W promie, który zatonął, są żywi ludzie? Rodzice popłynęli do swoich dzieci


W południowokoreańskim promie, który w środę przewrócił się i zatonął, mogą jeszcze być żywi ludzie. Reuters w czwartek nad ranem polskiego czasu informował, że ojciec jednego z uczniów, który był na pokładzie, otrzymał sms-a od swego dziecka, w którym prosiło o szybką pomoc. Informację później zdementowano, ale o świcie w kierunku miejsca katastrofy ze służbami ratunkowymi popłynęły setki rodziców zaginionych uczniów.

"Moje dziecko napisało w wiadomości tekstowej: Żyję, są tu żywi uczniowie, proszę uratujcie nas szybko" - miał powiedzieć ojciec jednego z chłopców, który do tej pory się nie odnalazł. Cytowany przez agencję Reutera później powiedział, że źle go zrozumiano, bo on sam podobne słowa słyszał od innego z rodziców, ale tej wiadomości nikt już nie potwierdził.

Mężczyzna, wraz z członkami rodzin innych zaginionych, udał się jednak na miejsce katastrofy i mówi, że wciąż ma nadzieję na dobre wiadomości.

W zatopionych statkach czasami tworzą się tzw. komory powietrzne, w których można przeżyć przez pewien czas.

Uczniowie płynęli na wycieczkę

Z 450 pasażerów, którzy znajdowali się na promie "Sewol" ok. 290 osób uważanych jest za zaginionych. Prom przewrócił się w niewyjaśnionych okolicznościach u brzegów Korei Południowej. Była to jedna z najtragiczniejszych morskich katastrof w Korei Południowej w ciągu ostatnich 20 lat.

W czwartek płetwonurkowie Straży Przybrzeżnej i południowokoreańskiej marynarki wojennej wznowili poszukiwania ofiar.

Wśród pasażerów było wielu uczniów jednej ze szkół średnich na przedmieściach Seulu, którzy płynęli na szkolną wycieczkę na położoną w Cieśninie Koreańskiej wyspę Czedżu. Prom wypłynął z portu Inczhon, pod Seulem, we wtorek. Wyruszył stamtąd z opóźnieniem, które spowodowane było gęstą mgłą.

Tonął dwie godziny

Według świadków cytowanych przez telewizję YNT, zanim statek zaczął tonąć można było poczuć wstrząs, jakby w coś uderzył. Jednostka nadała sygnał SOS około godz. 9 czasu miejscowego (godz. 2 w Polsce), gdy prom przebywał w odległości ok. 3 km na południowy zachód od wyspy Gwanmae. Tonął dwie godziny.

Wody w tym rejonie obfitują w rafy i mielizny, ale władze południowokoreańskie nie potwierdziły - jak dotychczas - że statek uderzył o skałę. Nie wiadomo także dlaczego jednostka przechyliła się silnie o ok. 45 st. na spokojnym morzu. Prom zatonął, ale część kadłuba wystaje z wody. Akcję ratunkową podjęto natychmiast.

Prom o wyporności 6.586 ton pływał z Inczhonu na Czedżu dwa razy w tygodniu. Został wybudowany w 1994 roku w Japonii. Południowokoreańska firma Chonghaejin Marine Co. kupiła statek pod koniec 2012 r. Na pokład może zabrać on ponad 900 pasażerów, 180 pojazdów i 150 kontenerów.

W przeszłości w Korei Południowej dochodziło do podobnych katastrof promów pasażerskich. W 1970 roku zginęło w katastrofach tego typu statków 323 pasażerów, a w 1993 roku 292.

Autor: adso//kdj/zp / Źródło: PAP, Reuters