochotniczych walczących z rebeliantami w Donbasie.

Przeciwko zmianom opowiedziała się także Partia Radykalna Ołeha Liaszki, wcześniej związanego z ugrupowaniem byłej premier Julii Tymoszenko.

Posłowie Samopomocy uzasadniali, że "konstytucja Ukrainy nie może być przedmiotem szantażu i targów dyplomatycznych". Nawiązali do obecności w Kijowie Viktorii Nuland, asystentki sekretarza stanu w Departamencie Stanu USA. Internetowa gazeta Ukraińska Prawda pisała, że "Poroszenko podjął decyzję w sprawie poprawek do konstytucji po spotkaniu z Nuland".

Ołeh Liaszko domaga się przeprowadzenia referendum ogólnokrajowego, w którym o losach Donbasu zdecydują nie politycy, a obywatele ukraińscy.

Instytucja prefekta

Prezydent, broniąc projektu o decentralizacji władzy na Ukrainie, uzasadniał, że nie będzie ona dotyczyła obronności i bezpieczeństwa kraju, polityki zagranicznej, a także kontroli nad przestrzeganiem konstytucyjnych praw obywateli.

Zgodnie z projektem istniejące w Donbasie władze obwodowe, rejonowe, miejskie i wiejskie zostałyby zastąpione przez władze regionalne, powiatowe i gminne.

W regionach i powiatach wprowadzona zostałaby instytucja prefekta dbającego o interesy państwa na szczeblu lokalnym. Reforma przewiduje także przekazanie na szczebel lokalny środków finansowych, które obecnie są rozdzielane centralnie.

Poroszenko zastrzega, że przepisy wejdą w życie po przeprowadzeniu na terytoriach okupowanych przez rebeliantów wyborów samorządowych, uzgodnionych z władzami w Kijowie.

Przez trzy lata

Deputowany Bloku Petra Poroszenki Jurij Łucenko wyjaśniał, że wprowadzenie w życie "zasad funkcjonowania samorządu lokalnego w niektórych rejonach obwodów donieckiego i ługańskiego" jest dobrym rozwiązaniem w sprawie odbudowania zniszczonego w wyniku walk Donbasu.

- Władze lokalne nie będą odprowadzały podatków do budżetu centralnego. Będą mogły przeznaczyć wszystkie zarobione pieniądze na odbudowę zrujnowanej infrastruktury – dowodził.

Zastrzegł, że nowe przepisy wejdą w życie wtedy, kiedy wojska rosyjskie opuszczą Donbas i kiedy porozumienia pokojowe z Mińska będą w pełni przestrzegane przez rebeliantów.

Łucenko przypomniał, że przepisy będą obowiązywać tymczasowo, przez trzy lata.

- Ukraina będzie nadal kupować węgiel, koks i metal w Donbasie, zaś Donbas będzie w stanie odrodzić się na nowo po zniszczeniach w wyniku wojny. Trzy lata na odbudowę wystarczą – zapowiedział.

W prezydenckim projekcie zastrzeżono, że w "przypadku zagrożenia suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy lub jej bezpieczeństwa narodowego prezydent ma prawo cofnąć pełnomocnictwa władz w danym regionie i zwrócić się do Sądu Konstytucyjnego. W przypadku działań niezgodnych z ustawą zasadniczą, prezydent ma prawo unieważniać decyzje władz lokalnych w Donbasie".

"Pod przykrywką walki z terroryzmem"

Przeciwnicy prezydenckich poprawek stawiają pytanie: jeśli przepisy mają obowiązywać tymczasowo, po co wprowadzać je do konstytucji?

"Nie twórzmy niebezpiecznych precedensów" - zaapelowały w liście otwartym do prezydenta Poroszenki organizacje społeczne w Donbasie, zrzeszone w koalicję sił patriotycznych.

"Władze Ukrainy pod przykrywką walki z terroryzmem w Donbasie prowadzą systemową politykę, dotyczącą realizacji politycznych i gospodarczych interesów biznesu oligarchicznego. Polityka ta dotyczy także ograniczania praw uchodźców, zmuszonych do opuszczenia swoich domów w Donbasie. W rezultacie region zostanie przekształcony w szarą strefę i sferę wpływów Kremla" - piszą w liście aktywiści organizacji społecznych w Donbasie.

Zarzucają oni prezydentowi Poroszence, że próbuje zmienić granice Ukrainy bez przeprowadzenia przewidzianego w konstytucji ogólnokrajowego referendum.

"Okupantom, którzy przejęli władzę w niektórych regionach Donbasu, proponowane przepisy stwarzają możliwość utworzenia szerokiej autonomii. Będą mogli tworzyć własne sądy, prokuraturę i milicję. Artykuł 7. projektu ustawy autorstwa prezydenta zakłada odrębne prowadzenie przez nich działalności gospodarczej i inwestycyjnej. Oznacza to dyskryminację regionów kontrolowanych przez wojska ukraińskie, które także ucierpiały w wyniku wojny i były zmuszone przejąć główny ciężar związany z migracją uchodźców bez jakichkolwiek preferencji. Wyjątkowo bluźnierczo brzmią przepisy o finansowaniu terrorystów z budżetu centralnego, czyli z podatków także tych Ukraińców, którzy stracili w wojnie bliskich i przyjaciół" - piszą organizacje zrzeszone w koalicję sił patriotycznych.

"Wyjątkowy absurd sytuacji"

Zastrzeżenia aktywistów ukraińskich w Doniecku i Ługańsku budzi także zapis w sprawie "promowania rozwoju współpracy transgranicznej z Rosją w zakresie wzmacniania i pogłębiania stosunków dobrosąsiedzkich między społecznościami terytorialnymi i władzami lokalnymi Federacji Rosyjskiej".

Aktywiści wskazują na "wyjątkowy absurd tej sytuacji". Przypominają, że w styczniu, parlament Ukrainy, w specjalnej uchwale uznał Rosję za "państwo agresora", które anektowało ukraiński Krym i aktywnie wspiera separatystów z tzw. republik ludowych w Doniecku i Ługańsku.

Posłowie uznali tzw. republiki ludowe w Doniecku i Ługańsku za "ugrupowania terrorystyczne" i zaapelowali do innych państw i organizacji międzynarodowych, by poszły ich śladem.

"Utrwalenie takiego stanu rzeczy w konstytucji, a także realizacja przepisów, dotyczących szczególnych zasad funkcjonowania samorządów w niektórych rejonach obwodów donieckiego i ługańskiego będą oznaczać faktycznie uznanie politycznej podmiotowości terrorystów z samozwańczych republik w Doniecku i Ługańsku, a także ich legalizację w systemie politycznym Ukrainy. Nadanie im szczególnych praw i preferencji gospodarczych stworzy niebezpieczny precedens dla prawa międzynarodowego, a także innych regionów Ukrainy. Teraz każdy, kto chwyci do ręki broń, będzie mógł pretendować do statusu specjalnego" - podkreślili aktywiści.

"Czym zakończyła się autonomia Krymu?"

Kijowscy eksperci, którzy sprzeciwiają się legalizacji samozwańczych republik w Donbasie, przypominają o rozwiązaniach w innych państwach mających problem z separatystami.

- Zarówno władze Mołdawii, mające problem z separatystycznym Naddniestrzem, jak i Gruzji, gdzie powstały zbuntowane republiki takie jak Osetia Południowa i Abchazja, nie poszły na żadne ustępstwa wobec separatystów. Po uzyskaniu niepodległości Ukraina popełniła błąd, zgadzając się na autonomię Krymu. Czym to się zakończyło? Efekty tej decyzji są znane – komentował Ołeh Soskin, doradca byłego prezydenta Leonida Kuczmy, szef Instytutu Transformacji Społeczeństwa w Kijowie.

"Dla tych, którzy mają wątpliwości"

Ukraiński publicysta Serhij Rachmanin zwraca uwagę na punkt 11. dokumentu, podpisanego 12 lutego w stolicy Białorusi pod tytułem "Kompleks działań w sprawie realizacji mińskich porozumień".

"Punkt 11., dotyczący reformy konstytucyjnej na Ukrainie, z uwzględnieniem zasad funkcjonowania samorządów w niektórych rejonach obwodów donieckiego i ługańskiego, jest jedynym punktem dokumentu, który określa ścisły termin czasowy: do końca 2015 roku. Właśnie to było argumentem, który wykorzystały Bruksela, Niemcy i Stany Zjednoczone w wywieraniu presji na Kijów w sprawie jego realizacji. Bez spełniania innych wymogów, nieokreślonych czasowo. Dla tych, którzy nie wiedzą: niektórzy uczestnicy negocjacji pokojowych w stolicy białoruskiej, proszący o anonimowość, potwierdzili, że autorem punktu 11. jest Władisław Surkow (doradca prezydenta Rosji Władimira Putina – red.). Jeden z dyplomatów, analizujący zachowanie delegacji rosyjskiej podczas rozmów pokojowych, powiedział, że był to jedyny punkt umowy, którym Rosja była naprawdę zainteresowana" - napisał Rachmanin.

