Tak chcą zatrzymać największe rakiety. Nagranie uderzenia w kosmosie

[object Object]
Test amerykańskiego systemu antyrakietowego GMD. Przechwycenie ICBMMDA
wideo 2/5

Amerykańska tarcza antyrakietowa zdała najważniejszy test od wielu lat. Udało się zniszczyć cel symulujący coś, co chce stworzyć północnokoreański dyktator Kim Dzong Un. Antyrakieta trafiła pędzącą przez kosmos głowicę rakiety międzykontynentalnej. Udało się to po raz pierwszy w historii. Cała próba kosztowała ćwierć miliarda dolarów.

- Nie będę wchodził w objęte tajemnicą detale, ale odtworzyliśmy scenariusz, którego poważnie się obawiamy - stwierdził wiceadmirał James Syring, szef Agencji Obrony Przeciwrakietowej (Missile Defense Agency - MDA). Doprecyzował, że chodzi o "pewne zagrożenia ze strony Korei Północnej lub Iranu". - W tym wypadku był to wariant pacyficzny - uściślił.

Jest więc jasne, że Amerykanie sprawdzali, czy są w stanie się obronić przed próbą ataku ze strony Korei Północnej. Według wiceadmirała, takiego zagrożenia spodziewa się "za trzy lata". - To, co naszym zdaniem może się stać w 2020 roku, zostało bardzo dobrze odtworzone we wczorajszym teście - dodał.

Kontrowersyjny program antyrakietowy

Jak tłumaczył wiceadmirał, podczas próby użyto celu o "wysokich osiągach". - Leciał wyżej, dalej i szybciej niż podczas wszystkich dotychczasowych - mówił. Chodzi o to, że dotychczas testowano działanie tarczy przeciw rakietom balistycznym krótszych zasięgów, które nadlatują niżej i wolniej. Są więc stosunkowo łatwiejszymi celami.

Korea Północna pracuje natomiast nad rakietą o zasięgu międzykontynentalnym (formalnie ponad 5,5 tysiąca kilometrów), bo tylko taką może sięgnąć Zachodniego Wybrzeża USA. Dałoby to Pjongjangowi silną kartę przetargową w rozmowach z Waszyngtonem, który nie mógłby ignorować nawet małej możliwości, że na Seattle czy San Francisco spadnie północnokoreańska bomba atomowa.

System antyrakietowy GMD, który składa się z bazy na Alasce i w Kalifornii ma teoretycznie obronić USA przed napaścią ze strony Korei Północnej, pomimo niemal 20 lat prac nadal jest jednak bardzo zawodny i trudno go uznać za gotowy do normalnego działania. Tylko połowa testów zakończyła się powodzeniem.

Cały program kosztował już ponad 40 miliardów dolarów, więc jak na wydaną kwotę efekty są umiarkowane. System GMD jest mocno kontrowersyjny i ma wielu przeciwników oraz krytyków, według których to wielkie marnotrawstwo pieniędzy. Pentagon wydaje się być jednak przekonany, że nie ma lepszych alternatyw na wypadek uzbrojenia się Korei Północnej w rakietę międzykontynentalną, więc prace trwają.

Nadzieja na przyszłość

W tym kontekście środowy test był bardzo ważny. Jego powodzenie daje argumenty zwolennikom dalszego rozwijania GMD i nadzieję, że USA będą miały sposób na obronienie się przed potencjalnym atakiem nieprzewidywalnego reżimu. To znacznie rozszerza możliwości działania Waszyngtonu wobec Korei Północnej, bo wybija z ręki potencjalną kartę atutową Kim Dzong Una.

Test był też bardzo ważny z czysto technicznego punktu widzenia. Przechwytywanie rakiet międzykontynentalnych to najtrudniejsze zadanie dla obrony przeciwrakietowej. Lecą one bowiem na dużych wysokościach, formalnie już w kosmosie, a nurkując w atmosferę rozpędzają się do nawet ponad 20 tysięcy kilometrów na godzinę. Ich głowice są przy tym stosunkowo małe, rozmiarów dorosłego człowieka.

Nawet bez znajomości fizyki można sobie wyobrazić, jak trudno trafić w tak drobny punkt pędzący z taką prędkością na granicy atmosfery. Zwłaszcza że współcześnie nie wchodzi w grę niszczenie nadlatujących głowic przy pomocy eksplozji jądrowych, jak to robiły pierwsze systemy antyrakietowe z okresu zimnej wojny. Trzeba precyzyjnie trafić w głowicę głowicą antyrakiety, co jest zadaniem karkołomnym.

Nie budzi więc wielkiego zdziwienia, że dotychczas system GMD zadziałał poprawnie tylko w połowie testów. Teraz może się to jednak zacząć zmieniać, bo w środowym teście użyto nowej wersji samej antyrakiety i jej głowicy, która w ostatnim etapie lotu musi się precyzyjnie naprowadzić na wrogą głowicę. Oba elementy mają być znacznie lepiej dopracowane i mniej zawodne.

Jak na wojnie

Sprawę utrudnia to, że współczesne rakiety międzykontynentalne przenoszą całe zastawy fałszywych głowic i wabików mających zmylić obrońców. Tak też miało być podczas środowego testu. Na nagraniach przechwycenia widać, że chwilę przed trafieniem w jeden obiekt, tuż obok przelatuje inny, prawdopodobnie wabik.

Odróżnianie fałszywych głowic od tych prawdziwych to jedno z trudniejszych zadań. Amerykanie twierdzą jednak, że potrafią już to robić przy pomocy naziemnych radarów i satelitów. Szczegóły są jednak oczywiście tajne.

Wiceadmirał Syring zapewniał, że test nie był "ustawiony" i obrońcy nie wiedzieli wcześniej, która głowica jest tą właściwą. Mieli też nie wiedzieć, kiedy konkretnie dojdzie do symulowanego ataku. Znano jedynie przybliżoną godzinę odpalenia celu z atolu Kwajalejn na środku Pacyfiku, który następnie skierował się ku USA. Wszystko miało przebiec jak podczas prawdziwej sytuacji wojennej.

Autor: mk\mtom/jb / Źródło: tvn24.pl, Breaking Defense

Tagi:
Raporty: