"Czarna karta w historii tureckiej demokracji". Zwolennicy rządu zaatakowali redakcję

Atak na redakcję "Huuriyet"

Około 150-200 zwolenników rządzącej w Turcji Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) zaatakowało w nocy z niedzieli na poniedziałek redakcję jednego z największych dzienników w kraju, "Hurriyet", w Stambule.

"Hurriyet" podał, że tuż przed północą demonstranci zebrali się przed budynkiem redakcji i zaczęli obrzucać go kamieniami. Wybili kilka okien, zniszczyli przeszklone drzwi, a także starli się z ochroniarzami.

Protestem kierował szef młodzieżówki AKP Abdulrahim Boynukalin. Zebrani skandowali hasła na cześć prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana i AKP, która u władzy jest od 2002 roku. Demonstranci zdjęli z masztu flagę "Hurriyet" i spalili ją. W mediach społecznościowych użytkownicy sympatyzujący z partią rządzącą apelowali też o spalenie redakcji. Protestujący rozeszli się dopiero, gdy na miejsce przybyła policja. Redaktor naczelny "Hurriyet" Sedat Ergin nazwał atak na redakcję "czarną kartą w historii tureckiej demokracji".

Skąd atak?

Demonstrację zwołano z powodu błędnego zacytowania przez "Hurriyet" słów prezydenta Erdogana. Nawiązując do ostatnich aktów przemocy w kraju, powiedział on, że sytuacja byłaby inna, gdyby w wyborach z 7 czerwca AKP zdobyła 400 miejsc w parlamencie, dzięki czemu mogłaby zmienić konstytucję.

- Jeśli partia miałaby 400 deputowanych w parlamencie i miałaby wystarczającą liczbę głosów do zmiany konstytucji, to sytuacja byłaby inna - oświadczył Erdogan w niedzielę w wywiadzie na żywo dla prorządowej telewizji A-Haber. Wypowiadał się po ataku kurdyjskich bojowników z Partii Pracujących Kurdystanu (PKK) na tureckich żołnierzy. Doszło do niego w Daglicy, w prowincji Hakkari, na południowym wschodzie kraju. Wojsko podało w poniedziałek, że zginęło tam 16 tureckich żołnierzy, a sześciu zostało rannych.

Wpis usunięty, oburzenie zostało

"Hurriyet" we wpisie zamieszczonym na Twitterze zasugerował, że wypowiedź odnosiła się do Daglicy i dał do zrozumienia, że prezydent próbuje zdobyć kapitał polityczny dzięki atakowi. "Komentarz Erdogana w sprawie Daglicy: nie doszłoby do tego, jeśli zdobyto by 400 miejsc" - napisano. Gazeta po chwili usunęła wpis, który wywołał oburzenie wśród zwolenników AKP. W sieci wzywali oni do demonstracji przeciwko gazecie. W przeszłości prezydent wielokrotnie krytykował grupę prasową Dogan, która jest właścicielem dziennika i która nie zawsze popiera linię rządu. Sytuacja prasy w Turcji jest niepokojąca, a w stosunku do dziennikarzy krytycznych wobec Erdogana często wszczynane są postępowania sądowe.

AKP bez większości

W czerwcowych wyborach AKP nie zdobyła większości wymaganej do samodzielnych rządów, dzięki czemu prezydent mógłby zmienić konstytucję i zwiększyć swe uprawnienia. Prokurdyjska Ludowa Partia Demokratyczna (HDP) otrzymała 13 proc. głosów. Tureckim partiom nie udało się utworzyć rządu i Erdogan rozpisał przedterminowe wybory, które odbędą się 1 listopada. Przeciwnicy szefa państwa twierdzą, że rozpoczął on ofensywę wojskową na pozycje PKK w Iraku i Turcji, by w kolejnych wyborach zdobyć głosy nacjonalistów.

Autor: mtom / Źródło: PAP