Szturm na parlament. Politycy musieli uciekać, obywatele rozsiedli się na ich miejscach

Aktualizacja:

Tysiące zwolenników szyickiego duchownego Muktady as-Sadra wdarły się w sobotnie popołudnie do tzw. "zielonej strefy" Bagdadu. Na przekazach udostępnionych przez miejscowe telewizje widać tłumy obywateli, które wdarły się do parlamentu i zajęły miejsca w ławach deputowanych.

"Zielona strefa" to strefa międzynarodowa w Bagdadzie. Znajdują się w niej m.in. parlament, budynki rządowe i ambasady. Jest ufortyfikowana, obejmuje powierzchnię blisko 10 km kw., a dostępu do niej bronią policjanci i żołnierze w dziesiątkach posterunków. Dodatkowo zabezpieczenia stanowią ustawione na wielu odcinkach kilkumetrowe, betonowe bloki, tworzące mur. "Zielona strefa" to jedyna chroniona w ten sposób część stolicy Iraku.

Szturm na strefę

Muktada as-Sadr zwołał protest na sobotnie popołudnie. Uczynił to w odpowiedzi na brak kworum w parlamencie, które mogłoby doprowadzić do powołania nowego irackiego rządu.

Na zdjęciach pokazywanych na żywo w sobotnie popołudnie przez irackie telewizje widać, jak tysiące protestujących zebrały się pod murami "zielonej strefy" i przystąpiły do niszczenia odcinka muru. W pewnym momencie bloki muru uderzyły o ziemię, a zebrani zaczęli wiwatować.

Agencja Reutera pisze, że tą drogą i przez inne punkty kontrole, na których tym razem żołnierze i policjanci nie próbowali nawet legitymować mieszkańców, do "zielonej strefy" weszły tysiące ludzi. Setki z nich zajęły następnie budynek parlamentu. Dochodząc do niego, zgromadzeni skandowali: "Tchórze uciekają!", odnosząc się do parlamentarzystów, którzy wobec zbliżających się do strefy protestujących zaczęli opuszczać siedzibę zgromadzenia i wyjeżdżać z Bagdadu. Inni protestujący krzyczeli "Pokojowy!", wskazując w ten sposób, że nie zamierzają w trakcie marszu używać przemocy i chcąc się zapewne ochronić przed ewentualnymi strzałami ze strony przedstawicieli służb.

Agencja Reutera informuje, że miało dojść do kilku incydentów. Pobity miał zostać jeden z kierowców lub pracowników Organizacji Narodów Zjednoczonych. Jej siedziba w tej części miasta została zamknięta, a personel przebywa w środku. Wiele innych miejsc zostało otoczonych przez wojsko. Na ulicach pojawiły się dodatkowe pojazdy opancerzone irackiej armii.

Irackie siły bezpieczeństwa użyły w późniejszych godzinach gazu łzawiącego przeciwko tłumowi. Tysiące obywateli pojawiły się m.in. w pobliżu ambasady USA i tam iracka armia posłała w powietrze kilka serii z karabinów jako ostrzeżenie przed zbliżaniem się do jej budynków. Placówki bronią komandosi.

As-Sadr ostrzegał

Eksperci i komentatorzy wskazywali, że sytuacja w Iraku, który od momentu pojawienia się w nim tzw. Państwa Islamskiego pogrążył się w prawie całkowitym chaosie, od miesięcy dodatkowo pogarszała się w miarę wysuwania kolejnych oskarżeń pod adresem rządu i parlamentu jako takiego. Po ostatnich, ubiegłorocznych wyborach, nie udało się doprowadzić do uchwalenia ustaw, które z jednego strony pozwoliłyby na rozwój gospodarki, a z drugiej strony ograniczyły wpływy polityków.

As-Sadr - najbardziej wpływowy szyicki duchowny w kraju - zapowiedział w połowie kwietnia, że zaapeluje do swoich zwolenników o wyjście na ulice, jeśli parlamentowi nie uda się zatwierdzić rządu technokratów, który ma walczyć z korupcją.

Oświadczenie tej treści biuro Sadra przekazało 16 kwietnia na ręce premiera Hajdera al-Abadiego, prezydenta Fuada Masuma oraz przewodniczącego parlamentu (Rady Reprezentantów) Salima ad-Dżaburiego.

W ubiegłym roku masowe demonstracje w Bagdadzie i w miastach na południu kraju, podczas których domagano się usprawnienia pracy rządu i ukrócenia korupcji, doprowadziły do przyjęcia przez parlament siedmiopunktowego programu zmian, które miały na celu właśnie walkę z tym procederem.

Po kilku miesiącach stało się jasne, że politycy nie potrafią dotrzymać tych obietnic.

Autor: adso/ja / Źródło: reuters, pap