Ta sama flota, ten sam dywizjon. Niepokojąco częste wypadki kończą kariery

[object Object]
Kolejne wypadki okrętów US Navy oznaczają problemy dla oficerówUS Navy
wideo 2/4

Po serii tragicznych i zawstydzających zderzeń z udziałem amerykańskich okrętów na wodach Dalekiego Wschodu, dowództwo US Navy miało podjąć decyzję o usunięciu admirała dowodzącego największą amerykańską flotą. Jak podaje szereg amerykańskich mediów, wiceadmirał Joseph Aucoin, dowódca 7 Floty, zostanie odwołany jeszcze w środę, co de facto będzie oznaczało niechlubne zakończenie jego kariery.

O niechybnym odwołaniu napisał szereg amerykańskich mediów, zaczynając od dziennika "Wall Street Journal". Specjalistyczny portal USNI News potwierdził tę informację w swoich źródłach. Dowódca Floty Pacyfiku admirał Scott Swift ma być w drodze z Singapuru do Japonii, aby osobiście usunąć podlegającego mu wiceadmirała Aucoina ze stanowiska.

Odpowiedzialność dowódców

Takie wydarzenie oznacza dla oficera praktyczny koniec kariery. Aucoin i tak miał zakończyć służbę we wrześniu, ale teraz uczyni to w znacznie gorszy sposób. W US Navy usunięcie dowódcy ze stanowiska przed zakładanym terminem z powodu jakichś zaniedbań oznacza zazwyczaj przesunięcie do mało prestiżowych funkcji administracyjnych na lądzie, brak perspektyw na dalsze awanse i faktyczny koniec kariery. Większość po takim potraktowaniu w ciągu kilku lat sama odchodzi do cywila. Choć wiceadmirał nie miał bezpośredniego udziału w obu tragicznych zderzeniach z udziałem niszczycieli USS Fitzgerald i USS John S. McCain to jednak jako dowódca floty do której należą, ponosi pośrednią odpowiedzialność. To on jest ostatecznie odpowiedzialny za poziom wyszkolenia i gotowości podległych mu sił. Powinien tak zarządzać swoją flotą, aby była sprawna i jedne z jej największych okrętów nie zderzały się co i rusz z cywilnymi statkami. Na podobnej zasadzie pozbawiono już dowodzenia dowódcę niszczyciela USS Fitzgerald, który w czerwcu zderzył się ze statkiem u wybrzeży Japonii, w wyniku czego siedmiu marynarzy zginęło a okręt odniósł uszkodzenia, których naprawa ma kosztować setki milionów dolarów. Choć w momencie wypadku spał w swojej kajucie i został poważnie ranny, gdy dziób statku się w nią wbił, to i tak zgodnie z zasadami ponosi odpowiedzialność za zaniedbania swoich podwładnych, którzy w tym czasie znajdowali się na mostku. Powinien lepiej ich przygotować i zadbać, aby nie popełnili błędów. Niepewny jest też los dowódcy 15. Dywizjonu Niszczycieli, komandora Jeffrey A. Bennetta II, w którego skład wchodzą USS Fitzgerald i USS John S. McCain. Wypadki z udziałem tych okrętów w odstępie dwóch miesięcy rzucają cień na jakość wyszkolenia i nadzoru. Pojedyncze zderzenie może być po prostu pechem. Jednak dwa w tak krótkim odstępie czasu sygnalizują, że może chodzić o jakiś systematyczny problem.

Wypadki, które nie powinny się zdarzyć

W wypadku z udziałem USS Fitzgerald zginęło siedmiu marynarzy. W tym z udziałem USS John S. McCain zaginęło 10 i choć nie potwierdzono na razie ich śmierci, to jest ona niemal pewna. Wszyscy znajdowali się w pomieszczeniach poniżej linii wodnej, w które uderzył dziób cywilnego tankowca. Na razie podano, że w zalanych przedziałach znaleziono już nieokreśloną liczbę ciał. W obu przypadkach nie wiadomo jeszcze oficjalnie, kto jest winny zderzenia. Śledztwa trwają, jednak na podstawie wstępnych wniosków odwołano już nie tylko dowódcę USS Fitzgerald, ale również szereg innych oficerów i podoficerów, którzy w momencie zderzenia znajdowali się na mostku oraz w centrum dowodzenia. Wskazuje to wyraźnie na zaniedbania z ich strony. W przypadku USS John S. McCain jeszcze za wcześnie na nawet wstępne wnioski, bo do zderzenia doszło w miniony weekend. Jednak niezależnie od tego, kto formalnie będzie winny zderzeń i tego, jakie błędy popełniły załogi statków cywilnych, to i tak załogi niszczycieli muszą się liczyć z poważnymi konsekwencjami. W końcu to one dysponują licznymi nowoczesnymi systemami obserwacji oraz zwinnym okrętem z potężną maszynownią. W żadnym wypadku nie powinny dopuścić, aby powolne i mało zwrotne cywilne statki obsadzone przez nieliczne i nieporównywalnie słabiej wyszkolone cywilne załogi, taranowały ich warte kilka miliardów dolarów jednostki. W amerykańskiej prasie branżowej pojawiły się głosy, że czynnikiem w wypadkach mogło być nie tylko słabe wyszkolenie i pech, ale też przemęczenie. Siódma Flota odpowiada za wody okalające Koreę Północną i w ostatnich miesiącach ma pełne ręce roboty w związku ze zwiększonym napięciem pomiędzy Waszyngtonem i Pjongjangiem. Patrole są przedłużane ponad normę a wejścia do portów rzadsze. Efektem może być zmęczenie załóg, które mogą popełniać więcej błędów.

Autor: mk/adso / Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: US Navy