"Dla tych, którzy mają wątpliwości: realizacja pierwszej części punktu 11 oznacza, że władze w Kijowie będą zmuszone realizować także drugą, która dotyczy przyjęcia stałego ustawodawstwa o statusie niektórych regionów obwodów donieckiego i ługańskiego w terminie do końca 2015 roku. Dlaczego będą zmuszone? Bo przecież Kijów konsekwentnie realizuje porozumienia pokojowe z Mińska"- komentował publicysta.

Przypomniał, co zgodnie z porozumieniami, powinno m.in. znaleźć się w takich przepisach:

"Zwolnienie od odpowiedzialności karnej, ścigania oraz dyskryminacji osób, związanych z wydarzeniami w niektórych regionach obwodów donieckiego i ługańskiego; utworzenie oddziałów milicji w celu utrzymania porządku publicznego; prawo do samostanowienia w sprawie języka; udział organów władzy lokalnej w mianowaniu prokuratorów i sędziów w rejonach obwodów donieckiego i ługańskiego; państwo ma wspierać ich rozwój społeczny i gospodarczy; państwo ma wspierać rozwój transgranicznej współpracy tych rejonów z regionami Federacji Rosyjskiej".

"Cztery dni pracy Sądu Konstytucyjnego"

16 lipca posłowie parlamentu ukraińskiego skierowali prezydencki projekt w sprawie decentralizacji władzy do Sądu Konstytucyjnego.

31 lipca Sąd Konstytucyjny orzekł, że przyjęte przez parlament poprawki do konstytucji w sprawie decentralizacji władzy na Ukrainie, a także dotyczące okupowanej części Donbasu, są zgodne z ustawą zasadniczą.

"Sędziowie zajęli się poprawkami 27 lipca. Pracowali nad tą sprawą zaledwie cztery dni. To wynik rekordowy" - ironizowały ukraińskie portale.

Ołeh Bereziuk, szef frakcji parlamentarnej Samopomoc, napisał na Facebooku: "Decyzja Sądu Konstytucyjnego była do przewidzenia. Sędziowie podjęli ją pod presją, w obawie przed zwolnieniem".

Bereziuk przypomniał, że kilka dni temu Poroszenko zwolnił sędziego Sądu Konstytucyjnego Wiktora Szyszkina, który nie popierał prezydenckiego projektu.

W rozmowie z rozgłośnią ukraińską Hromadske Radio Szyszkin powiedział, że "obecnie nie można wnosić poprawek do konstytucji, ponieważ Ukraina znajduje się w stanie wojny".

Szyszkin zarzucił też władzom w Kijowie, że próbują zmieniać ustawę zasadniczą bez konsultacji z opinią publiczną.

Test dla prozachodniej koalicji

Po orzeczeniu Sądu Konstytucyjnego projekt Poroszenki wróci do Rady Najwyższej.

W pierwszym czytaniu projekt musi uzyskać poparcie 226 posłów. W drugim nie mniej niż 300. Wiceprzewodniczący parlamentu Andrij Parubij oświadczył, że deputowani najprawdopodobniej zajmą się poprawkami w dniach 24-28 sierpnia, na sesji nadzwyczajnej.

- We wrześniu proces wprowadzenia zmian do ustawy zasadniczej zostałby zakończony - oświadczył Parubij.

Rada Najwyższa Ukrainy liczy 450 deputowanych, jednak w wyborach przedterminowych w 2014 r. Ukraińcy wybrali 423 posłów. Głosowanie nie odbyło się na anektowanym przez Rosję Krymie, a także na okupowanych przez rebeliantów terytoriach w obwodach donieckim i ługańskim.

Głosowanie nad prezydenckimi poprawkami będzie testem dla prozachodniej koalicji.

Brak poparcia ze strony Samopomocy Andrija Sadowyja czy Partii Radykalnej Ołeha Liaszki nie oznacza jednak, że projekt przepadnie. Blok Petra Poroszenki będzie mógł liczyć na głosy opozycji, w tym posłów Bloku Opozycyjnego, który powstał po rozpadzie Partii Regionów obalonego prezydenta Wiktora Janukowycza.

Kijowscy eksperci prognozują, że budzący kontrowersje projekt zostanie przyjęty, jednak los koalicji może być przesądzony.

[object Object]
Jacek Czaputowicz o szczycie czwórki normandzkiej w Paryżutvn24
wideo 2/23

Autor: Tatiana Serwetnyk/mtom / Źródło: tvn24.pl

Tagi:
Raporty: