„To jest wojna. A wojna to droga kłamstwa”

O czym piszą rosyjskie media?

Od kilku dni z czołówek rosyjskich mediów opozycyjnych – „Nowej Gaziety”, telewizji Dożd’, portalu Slon.ru – nie schodzi temat desantowców z dywizji z Pskowa, którzy zginęli prawdopodobnie pod Ługańskiem na Ukrainie, i tego, jak władza traktuje rodziny ofiar. Media prokremlowskie jednak „nie zauważyły” tematu. Tymczasem niektórzy publicyści rosyjscy uważają, że podczas wojny kłamstwo jest usprawiedliwione.

W poniedziałek media ukraińskie, a za nimi media światowe podały, że siły ukraińskie zatrzymały desantowców, którzy – jak to powiedział prezydent Rosji Władimir Putin – „przez przypadek weszli na terytorium Ukrainy” podczas patrolu granicy.

Tymczasem w obwodzie pskowskim, niedaleko od granicy z Łotwą, od 24 sierpnia trwały pogrzeby żołnierzy z miejscowej dywizji wojsk powietrznodesantowych. „Na razie nie jest znana liczba zabitych. Wiadomo tylko, że kilkudziesięciu wojskowych z 76. dywizji wojsk powietrznodesantowych (zarówno żołnierze kontraktowi, jak i odbywający służbę wojskową) przestało kontaktować się ze swoimi bliskimi 15-16 sierpnia – od tamtej pory niczego nie wiadomo o ich losie” – pisze w obszernym reportażu dziennikarka „Nowej Gaziety”. Opisuje, że 22 sierpnia dowódca wojsk powietrznodesantowych generał Władimir Szamanow zapewnił publicznie rodziny desantowców, że brygadzie szturmowo-desantowej wszyscy są żywi i zdrowi.

Inny rosyjski dowódca, kierownik biura prasowego ministerstwa obrony Federacji Rosyjskiej gen. Igor Konaszenkow zapewniał, że informacje strony ukraińskiej o zatrzymaniu rosyjskich bojowych wozów piechoty BMD i śmierci żołnierzy to „fałszywka”.

O zaginięciu żołnierzy pisaliśmy w poniedziałek w materiale "Order od Putina, minister u wdów. Donbas "drugim Afganistanem" dla elitarnej dywizji?"

„Mój mąż żyje”

Dziennikarze „Nowej Gaziety” i petersburskiego portalu „Fontanka.ru” natrafili na trop śmierci żołnierzy po tym, jak internauci przysłali im link do profilu na portalu społecznościowym VK.com.

22 sierpnia żona starszego sierżanta dywizji pskowskiej 29-letniego Leonida Kiczatkina poinformowała że jej mąż zginął i podała numer telefonu, pod którym można się z nią kontaktować w sprawie pogrzebu na cmentarzu we wsi Wybuty pod Pskowem i stypy. Dzień później strona została zlikwidowana, ale reporterzy zadzwonili do kobiety z kondolencjami. Chcieli zapytać, w jakich okolicznościach zginął jej mąż. Byli bardzo zaskoczeni, gdy kobieta, która potwierdziła, że jest żoną Leonida Kiczatkina, oznajmiła im, że jej maż żyje i wszystko jest z nim w porządku. Po chwili przekazała słuchawkę mężczyźnie. - Rozmawiam z wami, żywy i zdrowy. Jak mogę gdzieś jechać, skoro mam żonę w ciąży i troje dzieci? Włamali się na moją stronę i niech piszą, co im się żywnie podoba. A ja z wami rozmawiam. Mogę jeszcze zaśpiewać i zatańczyć przed kamerą – powiedział mężczyzna. Rozmowa odbyła się 24 sierpnia.

Bezimienne groby

Dzień później dziennikarze „Nowej Gaziety” i „Fontanki.ru” przyjechali rano na cmentarz, o którym pisała żona desantowca. Znajduje się niedaleko poligonu pskowskiej dywizji powietrznodesantowej.

Trafili na świeże mogiły żołnierzy: Leonida Kiczatkina, rocznik 1984, i Aleksandra Osipowa, rocznik 1993. Na zdjęciach na grobie Kiczatkina były zdjęcia, które żona żołnierza – twierdząca, że jej mąż żyje – zamieściła na jego profilu, przy skasowanej informacji o jego śmierci. W środę, 27 sierpnia, dziennikarze telewizji Dożd’ poinformowali, że z grobów pochowanych w poniedziałek żołnierzy zdjęto tabliczki z nazwiskami. Zniknęły też wieńce z pożegnalnymi napisami. Dzień wcześniej nieznani sprawcy napadli na reporterów telewizji „Dożd”, „Russkaja Płanieta”, „Fontanka.ru” i „Nowej Gaziety”, którzy przyjechali na inny cmentarz pod Pskowem.

Ministerstwo obrony Rosji zaprzeczało informacjom o możliwym „aktywnym bojowym udziale” żołnierzy z pskowskiej dywizji powietrznodesantowej w działaniach wojennych na Ukrainie. 21 sierpnia ukraińskie media informowały, że rosyjscy żołnierze mogli zginąć pod Ługańskiem, na terenie objętym operacją antyterrorystyczną.

W środę telewizja „Dożd” podała, że oddział Komitetu Matek Żołnierzy z obwodu staropolskiego sporządził listę 400 rosyjskich wojskowych rannych bądź zabitych w ostatnim czasie w niewyjaśnionych okolicznościach.

„Te straty zostały poniesione przez siły zbrojne Federacji Rosyjskiej prawdopodobnie na terytorium Ukrainy. Świadkowie informują o próbach utajniania ceremonii pogrzebowych i wspominkowych” – pisze portal Slon.ru.

Kłamstwo czasu, kłamstwo ekranu

O sprawie nie poinformowały żadne federalne prokremlowskie gazety ani telewizje, odbiła się ona jednak szerokim echem w tzw. Runecie.

„Tak podle i kłamliwie, jak zachowuje się rosyjska władza, nie zachowuje się nikt na świecie” – napisał na swoim profilu w Facebooku opozycyjny polityk Borys Niemcow. „Generałowie podle kłamią, że nikt nie zginął. Zostały tylko płaczące matki, dzieci i żony. A wszystko przez to, że władza oświadcza nam, że tam, na wschodzie Ukrainy, toczy się wojna domowa i naszych wojsk tam nie ma. Rosją rządzą nikczemnicy i dranie. Nie ma innych słów. P.S. Pytają mnie, czy rosyjscy ludzie, ślepo ufający kłamcy Putinowi i jego służbie agitacyjnej, przejrzą po tym koszmarze na oczy? Sądzę, że nie. Przecież większość czerpie informację nie z sieci, a z telewizji. A tam o tajnych pogrzebach pskowskich desantowców nie będzie ani słowa” – pisze Niemcow.

Dziennikarz Jewgienij Lewkowicz informuje, że w Kostromie rodziny żołnierzy-desantowców, zatrzymanych przez Ukraińców, spotkały się z dowództwem jednostki wojskowej. „Dowództwo potwierdziło straty. Ale wszystko to – to przypadek. I zabłądzili na kilkadziesiąt kilometrów w głąb innego państwa – przypadek, i numery zostały zatarte przez przypadek, wkroczyli do walki również przez przypadek” – pisze Lewkowicz

I przypomina: „W październiku 1982 roku w atmosferze całkowitej tajności, zastraszając bliskich, baz ani jednej informacji w mediach i przy pełnej niewiedzy obywateli, KGB ZSRR zdołało pochować 66 osób, którego zginęły nie gdzieś daleko, a w Moskwie, zadeptane podczas paniki na meczu futbolowym. Jesteśmy na progu Związku Radzieckiego. Jedyną przeszkodą na ich drodze jest Internet” – pisze Jewgienij Lewkowicz.

„Ucierpiał wizerunek Rosji”

Natomiast publicysta „Niezawisimej Gaziety” ubolewa, że Zachód przejmuje się nie tyle rozmiarami wojny domowej w Donbasie, co próbami udowodnienia udziału w konflikcie armii rosyjskiej.

Pisze, że dane o „rzekomym udziale rosyjskich wojskowych w działaniach bojowych na Ukrainie – to przede wszystkim element wojny informacyjnej”. Autor przyznaje, że wiadomości o żołnierzach, którzy „zabłądzili” na Ukrainie i przypadkowo przekroczyli granice podczas patrolu „uderza w wizerunek Rosji”. Od razu dodaje, że „temat udziału rosyjskich wojskowych w działaniach bojowych w Noworosji jest skrajnie korzystna dla przeciwników Rosji”.

Pisze, że Moskwa zaprzecza wszelkim oskarżeniom, a powodów do oświadczeń jest coraz więcej, bowiem np. niektórzy dziennikarze publikują zdjęcia grobów pskowskich desantowców, „nie ma jednak żadnego oficjalnego potwierdzenia lub zaprzeczenia, że zmarli faktycznie byli żołnierzami wojsk powietrznodesantowych.”

„W rosyjskim i ukraińskim społeczeństwie określone siły usiłują stworzyć opinię, że Rosja okazuje wojskową pomoc bojownikom. To też działa na korzyść Kijowa w jego informacyjnej wojnie przeciwko Rosji. Zresztą, Internet, a także ukraińskie i zachodnie media są przepełnione drugorzędnymi, pozbawionymi dowodów materiałami na ten temat” – podkreśla publicysta i stwierdza, że na razie Moskwa ponosi straty w wojnie informacyjnej, bo na Zachodzie, zwłaszcza w państwach europejskich, panuje przekonanie, że to właśnie dzięki wsparciu bojowników ze strony Rosji ci zwyciężają i efektywnie walczą z regularnymi wojskami ukraińskimi i Gwardią Narodową.

O krok dalej idzie nacjonalistyczny publicysta Jegor Chołmogorow, orędownik wprowadzenia wojsk rosyjskich na Ukrainę, który stwierdza na swoim blogu: „Kiedy toczyły się wojny z Tatarami krymskimi – w stepy wysyłano młodych dworzan, którzy mieli trafić do Tatarów i nie od razu, a po okrutnych torturach powiedzieć o rozmieszczeniu rosyjskich wojsk. Po tym, jak Tatarzy otrzymywali cios z nieoczekiwanej strony, takich dezinformatorów, oczywiście, zabijano. A wy mówicie o kłamaniu żonie. To wojna. Wojna to droga kłamstwa. Jeśli to potrzebne dla świętej sprawy – będziemy kłamać całym państwem”.

Autor: Agnieszka Szypielewicz//kka / Źródło: holmogor.livejournal.com, tvrain.ru, novayagazeta.ru, slon.ru

Raporty: