O jaką stawkę gra premier May?


Zapowiedziane przez brytyjską premier Theresę May przedterminowe wybory parlamentarne prawdopodobnie wzmocnią pozycję rządzącej Partii Konserwatywnej przed rozpoczęciem dwuletnich negocjacji w sprawie wyjścia kraju z Unii Europejskiej.

May poinformowała we wtorek o woli rozpisania przedterminowych wyborów parlamentarnych. Zgodnie z ustawą z 2011 roku, która miała utrudnić partiom zwoływanie przedterminowych wyborów w momencie znaczącej przewagi w sondażach, rządowy wniosek musi uzyskać poparcie 2/3 posłów (434 głosów). Poparcie dla wniosku w środowym głosowaniu zapowiedziały dwa ugrupowania opozycyjne - Partia Pracy i Liberalni Demokraci. Trzy partie dysponują łącznie 568 głosami. Część laburzystów zapowiedziała głosowanie wbrew linii partyjnej - przeciw propozycji May, ale nie powinno to zaważyć na wyniku głosowania.

W obecnym parlamencie - powołanym po wyborach w maju 2015 roku i reelekcji Davida Camerona na stanowisku premiera - konserwatyści mają 330 na 650 mandatów i niewielką samodzielną większość w parlamencie, co pozwala im sprawnie uchwalać rządowe projekty ustaw. Partia Pracy ma 229 deputowanych, Szkocka Partia Narodowa - 56, a Liberalni Demokraci - zaledwie dziewięciu. Według najnowszych sondaży w czerwcowym głosowaniu premier May - dotychczas rządząca bez bezpośredniego mandatu demokratycznego - mogłaby liczyć na znaczne zwiększenie przewagi swej partii w Izbie Gmin, gwarantując rządowi większy komfort podczas rozpoczynających się wkrótce dwuletnich negocjacji w sprawie Brexitu. Media spekulowały o przedterminowych wyborach od kilku miesięcy, a większość ekspertów sugerowała, że możliwe byłoby połączenie tego głosowania z zaplanowanymi na 4 maja wyborami samorządowymi. Ostatecznie May zdecydowała się na czerwiec, na co najprawdopodobniej wpływ miała rosnąca przewaga jej ugrupowania nad Partią Pracy i wyjątkowo niekorzystne dla lidera opozycji, Jeremy'ego Corbyna, rankingi zaufania. To również ostatni moment na rozpisanie wyborów, by nie kolidowały z rozpoczynającymi się wkrótce negocjacjami w sprawie Brexitu. Przemawiając we wtorek na Downing Street, szefowa rządu wskazywała na sprzeciw wobec Brexitu jako główny powód swojej decyzji. - Nasi przeciwnicy wierzą, że skoro rządowa większość jest niewielka, (...) będą w stanie zmusić nas do zmiany kursu, ale są w błędzie. (...) Jeśli nie zorganizujemy wyborów parlamentarnych teraz, ich polityczne gierki będą trwały, a negocjacje z UE wejdą w najtrudniejszy etap tuż przed kolejnymi zaplanowanymi wyborami. Podziały w parlamencie mogą zagrozić naszej zdolności do przekucia Brexitu w sukces oraz mogą spowodować szkodliwą niepewność i niestabilność naszego kraju - tłumaczyła.

Przewaga torysów

Sondaże od dłuższego czasu sugerowały dwucyfrową przewagę Partii Konserwatywnej nad opozycją. Badanie preferencji politycznych ośrodka YouGov dla dziennika "The Times" z wielkanocnego weekendu pokazało, że aż 44 proc. wyborców oddałoby głos na partię rządzącą, a zaledwie 23 proc. na Partię Pracy, dając May aż 21 punktów procentowych przewagi nad rywalami. Prounijni Liberalni Demokraci mogliby liczyć na 12 proc. głosów, a eurosceptyczna Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP) - na 10 proc.

Zgodnie z wyliczeniami telewizji Sky News przełożyłoby się to na aż 395 mandatów dla Partii Konserwatywnej przy zaledwie 164 mandatach dla Partii Pracy, 56 dla Szkockiej Partii Narodowej i 11 dla Liberalnych Demokratów. Taki wynik wyborczy zwiększyłby zdolność rządu May do "absorbowania" wewnątrzpartyjnych rebelii. Obecnie wyłamanie się choćby kilkunastu posłów może grozić nieprzegłosowaniem ustawy; w nowym parlamencie ten bufor bezpieczeństwa wzrósłby do blisko 70 głosów. May mogłaby wówczas odpierać naciski ze strony parlamentu, w szczególności liczącej ok. 60 członków grupy zwolenników tzw. twardego Brexitu, wśród których są m.in. posłowie opowiadający się za całkowitym zerwaniem negocjacji z UE, jeśli ta będzie domagać się uregulowania dalszych wpłat do unijnego budżetu.

O co będą się spierać?

Krótka, zaledwie siedmiotygodniowa kampania wyborcza może promować partię rządzącą, która dysponuje także bardziej zorganizowanym zapleczem, w tym grupą zdyscyplinowanych, eurosceptycznych sponsorów.

Główną osią kampanii będzie wyjście Wielkiej Brytanii z UE, a fundamentem manifestu wyborczego torysów stanie się prawdopodobnie list szefowej rządu do przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska. List ten formalnie rozpoczął procedurę opuszczenia Wspólnoty, nakreślając główne warunki rządu w Londynie, w tym m.in. rezygnację z członkostwa we wspólnym rynku UE. Zgodnie z badaniami opinii publicznej Brexit jest uważany przez wyborców za najistotniejszy temat, wyprzedza m.in. kwestie gospodarcze i kryzys w służbie zdrowia. W kwestii polityki krajowej można się spodziewać, że May zrezygnuje z krytykowanych przez twardy elektorat Partii Konserwatywnej zobowiązań budżetowych (m.in. przeznaczania 0,7 proc. PKB na pomoc rozwojową poza granicami kraju), a zamiast tego będzie podkreślać planowane wsparcie rządu dla niższej klasy średniej, by zdobyć poparcie tradycyjnego elektoratu laburzystów. Jednocześnie będzie prezentowała swój rząd jako gwarancję stabilności w obliczu potencjalnie chaotycznego koalicyjnego rządu obecnej opozycji pod wodzą nielubianego Corbyna.

Co na to opozycja?

Partia Pracy mierzy się od dłuższego czasu z kryzysem wewnętrznym - nie ma jednolitego stanowiska w sprawie Brexitu, a jej posłowie w większości nie popierają swojego partyjnego lidera. Część deputowanych zapowiedziała jeszcze we wtorek, że z tego powodu nie będzie ubiegała się o kolejną kadencję.

Część laburzystowskich polityków musi się również liczyć z utratą mandatów na rzecz Partii Konserwatywnej w eurosceptycznych okręgach wyborczych i na rzecz bardziej zdeterminowanych Liberalnych Demokratów w regionach, które w ubiegłorocznym referendum zagłosowały za pozostaniem w UE. Wśród opozycyjnych partii najwięcej mogą zyskać Liberalni Demokraci, którzy według niektórych analiz mogą zdobyć nawet do 20 nowych mandatów, szczególnie w okręgach, w których wyborcy - wbrew eurosceptycznym posłom z danego obszaru - poparli dalsze członkostwo kraju w Unii. Z kolei Szkocka Partia Narodowa mogłaby według sondaży umocnić się na pozycji największej partii w Szkocji, sięgając nawet po wszystkie przysługujące Szkocji 59 mandatów. Taki wynik wzmocniłby presję na rząd w Londynie, by pozwolić na drugie referendum w sprawie niepodległości Szkocji od Wielkiej Brytanii. Zgodnie z wnioskiem May przedterminowe wybory miałyby się odbyć 8 czerwca.

Autor: mtom / Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: