Ten list wywołał szok. 20 lat temu Tadeusz Mazowiecki wstrząsnął światem

[object Object]
Tadeusz Mazowiecki przez trzy lata walczył o życie cywilów w czasie wojny w byłej JugosławiiArchiwum Reuters
wideo 2/5

"W Bośni ważą się losy międzynarodowego porządku i podstawowych zasad, na których ufundowano cywilizację. Nie jestem przekonany, że punkt zwrotny, na jaki liczyliśmy, nadejdzie, dlatego nie mogę dłużej uczestniczyć w pozornej tylko misji ochrony praw człowieka" – pisał 27 lipca 1995 r. w liście do Organizacji Narodów Zjednoczonych Tadeusz Mazowiecki. Po trzech latach pełnienia misji na Bałkanach, w czasie której – z jego rekomendacji – stworzono tzw. strefy bezpieczeństwa mające chronić cywilów, on sam składał broń. Strefy nigdy nie zadziałały tak, jak tego chciał. Bezpieczeństwo miało w nich oznaczać życie, nie śmierć.

11 lipca w czasie obchodów upamiętniających masakrę ludności cywilnej w Srebrenicy, były prezydent Stanów Zjednoczonych Bill Clinton przeprosił za to, że "zajęło mu tyle czasu" zrozumienie tego, co działo się w byłej Jugosławii. Po 20 latach od zakończenia wojny panuje właściwie powszechna opinia, że ONZ w czasie konfliktu z lat 1991-95 straciła twarz. Organizacja, która za cel postawiła sobie utrzymanie pokoju po II wojnie światowej, zaledwie dwa pokolenia później nie potrafiła zapobiec ludobójstwu w Bośni.

Tadeusz Mazowiecki wraz ze swoim zespołem ponad trzy lata walczył o to, by do niego nie dopuścić. Przegrał. Gdy dwa tygodnie po wymordowaniu w enklawie Srebrenicy ponad ośmiu tysięcy muzułmańskich mężczyzn i chłopców przez bośniackich Serbów składał rezygnację, przygotowywał właśnie ostatni z 18 raportów dla Sekretarza Generalnego. 22 sierpnia złożył go na ręce przewodniczącego Komisji Praw Człowieka ONZ. List rezygnacyjny stanowił już wtedy tylko aneks. W dokumencie Mazowiecki jeszcze raz przypomniał, jak miały funkcjonować strefy bezpieczeństwa, które Organizacja sama – po raz pierwszy w historii – powołała do życia i sama, ostatecznie z ich obrony zrezygnowała, nie uprzedzając o tym tych, którzy stali się ofiarami wojny.

Wojna w Jugosławii. Mazowiecki na stanowisku

Najpierw wybuchła wojna w Chorwacji. W 1991 r. powoli, miesiąc po miesiącu, narastał konflikt graniczny między chorwacką i serbską republiką wchodzącymi w skład Jugosławii, aż przerodził się on w straszliwe walki w Slawonii i trwającą wiele miesięcy bitwę o Vukovar. Bośnia miała przed sobą jedną w miarę spokojną zimę, ale 5 kwietnia 1992 r. wraz z pierwszymi strzałami oddanymi w Sarajewie rozpoczął się najstraszliwszy rozdział europejskiej historii po II wojnie światowej. Wojska bośniackich Serbów pod politycznym przywództwem Radovana Karadżicia i wojskowym gen. Ratka Mladicia rozpoczęły ofensywę na wielu frontach. ONZ czekała ponad rok, by w końcu – w połowie sierpnia – stworzyć funkcję Specjalnego Sprawozdawcy organizacji dla terytorium całej Jugosławii. Na stanowisko wybrano Tadeusza Mazowieckiego. Były premier Polski cieszył się znakomitą opinią na Zachodzie, ale równocześnie – jak tłumaczył po latach Konstanty Gebert, który jeździł z Mazowieckim na Bałkany – nie spodziewano się po nim wiele. Mówiący powolnie Mazowiecki tak w gruncie rzeczy miał działać, a zachodni politycy potrzebowali kogoś, kto będzie pisał raporty z Jugosławii i właściwie do tego się ograniczał. Nie podejrzewali, że powierzyli tę funkcję jednemu ze swych – już wkrótce – największych krytyków.

Październik 1992. Pomysł stworzenia stref bezpieczeństwa

Mazowiecki od pierwszego raportu, stworzonego w niespełna dwa tygodnie, zwracał uwagę na dokonywanie czystek etnicznych przez serbskie oddziały na ludności muzułmańskiej, ale również chorwackiej na terenach wschodniej Bośni. Już w drugim raporcie opublikowanym 27 października 1992 r. Mazowiecki i zespół jego śledczych, ekspertów i przedstawicieli organizacji praw człowieka, którzy niekiedy w skrajnie ciężkich warunkach zbierali informacje nt. toczących się walk, zarekomendował stworzenie "stref bezpieczeństwa".

Mazowiecki przekonywał, że "wyposażone w odpowiednie zapasy żywności i zaplecze medyczne, pozwoliłyby one pozostać ludności cywilnej w kraju, nie zmuszając jej do prób ucieczki zagranicę". Zarówno ten jak i kolejne dwa raporty powtarzały ten apel. Dodatkowo w dokumencie datowanym na 10 lutego 1993 r. Mazowiecki chciał, by Siły Obronne ONZ (UNPROFOR) obecne w kilku miejscach w byłej Jugosławii, pojawiły się od razu w strefach bezpieczeństwa i "dostały mandat umożliwiający użycie siły w obronie ludności cywilnej".

W końcu 16 kwietnia 1993 r. Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła rezolucję nr 819, w której obok powtarzającego się zwyczajowo stwierdzenia o "odrażającej kampanii czystek etnicznych" prowadzonych przez paramilitarne oddziały bośniackich Serbów, stwierdzała też, że na terenach wokół Srebrenicy we wschodniej Bośni powstanie enklawa ze statusem "strefy bezpieczeństwa". RB ONZ zobowiązywała bośniackich Serbów, a także rząd w Belgradzie do zapewnienia przepływu pomocy humanitarnej do Srebrenicy przez cały okres trwania wojny i do powstrzymania się przed atakami na jej ludność. Równocześnie jednak RB zatwierdziła, że żołnierze sił UNPROFOR, którzy zostaną tam rozmieszczeni (łącznie 147), będą mieli obowiązek rozbroić żyjących tam Boszniaków (muzułmanów), by zapewnić dowództwo serbskie na czele z gen. Ratko Mladiciem o tym, że enklawa nie stanie się zapleczem dla działania bośniackiej armii sterowanej z Sarajewa.

Rezolucja w ogóle nie wspominała o "obronie enklawy przez żołnierzy UNPROFOR", zauważał Mazowiecki w raporcie pisanym w sierpniu 1995 r., w którym wykazał dyplomatom, jak bardzo ociągali się z działaniami mającymi ograniczyć skutki prowadzonej wojny.

Były polski premier od początku wiedział, że jedna strefa bezpieczeństwa to za mało i 5 maja 1993 r. w kolejnym raporcie zarekomendował powstanie następnych takich terenów – przede wszystkim w Żepie, Gorażde i Tuzli na wschodzie Bośni, a także w Bihaciu i Sarajewie. Żepa i Gorażde były wyjątkowo ważne, bo znajdowały się na terenach, na których do masowych mordów i czystek etnicznych dochodziło już w pierwszych miesiącach wojny. Gorażde graniczyło bezpośrednio z terenami wokół Foczy – miejsca, w którym Serbowie stworzyli obozy dla muzułmańskich kobiet, gdzie przetrzymywano je jako niewolnice i gwałcono.

Już dzień później Rada Bezpieczeństwa uchwaliła rezolucję nr 824, w której nadawała status stref bezpieczeństwa wspomnianym pięciu regionom, jednak zaznaczała, że dopiero "podda pod rozwagę" rozszerzenie zapisów o ich funkcjonowaniu. RB ONZ działała powoli, a w każdym z tych miejsc – poza Srebrenicą – cywile wciąż ginęli z rąk bośniackich Serbów. Najtrudniejsza sytuacja panowała w Sarajewie oblężonym przez wojska Mladicia i bombardowanym dzień i noc. Nie zmieniło się to aż do lata 1995 roku.

4 czerwca 1993 r. w siedzibie ONZ w Nowym Jorku w końcu podjęto decyzję (rezolucja nr 836) o nadaniu siłom UNPROFOR mandatu umożliwiającego "odparcie ataku na ludność cywilną" w strefach bezpieczeństwa. W dokumencie dodawano, że siły na lądzie zostaną też wtedy "wsparte przez uderzenie z powietrza" na pozycje oddziałów atakujących enklawy. To rezolucja 836 stała się dwa lata później dowodem na to, że ONZ nie potrafi konsekwentnie wypełniać własnych postanowień, nawet w obliczu nadciągającej katastrofy, która w lipcu 1995 r. w Srebrenicy przybrała najtragiczniejsze rozmiary od czasów II wojny światowej.

ONZ wycofuje się z deklaracji

Tadeusz Mazowiecki w swoim ostatnim raporcie złożonym w sierpniu 1995 r. odnosił się też do innych decyzji Sekretarza Generalnego ONZ Butrusa Butrusa Ghaliego. W marcu 1994 r. zdecydował on np., że kolejne trzy propozycje Specjalnego Sprawozdawcy dot. utworzenia stref bezpieczeństwa w Mostarze, Vitezie i Maglaju nie będą brane pod uwagę. Mazowiecki przypominał też egipskiemu dyplomacie, że w maju 1994 r. na forum ONZ rozmawiano o działaniu istniejących w Bośni stref i wtedy w raporcie Sekretarza Generalnego podsumowującym debatę pojawiły się sformułowania dość niepokojące, bo zbyt ogólne – tak, jakby ich treść wynikała z kompromisowego podejścia do kwestii prowadzenia wojny i dyskutowanej już wtedy (od pewnego czasu) kwestii przyszłego podziału Bośni. Status ludności cywilnej na chronionych terenach nie był tak pewny.

Lasy Srebrenicy. Muzułmanie pojmani przez Serbów
Lasy Srebrenicy. Muzułmanie pojmani przez SerbówArchiwum Reuters

Ghali pisał wtedy o strefach bezpieczeństwa jako "obszarach wolnych od ataków zbrojnych i innych wrogich czynów, które mogłyby zagrozić ludności tych miejsc". Dodawał też jednak, że "wprowadzenie w życie takiej koncepcji działania stref zależy od wspólnej zgody wszystkich zaangażowanych stron". Belgrad, Karadżić i Mladić w ogóle tymczasem nie akceptowali istnienia stref i przedstawiciele ONZ z każdym miesiącem i rokiem stawali się dziwnie bezsilni wobec ich konsekwencji. Następnie Ghali stwierdzał, że "mandat sił UNPROFOR dotyczy obrony ludności cywilnej, a nie geograficznie zdefiniowanego obszaru stref bezpieczeństwa". Konkluzja brzmiała: "strefy bezpieczeństwa są tymczasowym mechanizmem ochrony ludności cywilnej do czasu osiągnięcia przez wszystkie strony porozumienia politycznego".

Ekshumacje zwłok w Srebrenicy po wojnie w Bośni
Ekshumacje zwłok w Srebrenicy po wojnie w BośniArchiwum Reuters

W maju 1995 r., po kolejnym roku wydawało się niekończącej się wojny, Sekretarz Generalny stwierdzał z kolei w swoim raporcie, że niebezpieczeństwo na strefy sprowadzają nie tylko bośniaccy Serbowie, ale również siły bośniackiej armii, które walczą w Sarajewie, Tuzli i Bihaciu. Sekretarz Generalny nie zwracał jednak uwagi na to, że działania te były skierowane przeciwko wojskom bośniackich Serbów, a nie cywilom, a w Sarajewie – mieście oblężonym od ponad trzech lat – zginęło już ponad 10 tys. ludzi.

Tadeusz Mazowiecki musiał zdawać sobie z tego sprawę. W swoich raportach pozostawał nieprzejednany i wielokrotnie w 1994 i 1995 r. podkreślał brak zrozumienia dla działań ONZ, która starając się doprowadzić do politycznej zgody między walczącymi stronami, nie próbowała – poprzez zaangażowanie wystarczających środków – chronić ludności cywilnej inaczej niż tylko w niepełnej formie, wciąż czekając na opamiętanie się walczących stron.

Zachód "sprzedał" Srebrenicę

Na początku lipca tego roku, tuż przed 20. rocznicą ludobójstwa w Srebrenicy, reporterzy brytyjskiego "Guardiana" opublikowali analizę dokumentów odtajnionych w ostatnich tygodniach przez USA i Wielką Brytanię. Rzuciły one zupełnie inne światło na wydarzenia w Srebrenicy, upadek tej enklawy, a także Żepy i na działania ONZ w latach 1994-95. Tadeusz Mazowiecki nie mógł o nich wiedzieć. W perspektywie tych dokumentów jego misja ratowania cywilów w Bośni zyskuje wymiar wręcz tragiczny, bo Specjalny Sprawozdawca – jako wysłannik Zachodu – miał się mierzyć w jego imieniu z rzeczywistością wojny w Jugosławii, nie wiedząc o decyzjach, jakie zapadły za jego plecami, w gabinetach w Nowym Jorku, Paryżu i Londynie wiosną i latem 1995 roku.

Upadek Srebrenicy 20 lat temu był kluczowym elementem strategii realizowanej przez Waszyngton, Londyn i Paryż, i "nie był tak szokującym wydarzeniem, jak zwykło się o nim mówić" – napisał "Guardian". Dokumenty z tamtego czasu – depesze z klauzulami tajności i zeznania przez trybunałem w Hadze dziś osądzającym Karadżicia i Mladicia za zbrodnie ludobójstwa – pokazują, że Srebrenica i dwie inne enklawy (Tuzla i Żepa) "dawno (w 1995 r. – red.) uznano już za stracone, bo Zachód był gotowy je oddać za cenę stworzenia mapy podziału Bośni, która zadowoli prezydenta Jugosławii Slobodana Miloszevicia".

Jak wynika z odtajnionych dokumentów opisywanych przez brytyjski dziennik, zachodnie stolice "wiedziały lub powinny były wiedzieć" o tym, że Mladić i Karadżić w miesiącach poprzedzających ludobójstwo w Srebrenicy mówili w czasie narad wojennych o "całkowitym pozbyciu się muzułmanów" i "krwi, której będzie po kolana" w enklawie chronionej już wtedy przez holenderskich żołnierzy misji ONZ. Robert Frasure – amerykański dyplomata informujący Billa Clintona o działaniach podejmowanych przez Miloszevicia i bośniackich Serbów – zarekomendował pracownikom administracji Białego Domu wiosną 1995 r. "podjęcie decyzji o wycofaniu żołnierzy z niebezpiecznych regionów", które oznaczały po prostu strefy bezpieczeństwa – napisał "Guardian".

Wielka Brytania i Francja na to przystały, a gdy 6 lipca w okolicach enklawy Srebrenicy pojawił się Mladić ze swoimi oddziałami, obie stolice zapewniły wojskom serbskim "30 tys. litrów paliwa, do autobusów, którymi potem Serbowie wywieźli uchodźców na pola śmierci". Mladić w czasie pertraktacji z holenderskim dowództwem w bazie Potoczari mówił, że wywiezie cywilów, bo ma mandat ONZ-tu i właściwie się nie pomylił. Holenderski dowódca bazy dowiedział się, że Serbowie rzeczywiście mają wywieźć cywilów.

Odtajnione dane wywiadowcze z tamtego czasu – jak pisze dziennik – "pokazały nawet, że CIA z pokładów swoich samolotów właściwie 'na żywo' śledziła masowe egzekucje w Srebrenicy, ale zachodni dyplomaci nie podnieśli tego problemu w czasie spotkań z Miloszeviciem w tamtych dniach".

Strefy bezpieczeństwa w Bośni w latach 1993-95. Podział administracyjny kraju po pokoju w DaytonCIA

List rezygnacyjny. Tchórzostwo Narodów Zjednoczonych

Po upadku enklawy Srebrenicy i przybyciu do Tuzli, gdzie Mazowiecki i jego zespół wysłuchali zeznań setek kobiet, które straciły swych mężów, synów i braci w lasach wokół holenderskiej bazy Potoczari, a same zostały w wielu przypadkach zgwałcone przez Serbów, polski premier postanowił, że jedynym, co może zrobić, jest złożenie głośnej rezygnacji i jasne wskazanie powodów, dla których misja ONZ na Bałkanach nie ma już żadnego sensu.

27 lipca 1995 r., 11 dni po ostatnim masowym mordzie dokonanym przez Serbów w enklawie Srebrenicy, polski polityk napisał do Sekretarza Generalnego ONZ i Wysokiego Przedstawiciela Komisji Praw Człowieka list, który potem wielokrotnie zacytowały przynajmniej we fragmentach najważniejsze zachodnie media. Był to atak wymierzony w ONZ, jakiego wcześniej nikt na tak wysokim stanowisku w organizacji nigdy nie przypuścił.

Wydarzenia ostatnich tygodni w Bośni i Hercegowinie, a przede wszystkim fakt dopuszczenia przez Organizację Narodów Zjednoczonych do upadku enklaw Srebrenicy i Żepy i straszliwa tragedia ludności "stref bezpieczeństwa", których status gwarantowały międzynarodowe porozumienia, zmuszają mnie do stwierdzenia, że nie widzę dalszej możliwości kontynuowania mandatu Specjalnego Sprawozdawcy, powierzonego mi przez Komisję Praw Człowieka. Przyjmując mandat w sierpniu 1992 r. zadeklarowałem jednoznacznie, że moim zdaniem nie będzie jedynie pisanie raportów, ale również pomaganie ludziom. Tworzenie „stref bezpieczeństwa” było od początku główną rekomendacją wynikającą z moich raportów. Ostatnia decyzja konferencji w Londynie (z końca lipca 1995 r. – red.), w czasie której zaakceptowano upadek Srebrenicy jednocześnie pozostawiając Żepę jej losowi [enklawa jeszcze wtedy istniała – red.], są dla mnie nie do zaakceptowania. (...) Te wydarzenia tworzą punkt zwrotny w sytuacji w Bośni. Mierzymy się z trudnościami, jakie przeżywa kraj będący członkiem Narodów Zjednoczonych, i którego multietniczny charakter jest zagrożony, równocześnie starając się o przestrzeganie zasad międzynarodowego porządku. Nie można jednak mówić w sposób wiarygodny o obronie praw człowieka, gdy konfrontuje się to z brakiem konsekwencji i odwagi, które manifestują społeczność międzynarodowa i jej liderzy. Sytuację praw człowieka określa dzisiaj tragedia mieszkańców Żepy i Srebrenicy. Wciąż dochodzi do rażącego łamania praw człowieka. (...) Zbrodnie są popełniane błyskawicznie i brutalnie, w kontraście do powolnej i nieefektywnej odpowiedzi wspólnoty międzynarodowej. Moje stanowisko pozwala mi już tylko na dalsze opisywanie zbrodni, ale ten krytyczny moment zmusza nas do zrozumienia prawdziwego ich charakteru i do wzięcia odpowiedzialności Europy i wspólnoty międzynarodowej za bezradność jaką wykazuje w ich obliczu. (...) Chciałbym wierzyć, że ten moment będzie stanowił punkt zwrotny w stosunku Europy i świata do konfliktu w Bośni. Ważą się tu losy międzynarodowego porządku i podstawowych zasad, na których ufundowano cywilizację. Nie jestem przekonany, że punkt zwrotny, na jaki liczyliśmy nadejdzie, dlatego nie mogę dłużej uczestniczyć w pozornej tylko misji ochrony praw człowieka. (...) Tadeusz Mazowiecki, list z 27 lipca 1995 r.

United Nothing

Ten list był szokiem. ONZ, która stworzyła stanowisko nie dające w 1992 r. Tadeuszowi Mazowieckiemu w istocie żadnych realnych kompetencji do prowadzenia działań dyplomatycznych, teraz musiała się bronić przed zarzutami o dopuszczenie do zbrodni w Srebrenicy, która z każdym kolejnym dniem od pierwszych doniesień brytyjskich i francuskich mediów 18 lipca 1995 r. przybierała bardziej zatrważające kształty.

W końcu Sekretarz Generalny zdecydował, że dowódca misji ONZ w Bośni będzie mógł zwrócić się do NATO z prośbą o rozpoczęcie natychmiastowych nalotów bez konsultacji z politykami. ONZ i NATO czekały jednak kolejny miesiąc, potrzebując jeszcze jednej tragedii – ataku moździerzowego Serbów w Sarajewie, w którym zginęły 43 osoby, a 75 zostało rannych – by zacząć naloty.

United Nothing. Graffiti na ścianie budynku w bazie Potoczari w enklawie Srebrenicy narysowane ręką jednego z uchodźców w 1995 r.Wikimedia Commons

Tadeusz Mazowiecki, mimo niebieskiego hełmu Narodów Zjednoczonych, który nosił, w pamięci ofiar wojny w byłej Jugosławii pozostał kimś innym i bardzo odrębnym od organizacji, jaka w tej części Europy straciła zupełnie szacunek.

United Nothing. Takie rozszerzenie skrótu ONZ (UN) w krajach byłej Jugosławii – wypisane przez jednego z ocalałych z masakry w Srebrenicy w holenderskiej, wojskowej bazie Potoczari - zna dziś tam zbyt wielu ludzi.

[object Object]
Ekshumacje zwłok w Srebrenicy po wojnie w BośniArchiwum Reuters
wideo 2/4

Autor: Adam Sobolewski/mtom / Źródło: tvn24.pl

Tagi:
Raporty: